Antysemityzm, także natychmiastowe podejrzenia o korzyściach materialnych czerpanych przez wielu „pomocników”, decydowały o zachowaniu takich wiadomości tylko w gronie najbliższych.
Jestem wdzięczny pani Janinie, która uznała, że jest obecnie odpowiedni czas na ich ujawnienie. Bardzo dobitnie powiedziała o swoim rozczarowaniu, wręcz szoku, że coraz częściej słyszy się o polskich obozach koncentracyjnych, o szmelcownikach. Zbyt mało mówi się o bezimiennych bohaterskich polskich rodzinach pomagających bezinteresownie dzieciom i dorosłym pochodzenia żydowskiego!!
Myślę, że każdy znajdzie w tych wspomnieniach coś ciekawego, ja sam liczę na przypomnienie przez panią Janinę jeszcze innych historii, gdyż w tak krótkim czasie i bez przygotowania do rozmowy, można pominąć wiele ciekawostek. Także materiał zdjęciowy, do którego mam nadzieję będę miał wgląd, pozwoli na opis tych zdjęć i postaci nie żyjących już osób.
Wspomnienia pani Janiny podzieliłem na kilka części. W pierwszej zamieszczam informacje, dotyczące historii Kotlin i młynów.
Młyn który stał na rzece Miazdze był wielopokoleniowy, należał do Polskiej rodziny od około 1880 roku.. Dziadkowie wywodzili się z Kopów, pani Janina z rodziny Łuczków.
Według informacji pani Janiny młyn kupiła rodzina o nazwisku Kopa (pradziadkowie), przed przynajmniej 150 laty. Podobno, bardzo dawno temu właścicielem młyna był Niemiec o nazwisku Sonnenberg. Jeszcze wcześniej, tereny Kotlin i okolic należały do szwagra Księcia Korybuta Wiśniowieckiego. Jego grób i nagrobek znajduje się na cmentarzu w Kurowicach. Młyn i ziemia wokół należały do Osady Młyńskiej Kotliny.
- Moi dziadkowie wprowadzili się do tego domu w 1914 roku. Był to fatalny dla całej gminy Brójce okres, w tym czasie na rzece Miazdze przechodził front najgłośniejszej i najtragiczniejszej z bitew podczas I Wojny Światowej – przypisek autora) W środku wszystko było popalone , podłogi, ściany, stropy pospadały. Nie mieli zbyt dużo pieniędzy, zrobili remont, stropy były z desek, szkoda, bo tak to by było trwalsze..
Budynek obecnie nie jest zamieszkany
Dziadkowie, jak wcześniej wspomniała
posiadali ten młyn, natomiast ziemie które dokupili były dworskie.
Ciągnęły się aż do krzyżówki (obecnie stoi tam kapliczka) w
kierunku Kurowic. W niedługim czasie dziadek sprzedał niewielką
część tych gruntów niejakiemu Karpiowi, który usilnie chciał je
kupić, dziadkowi nawet było to na rękę, gdyż spłaty za kupno
ziemi były wysokie, a dzieci w domu było wiele. Same ziemie w
Osadzie Młyńskiej zajmowały teren 84 mórg. A ziem które dziadek
dokupił i otrzymał w posagu, było dodatkowo ponad 100 mórg (1
morga nowopolska = 0,5598 ha).
Spytałem o budynek drewniany który stoi na tym terenie, zaraz po
skręcie z drogi asfaltowej w kierunku młyna, po prawej stronie.- A to ciekawa historia, mój dziadek miał zięcia który
lubił wypić, przepijał w Dalkowie wszystko co tylko się dało.
Dziadek był dwukrotnie żonaty z dwoma siostrami. Pierwsza żona
zmarła przy porodzie drugiego dziecka. Kiedyś tak było, żeby
utrzymać majątek, żeniono się siostrą zmarłej żony, i tak
było w tym przypadku. Co się tyczy zięcia, aby wszystko nie
poszło na zatracenie, dziadek dał 8 mórg swojej ziemi i pobudował
ten stojący jeszcze budynek, aby lepiej przypilnować wesołego
zięcia.
- Mój dziadek zmarł 4 maja 1934 roku, moja babcia była jeszcze młoda kobitka, miała 16 lat jak ją drugi raz za mąż wydali, za wdowca 25 lat starszego wyszła, to panie, niech pan pomyśli, to było bez sensu, pojęcia i zastanowienia, i co straszne, że na to pozwoliła jej matka (była z domu Czarnecka), a Czarneccy mieli majątek w Wodzinie.
- Ja wiem, tam był duży majątek, mój dziadek dlatego był
bogaty, bo proszę pana, wziął z bogatego rodu żonę, jedną i
drugą!. Pierwsza żona dostała w posagu 35 mórg ziemi, a druga 84
morgi !
Jak długo czynny był ten młyn ?
- No, proszę pana, długo, ale opowiem, jak zakończył swój żywot.
- kiedyś w naszym płynie zaczął przeciekać dach, dachy w dawnych czasach były kryte gontami. Nie mieliśmy nikogo kto by nam mógł pomóc, tata w tym czasie wyjechał do sanatorium i ja z moim Wackiem zrobiliśmy coś bezmyślnie. Wzięliśmy traktor i rozciągnęliśmy ten młyn. Tak myśmy to zrobili jak głupie dzieci, jak głupie gówniarze.
- Mój Boże, jak ojciec wrócił, jak zobaczył, to bez mała zawału nie dostał.
- Stanął i mówi, chyba ktoś głupi Ciebie napuścił na mnie. Tyś taka mądra dziewucha i takie głupoty zrobiłaś?
- Powiedzieliśmy, po co miał stać ten strop na pudle, i tak to się rozlatywał..
- Odpowiedziałem, że byłem w nim kilka razy i wszystko zostało rozszabrowane.
- Pan mi nie musi opowiadać, ja lepiej wiem jak to było. To było Wolskiego, ten Niemiec to nie był biedny facet, był dobrym człowiekiem, nie mogę powiedzieć, nikomu tam nie robił krzywdy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz