Test

wtorek, 28 lutego 2023

Rogowiec - Piaski - Kleszczów - Wywłaszczenia - Milionerzy - Odgłosy - 1974

 

Odgłosy : tygodnik społeczno-kulturalny. 1974-06-27 R. 17 nr 26

Bliski mi bardzo temat, Rogowiec, w którym urodził się mój Tata Jan Braun. W okresie kiedy pisano ten artykuł w Rogowcu mieszkali, moja Babcia Władysława i brat taty Roman. Rok później kupiłem działkę w Rogowcu, będąc bardzo często w weekendy jak i spędzałem urlopy. Tematy poruszane w tym materiale, znałem od podszewki...

    Jest kilka niescisłości, najważniejsza to SOŁTYS w ROGOWCU. W tym czasie sołtysem w tej wsi był Leon Mantyk, po jego śmierci tę funkcję przejął jego syn Henryk. Nazwisko Braun bez podania nazwiska jest conajmniej dziwne. Najprawdopodobniej był to bliski mi wujek Kazimierz Braun z Pustkowia, które graniczyło z Rogowcem.

    Liczyłem, że więcej będzie o prawdziwym Rogowcu, tak na wstępie zapowiadano. Znałem rodzinę Chamczyka, który po wywłaszczeniu sprowadził się do Rogowca i przejął gospodarstwo po Władysłwie Milczarku (ostatni dom przed publiczną pastwą). Wielokrotnie z nim rozmawiałem, lubił opowiadać co usłyszał dzień wcześniej w radio z polityki. Jego powiedzonko "Panie, panie" wyróżniało go od innych. Był poczciwym, gadatliwym staruszkiem...

    Pamiętam doskonale pierwsze odwierty, ulubionym zajęciem moim i moich wakacyjnych ruwnieśnikach było wrzucanie kamieni do ty rur i słuchanie jak długo obijają się o rury... Pamiętam również początki budowy, moje wujka Romana który wspinał się po szczeblach jako kierowca, zaczynając na małych dostawczych samochodach, kończąc na olbrzymich kilkudziesięcio tonowych Steyerach...ó

                                                                 MILIONERZY

Poradzono mi w Grocholicach bym tych pierwszych milionerów odszukał w Rogowcu za Widawką. Więc jadę drogą wąską, piaszczystą wyżłobioną koleinami po chłopskich wozach, wzdłuż lasu, który stoi cichy i posępny zwartą ścianą aż po ten najdalszy horyzont. Ziemie w koło martwe , puste, powiedziałbym na poły dzikie. Zewsząd bije ów szczególny wyraz pustki zaniedbania. Moczary, torfowiska, strzępy zagajników, niskie sosnowe bory, spłachetki lichutkich gruntów ornych, powpychanych w sam środek młodniaków, znów ugory i bezlitosne dla rolnika sinawe piachy. Wiadomo, siać na piasku, albo piasek liczyć to na jedno wychodzi. Trud daremny . Czy być może aby na tych beznadziejnych piaskach żyli milionerzy? Co do milionerów to znałem ich kilku. Jednego to nawet znałem dobrze. Połapali te miliony fuksem w toto-lotka. Czy dało im to szczęście? Wszyscy oni spoglądali na mnie, nie wiem dlaczego spode łba. Farbiarz, którego znałem dość dobrze to nawet spojrzał na mnie z taką wściekłością jakbym to ja wyrządził mu straszną jakąś krzywdę. Jakbym to ja dołożył do tego ręki, że mu grosz rozpłynął się między palcami. Pieniędzy już nie było. Zostali dłużnicy. Ale z nich to już nawet przy pomocy hydraulicznej prasy trudno by było niezmiernie wycisnąć chociażby marną złotówkę. Farbiarz spłukał się do nitki. W końcu huknął, żeby i sąsiedzi go usłyszeli, że co miał to, miał i nikomu nic do tego... Jadę do milionera w Rogowcu. Po drodze mijam domki na zagonach. Jeden murowaniec, drugi drewniak, pod słomą, trzeci to już staruszek stuletni, stawiany „na zrąb " z grubo ociosanych belek. Bieda wyziera tu z wielu kątów choć nie ze wszystkich. Przychodzi mi na myśl rozmowa z naczelnikiem gminy w Kleszczowie w połowie drogi do Rogowca. 




— Ziemie orne ? — Naczelnik pokiwał ze smutkiem głową. — To trochę za duże słowa. Jakie to ziemie. To przyleśne grunty piątej i tej szóstej najgorszej klasy. Dębica, Bogumiłów, Kamień, całe wioski idą już w ruinę, bo właściwie z czego ludzie mają tu wyżyć? Istotnie, dziw bierze. Jakim to cudem ludzie na tych ruchomych po części wydmach wyżyć jednak zdołali? Te pola wokół są właściwie dla chłopstwa bez serca. Jak kto z nich zbierze trochę lichych kartofli, nieco nędznego żytka, to już skacze z radości. Niepojęte wszakże dzieją się na tym świecie rzeczy. Bo jak się dobrze przyjrzeć to się zauważy że zza rachitycznych sosenek przeświecają czerwone mury nowiutkich zabudowań (porządnie krytych blachą albo eternitem. Bo jak się wzrok natęży, to można na tych ugorach dostrzec zagrody ujęte w czworobok, ze stodołą od tyłu, pełne różnych przybudówek nader dla oka miłych. Ci ludzie, którzy żvją na piachach , muszą być zatem niebywale pomysłowi, zaradni i oszczędni. Przecież z nieba im domy na łono nie spadły. Sami zapracowali. A co będzie jutro? Przebłyski nowego widać już dzisiaj.

 Uważny obserwator zobaczy wieże wiertnicze, które powtykane w ziemię jak strachy na wróble stoją tu i tam w szczerym zupełnie polu. Dojrzy długi rząd ciężarówek przepychających się ku polanie po rozkopanej drożynie. Zobaczy stalowe rury zmyślnie poskładane pod brzezinką. Ten ruch na drogach — przypadkowy nie jest. Wiąże się z pewnym odkryciem, którego w tych okolicach dokonano przed laty. Z głębokiego odwiertu pod Kleszczowem wydobyto rdzeń. Zamigotał w nim szaro-czarny węgiel brunatny. Na razie trwają roboty przygotowawcze. na razie jest to gromadzenie sił i środków do szturmu, który ewentualnie nastąpi. Te ekipy, które tu już buszują, tylko przedpole oczyszczają, tylko tu i tam wysyła ją zwiadowcze wciąż czujki. Choć to jedynie wstępne poniekąd kroki, te pierwsze krople złotego deszczu jednak na te wysuszone i nad wyraz ubogie ziemie pospadały. Na wielki deszcz trzeba jeszcze zaczekać. Wielki złoty deszcz. spadnie wtedy, gdy ruszy tu wielka, przyszłościowa, wielomiliardowa inwestycja. Czy ruszy? Czas pokaże... Ci pierwsi milionerzy już się pojawili. Radzono mi Rogowiec za Widawką, przeto do Rogowca próbuję dotrzeć przez zabagnione drogi i rozkopane ciężkim sprzętem przejazdy. Sołtysa B ra u n a z Rogowca odnajduję przy furmance. Wybiera się, w drogę, tyle jest jeszcze spraw do załatwienia. Sołtys wpatruje się we mnie z uwagą. Mówi wolno ­i z namysłem. Bo też jest nad czym się głowić. Mieszka teraz u sąsiadów, całe jego gospodarstwo wykupiły inwestycje. Owszem, pieniądze wypłacono, są na razie na książeczce. Jest tego blisko 700 tysięcy, a sporo grosza jeszcze dojdzie.

 Próbuję pożartować.

- więc można powiedzieć, że jest pan jakby milionerem - Braun usiłuje też się uśmiechnąć - ale nie bardzo mu to wychodzi.

- Milion niby jest, ale kłopot na głowie też jest nie byle jaki.

- Co dalej?

- No właśnie, co dalej... Biorę pod uwagę różne możliwości alem jeszcze się nie zdecydował, na którą stronę się zwrócić z tymi pieniędzmi. Kuszą, podmawiają, ale czy to wiadomo czego się trzymać? Trzeba ostrożnie, żeby jakiś cwaniak nie wystawił do wiatru.

Jak zwąchają pieniądze to jak te muchy do miodu. Pełno różnego narodu tu się kręci.

- Może warto by się rozejrzeć za nową jaką gospodarką?

Braun popatruje na robotników niwelujących spycharką teren pod lasem.

- Może by i warto, ale ja panu powiem, to tak jakby się zaczynało życie od nowa. A ci w Piaskach co robią?

    Z Rogowca do Piasków nie jest znów tak daleko. A we Piaskach ruch jeszcze większy niż w Kleszczowie i Rogowcu. Zamieszkali tu geolodzy. Rozbili namioty w samym środku wioski. Przewracają ziemię. Badają i analizują. Robią notatki, wykresy, porównują i coś i coś tam jeszcze sprawdzają. Jak to się mówi, sto razy przymierz zanim raz utniesz. Piaski... już sama nazwa daje do myślenia. Bo też piachy tu niemożliwe. Bardziej tutejsi wieśniacy żyją z lasu niż z roli, bardziej z tego co zbiorą w przepastnych borach niżli z tego co zwiozą z tych prawie lotnych piasków.

    Leon Kokociński, którego rodzina mieszka w Piaskach od niepamiętnych czasów, jest dobrej myśli.

    - Coś mi na to wygląda - mówi - że cała wieś pójdzie pod młotek.

    - Nie żal ojcowizny?

    - E... czego tu żałować...

    - Czy jakieś zagrody zostały już przez komisję oszacowane.

    - Tak, pierwsze mają być wykupione ziemie Chamczyka i Olbromskiego.

   - Co z cenami?

    - Ceny? Panie, co tu dużo mówić, ani tu kto myślał, że za te piachy tyle dostanie. Wychodzi na to, że niejeden załapie po milionie.

    - Pan?

    - Chyba też pod tymi piachami dopiero  leżą bogactwa, no nie? Mówią, że u nas pokład najgrubszy... Już tu się zaczęło. Setki ludzi przy otworach. Widawkę mają okręcać, lasy rżną, wszystkie piły grają.

    Wkoło stoją co inni wioskowi gospodarze i głośno się smiało. Mają z czego. Chyba w czepku się urodzili. Za ziemie piątej i szóstej klasy biorą królewskie pieniądze. W głowie się może zakręcić. Wszyscy oni, ci gospodarze widzą już się milionerami. I nie są to wcale senne rojenia. Rzeczywiście, milionerami zostaną. Raptem wszyscy oni poważnieją. Przestępują z nogi na nogę. Wiosna się zaczęła, a oni się szarpią. Jedni mówią to, drudzy tamto, mętlik z tego taki w głowie, że człowiek dostaje kołowacizny. Kokociński rozpina kożuszek, jakby mu się zrobiło nagle gorąco i powiada:

     - Fama poszła szeroko, że Piaski się bogacą. Przyjeżdżają tu do nas różni tacy ludzie, mówią, że ziemię mają do sprzedania w Radomszczańskiem, że na szklarniach można zarobić pod Ksawerowem, że to i tamto. A listów ile przychodzi, aż spod Opola piszą...

    Mam przed oczami farbiarza z Pabianic i doskonale dlatego rozumiem rozterkę tych rolników. Nie ma pieniędzy - bida. Są pieniądze, też bida, bo nie bardzo wiadomo w co je powdziewać. Pieniądz może wyprostować może też zwichnąć i pokrzywić już do końca życia. Pieniądz dobry sługa, ale zły niekiedy przewodnik. jeszcze te miliony na Piaski nie spłynęły, a ile rąk już się wyciąga. Córka nalega, żeby ojciec mieszkanie jej kupił w mieście Łodzi, syn woła o domek w Zduńskiej Woli, siostra co jest w łasku już się widzi w polskim fiacie, a ci inni krewniacy. Boże ilu ich się znalazło, nie tylko molestują o pożyczki. Tak tak... gdy pieniędzy wiele wkoło sami przyjaciele.

    Łatwy pieniądz nikomu jednak szczęścia nie przyniósł... chyba, że rozsądnie będzie zainwestowany. Farbiarz z Pabianic i ci inni jednodniowi milionerzy. Byli bogaci. Teraz są jeszcze ubożsi niż byli przed tym tym toto-lotkowym milionem. Spadli, a że spadli z dużej wysokości, więc upadek odczuli boleśnie. Są okaleczeni. Te rany są na duszy. Zabliźniły się owszem, czas robi swoje, lecz ból pozostaje, odzywa się wciąż od nowa. czy więc nie należałoby już dziś pomyśleć o jakiejś służbie doradczej dla tych wszystkich rolników, których grunty mają być w dolinie Widawki ewentualnie wykupione? Tym razem trzeba pomóc w podjęciu decyzji. Niech te miliony padną na urodzajną glebę, niech zaowocują....













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz