Test

sobota, 13 grudnia 2025

Karwosieki - Płock- Niemieckie osadnictwo - Der Heimatbote - 10/1972 - cz.1

                                    Kantorat Karwosieki/Löwen w powiecie płockim

Ta parafia kantoralna, z jej radościami, ale także trudnymi losami podczas obu wojen światowych, jest przykładem dla wielu innych niemieckich parafii szkolnych, które spotkał podobny los.

              Kaplica ewangelicka w Karwosiekach. Po lewej stronie stary kościół i szkoła.

                Die ev.- lüth. KapeIle in Karwosieki. Links das alte Bet· und Schulhaus.

Karwosieki-Cholewice – wieś sołecka w Polsce położona w województwie mazowieckim, w powiecie płockim, w gminie Brudzeń Duży. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa płockiego. Wikipedia

Karwosieki-Cholewice – ein Dorf in Polen, gelegen in der Woiwodschaft Masowien, im Landkreis Płock, in der Gemeinde Brudzeń Duży. In den Jahren 1975–1998 gehörte der Ort administrativ zur Woiwodschaft Płock. Wikipedia

Na północy powiatu płockiego, tuż przy granicy powiatu sierpczańskiego, leży wieś Karwosieki. Wieś składa się z trzech dzielnic: Cholewie, Respondy i Kapitulne. Dzielnica Cholewie to duże majątek ziemski. W połowie XVIII wieku ziemia położona na wschodzie została zasiedlona przez właściciela majątku i powstały dzielnice Respondy i Kapitulne. Ponieważ wśród osadników znalazło się 15 niemieckich rodzin, powstała mała ewangelicka parafia kantoralna. Została ona przyłączona do parafii w Płocku. Większość niemieckich osadników osiedliła się w dzielnicy Kapitulne, dlatego nowo powstała parafia nosiła nazwę Karwosieki-Kapitulne. Podczas osadnictwa w środku tej dzielnicy przeznaczono jedną morgę ziemi pod szkołę. Teren szkolny znajduje się na rogu, gdzie droga polna biegnąca z północy na południe przecina ulicę wiejską. Na środku tej działki, w pewnej odległości od drogi wiejskiej, niemieccy osadnicy zbudowali swoją pierwszą małą i skromną modlitewną salę i szkołę. Na pięknie położonym wzgórzu, które od strony torfowiska miało bardzo strome zbocze, założono mały cmentarz.

Początkowo gospodarstwa rolne obejmowały od 30 do 50 morgów ziemi. Łączna powierzchnia gruntów niemieckich osadników wynosiła około 600 morgów. Z biegiem czasu niektóre gospodarstwa zostały podzielone, co spowodowało znaczny wzrost liczby rodzin. Ponieważ w sąsiednich polskich wioskach Wrzosy osiedliły się trzy niemieckie rodziny, a w Dziengelewie dwie, parafia kantora liczyła 31 rodzin chłopskich i 2 rodziny robotnicze. Kantorat liczył około 150 dusz. Ponieważ liczba rodzin podwoiła się, mały cmentarz okazał się zbyt mały i trzeba było go powiększyć. W tym celu rolnik Michael Bredefeld, na którego polach znajdował się cmentarz, podarował kawałek ziemi. Dzięki służebności kantorat otrzymał jeszcze jedną morgę ziemi, tak że posiadał dwa morgi ziemi szkolnej.

W dzielnicy Respondy gospodarstwa rolne leżą w dolinie, gęsto przylegając do siebie jak gniazda. Natomiast w dzielnicy Kapitulne gospodarstwa tworzą kolonię, leżącą po południowej stronie wiejskiej drogi, biegnącej z zachodu na wschód. Ponieważ gospodarstwa rolne leżą dość blisko siebie, pola uprawne rozciągają się daleko na północ. Za gospodarstwami wije się porośnięty wysokimi topolami i wierzbami potok, powszechnie nazywany „Struga”. Podczas topnienia śniegu i ulewnych deszczy potok zasilany jest dużą ilością wody z położonych wyżej pól. Wtedy płynie wesoło, szemrząc i pluskając, i pędzi do rzeki Skrwa, gdzie się do niej wlewa. Za strumieniem stały dwa stare wiatraki, których potężne skrzydła zawsze obracały się, rzucając cień, gdy tylko świeży wiatr wiał nad równiną. Koła młynów klapotały wesoło, nadając tej spokojnej okolicy ożywiony charakter.

Kiedy budynek szkoły uległ zniszczeniu w wyniku pożaru, gmina kantoralna dość szybko podjęła decyzję o budowie nowego. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności plan ten wkrótce udało się zrealizować. W sąsiedniej polskiej wsi Kamionki pewien szlachcic zbudował sobie nowy dom i wystawił stary na sprzedaż. Bez wahania zakupiono ten stary budynek. W zakupie tego domu dużą rolę odegrała specyficzna wiejska kalkulacja i oszczędność. Dzięki pieniądzom z ubezpieczenia od pożaru, które otrzymano za spaloną szkołę, udało się ponownie zbudować szkołę, a nawet pozostało trochę pieniędzy. Ponieważ dom ten był zbudowany z drewnianych bali i pokryty dachówką, można go było z łatwością rozebrać, przetransportować i ponownie postawić. Nie została ona jednak zbudowana w miejscu, gdzie stała stara szkoła, ale blisko drogi wiejskiej. We wschodniej części urządzono salę modlitewną, a w zachodniej – salę szkolną i mieszkanie kantora. Było ono małe i składało się tylko z kuchni z jadalnią i jednego pokoju. Również budynek gospodarczy można było zbudować za niewielkie pieniądze. Ściany zbudowano z ubitej gliny, ponieważ jest jej tu pod dostatkiem. A na dach rolnicy dostarczyli słomę.

Podczas pierwszej wojny światowej wszystkie niemieckie rodziny kantora zostały wygnane do Rosji. Zostały one przewiezione do Saratowa nad Wołgą. Tutaj mężczyźni musieli wykonywać bardzo ciężką pracę w dużych młynach, ładując i rozładowując worki z ziarnem i mąką, aby zarobić na utrzymanie swoich rodzin. Opuszczone gospodarstwa przejęli Polacy. Kiedy w 1918 roku wygnani powrócili z Rosji, gospodarstwa wyglądały na opuszczone. Dachy kryte strzechą były zniszczone. Niektóre ogrodzenia wokół gospodarstw i ogrodów zniknęły, ponieważ wykorzystano je jako drewno opałowe. Na polach uprawnych rosły chwasty. Kantor Gustav Fenske opowiedział mi: Kiedy nadszedł czas, aby ponownie wziąć pług do ręki i wyruszyć na pole, aby je zaorać, płakał podczas orki, a jego łzy spływały po bruzdach. Nie były to jednak łzy radości, że znów mógł orać swoje pola, ale łzy smutku i bólu. Pole było bowiem tak mocno zbite, że przewrócone grudki ziemi nie rozsypywały się od jednego końca bruzdy do drugiego. Jednak dzięki wytrwałej pracowitości i niestrudzonej pracy rolników pola znów stały się czyste, strzechy zostały naprawione i pokryte nowym materiałem, a podwórka i ogrody ogrodzone. Gospodarstwa tych pracowitych rolników znów stały czyste i prezentowały się przyjemnie dla oka.

Jednak budynek modlitewny i szkolny nadal wyglądał dość ponuro, ponieważ brakowało ogrodzenia wokół dziedzińca szkolnego. Kiedy w 1933 roku przełożeni kantora poprosili mnie o objęcie stanowiska kantora i przyjechałem tu, aby obejrzeć budynek szkoły, zgłosiłem tę wadę. Społeczność kantora wzięła to sobie bardzo do serca. Kiedy przyjechałem tu po raz drugi, nie wierzyłem własnym oczom! Wokół placu szkolnego stało nowe, piękne ogrodzenie z płotu! Nie przypuszczałem jednak, że w przyszłości będę świadkiem jeszcze większej jedności tych rolników.

Sam budynek szkoły wyglądał już na dość zniszczony. Ten stary już w momencie budowy budynek stał tu już od wielu lat. Dach pokryty dachówką po stronie północnej był mocno wygięty pod ciężarem. Przez dach i podłogę deszczówka kapała na prosty ołtarz ambony. A kiedy zimą wokół starej szkoły szalała burza śnieżna, wiatr wiał śnieg przez szczeliny fundamentów z kamienia polnego i desek podłogowych do sali modlitewnej. Kiedy przejąłem tu urząd kantora i zastałem takie warunki, zrodziła się we mnie myśl, aby zbudować nową salę modlitewną. Kiedy jednak ostrożnie przedstawiłem moje pomysły zarządowi kantora, nie spotkałem się z zainteresowaniem, a raczej z silnym sprzeciwem. Uznano, że stara sala modlitewna jest nadal wystarczająco dobra i ładna. Zrozumiałem, że ten wielki pomysł budowy nowej sali modlitewnej musi najpierw powoli kiełkować w sercach członków gminy, rosnąć, dojrzewać, a dopiero potem przynieść owoce. I nie minął tylko jeden rok, ale trzy lata, zanim ta myśl dojrzała do owocowania.

Jesienią 1936 roku pastor Adolf Schendel z Płocka wraz z pastorem Ewaldem Triebe z Łaszewa przybyli tutaj i odprawili nabożeństwo. Następnie odbyło się zebranie gminne w sprawie budowy nowej sali modlitewnej. Jednogłośnie postanowiono, że zostanie zbudowana nie tylko sala modlitewna, ale kaplica! Nałożono dobrowolny podatek w wysokości 10 złotych za morgę. Później podwyższono go do 15 złotych. Wybrano komitet budowlany, a skarbnikiem mianowano Gustava Fenske. Podarował on również pięknie położoną działkę budowlana obok szkoły. Wyraził również życzenie, aby budowa kaplicy przebiegała tak sprawnie, jak budowa kościoła w Lipnie. W kalendarzu Volksfreund przeczytał, że podczas budowy kościoła zgromadziło się tam tak wielu ochotników, że pastor był zmuszony odesłać część z nich do domów. Jego życzenie spełniło się w pełni. Gmina zobowiązała się do wykonania wszystkich prac pomocniczych bezpłatnie i do wyżywienia budowniczych, aby utrzymać koszty budowy kaplicy na dość niskim poziomie. Następnej zimy, kiedy prace polowe zostały wstrzymane, przywieziono już cegły i wygaszono wapno. 3 maja 1937 r. pastor Schendel położył kamień węgielny. Budowę przeprowadzili mistrz murarski Wurzbacher oraz stolarz i cieśla Linkowski według mojego projektu. Obaj mieszkali w gminie kantoralnej Sierpc. Budowa kaplicy postępowała tak szybko, jak sobie tego życzył kantor Fenske. W dniu święta reformacji, 31 października tego samego roku, piękny dom Boży mógł zostać poświęcony przez pastora Adolfa Sehendela z Płocka.

                                                            - ciąg dalszy nastąpi - 

                                        Das Kantorat Karwosieki/Löwen im Kreise Plock

Diese Kantoratsgemeinde mit ihren Freuden und auch so schwerenSchicksalen in den beiden Weltkriegen spricht tür viele andere deutsche Schulgemeinden, denen es ähnlich ergangen ist.

Im Norden des Kreises Plock liegt hart an der Grenze des Kreises Sierpc das Dorf Karwosieki. Das Dorf besteht aus den drei Ortsteilen Cholewie, Respondy und Kapitulne. Der Ortsteil Cholewie ist ein großes Gut. Um die Mitte des 18. Jahrhunderts wurden die im Osten gelegenen Ländereien vom Gutsherrn versiedelt und es entstanden die Ortsteile Respondy und Kapitulne. Da sich unter den Siedlern auch 15 deutsche Familien befanden, kam es zur Gründung einer kleinen evangelischen Kantoratsgemeinde. Sie wurde der Kirchengemeinde Plock angeschlossen. Die meisten deutschen Siedler hatten sich in dem Ortsteil Kapitulne niedergelassen und daher trug das neuentstandene Kantorat den Namen Karwosieki-Kapitulne. Bei der Ansiedlung hatte man mitten in diesem Ortsteil einen Morgen Land für die Schule bestimmt. Das Schulland liegt an der Ecke, wo ein Landweg, der von Norden nach Süden führt, die Dorfstraße schneidet. Mitten auf diesem Grundstück, ein Stück von der Dorfstraße entfernt, erbauten die deutschen Siedler ihr erstes kleines und bescheidenes Bet- und Schulhaus. Auf einer schön gelegenen Anhöhe, die an einer Torfbruchseite einen sehr steilen Abhang hatte, wurde ein kleiner Friedhof angelegt.

Anfangs umfaßten die Bauernstellen 30 bis 50 Morgen Land. Die Gesamtmorgenzahl der deutschen Siedler betrug etwa 600 Morgen. Im Laufe der Zeit wurden manche Hofstellen aufgeteilt, wodurch die Familienzahl sich bedeutend erhöhte. Und da sich auch noch in den polnischen Nachbardörfern Wrzosy drei und in Dziengelewo zwei deutsche Familien niederließen, zählte die Kantoratsgemeinde 31 Bauernfamilien und 2 Arbeiterfamilien. Das Kantorat hatte etwa 150 Seelen. Dadurch, daß die Farnilienzahl ums Doppelte größer geworden war, erwies sich der kleine Friedhof als viel zu klein und mußte vergrößert werden. Hierzu schenkte der Bauer Michael Bredefeld, in dessen Feldern der Friedhof lag, ein Stück Land. Durch ein Servitut bekam das Kantorat noch einen Morgen Land, so daß es zwei MorgenSchulland besaß.

Im Ortsteil Respondy liegen die Bauernhöfe in einer Talmulde nestförmig dicht nebeneinander. Im Ortsteil Kapitulne dagegen bilden die Höfe nebeneindergereiht eine Kolonie, Sie liegen alle an der Südseite der Dorfstraße, die vom Westen nach dem Osten verläuft. Da die Bauernhöfe recht dicht nebeneinander liegen, ziehen sich die Ackerfelder weit nach Norden hinaus. Hinter den Höfen schlängelt sich der mit hohen Pappeln und Weiden bestandene Bach dahin, der allgemein die "Struga" genannt wurde. Bei der Schneeschmelze und bei starken Regenfällen wird dem Bach von den hochgelegenen Feldern viel Wasser zugeführt. Dann fließt er munter murmelnd und plätschernd dahin und eilt dem Fluß Skrwa zu, wo er einmündet. Hinter dem Bach standen die beiden alten Windmühlen, deren wuchtige Flügel sich immer sehr geschattig drehten, sobald ein frischer Wind über die Ebene des Landes wehte. Dabei klapperten gar lustig die Mühlenräder und gaben dem sonst so stillen Ort ein lebhaftes Bild.

Als das Schulhaus einem Brand zum Opfer gefallen war, beschloß die Kantoratsgemeinde recht schnell wieder eins zu errichten. Durch Zufall konnte dieser plan auch bald verwirklicht werden. Im. polnischen Nachbardorf Kamionki hatte ein Großbauer (szlachcic) sich ein neues Wohnhaus erbaut und bot nun das alte zum- Verkauf an. Kurz entschlossen kaufte man dies alte Wohnhaus. Bei diesem Hauskauf spielte eine eigentümliche bäuerliche Berechnung und Sparsamkeit eine große Rolle. Denn für das Feuerkassengeld, das man für das abgebrannte Schulhaus bekam, hatte man wieder ein Schulhaus und es war sogar noch ein wenig übriggeblieben. Und da dies Haus aus Holzbohlen erbaut und mit Dachziegeln gedeckt war, konnte es mit Leichtigkeit abgebrochen, weggefahren und wieder aufgestellt werden. Es wurde aber nicht an der Stelle errichtet, wo das alte Schulhaus gestanden hatte, sondern dicht an der Dorfstraße. Am Ostende wurde der Betsaal eingerichtet und am Westende die Schulklasse und die Kantorwohnung. Diese war klein und bestand nur aus Wohnküche und einem Zimmer. Auch das Wirtschaftshaus konnte für wenig Geld erbaut werden. Die Wände wurden aus gestampftem Lehm errichtet, da dieser ja hier reichlich vorhanden ist. Und für das Dach lieferten die Bauern das Stroh.

Im Ersten Weltkriege wurden alle deutschen Familien des Kantorats nach Rußland verbannt. Sie wurden nach Saratow an der Wolga gebracht. Hier mußten die Männer in den großen Mühlen beim Ein- und Ausladen der Korn- und Mehlsäcke sehr schwere Arbeiten verrichten, um das Unterhaltsgeld für ihre Familien zu verdienen. Die verlassenen Wirtschaften übernahmen Polen. Als die Verbannten 1918 aus Rußland zurückkehrten, sahen die Höfe verödet aus. Die Strohdächer waren schadhaft geworden. So mancher Zaun um Hof und Garten fehlte, denn man hatte ihn als Brennholz benutzt. Auf den Ackerfeldern wucherte das Unkraut. Kantoratsvorstehe Gustav Fenske erzählte mir: Als es nun wieder so weit war, daß er den Pflug in seine Hand nehmen konnte und hinauszog, um seinen Acker zu pflügen, da habe er beim Pflügen geweint und die Furchen mit seinen Tränen genetzt. Dies waren aber keine Freudentränen darüber, daß er seine Felder wieder pflügen durfte, sondern es waren Tränen der Trauer und des Schmerzes. Denn der Acker war so stark verqueckt, daß die umgeworfenen Schollen von einem Ende der Furche bis zum andern nicht auseinanderfielen. - Aber durch zähen Fleiß und unermüdliche Arbeit der Bauern wurden die Felder wieder sauber, die Strohdächer ausgebessert und neueingedeckt und die Höfe und Gärten umzäunt. Und wieder standen die Gehöfte dieser fleißigen Bauern reinlich da und boten einen erfreulichen Anblick.

Das Bet- und Schulhaus aber stand noch immer recht öde da, denn hier fehlte die Umzäunung um den Schulhof. Als im Jahre 1933 die Kantoratsvorsteher mich baten, hier die Kantoratsstelle zu übernehmen und ich hierher kam, um mir das Schulhaus anzusehen, bemängelte ich dieses. Dies hat die Kantoratsgemeinde sich sehr zu Herzen genommen. Denn als ich das zweite Mal hierher kam, traute ich meinen Augen nicht! Um den Schulhof stand ein neuer schöner Staketenzaun! Ich ahnte aber nicht, daß ich hier in zukunft noch eine viel größere Einigkeit dieser Bauern erleben sollte.

Das Schulhaus selbst sah schon recht baufällig aus. Denn dieses, bei der Aufstellung schon alte Haus,hatte nun bereits wieder viele Jahre gestanden. Das Pfannendach an der Nordseite hatte sich unter der schweren Last stark gebogen. Durch Dach und Bodendecke tropfte das Regenwasser auf den schlichten Kanzelaltar. Und .wenn im Winter starkes Schneetreiben um das alte Schulhaus stürmte, dann wehte der Sturm den Schnee durch die Ritzen des Feldsteinfundamentes und der Fußbodenbretter in den Betsaal. Als ich hier das Kantoramt übernahm und diese Zustände vorfand, erwachten in mir die Gedanken, hier einen neuen Betsaal zu erbauen. Als ich aber diese meine Gedanken vorerst ganz behutsam dem Kantoratsvorstand offenbarte, 'fand ich kein Gehör, sondern eine starke Ablehnung. Man meinte, der alte Betsaal sei noch gut und schön genug. Ich sah es nun auch ein, daß dieser große Gedanke an den Bau eines neuen Bethauses erst ganz langsam in den Herzen der Gemeindeglieder keimen, wachsen, reifen und dann erst Frucht bringen kann. Und es dauerte nicht nur ein, sondern drei Jahre, bis dieser Gedanke zur Frucht herangereift war.

Im Herbst 1936 kam Pastor Adolf Schendei aus plock mit Pastor Ewald Triebe aus Laszewo und hielten hier einen Gottesdienst. Anschließend fand eine Gemeindeversammlung weges des Neubaues eines Betsaales statt. Einstimmig wurde beschlossen, nicht nur einen Betsaal, sondern eine Kapelle zu erbauen! Man belegte sich mit einer freiwilligen Steuer von 10 Zloty pro Morgen. Später wurde diese auf 15 Zloty erhöht. Es wurde ein Baukomitee gewählt und zum Kassierer Gustav Fenske bestimmt. Er schenkte auch den neben der Schule sehr schön gelegenen Bauplatz. Er sprach auch den Wunsch aus, daß es hier bei diesem Kapellenbau so fleißig zugehen möchte, wie beim Kirchbau in Lipno. Er hatte im Volksfreund-Kalender gelesen, daß dort beim Bau der Kirche so viel freIwillige Helfer zusammengeströmt waren, daß der Pastor gezwungen war,einen Teil davon nach Hause zu schicken. Und dieser sein Wunsch erfüllte sich voll und ganz. Die Gemeinde verpflichtete sich, alle Handlangerarbeiten unentgeltlich zu leisten und die Baumeister zu verpflegen, um so die Kosten des Kapellenbaues recht niedrig zu halten. Im folgenden Winter, wo die Feldarbeiten ruhten, wurden schon die Ziegel herangefahren und der Kalk gelöscht. Am 3. Mai 1937 wurde von Pastor Schendel der Grundstein gelegt. Nach einer von mir angefertigten Zeichnung wurde der Bau von Maurermeister Wurzbacher und dem Tischler- und Zimmermeister Linkowski ausgeführt. Beide waren in der Kantoratsgemeinde Sierpc wohnhaft. Der Kapellenbau ging so zügig voran, wie es sich Kantoratsvorsteher Fenske gewünscht hatte. Denn am Reformationsfest, den 31. Oktober desselben Jahres, konnte das schöne Gotteshaus schon von Pastor Adolf Sehendel aus Plock eingeweiht werden.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz