Dziewiąta część moich
materiałów na temat bitwy łódzkiej z czasopism: Nowy Kurjer Łódzki i
Nowa Gazeta Łódzka z okresu 18.08 – 31.12.1914.
Słownictwo i stylistykę zachowałem w oryginalnej pisowni.
Słownictwo i stylistykę zachowałem w oryginalnej pisowni.
Nowy Kurjer Łódzki –
Sobota, 29 sierpnia 1914 roku.
Tomaszów Rawski – nasz
korespondent specjalny, będący naocznym świadkiem poniższych
wypadków, donosi co następuje: W czwartek, piątek,
sobotę i niedzielę ubiegłego tygodnia, stale między godz. 7 a 8
rano ukazywał się nad Tomaszowem jednopłatowiec niemiecki, który
po dwugodzinnych wywiadach znikał na zachodzie.
Ostatni raz widziano go w
niedzielę, gdy kierował się w stronę Łodzi. Tego samego dnia, około
godz. 1 po południu pojawiły się w Tomaszowie pierwsze oddziały
wojsk niemieckich. W poniedziałek zaś wkroczyła piechota w liczbie
siedmiu tysięcy, oraz kawaleria w sile 300 koni, wraz z 22 armatami. Natychmiast po przybyciu,
wojska niemieckie przystąpiły do robienia okopów wokół całego
miasta i rozciągnienia drutu kolczastego na wszystkich przejściach
do Tomaszowa. Okopy zwrócone były w kierunku ku szosie wiodącej do
Skierniewic, Piotrkowa, Rawy i Spały.
Po czem niemcy zajęli
stację kolejową, osaczając ją silnym oddziałem złożonym z
dwóch bataljonów 46-go regimentu infanterji landwery, oraz
bataljonu 87 pułku landwery. Wszystkie przyległe do
stacji kolejowej budynki zamieniono w formalne fortece. Poczyniono otwory dla
karabinów, wewnątrz wykładano ściany szynami i różnego rodzaju
żelastwem, które się na stacji znajdowało. Przestrzeń między ścianą
drewnianą i żelastwem, zasypywano piaskiem i wykładano białym
flisem. Niezależnie od tego zrywano wszystkie druty i sypano szańce.
Trwało to wszystko przez
cały dzień wtorkowy. Widocznem jednak było, że
Niemcy spodziewali się przybycia wojsk rosyjskich lada chwila,
bowiem we wtorek, o godz. 3 po południu wydano rozporządzenie
ludności m. Tomaszowa i jego przedmieść, aby miała się na
baczności i nie wychodziła na ulicę, ponieważ spodziewać się
należy ataku i strzelaniny.
Do godz. 11 wiecz. panował
względny spokój, robota przy niszczeniu mostów, parkanów i
ścinaniu drzew trwała w dalszym ciągu. Pierwsze trąbki
alarmujące usłyszane na stacji kolejowej po godz. 11, a wilka chwil
później komendę majora von Langenthal, nawołującą do formowania
szeregów. Jednocześnie ukazała się
łuna mad podpalonym mostem i domem Ronthalera w Wilanowie, położonym
w pobliżu stacji. Z drugiej strony ujrzano
płonące mosty w Starzycach, na Wolbórce, w Zawadach, w Spale i na
Bocianie oraz większy most kolejowy na Pilicy. Po kolei paliły się
przez całą noc, aż do środy wieczór mosty w Inowłodzu,
Nieborowie, Wolborzu(trzy), Smardzewicach, Brzostówce i Gustku.
Jako opowiada naszemu
korespondentowi naoczny świadek p. Wolski z Tomaszowa, który był
zakładnikiem wojsk niemieckich, o czem mowa poniżej, alarm był
zgoła fałszywy. Oficerowie niemieccy popili się aż do utraty
przytomności i bez żadnego powodu, rozkazali strzelać ze stacji w
stronę lasu spalskiego, gdyż przypuszczali, iż atakuje ich wojsko
rosyjskie.
Skutkiem tej
strzelaniny we wsiach okolicznych powstał szalony popłoch. Poczęto
wypędzać bydło na pola i zakopywać cenniejszy dobytek w ziemię,
zabezpieczając go od pożaru, który zwiększał się z każdą
chwilą. Na szczęście z braku wiatru, pożar nie rozszerzył się.
Obeszło się też bez ofiar w ludziach. Natomiast szkody wyrządzone
przez zniszczenie sadów, budynków, płotów etc., są wielkie.
Panika trwała aż do świtu. Stopniowo hałas ucichał, a dochodzące
echo wskazywało, że oddalające się wojsko niemieckie znajduje się
już na przyzwoitej odległości. Po trochu ludność zaczęła
wychodzić z dołów i kryjówek. Zobaczywszy, że na stacji nie ma
nikogo, zaczęła schodzić się z różnych stron i przekonano się,
że cała armia niemiecka, zbierając armaty, uciekła w popłochu w
kierunku Opoczna, znaną drogą piaszczystą. Ostatnie oddziały wojsk
nieprzyjacielskich przeszły Pilicę w środę około godz. 10 rano.
Mieszkańcy wsi okolicznych opowiadają o strasznem znęcaniu się
nad nimi żołdactwa niemieckiego.
Wyciągano ich z łóżek
i zaprzęgano ich do ciężkich wozów, których konie nie mogły
wyciągnąć z piasków.
Charakterystycznem podczas
pobytu Niemców w Tomaszowie jest postępek oficera, który wobec
żądania żyda-sklepikarza wydania mu za wziętą naftę,
przynajmniej asygnacji, zepchnął go z mostu do rzeki. W ciągu dnia wtorkowego
oficerowie niemieccy wzięli w różnych sklepach towarów na sumę
tysiąca rubli, nie dając za nic nie tylko pieniędzy, ale nawet
żadnych pokwitowań.
Opowiadano z wiarygodnego
źródła, że pewien oficer niemiecki, kwaterujący u państwa
Zylber, prawdopodobnie przez roztargnienie, przyswoił sobie jedwabną
kołdrę i poduszkę. Z ludnością miejscową Niemcy obchodzili się
brutalnie, bijąc ją niemiłosiernie.
Nadmienić trzeba, że
liczni żołnierze Polacy otwarcie głosili, że przy nadejściu
Rosjan, rzucą broń, co tez kilku uczyniło. Nie wierzą oni swym
dowódcom, którzy nagle stali się bardzo względni dla nich,
pozwalają żołnierzom mówić po polsku i t.d. Ze słów p. Wolskiego,
którego wojska niemieckie ze sobą prowadziły, popłoch armji
niemieckiej, z powodu niepokojenia jej tylnej straży przez kozaków,
był nie do opisania. Aby ulżyć sobie, piechota zrzucała z siebie
co mogła, nawet ciężkie obuwie, porzucając żywność i naboje.
Herbatniki i konserwy podnosili później wieśniacy.
Pierwszego
dnia, zaraz po przybyciu do Tomaszowa, wzięto jako zakładnika,
znanego w okolicy obywatela p. Wolskiego oraz 5 robotników
kolejowych: Jana Krawulca, Piotra Wybrańca, Andrzeja Boruckiego,
Jakóba Iwanickiego i Marcina Radomskiego, żądając od nich
wydania dynamitu i znęcając się nad nimi w ciągu pięciu dni.
Ludzi tych po kilka razy dziennie wyprowadzano pod silną eskortą na
pole, i grożąc rozstrzelaniem, żądano wskazania miejsc, gdzie
rosjanie podłożyli miny. Szczególnie pastwiono się nad p.Wolskim. Nikt w mieście jednak nie może pojąć, dlaczego
zorganizowana wzorowo milicja tomaszowska, w osobie jej komendanta p.
Seweryna, ani jednym słowem nie wstawiła się i nie ujęła za p.
W., który jako członek milicji, w dalszym ciągu po wypuszczeniu z
niewoli, z męstwem i godnością pełni swe obowiązki i wszystkimi
siłami broni oddaną mu pod opiekę stację kolejową i przylegające
ogrody od rozmaitych szkodników. P. Wolski oprócz cierpień
moralnych doznał szkód materialnych, zabrano mu bowiem 5 koni,
poniszczono zboże, zabrano słomę i siano, nie dając na to żadnych
pokwitowań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz