niedziela, 30 kwietnia 2023

Żeglarstwo - Łódź - Mazury - Horst Milnikel

 

     Horst Milnikel z Andrzejowa oprócz pasji związanych z historią, pochwalił się dodatkowym hobby, żeglarstwem! Z wielką przyjemnością zamieszczam jego wspomnienia!


                                                                                                                                                                     W latach mojej młodości życie było dość ponure, czasy Żelaznej Kurtyny. Wyjazdy na wczasy do krajów  Demokracji Ludowej, to prawie jedyna możliwość. Rejs pełnomorski to wielkie  wydarzenie.  Łodzianie  chociaż  nie  mieli dostępu  do akwenu w pobliżu miasta, byli zapalonymi żeglarzami. Panowała opinia że może właśnie dlatego, tak bardzo kochaliśmy żeglarstwo.

    Ponoć Łódź miała procentowo, do innych miast, najwięcej ;Jachtowych Kapitanów Żeglugi Wielkiej. Narzekano że w Polsce za  mało mówi się, pisze i śpiewa o morzu. Moimi wspomnieniami  chcę poprawić ten bilans.

                                                                                  

    W roku 1968 kolega z pracy Ireneusz Dziergowski  zaproponował mi  pójście na kurs żeglarski organizowany przez Ligę Obrony Kraju  Klub Sportów Wodnych w Łodzi ul. Piotrkowska 272.

    Wykłady odbywały się zimą i wiosną. Z powodów zdrowotnych z kursu wycofał się mój kolega. W roku 1969 po rozpoczęciu sezonu żeglarskiego,na Stawach Stefańskiego ćwiczyliśmy pływanie łodzią wiosłową i manewry w porcie. W  hangarze pracowaliśmy przy remoncie i konserwacji sprzętu żeglarskiego. Ilość przepracowanych godzin, uprawniała do udziału w obozach żeglarskich,lub w rejsach morskich. W sierpniu tego roku nad jeziorem Mamry k/Węgorzewa odbyłem praktyczny  kurs żeglarski.                           

  Obóz to namioty rozbite nad brzegiem jeziora, własna kuchnia. Po zaopatrzenie i  prowiant płynęliśmy  łódką do Węgorzewa. Tam było też gospodarstwo rybne, gdzie nabywaliśmy ryby.

    Naukę pływania prowadziliśmy na dwóch łodziach o powierzchni żagla 10m2 o nazwie Pirat. Po kilku dniach pobytu, ze środy na czwartek,w nocy wiał silny wiatr. Jakie było nasze zdziwienie ,gdy rano zobaczyliśmy wyrzucony na brzeg jacht kabinowy Omega, z piracką flagą na maszcie. Nikt nie wiedział skąd się wzięła. Nie było wtedy telefonów komórkowych. Kierownik obozu pojechał do najbliższego posterunku Milicji Obywatelskiej, zgłaszając zaginiony jacht. Ponieważ nikt ni zgłosił zaginięcia jachtu, milicja pozwoliła nam otworzyć kabinę i korzystać z jachtu do czasu aż zgłosi się właściciel jachtu.

    Obozowiczów podzielono na dwie grupy. Ja popłynąłem w tej pierwszej grupie. Był to dwudniowy rejs, po jeziorach mazurskich. Było bardzo przyjemnie,załoga mieszana, pogoda sprzyjała. Był tylko mały problemik. Jeden z załogantów jąkał się, pod koniec rejsu cała załoga, mniej lub bardziej jąkała się. Po kilku dniach wszystko wróciło do normy.

    W poniedziałek miała popłynąć druga grupa. W niedzielę pojawili się oficerowie Wojska Polskiego  z Kętrzyna, którzy byli właścicielami jachtu.

    Po zdaniu egzaminu teoretycznego i praktycznego zostałem ŻEGLARZEM

    Na załączonych fotografiach, szczątkowa  dokumentacja tych zdarzeń.

   Zmotywowany osiągnięciami żeglarskimi, postanowiłem kontynuować dalszą naukę w celu uzyskania stopnia;STERNIKA JACHTOWEGO.

   Wykłady z teorii żeglowania,lektura książek o tematyce żeglarskiej,prenumerata miesięcznika Żagle,praca szkutnicza w hangarze,przy Stawach Stefańskiego.

    W lipcu 1970 roku po zgromadzeniu odpowiedniej ilości punktów załapałem się na rejs pełnomorski. Łódzki LOK miał jeden jacht pełnomorski o powierzchni żagli 52m2,nazywał się BORUTA. Był już bardzo wysłużony. Tak mówiąc uczciwie, kombinowaliśmy, że dobrze by się stało gdyby zatonął, ale blisko brzegu, aby załoga mogła się uratować. Za pieniądze z ubezpieczenia kupilibyśmy nowy jacht.

  Załoga nocnym pociągiem pojechała do Świnoujścia. Nie dojechał tylko kapitan który miał uprawnienia do prowadzenia jachtów po wodach morskich. Dlatego, zmuszeni byliśmy do żeglowania  po Zalewie Szczecińskim.

    Od załogi która opuszczała jacht, dowiedzieliśmy się że silnik jest popsuty. Bez sprawnego silnika nie mogliśmy opuścić portu. Chociaż nie miałem samochodu, próbowałem naprawić układ paliwowy. Po trzech godzinach udało się, silnik ożył. Zadowolony oświadczyłem że, po nieprzespanej nocy chce mi się spać. Ale kapitan niepomny moich /zasług/ powiedział że mam wachtę. Jakoś to przetrwałem. Następnego dnia z kolegą mieliśmy /kuka/ kucharza. Załoga poszła do miasta. My tak długo dyskutowaliśmy co przygotujemy na obiad, że w końcu nawet nie ugotowaliśmy ziemniaków.

   Po powrocie załogi gdy kapitan dowiedział się że nie ugotowaliśmy nawet ziemniaków, ukarał nas /kukiem/ na następny dzień. Z obiadem poszło całkiem dobrze, ale pogoda popsuła się, wiało coraz mocniej. Cały czas musiałem siedzieć w /kambuzie/ kabinie, przytrzymując drzwiczki od szafek z naczyniami. Przy każdym zwrocie to z lewej,to z prawej burty.

   Zrobiło mi się niedobrze, mdliło mnie, ale co gorsze zachciało mi się do WC.  Problem w tym że WC pełniło rolę spiżarni, w której przechowywaliśmy żywność. Wyszedłem na pokład, pytam kapitana co robić? Za burtę, ale jak kiedy na pokładzie są dziewczyny. Na szczęście świeże powietrze pomogło,dolegliwości minęły.

    Dalsza część rejsu upłynęła spokojnie, załoga wdrożyła się w rytm pracy na jachcie.

    Po ukończeniu tygodniowego rejsu załoga opuściła jacht..

.  Nowa załoga  to pracownicy naukowi Politechniki Łódzkiej. Mieli wolne miejsce bo nie odliczył się jeden z załogantów. Ja miałem jeszcze urlop, więc mogłem wypłynąć z nimi na Bałtyk.  

   Problemem była jednak zgoda Urzędu Paszportowego. Wszyscy twierdzili że pieczątkę w paszporcie, mogę dostać tylko w miejscu zamieszkania. Poszliśmy z moim nowym kapitanem do  Kapitanatu Portu w Świnoujściu, ku naszemu zdziwieniu zgodę /pieczątkę/ w paszporcie  otrzymałem.  W niedzielne popołudnie wyszliśmy w morze.

  Ten rejs to nieustanne pasmo moich sukcesów. Po wyjściu w morze, choroba morska dała się we znaki. Załoga prawie w komplecie, wychylona za burtę, oddawała morzu to co mu się należało. Jeden z załogantów leżąc w zęzie na dnie jachtu cicho pojękując powtarzał. W życiu nie wejdę na jacht, w najbliższym porcie wysiadam.

  Ja po tygodniowym rejsie czułem się jak wilk morski. Posiłków nie musiałem szykować, bo po przebytej chorobie morskiej, nie mogli patrzeć na jedzenie.. Płynęliśmy całą noc, rankiem ujrzeliśmy wyspę; Chrystian See. Podpłynęliśmy za blisko, naruszając wody terytorialne. Ktoś nawet zobaczył okręt wojenny, który ruszył w naszym kierunku. Ale że mocno wiało, zdążyliśmy uciec na wody międzynarodowe.

   Portem do którego zmierzaliśmy był Gdańsk. Płynęliśmy przy dobrej pogodzie, tak na oko wiała czwórka. Wrażenia niecodzienne, co chwilę jacht spływał w /dolinę/ tak że nie było widać horyzontu, to znowu wspinał się na fale,wiatr cicho śpiewał na wantach.

   W oddali ukazał się ląd, był coraz bliżej. Już było widać Westerplatte. Nieśmiało zauważyłem że to przypomina Kołobrzeg, Pomnik zaślubin z morzem, miałem rację. Kapitan nas usprawiedliwił i pocieszył. W ubiegłym roku celowali w Gdańsk a wylądowali w Obwodzie Kaliningradzkim. Skończyło się na tygodniowym areszcie o suchym chlebie i czarnej kawie.

  Błąd w nawigacji polegał  na prymitywnym pomiarze prędkości jachtu. Pomiaru dokonywaliśmy wyrzucając za burtę, linę na której były węzły w równych odstępach. Do końca liny uwiązana była butelka, im więcej węzłów wystawało z wody, tym szybciej  płynął jacht.

 Ponieważ wszyscy już wyzdrowieli, serwowałem naleśniki z dżemem, kaszę gryczaną paloną z kompotem śliwkowym. Chętnie pełniłem dodatkowo funkcję sternika, gdy brakowało czwartego do brydża.

 Jesienią, na zakończenie sezonu żeglarskiego, gdy już byłem sternikiem jachtowym na spotkaniu w Łodzi wszystkich członków klubu, załogant z tego drugiego rejsu powiedział mi; Wszyscy z tego pierwszego  rejsu pytali nas, czy sprawdziłem się?  Bardzo byli zdziwieni, gdy powiedzieliśmy że byłem odkryciem tego rejsu.

 

 Tyle wspomnień; ale jak widzę jacht pod żaglami to robi się miło na duszy, wracają wspomnienia.

No i jeszcze coś, wnuki są dumne. Dziadek jest sternikiem jachtowym, może pływać po morzach i oceanach.

 

 

                                                                                   Łódź  dnia 02.04.2023

           

                                                                                   H. Milnikel   /Pastuch/



Stawy Stefańskiego  Przed hangarem od lewej; Alicja  Łyszcz   Regina  Ławniczek  Pani  Mach  Horst  Milnikel




                                                        Pani  Mach   Horst  Milnikel


                                                  Strona  tytułowa   Książeczki  Żeglarskiej



. Ośrodek  wczasowy  energetyki warszawskiej. Na fotografii  autor wspomnień  z synem  Ireneusza Dziergowskiego nad jeziorem  Rajgrodzkim  rok 1973

środa, 26 kwietnia 2023

Małczew - Brzeziny - Cmentarz wojenny - Kamień pamiątkowy

     Długo czekaliśmy na wiosnę, kwiecień okazał się przychylnym do rozpoczęcia prac na cmentarzach.

W sobotę, 15 kwietnia z samego rana spotkałem się z Kacperkiem Buldeckim i Damianem Polnym na cmentarzu wojennym w Małczewie. Pożyczony z Wrocławia aluminiowy trójkąt do podnoszenia części nagrobków według umowy musiał być oddany w niedzielę. Kacperek postanowił skorzystać z okazji i podnieść olbrzymi pamiątkowy kamień upamiętniający poległych żołnierzy w 1914 roku. Podmokły teren, także siąpiący deszcz  nie sprzyjał takiej pracy. Dwie godziny próbowaliśmy ustawić w pionie ważący ponad 1,5 tony kamień, nie udało się.... Odwiedził nas mieszkaniec tych okolic, on również próbował za pomocą dźwigu samochodowego ustawić ten kamień w pionie, również bez efektu... 

    Czas naglił, gdyż o godzinie 10 mieliśmy spotkać się na cmentarzu ewangelickim w Borowej, na sprzątaniu tej nekropolii, więc spakowaliśmy sprzęt i pożegnaliśmy to troszeczkę zapomniane miejsce....

Małczew – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie brzezińskim, w gminie Brzeziny. Przez wieś przebiega droga asfaltowa, powiatowa nr 02912E. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa skierniewickiego. Wikipedia





poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Będków - Sadzawka - Judaika - Proces sądowy - Archiwum Państwowe w Tomaszowie - 1932-36

    Będkowska sadzawka, jest ważnym miejscem w Będkowie od wielu, wielu lat. W moim przypadku miejsce wędkarskich przygód z lat szczenięcych. Złociste karaski, srebrzyste bączki cieszyły oko bez względu na skarlały rozmiar. Nie przypuszczałem, że w latach międzywojennych była dzierżawiona przez miejscowych Żydów. Będąc dzieckiem pamiętam pana Janiszewskiego, który również dzierżawił sadzawkę. Miałem nie więcej niż 7 lat kiedy odbyły się odłowy kroczków i innych ryb. Beczki były pełne ryb, zmącona woda, ja i moi rówieśnicy łapaliśmy rybki rękoma, które z braku tlenu i czystej wody pływały po wierzchu łapiąc tlen. Ubrudzeni szlamen, zmęczeni ale radośni wracaliśmy do swoich domów, w przeciwieństwie do naszych mam, które widziały upiorne brudasy z perspektywą prania naszych ubrań...

Dokumenty pochodzą z Archiwum Państwowego w Tomaszowie Maz. 




                                                  PROTOKOŁ

      spisany w kancelarii Urzędu gminnego w Będkowie z dnia 22 sierpnia 1932 z Lejzerowicza Moszka na okoliczności wpłaty ..... za dzierżawę sadzawki osadzkiej w Będków. - 

     Wezwany do kancelarji gminnej Lejzerowicz Moszek, syn ...., lat 65, piekarz z zawodu, zamieszkały w osadzie Będków, poinformowany o odpowiedzialności za fałszywe zeznania, w obecności sołtysa osady Będków Jędraszkiewicza Franciszka zaznał, jak następuje:

     Dzierżawiłem w latach 1926, 1929 i 1930 sadzawkę osadzką na hodowlę ryb na zasadzie kontraktu zawartego między zarządem osady.

     Tytułem dzierżawy za wspomnianą sadzawkę zarząd osady na podstawie uchwały zebrania osadzkiego  pobierał po zł. 400.- .....czyli za dzierżawę w ciągu trzech lat należało się zapłacić przeze mnie zł. 1200.- 

    Na poczet powyższej sumy zrealizowałem w latach przy zawarciu kontraktu w roku 1928 zł. 200

24. maj 1928                                  do kasy osadzkiej             zł. 100

19. czerwca 1929                           do kasy osadzkiej             zł.   50

06. marca 1930                              do kasy osadzkiej             zł.   60

06. marca 1930                              do kasy osadzkiej             zł.   96

06. marca 1930                              do kasy osadzkiej             zł.  104

23 października 1930                    do kasy osadzkiej             zł.  150

w m-cu listopadzie 1931 r.            do kasy osadzkiej             zł.  198

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                       Razem                              zł.  908.-

Jak z powyższego wynika różnica w kwocie zł. 242- zalegam tytułem należnych opłat za dzierżawę sadzawki osadzkiej. - 

Zeznał wszystko odczytano i podpisano .......

Osada Będków, dnia 22 grudnia 1932 roku.-

Świadek: sołtys osady Będków .......










                                                                                 Do Sądu Grodzkiego

                                                                                 w Tomaszowie Mazowieckim


                                                                                 Sołtysa gromady Będkow

                                                                                 Stanisława Stołowskiego działającego

                                                                                 w imieniu i na rzecz osady Będków tejże gminy, 

                                                                                 pow. Brzezińskiego, przeciwko

                                                                                 Moszkowi Lejzerowiczowi zam. w osadzie Będków

                                                                                 pow. Brzezińskiego.

                                                     POWÓDZTWO

     Pozwany winien jest z tytułu reszty należności ze dzierżawę sadzawki osadzkiej dla celów rybołówstwa w latach 1928. 1929 i 1930 kwotę zł. 242. --, którą to sumę dobrowolnie uregulować nie chce.

    Przesyłając przy niniejszym odpis protokułu rady Gromadzkiej oraz odpis protokułu spisanego z Lejzerowiczem ustalającego wysokośc zaległości uprzejmie proszę Sąd Grodzki

1. o zasądzenie na rzecz osady Będkó od pozwanego Moszka Lejzerowicza zł. 424. - jako resztę czynszu dzierżawnego za dzierżawę sadzawki z należnymi %%.

2. zasądzenie kosztów wpisowego i za prowadzenie sprawy.

3. zaopatrzenie wyroku rygorem natychmiastowej wykonalności.

4. rozpatrzenie sprawy na sesji wyjazdowej w Będkowie.

     Na świadków proszę powołać b. sołtysa Franciszka Jędraszkiewicza oraz Andrzeja Makowskiego zamieszkałych w osadzie Będków.

Osada Będków, dnia 27 listopada 1934 roku.

                                                                           Sołtys gromady Będków.





                                                                                          Osada Będków, dnia 5 stycznia 1936 r.

                                                                                Do Pana Chaskla Blanka

                                                                                w Będkowie.

      Na mocy uchwały Rady Gromadzkiej z dnia 30 grudnia rb. Nr. 35, niniejszem wzywam pana do wpłacenia do kasy gromadzkiej wc terminie do dnia 15 stycznia r.b. reszty należności z wyroku za dzierżawę sadzawek w latach ubiegłych po potrąceniu umorzonej sumy przez Radę Gromadzką to jest sumy zł.....

     W razie nie zastosowania się do niniejszego wezwania i niewpłacenia należności w terminie do 15 stycznia r.b. sprawa zostanie skierowana do komornika i egzekwowana będzie cała należność zasądzona z wyroku, w skutek czego narażony pan zostanie na poważne koszta egzekucyjne. - 

                                                                               Sołtys gromady Będków. 



                                                                                  Do Zarządu osady Będków

                                                                                  na ręce sołtysa p. Jędraszkiewicza Fr.

                                                                               Blanka Chaskla zamieszkałego w os. Będkowa

                                                                               pow. Brzezińskiego- dzierżawcy sadzawki osadzkiej.

                                                  Podanie

      Za wydzierżawienie sadzawki osadzkiej w roku 1932 zobowiązałem się wnieść sumę zł. 310 - maksymalną, ustaloną drogą przetargu.

      Ponieważ na poczet powyższej należności wpłaciłem zaledwie zł. 150 i na skutek przewlekłego kryzysu ekonomicznego i gospodarczego pozostałej sumy zł. 160.- nie jestem w stanie uregulować, gdyż ceny ryby spadły do 50% i hodowla ryb w roku bieżącym była wyjątkowo niewielka i kiepska, przeto zwracam się z uprzejmą prośba o łaskawe darowanie mi tej kwoty zł. 160- gdyż żadnego zysku z hodowli nie uzyskałem, względnie oddanie mi takowej na następny rok, t.j. z dnia 1 stycznia 1934 r. do eksploatacji bezinteresownie to zgodzę się na uregulowanie całkowitej należności za dzierżawę sadzawki za 1932 rok.

                                                                  Łaskawej odpowiedzi oczekuję, kreślę ją 

                                                                  z poważaniem                 

                                                                                  H. Blank

Będków, dnia 2.01.1933  r.














piątek, 7 kwietnia 2023

Łódź - Waldemar Rode - Ebay


     Piękna seria zdjęć pocztówek na niemieckim Ebay! Autorem tych zdjęć jest Waldemar Rode, łódzki fotograf, niemieckiego pochodzenia.