Test

poniedziałek, 14 marca 2016

Borki - Kurnos - Bełchatów - Cmentarz ewangelicki - Piekarnia - Egzekucja - cz.3

Ciąg dalszy informacji o cmentarzu ewangelickim w Borkach.


Elżbieta, Zbigniew i Danuta Braun słuchający opowieści pana Henryka Folkmana na terenie cmentarza ewangelickiego w Borkach.

Ze względu na brak czasu, pan Henryk w wielkim skrócie opowiedział o zbiorowej mogile. W 1945 roku pochowano 16 niemieckich żołnierzy, ośmiu z nich przywieziono z Trząsu, pozostałych ośmiu żołnierzy, których Rosjanie rozstrzelali, z Kurnosa. Byli pochowani bez trumien w jednym dole, ekshumację przeprowadzono kilka lat temu. Dokładniejszych informacji udzielił mi Eugeniusz Weder, obecnie 88-mio letni mieszkaniec Kurnosa.

                     Pan Eugeniusz Weder, mieszkaniec Kurnosa Drugiego.
- Niemieckich jeńców, schwytanych w pobliskim lasie ustawiono na polu z prawej strony piekarni. Rosjanie rozstrzelali ośmiu Niemców, zaoszczędzono dwóch, mówiących po polsku i czesku. Prawdopodobnie przewieziono ich do Bełchatowa. Jeszcze przez kilka lat w miejscu egzekucji, zborze i inne rośliny miały ciemniejszą barwę.

Budynek piekarni której właścicielem był Berthold Gutknecht. Widoczny z prawej strony zdjęcia sad, był miejscem egzekucji niemieckich jeńców.

Zarówno, panowie Henryk i Eugeniusz sporo opowiedzieli o historii Bertholda Gutknechta. Jak wspominałem w części drugiej, po rozpoczęciu działań wojennych w 1939 roku Berthold wstąpił do miejscowego oddziału SS. Z opowieści obu panów nie usłyszałem złego zdania o jego działalności, nie był wrogiem Polaków. Wielokrotnie im pomagał, zatrudniał polskich robotników w piekarni. Zatrudniona była jako pomoc młoda dziewczyna, prawdopodobnie z Janowa (Grafenort). Podobno doszło między nimi do większej zażyłości, miał z tego powodu problemy. Być może to było powodem zwolnienia polskiego piekarza. Po jakimś czasie, przyjął go z powrotem, jednak wynikły z tego tragiczne konsekwencje, ale o tym później. Zatrudniał więcej ludzi, miał dwa konie i wóz którym rozwoził gotowe pieczywo, także przywoził produkty do wypieku. Jednym z dwóch, był koń należący do Mantyka Bronisława, mieszkańca Rogowca. O tym wspomina córka, a zarazem żona pana Eugeniusza, pani Marianna Weder.
- Mojemu tacie zarekwirowano konia który był bardzo potrzebny w naszym gospodarstwie. Był w Klukach, szanse na jego odzyskanie były bardzo nikłe. Ktoś wpadł na pomysł aby przy pomocy wódki spić miejscowego żandarma. Tak też zrobiono, upojony alkoholem wstępnie zgodził się, nie czekając sprowadzono konia na Rogowiec. Jednak po przemyśleniu całej sytuacji, tata uznał, że i tak nie ma szansy i w najbliższym czasie konia znów zabiorą. Pojechał więc na Kurnos do Bertholda i powiedział mu o wszystkim. Jedynym wyjściem była sprzedaż konia do piekarni. Nowy właściciel zapłacił dobre pieniądze, więc i "wilk i owca była syta" !
Eugeniusz Weder:
- pamiętam taką sytuację, z kilkoma kolegami staliśmy przed piekarnią. Wszyscy mieliśmy w klapach naszywkę "P". Przejeżdżający niemiecki patrol zatrzymał się przed nami, jeden z kolegów nie zdjął czapki przed nimi, został mocno poturbowany.
Dowiedział się o tym Gutknecht, powiedział, że w jego obecności żaden z Polaków nie musi zdejmować czapek, bez względu kto będzie przejeżdżał z Niemców !
- była tzw. czarna lista Polaków którym nie wolno było sprzedawać pieczywa i żywności. Na tej liście była także moja rodzina. Pod koniec okupacji siostra moja Andzia nie wytrzymała i poszła do Gutknechta, prosząc o coś do zjedzenia, bo jest bardzo głodna. Dał jest pieczywo, cukier i sól która była niedostępna w tych czasach. Obiecał, że będzie wspomagał naszą rodzinę.
Postanowił nie uciekać jak większość Niemców przed zbliżającymi się wojskami radzieckimi. Nie chciał zostawiać swojego majątku, liczył, że miejscowa ludność da mu dobre świadectwo. Jednak wspomniany wcześniej polski piekarz zadenuncjował go do bełchatowskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Ukrywającego się w swoim domu Bertholda zabrano do łódzkiego więzienia (prawdopodobnie na ul. Smutną), wrócił po długim czasie bardzo pobity, chory. W tym czasie jego żona znalazła sobie nowego partnera, w niedługim czasie zmarł w dniu 30 stycznia 1949 roku. Piekarnię przejął jeden z dwóch synów. Obecnie budynek stoi pusty...
                                         Wejście do byłej piekarni.
S P R O S T O W A N I E.
Okazuje się, że w wielu przypadkach pamięć jest zawodna, powstają zakłamania które zmieniają niekiedy prawdę w legendę.
Spotykałem się wielokrotnie z podobnymi przypadkami. Dzisiaj rozmawiałem telefonicznie z osobą która była fizycznie obecna podczas ekshumacji niemieckich żołnierzy na terenie cmentarza ewangelickiego w Borkach.
1. Ekshumowano 22 żołnierzy. Niestety nie znaleziono przy szkieletach nieśmiertelników ( Erkennungsmarke), lub innych znaków rozpoznawczych. Podobno nieśmiertelniki zerwał osobiście aktywny esbek z Kurnosa. Niezgodne z prawdą jest również to, że część pochodziła z Trząsu. Na Trząsie też była zbiorowa mogiła niemieckich żołnierzy. Trupy 22 żołnierzy zwieziono z Kurnosa, Borek i najbliższej okolicy. Żołnierze sowieccy wyłapywali ukrywających się żołnierzy w szopach, stodołach, domach i lasach, rozstrzeliwali ich na miejscu...
2. Berthold Gutknecht - nie był bezpośrednio w strukturach SS, należał do SD = Sicherheitsdienst. Ukrywał się po wyzwoleniu dłuższy czas, był poszukiwany przez Służbę Bezpieczeństwa, złapany i osadzony w Łodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz