Echo. 1930-05-29 R. 6 nr 145
Beczka z materiałem wybuchowym pod filarami mostu.
Z Kołomyi donoszą: Ostatni wylew Prutu, spowodował podmycie i usunięcie się nasypu obok mostu na tej rzece pod Kołomyją. Nasyp ten ma być obecnie zabezpieczony murem. Podczas robót ziemnych natrafili robotnicy na zakopaną beczkę z materiałem wybuchowym (ekrazytem), lontami i detonatorami. O sensacyjnem odkryciu zawiadomiono zaraz komisariat P. P. w Kołomyi oraz wojskowość. Na miejsce przybył pluton pionierów 49 p. p., który stwierdził, że materjał wybuchowy pochodzi z czasu wojny i był przygotowany do wysadzenia obu mostów (kołowego i kolejowego): materjał ten był już w zupełnym rozkładzie, wobec czego wrzucono go do Prutu, lonty zaś i detonatory zabrano celem dalszego zbadania,
Echo. 1930-09-01 R. 6 nr 239
60 złotych na otarcie łez. Epilog tragicznej wycieczki przed sądem
Obecnie rozegrał się epilog tragicznej wycieczki. Dnia 7 czerwca Izrael Bieger, czeladnik krawiecki w Kołomyi wraz z kilku kolegami wybrał się na wycieczkę na górę Oskrzesiniecką pod Kołomyją. Droga prowadziła wzdłuż Prutu polami gospodarzy oskrzesinieckich. Gdy Bieger znalazł się na leżącym tuż nad Prutem gruncie Iwana Huculaka, żona tegoż Nascia zaczęła na Biegera i jego towarzyszy krzyczeć, by wyszli z jej ogrodu. Na krzyk żony nadbiegł Iwan Huculak i „kluczką" do wyciągania wody ze studni uderzył Biegera w głowę. Wywiązała się między nimi bójka, w czasiem której Bieger ugodził Haculaka nożem w lewy bok, w okolicę lewej pachwiny. Na krzyk Haculaków zbiegli się ludzie. Gdyby nie interwencja kapitana żandarmerji wojskowej Smereczańskiego, który przypadkowo się znalazł na miejscu, tłum byłby zlinczował Biegera.
Rannego Huculaka oddano do szpitala powszechnego w Kołomyi gdzie no dwóch tygodniach zmarł wskutek posokowatego zapalenia opłucnej lewej, Bieger oskarżony o zbrodnię zabójstwa stawał w dniach 20 i 21 bm przed tut. trybunałem sądu okręg. Oskarżony, lat 21 liczący, spokojnie oświadczył, że czynu swego żałuje, a popełnił go w silnem podrażnieniu pod wpływem przestrachu, że Huculak który nadbiegł strąci go do rzeki. Świadkowie stwierdzili, że Huculak uderzył Biegera przez głowę, oraz że tą drogą przez pola, którą szedł Bieger, zwykle ludzie chodzili do łódki, albowiem przejście to było wygodne. Sąd wydał wyrok zasądzający Izraela Biegera za zbrodnię zabójstwa na dwa lata ciężkiego więzienia. Owdowiałej Nadii Huculak i tejże dziecku przyznał sąd po 60 złotych miesięcznie.
OSZCZĘDNOŚCI EMERYTOWANEJ NAUCZYCIELKI.
Lwów, 29.3. — W Kołomyi zmarła emerytowana nauczycielka szkoły powszechnej Biernacka, która w ostatnich latach żyła w zupełnem odosobnienia i niemal w nędzy w małym domku, w dzielnicy żydowskiej. Komisja, przybyła na miejsce po nagłym zgonie Biernackiej znalazła w jej mieszkaniu znaczną ilość kosztowności i 12 tyś. zł. gotówką.
Echo. 1933-12-24 R. 9 nr 355
Nauczycielka zakochała sie w uczniu. Dwa chrząknięcia szantażysty
Z Kołomyi donoszą: Uczeń kołomyjskicj szkoły handlowej E, zakochał się w starszej od siebie o 12 lat nauczycielce szkoły powszechnej w jednem z miasteczek powiatu kołomyjskiego, pani M.. która się młodemu uczniowi w uczuciach odwzajemniała choć miała męża i rozumiała całą niedorzeczność _ takiego stosunku. Kiedy E. wyjechał do Kołomyi pisali do siebie listy. Gospodyni mieszkania w Kołomyi w którem E. się ulokował na stancji pewnego razu przeglądając z kobiecej ciekawości jego szkatułkę, znalazła owe „gorące"' listy. Również przeczytał je pasierb gospodyni Tymoczko, który je zabrał i napisał do nauczycielki list następującej treści: „szanowna Panil Proponuję Pani czysty interes nie żaden szantaż. Jestem w posiadaniu jej listów do E. i proponuję ich zwrot za 100 zł. Czekam na Panią we wtorek naprzeciw Kasy Oszczędności i na znak 2 razy chrząknę. Gdyby Pani się na to nie zgodziła, jeden list odeślę do Inspektora szkolnego, a drugi do męża". Pani M. przyjechała do Kołomyi ' udała się wprost do wydziału śledczego, a gdy nazajutrz p. Tymoczko przy szedł po 100 zł. i dwa razy chrząknął, uczuł ciężką dłoń wywiadowcy na swojem ramieniu... — Obecnie Tymoczko odpowiadał przed sądem za wymuszenie i został skazany na 6 miesięcy więzienia. Podczas rozprawy macocha oskarżonego przez godzinę mdlała, doszłoby do katastrofy. — fatalne listy sędzia zwrócił nauczycielce, która przyrzekła sobie, że jut nigdy nie będzie pisała listów miłosnych, chyba do własnego męża.
Echo. 1934-07-30 R. 10 nr 206
OJCIEC ODCIĄŁ DZIECKU JĘZYK, ABY "BACHOR NIE WRZESZCZAŁ"
Kołomyja, 30 lipca. — Wypadek bestialskiego morderstwa, zdarzył się w Obertynie. Niejaki Michał Pajączek za bił swoje cztero-tygodniowe dziecko, uważając, że nie jest jego ojcem. 20-letni morderca ożenił się z młodszą od siebie o 3 lata dziewczyną. Dziecko przyszło na świat po 7-miu miesiącach. Pajączek począł swej żonie czynić wyrzuty, że już przed ślubem zdradzała go z synem szynkarza. Po pewnym czasie podejrzenia jego znalazły potwierdzenie w anonimowych doniesieniach i Pajączek postanowił dziecko zabić. Morderca odciął dziecku wpierw język, aby ..bachor nie wrzeszczał", a potem rzucił Je na ziemię i począł je deptać nogami tak długo, aż dziecku zupełnie zmiażdżył czaszkę: — Pajączka aresztowano.
4 MIESIĄCE ARESZTU za szerzenie pornografii.
Z Kołomyi donoszą: Swego czasu głośny był w Kołomyi wypadek ucznia 8-ej klasy I. gimnazjum B.. który pokazywał kolegom zdjęcia pornograficzne. Zdjęcia otrzymał od niejakiego Doerflera ze Stanisławowa, a ten od „fotografa" Uhorczuka. W sądzie I. instancji wszyscy trzej zostali uniewinnieni. Wskutek apelacji prokuratora, który osobiście w sądzie grodzkim oskarżał w tej sprawie, odbyła się ponowna rozprawa przed wiceprez. s. o. Sobota, który wszystkich trzech skazał na 4 mies. aresztu z zawieszeniem. Oskarżeni zapowiedzieli złożenia kasacji do Sądu Najwyższego.
Echo. 1935-11-28 R. 11 nr 331
Tragiczna śmierć konduktora pod kołami autobusu P.K.P
Z Kołomyji donoszą: Na szosie Kołomyja — Kosów, opodal Matynia, wydarzył się wstrząsający wypadek. Autobus PKP jadąc pod górę, zaczął się na śniegu ślizgać, grożąc katastrofą cofnięcia się i przewrócenia do rowu. Konduktor autobusu N. Flisiuk, chcąc zapobiec katastrofie, wyskoczył z wozu i usiłował podeprzeć go z tyłu rękami. Autobus całym ciężarem wjechał na niego, przyczem tylne koła zmiażdżyły nieszczęśliwego. Konduktor poniósł śmierć na miejscu. Na zwłokach dzielnego konduktora zatrzymał się autobus i dzięki temu pasażerowie, których było kilkunastu, uniknęli katastrofy. Na miejsce wypadku wyjechała z Kosowa komisja sądowo-policyjna. Wypadek ś.p. Flisiuka, który osierocił żonę i dwoje dzieci, wywarł w Kołomyji przygnębiające wrażenie.
Echo. 1936-03-30 R. 12 nr 90
"LEKARZ Z CHARBINA" Liczne ofiary oszusta.
Z Kołomyi donoszą. Do więzienia w Kołomyi sprowadzono niebezpiecznego osobnika niejakiego Karola Szkredkę który od roku prawic grasował na Pokuciu, żerując na nieszczęściu chorych. Z doniesienia policji wynika, że aresztowany, który podaje się za "redaktora, wydawcę i dyrygenta" występował w Kołomyi i okolicy jako lekarz radiolog - lecząc, zapisując recepty i pobierając niesłychanie wysokie honorarja. Efektem kuracji "lekarza" była przeważnie śmierć jego pacjentów. W ten sposób oszust zgładził ze świata M.Szindlera, biorąc od niego 400 złotych honorarjum, A.Iwanowa, M.Kobloszową, Z.Dawidowską, J.Chomickiego — mieszkańców Kołomyi, nie licząc ofiar na całym Pokuciu. Oszust zależnie od okoliczności przedstawiał się jako absolwent wydziału medycznego w Charbinie, Tokio, Zurychu itd. Aresztowany twierdzi, że posiada w Stanisławowie przy ul. Jasińskiego 30 realność oraz że wydawał „Tygodnik dla zwiedzających Lwów" stąd jego tytuł redaktorski. Poza tem Szkredka twierdzi, że był przedstawicielem „Polskiego Instytutu Radowego" fabryki środków leczniczych Prokopskiego w Mysłowicach. Podobno jest jeszcze poszukiwanych kilkaset osób, które w naiwności swej uwierzyły „lekarzowi z Charbina".
Echo. 1936-09-14 R. 12 nr 256
Koła parowozu zmiażdżyły nauczyciela. Krwawe strzępy na przestrzeni 60 metrów.
KOŁOMYJA 14 września — Za rampą kolejową, przed odlewnią żelaza Biskupskiego, rzucił się pod koła pociągu pospiesznego, zdążającego z Kołomyi do Lwowa jakiś osobnik. — Ponieważ pociąg był już prawie w pełnym biegu, więc nie było mowy o zatrzymaniu pociągu, mimo, że maszynista zauważył skok samobójcy. Pociąg zmiażdżył ciało desperata w straszliwy sposób, rozrzucając je na przestrzeni około 60 metrów. Z dokumentów, które znaleziono przy zmasakrowanych zwłokach, okazało się, że samobójcą jest nauczyciel szkoły powszechnej im. Piramowicza w Kołomyi. — Łuczyński od dłuższego czasu cierpiał na rozstrój nerwowy a w czwartek uzyskał urlop zdrowotny, chcąc rozpocząć leczenie we Lwowie. Desperacki krok nauczyciela wywołał przygnębiające wrażenie w kołach nauczycielskich. Łuczyński osierocił żonę i dwoje dzieci.
Echo. 1937-06-03 R. 13 nr 153
ZBOŻE PRZEZNACZONE DLA BEZROBOTNYCH furmani magistraccy sprzedawali paserom
Z Kołomyi donoszą: Przed trybunałem karnym w Kołomyi rozpoczął się proces przeciwko Wasylowi Rybczukowi, Michałowi Michalczukowi i Bazylemu Hyszce, woźnicom magistratu w Kołomyi, oskarżonym o to, że jesienią 1936 roku skradli z magazynów miasta Kołomyi zboże wartości 1.500 zł., oraz przeciwko Pinkusowi Hechtowi, Leonowi Schönerowi, Mozezowi i Klarze Brunwasserom, oskarźonym o to, że nabyli skradzione zboże ze świadomością, iż pochodzi z kradzieży na szkodę miasta, w końcu przeciwko Józefowi Sanojcy, urzędnikowi magistratu, oskarżonemu o to, że nie dozorował woźniców w czasie wydawania zboża, w wyniku czego doszło do kradzieży. W świetle aktu oskarżenia sprawa przedstawia się następująco: W magazynach magistrackich przy ul. Folwarcznej w Kołomyi przechowuje się zboże, przeznaczone do utrzymania zwierząt pociągowych magistratu. Nadzór nad magazynami sprawuje urzędnik Józef Sanojca. W tym magazynie przechowywano również zboże ofiarowane dla najuboższej bezrobotnej ludności. Rybczuk, Michalczuk i Hyszka przywozili zazwyczaj zboże z tego magazynu do magazynu przy stajniach strażackich. Ponieważ byli oni częstymi gośćmi w szynkach kołomyjskich, gdzie się zapijali mimo szczupłych dochodów, zwróciło to uwagę władz w związku z stwierdzonym ubytkiem zboża w magazynie. Początkowo woźnicy nie chcieli się przyznać do niczego, dopiero gdy im wykazano, że wozili zboże do miejscowych kupców, przyznali się do kradzieży. Pieniądze, uzyskane ze sprzedaży kradzionego zboża, obracali na libacje, a nadto Michalczuk utrzymywał kochankę. Oskarżeni kupcy bronią się, że kupując zboże, czynili to w dobrej wierze i w przekonaniu, iż kupują u wieśniaków, osk. Sanojca zaś przeczy stanowczo, jakoby kiedykolwiek oddalał się od magazynów zbożowych, coby mogło umożliwić oskarżonym ich proceder. Rozprawa budzi wielkie zainteresowanie.
Echo. 1937-12-15 R. 13 nr 349
KWIAT PŁOMIENNEJ MIŁOŚCI NA SALI SĄDOWEJ.
Z Kołomyi donoszą: Przed Sądem Okręgowym w Kołomyi toczył się proces karny przeciwko 25-letniemu Prokopowi Stefurakowi, oskarżonemu o uprowadzenie nieletniej wbrew woli rodziców. W Sopowie pod Kołomyją mieszka bogata rodzina Filipów; 16-letnia córka Filipowa, Zofia, zakochała się w przystojnym, choć biednym, mlodzieńcu, obecnie oskarżonym Stefuraku. Przez kilka miesięcy trwały bliskie stosunki między młodymi ludźmi. W rezultacie przyszło na świat dziecko. Mimo to rodzice Filipówny nic zgodzili się na ślub. Wobec tego córka ich uciekła z domu i zamieszkała u Stefuraka. Przy pomocy policji jednak dziewczynę sprowadzono do domu, skąd po krótkim czasie znów jednak uciekła do Stefuraka. Stefurak, który dziewczynę kocha, błaga jej rodziców, by udzielili zezwolenia na ślub córki. Nadaremnie! Ostatnio nawet sporządzili przeciw Stefurakowi doniesienie karne o porwanie ich córki. Na rozprawie 16-letnia Zofia oświadczyła, że przebywa u Stefuraka z własnej woli. Wyszło też na jaw, że sąd nadopiekuńczy, do którego się zwrócili młodzi ludzie, udzielił im zezwolenia na ślub wbrew woli rodziców, którzy mogą Stefurakowi zarzucić tylko jedno: że jest biedny. Sąd uniewinnił Stefuraka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz