W dzisiejszym ostatnim odcinku autor wypowiada się na temat tego, jak należy oceniać emigrację Niemców z ojczyzny. W latach wielkiej niedoli po wysiedleniu wielu z nas chciało wyemigrować, a znaczna część Niemców z Polski odważyła się na ten krok, zamieniając ubogie życie w obozach dla uchodźców na nowe możliwości za oceanem. Większość z nich zdała trudny egzamin związany z nowym początkiem za granicą.
Oczywiście: „Widzi się tylko tych, którzy są w świetle, tych w ciemności nie widać” (według Brechta). Dzisiaj kwestia, czy należy emigrować z Republiki Federalnej Niemiec, aby szukać szczęścia i sukcesu gdzie indziej, jest postrzegana znacznie bardziej krytycznie niż w czasach niedostatku i braku pracy dwadzieścia i więcej lat temu. Tak, rozpoczęła się repatriacja z niektórych krajów przyjmujących. Oto tylko jedna z ostatnich informacji prasowych (z 14.8.72), która odnosi się do odległej Australii. Czytamy tam:
„Nigdy wcześniej tak wielu imigrantów nie opuściło Australii, jak w okresie od czerwca 1971 r. do lipca 1972 r. Według opublikowanych obecnie statystyk 32 280 imigrantów powróciło do swoich krajów ojczystych. Według urzędu imigracyjnego przyczyną tego stanu rzeczy jest niezadowolenie z zastoju gospodarczego w Australii oraz trudności w znalezieniu pracy”. – Ale teraz oddajmy głos P. Badke.
Wartość i bezwartość emigracji
Czasami dręczy nas pytanie, czy dobrze zrobiliśmy, emigrując. Pojawia się też pytanie, co w ogóle należy sądzić o emigracji.
Na pierwsze pytanie odpowiadamy: zostaliśmy tu wezwani, byliśmy potrzebni. Tak chciał Bóg. W ten sposób rozwiązujemy tę kwestię. Odpowiedź na drugie pytanie jest bardziej skomplikowana.
Z narodowego punktu widzenia emigracja jest czystą stratą. Dzieci często już w pierwszym pokoleniu tracą język ojczysty i nie wiedzą nic o Niemczech, „kraju przodków”, nic o narodzie poetów i filozofów, z którego się wywodzą. Tutaj, w Kanadzie, czasami słyszą lub widzą na zdjęciach Niemcy, które stworzyły Dachau i inne straszne obozy koncentracyjne – i oczywiście lepiej jest nie identyfikować się z takimi Niemcami, które nadal kojarzą się z takimi okropnościami. Kiedy się to widzi, boli.
Lepiej jest spojrzeć na ten problem z punktu widzenia ekonomicznego. Pod tym względem emigracja nie jest bynajmniej stratą. Prawdopodobnie każdy imigrant, przynajmniej tutaj, w Kanadzie, ma swój własny dom, a wielu ma dwa lub trzy. Inni założyli sklepy i firmy. Możliwości zarobkowe są dobre, a stawki wynagrodzenia wysokie. Niedawno można było usłyszeć, że murarze w Vancouver żądają już 9 dolarów za godzinę (czyli około 27 marek), podczas gdy normalna stawka wynosi trzy do czterech dolarów za godzinę. Dzieci uczęszczają do szkół, liceów i uniwersytetów, praktycznie każdy, kto chce, może ukończyć studia wyższe. Wielu już to zrobiło. Znam dzieci naszych imigrantów, które są nauczycielami, lekarzami, inżynierami i tym podobnymi. Można było przeczytać, że średnie zarobki lekarza wynoszą 38 000 dolarów rocznie. Inni akademicy nie zarabiają aż tyle. Ale wszyscy zarabiają wystarczająco i więcej niż wystarczająco. A więc jeszcze raz z ekonomicznego punktu widzenia: absolutnie żadna strata, raczej zysk.
Pozostaje jeszcze punkt widzenia kościoła. Dla wielu osób nie ma on dziś większego znaczenia. Dla mnie osobiście nadal jest najważniejszy. Kiedy patrzę z tego punktu widzenia na emigrację naszych niemieckich współwyznawców, dochodzę do wniosku, że wyjazd za ocean niekoniecznie miał i ma negatywny wpływ na postawy religijne. Pomijając przypadki, w których ludzie nie interesują się kościołem lub nie chcą nigdzie należeć do wspólnoty z powodu składek, każdy może tu znaleźć swoje miejsce w kościele i bez przeszkód pielęgnować swoją wiarę chrześcijańską. Istnieją tu małe, ale aktywne wspólnoty, w których każdy członek może znaleźć zajęcie zgodnie ze swoimi umiejętnościami i w ten sposób nie tylko zachować swoją wiarę, ale nawet ją pogłębić i wzbogacić. A kiedy się o tym wie, to jako chrześcijanin ostatecznie potrafi się przezwyciężyć wszystkie negatywne skutki emigracji. Ja też tak zrobiłem. Ale nie każdemu to odpowiada.
P. Robert Badke
- Koniec -
Grupa niemieckich dzieci z gminy imigrantów w Edmonton. Czy kiedy dorosną, będą pielęgnować dziedzictwo swoich ojców, czyli język niemiecki, zwyczaje i tradycje? W krajach anglosaskich (Kanada, USA, Australia) nie wygląda to zbyt dobrze. (W tle pastor Badke i nauczyciel Kitlitz, dawniej Cycow pod Lublinem).
Eine Gruppe deutscher Kinder der Einwanderergemeinde in Edmonton. Werden sie das Vätererbe der deutschen Sprache, Sitte und Tradition hochhalten, wenn sie einmal erwachsen sind? Es steht in den angelsächsischen Ländern (Kanada, USA, Australien) damit nicht sonderlich gut. (Im Hintergrund Pastor Badke und Lehrer Kitlitz, früher Cycow bei Lublin).
In der heutigen letzten Folge nimmt der Verfasser zu der Frage Stellung, wie man die Auswanderung deutscher Menschen aus dem Mutterland beurteilen soll. In..den großen Not jahren nach der Vertreibung wollten wie erinnerlich sehr viele von uns auswandern und eine größere Anzahl gerade von den Deutschen aus Polen hat diesen Schritt auch gewagt, hat das damals armselige Leben in den Flüchtlingslagern gegen die neuen Chancen in Übersee eingetauscht und die meisten haben die schwere Prüfung eines neuen Anfangs draußen auch bestanden.
Freilich: "Man sieht nur die im Lichte, die im Dunkeln sieht man nicht" (nach Brecht). Heute steht man dieser Frage, ob man aus der Bundesrepublik auswandern solle, um anderswo noch mehr Glück und Erfolg zu suchen, weit kritischer gegenüber als in jenen Zeiten der Not und des Arbeitsmangels vor zwanzig und mehr Jahren. Ja, eine Rückwanderung aus manchen Aufnahmeländern hat eingesetzt. Hier nur eine Pressemeldung aus jüngster Zeit (vom 14.8.72). die sich auf das ferne Australien bezieht. Wir lesen da:
"Noch nie haben so viele Einwanderer Australien
wieder verlassen wie in der Zeit zwischen Juni 1971 und Juli 1972. Nach jetzt veröffentlichten
Statistiken kehrten 32 280 Einwanderer in ihre Heimatländer zurück. Grund
nach der Meinung der Einwanderungsbehörde: Unzufriedenheit mit der
stagnierenden australischen Wirtschaft und Schwierigkeiten bei der
Arbeitssuche." - Doch nun geben wir P. Badke das Wort.
Wert und Unwert der Auswanderung
Manchmal macht uns die Frage zu schaffen, ob wir es recht
gemacht haben, daß wir ausgewandert sind. Und es kommt die Frage, was man
überhaupt von der Auswanderung halten solle.
Nun, auf die erste Frage antworten wir: Wir wurden hierher gerufen,
man brauchte uns. Gott wollte es so haben. Damit kommen wir über diese Frage
hinweg. Die Beantwortung der zweiten Frage ist komplizierter.
Vom völkischen
Standpunkt aus gesehen ist die Auswanderung ein glatter Verlust. Vie Kinder
verlieren oft schon in der ersten Generation die Muttersprache und wissen
nichts mehr von Deutschland, dem "Lande der Ahnen", nichts mehr von dem
Volke der Dichter und Philosophen, dem sie entsprossen. Sie hören hier in
Kanada gelegentlich oder sehen in Bildern ein Deutschland, das Dachau und die
anderen furchtbaren Konzentrationslager hervorgebracht hat - und da ist es natürlich
besser, sich zu einem solchen Deutschland, dem immer noch derartige Greuel
anhängen, gar nicht zu bekennen. Wenn man das sieht, tut es einem weh.
Besser ist es schon, wenn man das Problem vom wirtschaftlichen Standpunkt aus
betrachtet. In dieser Hinsicht ist die Auswanderung keineswegs ein Verlust.
Wohl jeder Einwanderer/jedenfalls hier in Kanada, hat sein eigenes Haus, viele zwei
oder drei. Andere haben Geschäfte und Unternehmen gegründet. Die
Verdienstmöglichkeiten sind gut, die Lohntarife hoch. Neulich konnte man hier
hören, daß Maurer in Vancouver bereits einen Stundenlohn von 9 Dollar verlangen
(immerhin rund 27 Mark), drei bis vier Dollar pro Stunde ist das Normale. Die
Kinder besuchen Schulen, Oberschulen und Universitäten, praktisch kann jeder,
der es will, ein Universitätsstudium absolvieren. Viele haben es auch schon
gemacht. Ich kenne Kinder von unseren Einwanderern, die Lehrer, Ärzte,
Ingenieure und dergleichen sind. Man konnte lesen, daß der
Durchschnittsverdienst eines Arztes 38 000 Dollar im Jahr ausmacht. Die anderen
Akademiker verdienen nicht ganz so viel. Aber alle verdienen genug und
übergenug. Also noch einmal vom wirtschaftlichen Standpunkt aus gesehen:
absolut kein Verlust, eher ein Gewinn.
Nun bleibt noch der kirchliche Standpunkt. Für viele heute ohne
größere Bedeutung. Für mich persönlich noch immer der wichtigste. Wenn ich von
diesem Standpunkt aus die Auswanderung unserer deutschen Glaubensgenossen
betrachte, so komme ich zu dem Schluß, daß das Weggehen nach übersee sich auf
die religiöse Einstellung nicht unbedingt negativ ausgewirkt hat und auswirkt.
Abgesehen von Fällen, in denen Menschen sich um die Kirche nicht kümmern oder
des Obolus wegen nirgendwo Gemeindeglied werden möchten, kann hier jeder seinen
kirchlichen Anschluß finden und seinen christlichen Glauben ungehindet pflegen.
Es gibt hier kleine, aber aktive Gemeinden, wo jedes Gemeindeglied seinen
Fähigkeiten entsprechend eine Betätigung fmden kann und so seinen Glauben nicht
nur erhalten, aber sogar vertiefen und bereichern kann. Und wenn man das weiß,
dann setzt man sich als Christ letzten Endes auch über alle negativen
Erscheinungen der Auswanderung hinweg. Das habe auch ich getan. Das ist aber
nicht jedermanns Sache.
P. Robert Badke

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz