Dalszy ciąg wspomnień pani Jadwigi:
Ostatnie dni przed wyzwoleniem,
wieczorem niebo zabłysło, wyglądało jak choinki w kierunku
Pabianic, zrobiło się widno, słychać było wybuchy bomb rzucanych
na Łódź i Pabianice, tata powiedział, że wojnę już Hitler
chyba przegrał! Tata nas zawołał na podwórko mówiąc: chodźcie
dzieci zobaczcie co się dzieje. Ale tak mocno hukało, żeśmy się
bały i uciekliśmy do domu.
Zapytałem panią Jadwigę, czy
pamięta, kogo pochowano koło cmentarza ewangelickiego w Bukowcu
zaraz po wyzwoleniu?
Pani Jadwiga: tak pamiętam byli to
Niemcy. W latach późniejszych wykopywano tylko same kości, kopiąc
w tym miejscu doły. (o szczegółach napiszę w innym artykule).
Przyjechała jakaś komisja, zabrali szczątki i pojechali, kiedy to
było nie pamiętam. Te doły i trupy były od strony północnej
cmentarza. To byli niemieccy żołnierze. Bo u nas w Leśnych
Pinkach{Leśne Odpadki) leżało ich dużo, bo to zabijali ich ruscy
żołnierze. Dużo się z nich poddawało, dużo z nich było w lesie
koło nas. Każdej nocy do nas przychodzili, bo nasz dom stał przy
lesie. Prosili nas o wodę czy kawałek chleba. Tata mówił,
pokrójcie tego chleba, dajcie im, bo to jest przykre jak jest ktoś
głodny. Gotowałyśmy im także kawę, ale bez cukru, bo go nie
było, także sacharyny. Bardzo nam zawsze dziękowali, bo się
napili czegoś ciepłego, ogrzali się i wracali do lasu. Pytali się
także o drogi ewakuacji, tata pokazywał im i tłumaczył. Wkrótce
zrobiła się w Leśnych Odpadkach taka milicja.
Jak żołnierze dobrowolnie się
poddawali, to oni ich zaprowadzali do gminy w Brójach. Tych
wyższych oficerów to gdzieś zawozili, tych innych to rozstrzelali,
ale gdzie ich pochowali, to nie wiem. Tu pod lasem jednego razu
przyszło sześciu żołnierzy niemieckich, oni do samego końca
walczyli, strzelali się z tą milicją. Tata powiedział, że zawsze
żałował żołnierzy, ale ci to byli bez głowy, gdyby mogli, toby
wszystkich pozabijali. W końcu jeden z nich, taki trochę kaleka to
się poddał, nie mieli już broni, nie mieli czym strzelać, ale
pozostała piątka nie chciała się poddać. Milicjanci wyprowadzili
ich za stodołę sąsiadki, tej mieszkającej najbliżej lasu i
rozstrzelali. Tak sobie myślałam, jak ta babcia mogła tam mieszkać
sama i te pięć trupów tak leżało za stodołą! Później jak się
trochę uspokoiło, zabrali ich. Koło naszego domu też jeden leżał.
Strzelał cały czas i leciał, a miał płaszcz tak postrzelany że
nie wiem. Tata był bardzo zdziwiony jak on mógł wytrzymać przy
tylu dziurach. Był tak twardy, że milicja krzyczała do niego aby
się poddał, ale on chciał uciec do lasu, strzelili do niego i tak
został....
Pamiętam też jak jakichś Niemiec
zginął na froncie, to w kościele w Bukowcu, rodziny zabitego
kupowały wieniec i wieszały go w środku kościoła, zawsze było w
nim dużo takich wieńców. Myśmy z ciekawości tam chodziliśmy, bo
kościół był zawsze otwarty. Później jak ten kościół
sprzedali Niemcy i zaczęli go rozbierać ( inna zupełnie wersja niż
usłyszałem od innych), to Polacy poprosili ich, aby zostawili
kawałek muru, bo chcą tam zrobić sobie kapliczkę, chętnie się
na to zgodzili. Zostawili kawałek muru, nawet ze 2,5 metra długości,
była w nim taka figurka. Jeden z naszych pięknie tę kapliczkę
wykończył, ale później miejscowe partyjniaki ją rozwalili i taki
był koniec...
Komu ona przeszkadzała, ten pan tak
się napracował, była taka piękna. Jak ją zniszczyli to miejscowi
byli tak strasznie źli, przecież ona mogła tak zostać, komu ona
przeszkadzała?. Jak by ta kapliczka się zachował, wszyscy by
wiedzieli, że w tym miejscu był kościół, ja pamiętam, ale ci
młodzi nie będą wiedzieli.
Niemcy z Bukowca, po rozpoczęciu wojny
otrzymali dużą pomoc od Hitlera, wzbogacili się, ogrodzili swoje
obejścia. W Gałkówku była niemiecka fabryka prochu (prochownia) i
amunicji, pracowali w niej Niemcy z Bukowca, także Polacy. Nie wiem
co się tam stało, czy ktoś specjalnie coś zrobił, w każdym bądź
razie nastąpił w niej wielki wybuch, krótko przed wyzwoleniem.
Wiem, że zginęło tak kilku ludzi, tak strasznie biło, a tutaj w
Bukowcu w domach to szyby wylatywały. Był taki podmuch, że na
naszym podwórku, na dębach stare liście zrywało! Nasi Niemcy to
ze strachu wszystkie pouciekali, chowali się w lesie kraszewskim.
Jak później tam poszliśmy, ujrzeliśmy olbrzymie doły, takie, że
w każdy weszłyby nasze dwa domy. Leżało wokół dużo mosiężnych
łusek, my jako dzieci zbieraliśmy je, bo skupowali je na skupie
złomu. Tata nam zabronił, gdyż bał się, że wdepniemy na jakiś
niewypał, ale mówiliśmy mu, że będziemy uważać, każdy chciał
zarobić troszkę pieniędzy...
Bardzo ciekawy blog. dziękuję!
OdpowiedzUsuń