Wspomnienia Ireny, mieszkanki Będkowa dotyczące rodziny Artura Mantaja lub Manthaja.
Wielką przyjemnością dla mnie była
dzisiejsza wizyta u Ireny Konewki i jej syna Darka, okazało się, że jesteśmy
bliską rodziną, mój dziadek Wojciech Pachniewicz, i tata Ireny,
Jan Pachniewicz byli braćmi !
Załapałem się na wspaniałą
zalewajkę. Celem mojej wizyty była historia rodziny Artura Mantaja,
którego rodzice byli ich sąsiadami Pachniewiczów, wiedziałem, że Irena jest w posiadaniu
oryginalnych zdjęciach z okresu międzywojennego. Dzisiaj miałem
okazję je zobaczyć i usłyszeć kto jest na tych fotografiach. Rodzina Józefa i Jana Pachniewiczów była znana ze znakomitych wyrobów wędliniarskich. Z pokolenia na pokolenie przekazywano swoje przepisy jak zrobić smaczną kaszankę, kiełbasę i inne mięsne przysmaki. Doskonale pamiętam wujka Jana, moja mam posyłał mnie jako kilkuletniego chłopca do jego sklepu mięsnego na zakupy.. Mieścił się z lewej strony knajpy, niestety nie zachował się jak i sąsiednia karczma... Między innymi rodzina Pachniewiczów zaprzyjaźniła się z rodziną Manthaja, byli nie tylko sąsiadami, także współpracowali. Manthaj jako właściciel karczmy zamawiał przetwory mięsne u obu Pachniewiczów. Oni jako Polacy, w czasie okupacji nie mogli zajmować się ubojem świń, było to pod karą śmierci surowo zabronione. jednak Manthai potrafił załatwić pozwolenia i rodzina Pachniewiczów mogła egzystować w tych bardzo trudnych czasach. Z tyłu karczmy w miejscu warsztatu (budynek pozostał do dzisiejszego dnia), szlachtowano świnie, stały kotły do gotowania wędlin. Teraz chcę oddać głos Irence, która opisuje zdjęcia które przetrwały w doskonałym stanie do dnia dzisiejszego. Serdecznie dziękuję za ich udostępnienie, te zdjęcia pozwalają dopisać bardzo ciekawą i tragiczną historię lat okupacji.
Irena:
- na pierwszych dwóch zdjęciach jest Artur Mantaj ze swoją żoną, jak ona miała na imię niestety nie mam pojęcia. Zdjęcia nie były podpisywane, były prezentem dla moich rodziców, znali ich. Moja mama bardzo szanowała i lubiła tę rodzinę. Mieli obok nas karczmę. Właścicielami byli rodzice Artura (mieszkał w Łodzi), mieściła się na rogu ulicy Warszawskiej i Rynku. Jak Niemcy weszli do Będkowa w 1939 roku, to zajęli tę karczmę, a te warsztaty które są z tyłu i są zachowane do dnia dzisiejszego, przerobili na kuchnię, tam gotowali, mieli swojego kucharza, chyba. Jednak gdy było świniobicie to wołali mojego tatę i dziadka, gdyż Mantaj zawsze mówił, że nikt nie potrafi doprawić tak wędlinę jak mój dziadek.
Zdjęcie 3:
Witam.Zaciekawiła mnie Pana historia. Mój tato to również Jan Pachniewicz syn Czesława i Kazimiery zd Wasilewska.Pochodził z Będkowa.
OdpowiedzUsuńWitam kuzyna.Mój tato to również Jan Pachniewicz.Syn Czesława i Kazimiery zd. Wasilewska.Tato pochodził z Będkowa.
OdpowiedzUsuń