Test
▼
poniedziałek, 5 listopada 2018
Adwokat - Piotrków Trybunalski - Łódź - Wspomnienia - Freblówka - Policja carska - Sokół - Dzieciństwo 1906-1916 - cz.6
Freblówka mieściła się parterowym budynku, a na poddaszu znajdowała się izba, w której
p. Kwiatuszyńska uczyła czytać i pisać po polsku. Była to tajemnica, gdyż nie miała ona zezwolenia od władz rosyjskich. O tym miejscu nauki dowiedziałem się dopiero, gdy miałem siedem lat i zaprowadzony zostałem tam, dla nauki.
W związku z tym przypominam sobie taką scenę: Pewnego dnia dnia schodzę z tego poddasza i na dole, przy schodach widzę p. Kwiatyszyńską i jej matkę, a przede wszystkim policjanta rosyjskiego t.zw. wówczas "stójkowego". Nosili ciemne mundury (czarne? ciemno-granatowe?) i charakterystyczny czerwony sznur, który wisiał na szyi i schodził do kabury dużego pistoletu, do którego był przyczepiony. Gdy byłem już prawie na dole, policjant spytał mnie niespodziewanie po polsku:
- Co robiłeś na górze?
Mimo, że nikt mnie nie uprzedzał, iż nie wolno mówić o tym nauczaniu, byłem w tym wieku, że wyczuwałem obecność władzy rosyjskiej w stosunku do Polaków. Już w domu zauważyłem, jakie uczucie niechęci wywołuje urzędowa wizyta władzy rosyjskiej, jak pewne piosenki śpiewa się cicho i tp. Co odpowiedziałem owemu policjantowi - nie pamiętam, ale w każdym razie nie to, że się tam uczę. Co wówczas z miejsca skomponowałem, musiało być udane, skoro po odejściu policjanta, zarówno p. Kwiatuszyńska, jak i jej matka, serdecznie mnie ucałowały.
Do dzisiaj pamiętam także pierwsze słowo, jakie w swym życiu przeczytałem; pamiętam nawet miejsce i porę dnia w której to nastąpiło. Było to słowo "anioł". Stwierdzenie, ze z tych poszczególnych literek można złożyć wyraz, było dla mnie tak wielkim i wstrząsającym objawieniem, że fakt ten na zawsze wrył mi się w pamięć.
Chodząc do freblówki nosiłem jeszcze długie włosy, obcięte "na polkę", aż pewnego dnia się zbuntowałem. Chodziło o to, że chłopcy pociągali mnie za nie wołając "dziewczynka". Ojciec stanął po mojej stronie i zaprowadził do fryzjera, a gdy z dumą wróciłem do domu, Mama była oburzona, że mnie tak ojciec oszpecił.
Po drzemce popołudniowej, gdy była pogoda, zabierał mnie Ojciec na spacer za miasto. Bardzo lubiłem te spacery, bo opowiadał mi wówczas różne ciekawe rzeczy. Opowiadanie te, to była po prostu historia Polski, podana w przystępnej dla dziecka formie. Ciekawe jednak, że opowiadania nigdy nie dotyczyły spraw polsko-rosyjskich, a przecież Ojciec już wówczas należał do tajnego "Sokoła".
"Sokół" była to patriotyczna organizacja polska, zajmująca się rozwojem świadomości narodowej i tężyzny fizycznej swych członków (gimnastyka, sport, turystyka i tp.). Organizacja ta dozwolona była z zaborze austryjackim, gdzie istniał już wówczas ograniczony samorząd polski, ale zabroniona była w zaborze pruskim (tj. niemieckim) i rosyjskim. Pamiętam do dzisiaj melodię i treść "Marszu Sokołów":
" Ospały i gnuśny, zgrzybiały ten świat,
Na nowe on życie koleje,
Z wygodnej pościeli nie dźwiga się rad,
A ciało i dusza w nim mdleje.
Hej bracia sokoli dodajcież mu sił,
bis
By życia zapragnął, by powstał i żył.
Przytaczam go tutaj na pamiątkę, bo spółka hitlerowsko-stalinowska zlikwidowała w roku 1939 tę organizację i wiele jeszcze wody upłynęło w Wiśle, zanim zostanie reaktywowana.
Gdy chodziłem już do gimnazjum i stałem się mądrzejszy, zorientowałem się, ze Ojciec nie lubił polityki, nie lubił nawet o niej mówić. Po uzyskaniu niepodległości był wieloletnim, aż do śmierci, ccłonkiem zarządu wielu organizacji w Piotrkowie jak np. "Sokoła", "Ochotniczej Straży Pożarnej", "Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości" itp., ale nigdy nie należał do jakiegoś stronnictwa politycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz