wtorek, 23 października 2018
Judaika - Kwestia żydowska w Polsce - Adwokat - Wspomnienia - Łódź - cz.12
Uważałem, ze dla dobra zarówno narodu polskiego, jak i żydowskiego, sprawę tę należy postawić na forum międzynarodowym i obydwie strony powinny ją ustnie formować. Żydom należało się własne państwo, gdzie mając swoją ziemię, swego chłopa, mogliby się jako naród normalnie rozwijać, bo niewątpliwie nienormalna sytuacja w diasporze, paczyła ich charaktery. Tak Polacy, jak Żydzi polscy i zagraniczni powinni podnosić alarm na cały świat z powodu niezdrowej sytuacji, jaka istniała w Polsce i na konieczność ludzkiego jej rozwiązania.
Gdyby wobec uporu Anglików (mimo deklaracji Balfoura z 1917r.), nie udało się przesiedlenie Żydów do Palestyny, w której zresztą i tak cały naród by się przemieścił, to przecież na kuli ziemskiej było jeszcze dość miejsca (mówiło się np. o Madagaskarze), aby utworzyć dostatecznie obszerne państwo żydowskie. Obowiązkiem wszystkich państw, nie włączając Polski, byłoby sfinansowanie tej akcji i wydatnie pomożenia Żydom w urządzenie sobie życia. (z mojego punktu widzenia, wolałbym przenieść się właściwego państwa, choćby na Madagaskar, niż być członkiem ....(nie czytelne).
Gdy po dojściu Hitlera do władzy, zaczęły napływać alarmujące wiadomości z Niemiec. Uważałem, że są przesadzone i rozdmuchane z właściwą Żydom egzaltacją. Kiedy jednak w Polsce zaobserwowałem narastającą nienawiść przeciwko Żydom, zaniepokoiłem się na dobre. Nie zdawałem sobie oczywiście sprawy z tego, ze wojna jest już tak blisko, i że Niemcy tak łatwo opanują Polskę, a już w żadnym razie, że dopuszczą się tak potwornej zbrodni, jak wymordowanie całej ludności żydowskiej. W moich rozmowach z kolegami Żydami, gdy zeszliśmy na ten temat, usiłowałem ich przekonać, że fala nienawiści niebezpiecznie wzrasta, że trzeba robić to co wyżej napisałem t.j. stworzyć warunki do masowej emigracji, ze sprawa ma charakter międzynarodowy, że wymaga solidarnej akcji polsko - żydowskiej. Wydawało mi się, że jest jeszcze dość czasu na to, nie przypuszczałem bowiem, że niebezpieczeństwo stoi już za progiem.
Koledzy Żydzi nie godzili się ze mną, twierdzili, że ponieważ tu się urodzili i tu jest ich ojczyzna, z której się nie ruszą. Nie chciałem im robić przykrości i powiedzieć prawdę, że czują się przede wszystkim Żydami, a nie Polakami, ze interesy Polski i narodu polskiego stawiają na dalszym planie, gdyż pochłonięci interesami własnego narodu, że przy tym nastawieniu są dla nas ciężarem i swoim uporem prowokują nieszczęście.
Zdarzali się i tacy (oczywiście nie wśród moich kolegów), którzy ośmielali się głośno mówić: "wasze ulice, nasze kamienice", co niestety stawało się extrem oczywistą prawdą, a jeszcze starczało im pieniędzy na to, aby lokować je za granicą między innymi w Izraelu, gdzie kupowali domy, działki, sady z cytrusowymi drzewami itp. Ten wywóz pieniędzy przybrał takie rozmiary, że wreszcie Polska, na 3 lata przed wojną wprowadziła przepisy dewizowe, które zresztą ludność żydowska, z właściwym sobie sprytem i zapobiegliwością, potrafiła omijać.
Gdy po wojnie niektórzy, mało mnie osobiście znający, adwokaci Żydzi, zaczęli mi, "szyć buty" jako "antysemicie", Bernard Bruzda dobrze im powiedział:
- Czego od niego chcecie?
- Czy nie miał racji mówiąc, że jest źle, że narasta fala antysemityzmu, że grozi nam poważne
niebezpieczeństwo, że trzeba emigrować!
Tutaj muszę się jeszcze wspomnieć o młodym bezdzietnym małżeństwie żydowskim , które poznałem na początku okupacji w Warszawie. Ponieważ przestałem być adwokatem, a nie miałem z czego żyć, więc wziąłem za handel manufakturą i nawiązałem kontakt z owym małżeństwem, które mieszkało też przy Placu Krasińskich. On był bogatym hurtownikiem materiałów włókienniczych i dlatego się z nim zetknąłem. Byłem u niego wielokrotnie i dużo ze sobą rozmawialiśmy (mówił mi np. że ma trzypiętrową wille w Tel Awiwie). Gdy Niemcy zaczęli budować mur wokoło ghetta i mówiło się, że robią to w celu jego zamknięcia, zacząłem przekonywać go, że powinien z żoną uciekać, póki jeszcze nie jest za późno. Nie przyszło mi oczywiście do głowy, że Niemcy mogą wszystkich w Ghetcie wymordować, a ale z doświadczenia pierwszej wojny światowej wiedziałem, że w obozach niemieckich jenieckich, panował z reguły głód. Kiedy mu to udowodniałem odparł, ze ma dość pieniędzy, aby to zamknięcie przetrzymać. Jakże biedak się mylił! Przytaczam ten fakt jako charakterystyczny dla naszej nieświadomości z kim mamy do czynienia i dla zaufania jakie Żydzi pokładali zawsze w złocie.
Czy byłoby lepiej, gdyby Żydzi w Polsce się za asymilowali? Dla nich niewątpliwie tak, gdyż uniknęliby potworne hitlerowskiej masakry. A dla nas? Gdyby z tej mieszanki wyszło społeczeństwo o zaletach narodu polskiego i żydowskiego, byłoby to wspaniałe, ale po co teoretyzować, skoro Żydzi nawet przez setki lat nie próbowali się spolszczyć w swej masie, a przeciwnie, całą siłą strzegli swojej odrębności narodowej. W XIX i pierwszej połowie XX wielu, gdy np. Polka wyszła za mąż za Żyda, lub Polak ożenił się z Żydówką, w polskim społeczeństwie budziło to najwyżej zdziwienie, podczas gdy wśród ortodoksyjnych Żydów fakt taki wywoływał głębokie oburzenie, awantury a nawet czynne wystąpienia.
Konkretyzując twierdzę, że kwestię żydowską można było po ludzku rozwiązać, ale akcja musiałaby być solidarna obu narodów, zdecydowania, nie szczędząca wszelkiego wysiłku i zaczęta wiele dziesiątków lat wcześniej. Nie doszłoby wówczas do tak straszliwego nieszczęścia ludności żydowskiej. Dzisiaj nie ma kwestii żydowskiej w Polsce. Byłem i jestem pełen sympatii dla narodu żydowskiego w Izraelu, dla jego zalet które tak pięknie rozwinęły się w naturalnych warunkach posiadania własnej ziemi i własnej państwowości. Poza tym tam przecież serdecznych przyjaciół, których los leży mi na sercu i którym życzę jak najlepiej.
- Koniec -
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz