.... Podstawiono pociągi, które były oznaczone, który dokąd odjedzie. Wsiadłem oczywiście w ten, który miał jechać w stronę Łodzi, no bo poinformowano nas, że jedziemy "damoj". Żołnierze radzieccy ubijali nas jak przysłowiowe śledzie w beczce i gdy już nie można było nikogo więcej dołączyć, drzwi zabijano, okna zabijano, a wagony kolbami gwintówek opukano. Szybko doszło do nas, że jedziemy, ale bynajmniej nie do domu. Droga ucieczki byłaby wtedy drogą śmierci, bo na buforach i dachach bojcy z psami. Znaleźliśmy się w Szepietówce. I znów ta sama historia jak w Kowlu. Ludzie z całej Polski, a przecież Szepietówka to miasteczko leżące już w granicach ZSRR. Widziałem tu: policjantów, księży, kolejarzy, strażaków, poczciarzy, leśników a nawet harcerzy, słowem wszyscy, którzy byli w mundurach zostali wzięci do niewoli.
Straszny widok, gdy oficerowie polscy zmuszeni są do zbierania rękoma kału ludzkiego. Nie takiego traktowania spodziewaliśmy się od braci Słowian.
Za deklem zupy stałem w kolejce ponad 20 godzin. Tu właśnie pierwszy raz w życiu jadłem psa, którego ukradliśmy bojcom, głód doprowadził właśnie do tego. Sowieci zaczęli ewidencjonować wszystkich zatrzymanych, a najwięcej interesowali się stanem majątkowym, o co po kilka razy pytali. W dniu 5 października w grupie kilku tysięcy ludzi, pieszo popędzono nas do Równego, gdzie były dwa obozy dla takich właśnie jak ja.
Dostałem się do młyna, gdzie pluskiew było tyle, że nigdy tego nie zapomnę. Zatrudnieni zostaliśmy przy budowie drogi Lwów - Kijów i wciąż przenoszeni z obozu do obozu. Przeszedłem w tym czasie następujące obozy:
- Równe, Hoszcza, Babin, Korzec, Ostróg, Żytyń, Zborów, Świętosław k.Stryja.
Nasi prześladowcy obiecywali, ze na 15 grudnia zostaniemy zwolnieni do domów, w obozach rozwieszone były plakaty z których wynikało, ze kto wykona 100% wyjedzie pociągiem, kto mniej, - furmanką, a ci najgorsi, - pieszo. Widziałem plakat na którym orzeł biały przebity jest przez radzieckiego bojca bagnetem. Widziałem wiele innych poniżających nas Polaków ekscesów. W dniu 13 grudnia 39r. byłem wtedy w obozie Babin i zatrudniony byłem przy wydobywaniu żwiru, - dowiedzieliśmy się o wybuchu wojny radziecko-fińskiej. Natychmiast obóz został wzmocniony dodatkową ochroną. Wybudowano "bocianie gniazda", założono podwójne ogrodzenia, sprowadzono psy. Zabroniono nam wszystkiego, nawet nie wolno było śpiewać, ale nie słuchaliśmy, i idąc do pracy czasem po 12 kilometrów, śpiewaliśmy "Marsz, marsz Polonia" - "Tam gdzie spienione sine fale" i inne patriotyczne pieśni piosenki.
Życie było podłe i uzależnione od wykonywanej normy. Wprowadzono kotły: kocioł karny dla tego co wyrobił mniej niż 60% - 400 gramów chleba, woda i na noc do karceru. Było również "prembludo" do tego który wyrobił ponad 120%. Uroczyście politruk wręczał pieroga z kaszy z dedykacją "eto Stachanow Sowieckiego Sajuza, on rabotajet on, dołżyn kuszać, a wy job wasza mać smatryjcie"
Cały stan obozu podzielony był na brygady po 25 jeńców, których pilnowało 3 bojców i pies. Nasza władza to naczelnik, politruk i ochrona. Politruk uświadamiał nas, czytał komunikaty z frontu. - których każdy jeniec wyuczył się na pamięć. Gdy poruszaliśmy temat generała Sikorskiego odpowiadał:
- Nie myślcie, że przyjedzie na białym koniu i was oswobodzi.
- ciąg dalszy nastąpi -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz