Test

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Będków - Rodzina Pachniewicz - Irena Konewka - Manthei - Policja - Mord - cz.3



Zdjęcie 7:
Bardzo ciekawe zdjęcie na wprost drzwi wejściowych do knajpy w Będkowie.
Od lewej na ławce siedzą: pierwszego nie rozpoznaję, drugi to Stanisław Janiszewski, ( był właścicielem sadzawki, hodował kroczki karpi - pamiętam go jako mały chłopiec). Informacja Ireny: to jest Mariana Kotowskiego siostry mąż., Kralkowska, Artur Mantaj, moi rodzice i żandarm, którego nie rozpoznaję.


Zdjęcie 8:
Cała rodzina Mantajów, oprócz tego pana z lewej strony. na dole bardzo wyraźna podobizna Bubusia, tak go nazywano, właściwego imienia nie pamiętam. Na tle knajpy od strony ogrodu. Na podstawie tej fotografii Irena w wielkim oburzeniem zaczyna opowieść o tragedii jaka wydarzyła się w maju 1945 roku:



- Stary Mantaj uratował cały Będków przed zagładą dwa lub trzy razy. Tylko nasi "kochani" zabili ich... Raz ratował księdza Szymborskiego, bo zabili jakiegoś szkopa, później zabili jakiegoś Tyma (także Niemca) i posądzali o to będkowiaków. Mantaj klęczał przed oficerem niemieckim, przysięgał na swoją rodzinę i cały majątek, że nikt z miejscowych tego nie zrobił! Przecież mieli zdziesiątkować wszystkich mieszkańców, to tak mu się cholera"odwdzięczyli", że ciągnęli go za nogi po bruku, głowa mu się po nim odbijała. Moja mama się upomniała, to żeby nie Wanda Lenarczykowa , Brykowa, żeby nie Hejdukowa, to by mamę skurwysyny zabili. Mama mówiła, to nie dość, że was od śmierci uratował, nie ważne, że szkop, ale to dobry człowiek!
W maju 1945 roku synowa i Bubuś przyjechali w odwiedziny do Będkowa i to wtedy ich oboje utopili Polacy w sadzawce!!! Ona miała piękne złote kolczyki z koralami w uszach, zabrali je, a Bubuś po śmierci miał naciągniętą na buźkę czapkę, nie było widać twarzyczki.
Sadzawka w Będkowie obecnie, miejsce zbrodni w maju 1945 roku...


Na moje pytanie, czy ich pochowano na miejscowym cmentarzu, Irena odpowiada"
- nie, gdzieś ich zabrali, nie wiem nic więcej.
Irena wspomina starego Mantaja:
- jak jakichś Polak przyszedł na innego rodaka na skargę do knajpy, to stary Mantaj skrzyczał takiego i nieraz napluł w gębę i wyrzucał na ulicę. Ale jak znalazł się akurat na obiedzie jakichś szkop, to wtedy nie mógł nic zaradzić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz