Test

niedziela, 22 marca 2015

Leśne Odpadki - Bukowiec - Königsbach - Miejscowi Niemcy - Cmentarz - J.Frydrych - cz 4.

Dalszy ciąg wspomnień pani Jadwigi:
Ostatnie dni przed wyzwoleniem, wieczorem niebo zabłysło, wyglądało jak choinki w kierunku Pabianic, zrobiło się widno, słychać było wybuchy bomb rzucanych na Łódź i Pabianice, tata powiedział, że wojnę już Hitler chyba przegrał! Tata nas zawołał na podwórko mówiąc: chodźcie dzieci zobaczcie co się dzieje. Ale tak mocno hukało, żeśmy się bały i uciekliśmy do domu.
Zapytałem panią Jadwigę, czy pamięta, kogo pochowano koło cmentarza ewangelickiego w Bukowcu zaraz po wyzwoleniu?
Pani Jadwiga: tak pamiętam byli to Niemcy. W latach późniejszych wykopywano tylko same kości, kopiąc w tym miejscu doły. (o szczegółach napiszę w innym artykule). Przyjechała jakaś komisja, zabrali szczątki i pojechali, kiedy to było nie pamiętam. Te doły i trupy były od strony północnej cmentarza. To byli niemieccy żołnierze. Bo u nas w Leśnych Pinkach{Leśne Odpadki) leżało ich dużo, bo to zabijali ich ruscy żołnierze. Dużo się z nich poddawało, dużo z nich było w lesie koło nas. Każdej nocy do nas przychodzili, bo nasz dom stał przy lesie. Prosili nas o wodę czy kawałek chleba. Tata mówił, pokrójcie tego chleba, dajcie im, bo to jest przykre jak jest ktoś głodny. Gotowałyśmy im także kawę, ale bez cukru, bo go nie było, także sacharyny. Bardzo nam zawsze dziękowali, bo się napili czegoś ciepłego, ogrzali się i wracali do lasu. Pytali się także o drogi ewakuacji, tata pokazywał im i tłumaczył. Wkrótce zrobiła się w Leśnych Odpadkach taka milicja.
Jak żołnierze dobrowolnie się poddawali, to oni ich zaprowadzali do gminy w Brójach. Tych wyższych oficerów to gdzieś zawozili, tych innych to rozstrzelali, ale gdzie ich pochowali, to nie wiem. Tu pod lasem jednego razu przyszło sześciu żołnierzy niemieckich, oni do samego końca walczyli, strzelali się z tą milicją. Tata powiedział, że zawsze żałował żołnierzy, ale ci to byli bez głowy, gdyby mogli, toby wszystkich pozabijali. W końcu jeden z nich, taki trochę kaleka to się poddał, nie mieli już broni, nie mieli czym strzelać, ale pozostała piątka nie chciała się poddać. Milicjanci wyprowadzili ich za stodołę sąsiadki, tej mieszkającej najbliżej lasu i rozstrzelali. Tak sobie myślałam, jak ta babcia mogła tam mieszkać sama i te pięć trupów tak leżało za stodołą! Później jak się trochę uspokoiło, zabrali ich. Koło naszego domu też jeden leżał. Strzelał cały czas i leciał, a miał płaszcz tak postrzelany że nie wiem. Tata był bardzo zdziwiony jak on mógł wytrzymać przy tylu dziurach. Był tak twardy, że milicja krzyczała do niego aby się poddał, ale on chciał uciec do lasu, strzelili do niego i tak został....
Pamiętam też jak jakichś Niemiec zginął na froncie, to w kościele w Bukowcu, rodziny zabitego kupowały wieniec i wieszały go w środku kościoła, zawsze było w nim dużo takich wieńców. Myśmy z ciekawości tam chodziliśmy, bo kościół był zawsze otwarty. Później jak ten kościół sprzedali Niemcy i zaczęli go rozbierać ( inna zupełnie wersja niż usłyszałem od innych), to Polacy poprosili ich, aby zostawili kawałek muru, bo chcą tam zrobić sobie kapliczkę, chętnie się na to zgodzili. Zostawili kawałek muru, nawet ze 2,5 metra długości, była w nim taka figurka. Jeden z naszych pięknie tę kapliczkę wykończył, ale później miejscowe partyjniaki ją rozwalili i taki był koniec...
Komu ona przeszkadzała, ten pan tak się napracował, była taka piękna. Jak ją zniszczyli to miejscowi byli tak strasznie źli, przecież ona mogła tak zostać, komu ona przeszkadzała?. Jak by ta kapliczka się zachował, wszyscy by wiedzieli, że w tym miejscu był kościół, ja pamiętam, ale ci młodzi nie będą wiedzieli.
Niemcy z Bukowca, po rozpoczęciu wojny otrzymali dużą pomoc od Hitlera, wzbogacili się, ogrodzili swoje obejścia. W Gałkówku była niemiecka fabryka prochu (prochownia) i amunicji, pracowali w niej Niemcy z Bukowca, także Polacy. Nie wiem co się tam stało, czy ktoś specjalnie coś zrobił, w każdym bądź razie nastąpił w niej wielki wybuch, krótko przed wyzwoleniem. Wiem, że zginęło tak kilku ludzi, tak strasznie biło, a tutaj w Bukowcu w domach to szyby wylatywały. Był taki podmuch, że na naszym podwórku, na dębach stare liście zrywało! Nasi Niemcy to ze strachu wszystkie pouciekali, chowali się w lesie kraszewskim. Jak później tam poszliśmy, ujrzeliśmy olbrzymie doły, takie, że w każdy weszłyby nasze dwa domy. Leżało wokół dużo mosiężnych łusek, my jako dzieci zbieraliśmy je, bo skupowali je na skupie złomu. Tata nam zabronił, gdyż bał się, że wdepniemy na jakiś niewypał, ale mówiliśmy mu, że będziemy uważać, każdy chciał zarobić troszkę pieniędzy...

1 komentarz: