Test

poniedziałek, 28 października 2024

Oddział SAMA - AK - Obóz pracy Kaletnik - Koluszki - Odgłosy - 1983 - cz.1

 

Na łamach Odgłosów zamieszczano wspomnienia partyzantów z oddziału SAMA. W numerze nr.20 z 1983 członek tego oddziału, żołnierz AK, Jerzy Żukowski opisuje historię ataku na obóz pracy przymusowej - Baudinst w Kaletniku koło Koluszek. Zamieszczam cz. 1 jego jakże ciekawych wspomnień.



Odgłosy : tygodnik społeczno-kulturalny. 1983-05-14 R. 26 nr 20

TAM GDZIE DACHY SŁOMĄ KRYTE - cz.2

Obóz przymusowej pracy - Baudienst (służba budowlana) założono około Wielkanocy w 1943 roku. Wcielono do mego przymusowo młodych Polaków powyżej 16 lat, pochodzących z okolic Piotrkowa Tryb., Rawy Maz„ Koluszek. Pracowali oni pod kierunkiem niemieckich majstrów na różnych · budowach, Baudienst Kaletnik znajdował się w pobliżu Koluszek na dużej leśnej polanie przy szosie Zakowice - Będzelin około 500 metrów od skraju lasu. Na wzór rzymski, obóz miał kształt prostokąta o wymiarach 90 na 150 metrów i otoczony był ziemnym wałem z rowem od wewnątrz , na którym był płot z drutu kolczastego o wysokości 2,5 metra z jedną bramą wejściową, umiejscowioną pośrodku węższego boku przylegającego do szosy. Na· lewo od wejścia mieściła się wartownia. Do służby wartowniczej wybierano tzw. zaufanych młodych ludzi, których Niemcy mieli nadzieję z czasem zgermanizować, tak jak i wszystkich innych chłopców z obozu. Na prawo od bramy był barak kancelarii i administracji oraz pomieszczenia dla majstrów Na terenie obozu, początko­ nie mając ze sobą kontaktów, działały tajne organizacje AL, NSZ i AK. W ruchu oporu zorganizowanych było łącznie ok. 50 ludzi, którzy należeli również do zgrupowań spoza. obozu. Akcja na Baudienst została starannie przygotowana napierw od wewnątrz przez te organizacje - głównie. AK, którym przewodzili kpr. Kres (Stanisław Iwan). pchor. Wit : (Teodor Zep) i st. strz. Burza (Józef Marszałek).

    Pchor. Sam przedstawił plan opanowania obozu, co powinno nastąpić przez zaskoczenie i bez hałasu. W czasie akcji warty miały być trzymane przez ludzi z organizacji, którzy zastąpią nie wtajemniczonych i sprzyjających Niemcom wartowników, pod pretekstem skorzystania wolnęgo w innym czasie . Rozbrajanie Niemców miało być przeprowadzane przez ludzi· spoza obozu ze względu na bezpieczeństwo rodzin chłopców, którzy po udanej akcji mieli dołączyć do oddziału. Całość akcji miał ubezpieczać dość liczny oddział miejscowej „dywersji". Miejscem spotkania obu oddziałów miał być skraj lasu przy torze kolejowym niedaleko Żakowic. 9 lipca ok. godz. 23, przy wspaniałej pogodzie oddział Sama dotarł do torów, przeszedł przez nie i wsiąkając w poszycie lasu, zaległ w umówionym miejscu. Sygnałem rozpoznawczym obu grup było hukanie puszczyka. O wyznaczonej godzinie puszczyk odezwał się trzy razy, ale w lesie panowała niezmącona cisza. Puszczyk znowu huknął parę razy i znowu nikt się nie odezwał. Potem puszczyk Sama hukał przez przeszło godzinę, ale z lasu nie było odzewu. Po długim wyczekiwaniu, ze względu na późną porę, Sam wycofał oddział z powrotem na kwaterę do Felusia. Wszyscy byli źli i zmęczeni, bo przeszli ok. 30 kilometrów zupełnie na próżno. Następnego dnia przed południem przybyła z Kaluszek łączniczka Krystyna z zapytaniem od komendy, dlaczego oddział Sama nie stawił się na akcję. ,.Dywersja" czekała w umówionym miejscu, a chłopcy z Baudienstu czuwali prawie do rana.

Po wysłuchaniu raportu Sama łączniczka wsiadła na rower i pojechała złożyć meldunek w komendzie, a gdy późnym popołudniem przybyła ponownie, opowiedziała, że ludzie z „dywersji" czekali dość długo, bacznie obserwując linię toru, przez który oddział Sama miał przejść. Nie zauważywszy nikogo, kto przechodziłby w tym czasie przez tory, nie zwrócili wcale uwagi na dobrze hukającego puszczyka i około pierwszej w nocy wycofali się lasem do swoich domów. Otóż „dywersja" nie mogła zauważyć chłopców z oddziału Sama, ponieważ ci po dojściu do torów wyczekali na moment zajścia księżyca za chmury i wtedy właśnie przeskoczyli przez tory, które często patrolowane byly przez Bahnschutzów. Spotkania zaś z nimi należało unikać, mając ważne zadanie do wykonania. Po dokładnym opisaniu miejsca, gdzie czekała „dywersja", okazało się, iż dzieliło ją od oddziału Sama zaledwie 150 metrów.

Po wyjaśnieniu powodów nocnego pecha Krystyna oznajmiła. że dowództwo poleciło ponowne przeprowadzenie akcji tejże nocy, podała czas i bardziej pewne miejsce spotkania. Dla uniknięcia pomyłki sygnał rozpoznawczy pozostał ten sam. Pod wieczór ponownie zaczęto przygotowywać się do wyprawy, a gdy zapadł zmierzch, oddział powędrował znaną już z poprzedniej_nocy drogą na nowe miejsce spotkania z „dywersją", wyznaczone niezbyt daleko od pierwszego. Był tam pół godziny przed czasem. Dokładnie o wyznaczonej porze puszczyk zahukał trzy razy, po paru chwilach znów trzy razy i jeszcze trzy razy, ale i teraz żadnej odpowiedzi z lasu nie usłyszano. Gdy w pewnej chwili dał się słyszeć głos puszczyka, ucieszono się, że nareszcie dojdzie do spotkama, lecz wkrótce puszczyk umilkł. Chłopcy zaczęli pogwizdywać najpierw cicho, potem coraz głośniej, ale i na to nie było żadnej odpowiedzi. Dobrze po północy oddział wycofał się z lasu do wsi Przyłęk Duży. Tym razem Krystyna zjawiła się już z samego rana, a gdy dowiedziała się wszystkiego, zaklęła szpetnie. bo „dywersja" była w umówionym miejscu, a chłopcy w obozie znów czekali w pogotowiu.  

Zgodnie z raportem „dywersji", na miejsce spotkania przybyli oni całą godzinę wcześniej i hukał im puszczyk, ale wysoko nad głowami, więc prawdopodobnie gdy odezwał się puszczyk od Sama, nie odróżnili go od prawdziwego. Późniejsze gwizdania wzięli za nawoływanie powracających z przepustek chłopców z Baudienstu. W taki to sposób na skutek niepomyślnego zbiegu okoliczności akcja nie doszła do skutku po raz drugi. Po umówieniu się z komendą i organizacją działającą w obozie, postanowiono jednak próbować trzeci raz. Niestety, gdy oddział Sama dotarł na miejsce spotkania i w oznaczonym czasie rozpoczęto hukanie, później gwizdanie, a nawet pokrzykiwanie, znów nie było żadnego odzewu. Chłopców zalała przysłowiowa krew, a pchor. Sam powiedział:

- Z tymi sukinsynami nie możemy się spiknąć, a w obozie chłopaki czekają już trzecią noc. Idziemy sami, bez obstawy. jakoś powinniśmy dać sobie radę.  

Po krótkiej naradzie zmieniono zadania dla kilku ludzi. Zamiast siedemnastu, którzy mieli wejść na teren obozu, wyznaczono do tego tylko ośmiu, gdyż sześciu - w dwóch trójkach - musiało zająć ubezpieczające stanowiska przy szosie i przeciąć druty telefoniczne w odległości około kilometra od bramy. Dwóch partyzantów miało rozbroić wartowników, a jeden stanąć przy bramie. Przed ruszeniem do akcji jeszcze raz rozejrzano się w pobliżu chwilowego postoju i nie znalazłszy nikogo, zachowując bezwzględną ciszę, oddział poszedł przez las w kierunku obozu. Zgodnie z planem zajmowanie obozu miało się rozpocząć w 15 minut po wymarszu na stanowiska ubezpieczających akcję trójek. Patrol Łosia poszedł na lewe skrzydło, a trójka Kapra, zaopatrzona w nożyce do cięcia drutu, udała się na prawe skrzydło, to jest w stronę Żakowic, przez które z Koluszek mogłaby nadejść ewentualna pomoc dla zaatakowanego obozu. Po dojściu na wyznaczone miejsce, strz. Świerk z patrolu Kapra zdjął buty i zalożywszy na nogi pas od spodni, zaczął wspinać · się na słup telegraficzny. Ku zdziwieniu patrzących z dołu kolegów robił to jak zawodowy cyrkowiec. Wydawało się, że wszystko przebiega zgodnie z planem - cicho i bez hałasu. Niestety, gdy przecięty przez Świerka drut spadł na ziemię, w leśnej ciszy rozległ się nagle niespodziewany dźwięk. Straszliwy jęk drutu popłynął wzdłuż linii telefonicznej, płosząc śpiące ptactwo, które zrywało się w powietrze z krakaniem.

Tymczasem pchor. Sam przydrożnym rowem doprowadził grupę szturmową pod bramę Baudienstu. gdzie znowu zatrzymano się na krótki czas, bacznie obserwując obóz. Podniecenie przyczajonych w rowie partyzantów rosło z każdą chwilą. Uda się. czy nie? Czy wartownik przy bramie jest nasz, czy też przypadkiem obcy? W pewnej chwili Sam szepnął: 

- Naprzód. Jazda, chłopaki! Grupa szturmowa chyłkiem przebiegła szosę, dzielącą ją od bramy. Wartownik nie zdążył się nawet odezwać „Stój"! Kto idzie"?!, gdy usłyszał ciche: 

- Ręce do góry! Było to umówione hasło, znana tylko wtajemniczonym. Wartownik, strz. Berkut (Jan Galicki), który tylko czekał na te słowa, usunął na bok kozły hiszpańskie, blokujące wejście, szybko i chętnie podniósł ręce do góry, oddał swój karabin i pas z ładownicą, mówiąc przy tym cicho, że inni od dłuższego już czasu czekają w różnych miejscach na terenie obozu....


Die Erinnerungen von Partisanen der SAMA-Einheit wurden in der Zeitschrift Odgłosy veröffentlicht. In der Ausgabe Nr. 20 von 1983 beschreibt Jerzy Żukowski, ein Angehöriger dieser Einheit und Soldat der Heimatarmee, die Geschichte eines Angriffs auf ein Zwangsarbeitslager - Baudinst in Kaletnik bei Koluszki. Ich präsentiere Teil 1 seiner sehr interessanten Memoiren. 

Wo die Dächer mit Stroh gedeckt sind - Teil 2

Das Zwangsarbeitslager - Baudienst - wurde um Ostern 1943 eingerichtet. Junge Polen im Alter von über 16 Jahren aus der Umgebung von Piotrków Tryb. und Rawa Maz“ Koluszki wurden zwangsverpflichtet. Sie arbeiteten unter der Leitung deutscher Vorarbeiter auf verschiedenen Baustellen. Der Baudienst Kaletnik befand sich in der Nähe von Koluszki auf einer großen Waldlichtung an der Straße Zakowice - Będzelin, etwa 500 Meter vom Waldrand entfernt. Das Lager hatte eine rechteckige Form nach römischem Vorbild, war 90 mal 150 Meter groß und von einem Erdwall mit einem Graben auf der Innenseite umgeben, auf dem sich ein 2,5 Meter hoher Stacheldrahtzaun mit einem einzigen Eingangstor befand, das sich in der Mitte der schmaleren Seite zur Straße hin befand. Links vom Eingang befand sich ein Wachhaus. Für den Wachdienst wurden so genannte vertrauenswürdige junge Männer ausgewählt, die die Deutschen mit der Zeit zu germanisieren hofften, wie auch alle anderen Jungen im Lager. Rechts vom Tor befanden sich die Kanzlei- und Verwaltungsbaracken und die Räume für die Vorarbeiter Innerhalb des Lagers waren, zunächst ohne Kontakt zueinander, die Geheimorganisationen der AL, NSZ und AK aktiv. Insgesamt waren etwa 50 Personen in der Widerstandsbewegung organisiert, die auch zu Gruppierungen außerhalb des Lagers gehörten. Die Aktion in Baudienst wurde zunächst von diesen Organisationen - vor allem von innen - sorgfältig vorbereitet. AK, unter der Führung von Cpl. Kres (Stanislaw Iwan). Pchor. Wit : (Teodor Zep) und st. strz. Burza (Józef Marszałek).

Kadett. Sam legte einen Plan zur Einnahme des Lagers vor, die überraschend und ohne Lärm erfolgen sollte. Während der Aktion sollten die Wachen von Leuten aus der Organisation gehalten werden, die die nicht eingeweihten und mit den Deutschen sympathisierenden Wachen ersetzen sollten, unter dem Vorwand, sich zu einem anderen Zeitpunkt zu befreien. Die Entwaffnung der Deutschen sollte von Personen außerhalb des Lagers durchgeführt werden, um die Sicherheit der Familien der Jungen zu gewährleisten, die sich nach einer erfolgreichen Aktion der Einheit anschließen sollten. Die gesamte Aktion sollte von einer größeren Gruppe lokaler „Ablenker“ unterstützt werden. Der Ort, an dem sich die beiden Trupps treffen sollten, war der Waldrand an der Bahnstrecke bei Żakowice. Am 9. Juli gegen 23 Uhr erreichte Sams Trupp bei herrlichem Wetter die Bahnlinie, überquerte sie und verweilte, durchnässt vom Unterholz des Waldes, an der vereinbarten Stelle. Das Erkennungssignal für beide Gruppen war das Rufen eines Waldkauzes. Zur verabredeten Zeit rief der Waldkauz dreimal, aber es herrschte eine ununterbrochene Stille im Wald. Der Waldkauz rief noch ein paar Mal, und wieder sprach niemand. Dann rumpelte Sams Waldkauz über eine Stunde lang, aber der Wald antwortete nicht. Nach einer langen Wartezeit, die durch die späte Stunde bedingt war, zog Sam die Truppe zurück in Felusias Quartier. Alle waren wütend und müde, da sie etwa 30 Kilometer umsonst gelaufen waren. Am nächsten Tag, noch vor dem Mittag, kam eine Verbindungsoffizierin, Krystyna, aus Kaluszki, um sich beim Kommando zu erkundigen, warum Sams Einheit nicht zur Aktion erschienen war. Die „Diversion“ wartete am vereinbarten Ort, und die Baudienst-Jungs hielten fast bis zum Morgen Wache.

Nachdem sie Sams Bericht gehört hatte, schwang sich die Verbindungsoffizierin auf ihr Fahrrad und fuhr los, um dem Kommando Bericht zu erstatten, und als sie am späten Nachmittag wieder eintraf, erzählte sie, dass die Männer der „Diversion“ ziemlich lange gewartet und die Gleisstrecke, die Sams Einheit passieren sollte, genau beobachtet hatten. Da sie niemanden bemerkten, der zu dieser Zeit die Gleise überquerte, schenkten sie dem gut rumpelnden Waldkauz keinerlei Beachtung und zogen sich gegen ein Uhr morgens durch die Wälder in ihre Häuser zurück. Nun, das „Ablenkungsmanöver“ konnten die Jungen aus Sams Truppe nicht bemerkt haben, denn sie warteten, nachdem sie die Gleise erreicht hatten, den Moment ab, in dem der Mond hinter den Wolken untergegangen war, und sprangen dann einfach über die Gleise, die oft von Bahnschützern patrouilliert wurden. Begegnungen mit ihnen sollten vermieden werden, da sie eine wichtige Aufgabe zu erfüllen hatten. Nach einer detaillierten Beschreibung des Ortes, an dem die „Umleitung“ wartete, stellte sich heraus, dass sie nur 150 Meter von Sams Einheit entfernt war. 

Nachdem sie die Gründe für das nächtliche Pech erklärt hatte, gab Christine bekannt, dass das Kommando die Aktion in dieser Nacht wiederholen wolle, und nannte die Uhrzeit und einen genaueren Treffpunkt. Um Verwirrung zu vermeiden, blieb das Aufklärungssignal dasselbe. Gegen Abend begannen die Vorbereitungen für die Expedition erneut, und als die Dämmerung hereinbrach, nahm die Einheit die vertraute Route von der vorherigen Nacht zu einem neuen Treffpunkt mit der „Umleitung“, der nicht allzu weit vom ersten entfernt war. Er war eine halbe Stunde früher da als geplant. Pünktlich zur verabredeten Zeit rief der Waldkauz dreimal, nach einigen Augenblicken wieder dreimal und noch dreimal, aber auch jetzt war keine Antwort aus dem Wald zu hören. Als auf einmal die Stimme des Waldkauzes zu hören war, freuten sich die Jungen, aber bald verstummte der Waldkauz. Die Jungen begannen, erst leise, dann immer lauter zu pfeifen, aber auch das wurde nicht beantwortet. Weit nach Mitternacht zog sich der Trupp aus dem Wald in das Dorf Przyłęk Duży zurück. Diesmal tauchte Krystyna gleich am ersten Morgen auf, und als sie alles erfuhr, fluchte sie bitterlich. denn die „Ablenkung“ war am vereinbarten Ort, und die Jungen im Lager standen wieder in Bereitschaft.  

Dem „Ablenkungs“-Bericht zufolge waren sie eine volle Stunde früher am Treffpunkt angekommen, und es ertönte ein Pfiff, allerdings hoch über ihren Köpfen, so dass sie den Pfiff von Sam vermutlich nicht von einem echten Pfiff unterscheiden konnten, als dieser ertönte. Das spätere Pfeifen hielten sie für den Ruf der Baudienst-Jungen, die vom Urlaub zurückkehrten. So scheiterte die Aktion aufgrund eines unglücklichen Zufalls zum zweiten Mal. Nach Absprachen mit dem Kommando und der im Lager tätigen Organisation wurde jedoch beschlossen, es ein drittes Mal zu versuchen. Als Sams Einheit am Treffpunkt eintraf und das Hämmern, dann das Pfeifen und sogar das Rufen zur vereinbarten Zeit begann, gab es leider wieder keine Reaktion. Die Jungen wurden mit dem sprichwörtlichen Blut überschwemmt, und Cadet Cpl. Sam sagte:

- Wir können uns nicht mit diesen Hurensöhnen einlassen, und die Jungs warten im Lager auf die dritte Nacht. Wir sind allein unterwegs, ohne Deckung. Irgendwie sollten wir es schaffen.

Nach kurzer Überlegung wurde der Auftrag für mehrere Männer geändert. Statt der siebzehn, die in das Lager eindringen sollten, wurden nur acht dazu bestimmt, da sechs - in zwei Dreiergruppen - an der Straße Sicherungsposten einnehmen und etwa einen Kilometer vom Tor entfernt die Telefondrähte kappen mussten. Zwei Partisanen sollten die Wachposten entwaffnen und einer sollte am Tor stehen. Bevor sie sich auf den Weg machten, sahen sie sich noch einmal an der Stelle um, an der sie gerade anhielten, und als sie niemanden fanden, ging die Einheit in absoluter Stille durch den Wald in Richtung des Lagers. Der Plan sah vor, dass die Besetzung des Lagers 15 Minuten nach dem Abmarsch zu den Stellungen der drei, die die Aktion absicherten, beginnen sollte. Die Elch-Patrouille ging zum linken Flügel, während das Kapr-Trio, ausgerüstet mit Drahtscheren, zum rechten Flügel ging, d.h. in Richtung Żakowice, über den mögliche Hilfe für das angegriffene Lager aus Koluszki kommen konnte. An der vorgesehenen Stelle angekommen, wurde Sgt. Swierk von der Kapra-Patrouille zog seine Stiefel aus, legte den Gürtel seiner Hose um die Beine und begann, auf einen Telegrafenmast zu klettern. Zum Erstaunen seiner Kollegen, die von unten zusahen, tat er dies wie ein professioneller Zirkusartist. Es schien alles nach Plan zu verlaufen - leise und ohne Lärm. Doch als der Draht, den Spruce durchgeschnitten hatte, zu Boden fiel, ertönte plötzlich ein unerwartetes Geräusch in der Stille des Waldes. Das schrille Heulen des Drahtes floss durch die Telefonleitung und erschreckte die schlafenden Hühner, die sich mit einem Krächzen in die Lüfte erhoben.

Währenddessen führte Kadett Pvt. Sam führte die Angriffsgruppe durch einen Straßengraben zum Baudienst-Tor, wo sie erneut einen kurzen Halt einlegten und das Lager genau im Auge behielten. Die Aufregung der Partisanen, die im Graben lauerten, wuchs mit jedem Augenblick. Werden wir Erfolg haben oder nicht? Gehört der Wachposten am Tor zu uns oder ist er zufällig ein Fremder? An einem Punkt flüsterte Sam:

- Vorwärts! Auf geht's, Jungs! Die Angriffsgruppe rannte heimlich die Straße entlang, die sie vom Tor trennte. Der Wachposten hatte noch nicht einmal Zeit gehabt, „Halt! Wer kommt denn da?“, als er ein leises Geräusch hörte:

- Hands up! Es war ein vorher festgelegtes Passwort, das nur den Eingeweihten bekannt war. Der Wachposten, Shot. Berkut (Jan Galicki), der nur auf diese Worte gewartet hatte, räumte die spanischen Böcke beiseite, die den Eingang versperrten, hob schnell und eifrig die Hände in die Luft, übergab sein Gewehr und seinen Gürtel mit Lader, während er leise sagte, dass andere schon lange an verschiedenen Stellen im Lager gewartet hätten....




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz