sobota, 31 lipca 2021

Będków - Tartak - Postrzelenie złodzieje - Hasło Łódzkie - 1929

 

Hasło Łódzkie : dziennik bezpartyjny. 1929-10-28 R. 3 nr 296


Będków – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie tomaszowskim, w gminie Będków. Siedziba gminy Będków. Dawniej miasto; uzyskał lokację miejską przed 1453 rokiem, zdegradowany w 1870 roku. Wikipedia

W dniu wczorajszym w Będkowie pod Łodzią miał miejsce wypadek, który pociągnął za sobą życie ludzkie. Oto właściciel tartaku w Będkowie p. Mieczysław Kaczmarczyk stwierdził, iż od dłuższego czasu w niewytłumaczony sposób giną deski. Postanowiwszy przyłapać złodzieja Kaczmarczyk nzbroił się w dubeltówkę i noce spędzał na dyżurach w tartaku. Wczoraj w nocy usłyszał jakieś podejrzane szmery a w następnej chwili zobaczył postać jakąś skradającą się do magazynu. 

Właściciel tartaku na widok złodzieja którym okazał się notoryczny przestępca 34-letni Stanisław Musiałek karany już kilkakrotnie za kradzieże wyskoczył z ukrycia i chciał go zatrzymać. W tej jednak chwili zaszło coś nicprzewidzianego, bo złodziej wyciągnął z pod palta. siekierę i starał się nią ugodzić właściciela tartaku. Wobec grożącego niebezpieczeństwa p. Kaczmarczyk zrobił użytek z dubeltówki i z obu luf wypalił do złodzieja raniąc go niebezpiecznie w piersi. Musiałek zlany krwią runął na ziemię. Bezpośrednio potem p. Kaczmarczyk zgłosił się do posterunku policyjnego i zawiadomił o postrzeleniu złodzieja. Po udzieleniu pierwszej pomocy rannemu przewieziono go autem policyjnym do Łodzi i umieszczono w szpitalu św. Józefa. Przy łóżku Musiałka, stan którego jest beznadziejny, wystawiono posterunek policyjny. Wdrożono śledztwo w wyniku którego ustalono, iż p. Kaczmarczyk działał w obronie własnej, wobec czego pozostawiono go na wolności„ (P).

piątek, 30 lipca 2021

Kołomyja - Ukraina - Rozwydrzenie seksualne 84-latki - Judaika - Echo - 1938

 

Przy okazji wczorajszego wyjazdu moich przyjaciół do Kołomyi celem porządkowaniu miejscowego cmentarza, wróciły wspomnienia. Przed trzema laty również pracowałem jako wolontariusz na tym cudownym cmentarzu. Niestety zawały, ciężko przechodzony Covid-19 nie pozwalają mi na powrót. Chciałbym bardzo pozdrowić moich Przyjaciół Sebka, Kacpra, Rysia i szefa wyprawy Zbyszka Saganowskiego!♥

Rozwydrzenie seksualne 84-latki!

Echo. 1938-02-01 R. 14 nr 32


Z Kołomyi donoszą: 
Przed Sądem Okręgowym w Kołomyi odpowiadali: Boruch Breier, Boruch Kanter i jego żona, Berta, wszyscy oskarżeni o dokonanie wyrafinowanego oszustwa. W Kołomyi mieszkała 84-lctnia Chana Singer, osoba umysłowo upośledzona, upatrująca w każdym mężczyźnie, który z nią zamienił choćby kilka słów, swego narzeczonego. Stara pudrowała się, cudacznie się ubierała i prezentami obsypywała mężczyzn, których chciała w ten sposób pozyskać sobie. Tę manię starej Singerowej postanowili wykorzystać oskarżeni. Oskarżona Kanterowa udała się do starej i zaproponowała jej, że się jej wystara o męża. Singerowa skwapliwie na to przystała. Nazajutrz Kanterowa zabrała starą do swego mieszkania i przedstawiła jej 20-letniego młodzieńca, obecnie oskarżonego Breicra. Młodzieniec podobał się Singerowej, która poczęła go uważać za narzeczonego. W krótki czas potem udała się Singerowa do domu Kanterów, gdzie miał się odbyć jej ślub. Syna swego oczywiście nie zawiadomiła o tym, bo z góry przewidywała jego opozycję. W domu Kanterów odbył się „ślub". „Narzeczony" włożył swej oblubienicy obrączkę i wymamrotał jakieś słowa, które miały oznaczać formułkę ślubną hebrajską. Rzekomymi świadkami przy tym byli Kantorowie. Trzeba wiedzieć, żc wedle rytuału żydowskiego ślub nie wymaga żadnych znaczniejszych formalności. Asystencja rabina jest zupełnie zbędna i ślub jest ważny, jeśli właściwą formułę wypowie mężczyzna, wkładając kobiecie na palec obrączkę. W tym wypadku oczywiście młodzieniec tylko coś mruczał pod nosem — Stara Singcrowa przekonana, że jest żoną Breiera pozwoliła na to, że w jej imieniu sprzedano jej pole poza Kołomyją, a pieniądze, około 600 dolarów, zabrała dobrana trójka. Za późno o wszystkim dowiedział się syn staruszki, który następnie uzyskał od sądu ubezwłasnowolnienie matki cierpiącej na starczą nymfomanię (rozwydrzenie seksualne). Oszustwo wyszło na jaw, gdy nowozaślubiona zażądała, aby Breier się do niej sprowadził i z nią zamieszkał. Oczywiście na to już nie chciał się zgodzić. Sprawa wreszcie oparła się o prokuratora. Rozprawe odroczono.



czwartek, 29 lipca 2021

Königsbach - Bukowiec - Grünberg - Zielona Góra - Pobicie - Echo - 1937

    Dwie sąsiadujące ze sobie wsie Königsbach i Grünberg, których granicą była rzeka Miazga, obie założone przez osadników niemieckich na początku XIX wieku. Nazwisko Omencetter (właściwe Ohmennzetter) na swoje korzenie w Bukowcu.

Echo. 1937-10-21 R. 13 nr 294


Pobitego wieśniaka odwieziono do szpitala ŁÓDŹ, 21. 10. — We wsi Bukowiec, gminy Brojce pod Łodzią pobity został w nieludzki sposób mieszkaniec tejże wsi Eugeniusz Wildeman, który otrzymał szereg ran tłuczonych zadanych tępymi narzędziami. Sprawcami pobicia, jak wykazało przeprowadzone dochodzenie policyjne, są mieszkańcy wsi Zielona Góra , Omencetter P., Buksę J. i Willy Messel. Tłem zajścia porachunki osobiste. Ofiarę pobicia w stanie ciężkim przewieziono do szpitala Ewangelickiego w Łodzi. Przeciwko sprawcom wytoczono dochodzenie policyjne. Będą oni wszyscy odpowiadali przed sądem.



Gmina Brójce - Sołectwa - 1933

    Ciekawe zestawienie sołectw w gminie Brójce z 1933 roku. Zniknęły 4: Dalków, Stróża, Wola Kutowa i Wiśniowa Góra.


Łódzki Dziennik Wojewódzki. 1933-09-01 no 18




środa, 28 lipca 2021

Pałczew - Gmina Brójce - Zabójstwo - 1922

 Działo się w Pałczewiu, gmina Brójce w 1922 roku.

Ze względu, że nazwiska, nie koniecznie pozytywnych bohaterów tego strasznego w skutkach wydarzenia, są znane i obecnie, pozwoliłem sobie podać tylko pierwsze litery ich nazwisk. Nie podaję także nazwy gazety, jak i dokładnej daty tego artykułu.

Pałczew – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Brójce. Wieś ma charakter ulicówki. Palczewie było wsią kapituły katedralnej krakowskiej w powiecie piotrkowskim województwa sieradzkiego w końcu XVI wieku. Wikipedia

    

                                        P R O C E S  O  Z A B Ó J S T W O 

     W ubiegły piątek, sobotę i niedzielę totejszy sąd okręgowy w składzie sędziów Korwin—Korotkiewicza, Kozłowskiego i Ilinicza rozpatrywał sprawę 7 osób ze wsi Palczew pow. łódzkiego, oskarżonyoh o zabójstwo Kacpra W. Oskarżeni i krewni zmarłego bądź brali udział w zabójstwie, biądź też podżegali do zabójstwa. Przebieg sprawy, rzucający charakterystyczne światło na stosunki między naszymi kmiotkami, był następujący. Członkowie rodziny W. żyli w ciągłej niezgodzie między sobą, a jabłkiem niezgody były sprawy majątkowe. Między Janem i Józefem oraz matką ich Agnieszką W. a Kacprem W. miały miejsca scysje, .a pawet groźby zabójstwa. W lutym r. 1920 do sklepu Michała Janaszkiewicza przyszli Kacper i Ignacy W., Jan Z. z bratem Stanisławem, Stanisław J. i Jan P. Nieoczekiwanie zastali oni tam Jana i Józefa W. i kilku ich towarzyszy, a mianowicie, Józefa K. , Adama Z.. oraz Stanisława i Adama M. Podczas libacji zakrapianej wódką, Józef K. odezwał się do J., iż ten ukradł mu konia. Na tem tle powstała kłótnia, lecz właściciel sklepu uspokoił zacietrzewionych kmiotków. Po pewnym czasie do Jana Z. podszedł K. i po cichu poradzi mu, by poszedł do domu, gdyż odbędzie się w sklepie krwawy porachunek. Po chwili do sklepu przyszła Agnieszka M. i wręczyła Wirze, synowi swemu siekierę, którą tenże ukrył. Jan Z. uwierzywszy wówczas K., opuścił sklep, lecz w drzwiach jeszcze usłyszał jakieś krzyki i ujrzał cofającego się w podwórze okrwawionego Kacpra W., za którym szli Józefa P. z kijem, Adam Z. z siekierą i Józef W. z żelaznym drągiem. Nagle Kacper W. upadł, zaś goniący poczęli go bić wraz z nadbiegłymi braćmi M. i Józefem K. W czasie bójki Jan W. uderzył siekierą Ignacego W., którego też poczęto jeszcze okładać drągami. Kacper W. wskutek ran zmarł, zaś Ignacy W. dłuższy czas w walczył ze śmiercią.

Do sądowych rozpraw powołano 40 świadków! Oskarżonych bronił mecenas Kobyliński. Po przesłuchaniu wszystkich świadków, obrońcy i po naradzie, sąd ogłosił w niedzielę wyrok, skazujący Jana W., Józefa W., Adama Z. i Józefa P. za dokonanie zabójstwa pod wpływem silnego wzruszenia psychicznego, po pozbawieniu praw na 3 lata ciężkiego więzienia każdego, zaś za drugie przestępstwo (poranienie Ignacego W.) na dwa lata każdego, a wobec zbiegu przestępstw na łączną karę 3 lat. Pozostałych oskarżonych sąd uniewinnił.


niedziela, 25 lipca 2021

Kraszew - Andrespol - TRAGEDJA MIŁOSNA W KRASZEWIE - Judaika - Głos Poranny - 1936

 Działo się w Kraszewie, gmina Andrespol.

Głos Poranny : dziennik społeczny, polityczny i literacki. 1936-08-19 R. 8 nr 226

.Kraszew – wieś w Polsce, położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Andrespol. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do ówczesnego województwa łódzkiego. Miejscowość ma powierzchnię 2,20 km². W Kraszewie znajduje się Sala Królestwa miejscowego zboru Świadków Jehowy. Wikipedia 





                    TRAGEDJA MIŁOSNA W KRASZEWIE


ARTYSTA – MALARZ ZASTRZELIŁ STUDENTKĘ, POCZEM WYSTRZAŁEM W USTA I SKROŃ POZBAWIŁ SIĘ ŻYCIA.


    Miejscowość letniskowa Kraszew, znajdująca się w pobliżu Wiśniowej Góry, była wczoraj w godzinach porannych widownią wstrząsającego dramatu miłosnego, który pociągnął za sobą dwie ofiary.

    Tragedja ta poruszyła okoliczne letniska i wywołała duże wrażenie w Łodzi, gdyż bohaterami jej były znane na terenie naszego miasta osoby, a mianowicie 20-letnia studentka, córka znanej rodziny łódzkiej – Mania Fiszmanówna (Żeromskiego 29) i nieszczęśliwie w niej zakochany 29-letni atrysta malarz Pinkus Zelman.

W świetle zebranych przez nas szczegółów

                                               TŁO KRWAWEGO DRAMATU

przedstawia się jak następuje:

    Przed pewnym czasem przybył z Warszawy do Łodzi młody malarz Pinkus Zelman. Zelman był mężem znanej tancerki Judyty Berg.

    Ze względu na nierówny tryb życia, jaki prowadził od dłuższego czasu, powstały między nim a żoną niesnaski, w wyniku których małżeństwo odseparowało się. Niebawem dojść miało do rozwodu.

    Przed trzema laty w pensjonacie w Śródborowie Pinkus Zelman poznał Fiszmanówną, która niedawno powróciła z Medjolanu, gdzie studiowała radiotechnikę.

    Młoda dziewczyna wywarła na malarzu duże wrażenie, odznaczała się bowiem niepospolitą urodą.

    Od tego dnia począwszy między studentką i malarzem zawiązała się bardzo zażyła przyjaźń.

    Pewnego dnia ZELMAN OŚWIADCZYŁ SIĘ, młodej studentce, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Oświadczyny te Fiszmanówna z miejsca odrzuciła, tymbardziej, że dowiedziała się, iż Zelman jest żonaty oraz, że posiada za sobą burzliwą przeszłość i uchodzi za dziwaka i niepoczytalnego neurastenika.

    Mogła to z resztą wywnioskować nawet na swej znajomości z malarzem, który, celem zdobycia względów studentki, nie zawahał się użyć gróźb.

    W rezultacie Fiszmanówna poczęła unikać Zelmana. Wprowadziło go to w stan silnego zdenerwowania. Zelman, w miarę unikania go przez Fleiszmanównę, począł ją coraz bardziej napastować, oczekiwał ją często przed domem, w którym mieszkała, pilnując każdego jej kroku.

    Nie pomogły żadne perswazje młodej kobiety, która wyraźnie oświadczyła mu, iż uważa znajomość z malarzem za zerwaną.

    Aby raz na zawsze skończyć z niepożądanym intruzem FISZMANÓWNA OPUSZCZA ŁÓDŹ i udaje się do swych rodziców przebywających na letnisku w Kraszewie.

    Zelman nie dał jednak za wygraną. Przed 3 tygodniami wyjeżdża za nią do Kraszewa i zamieszkuje w pensjonacie Likermana na Wiśniowej Górze w pobliżu mieszkania Fiszmanów.

    Zelman nie chcąc, czy też bojąc się zjawić w mieszkaniu rodziców studentki, posłał tam chłopca z kartką, w której poprosił o krótkie spotkanie. Fiszmanówna, jak gdyby przeczuwając nieszczęście, początkowo nie chciał wyjść do lasu, potem jednak zmieniła zamiar i zdecydowała się wyjść do Zelmana. Siostry jej ostrzegały ją i prosiły, by pozostała w domu.

W odpowiedzi na to Fiszmanówna oświadczyła:

            „JEŚLI NIE WYJDĘ – TO SIĘ NIGDY NIE SKOŃCZY”.

W chwilę potem doszło do spotkania w lesie w odległości kilkunastu metrów od domku.

    Zelman, zdradzając silne zdenerwowanie, jeszcze raz zwrócił się do Fiszmanówny z prośbą, aby zgodziła się zostać jego żoną. Studentka kategorycznie odmówiła.

    Wówczas młody malarz wpadł w istny szła. Błyskawicznym ruchem dobył rewolweru. W chwilę później oddał w stronę studentki 4 STRZAŁY z bardzo bliskiej odległości. 3 kule ugodziły dziewczynę w klatke piersiową, szyję i oko, czwarta utkwiła w drzewie.

    Nieszczęśliwa studentka runęła na murawę, brocząc krwią. W sekundę potem zmarła.

    Na widok swej ofiary ZELMAN STRZELIŁ SOBIE DWUKROTNIE W USTA I W SKROŃ i padł na ziemię w odległości 1 metra od zwłok Fiszmanówny.

    Na odgłos strzałów rewolwerowych wybiegły z mieszkania matka i siostry Fiszmanówny. Rozpaczliwe krzyki rodziny zwabiły licznych letników.

    Przechodząca obok miejsca wypadku młoda dziewczyna – jedyny świadek krwawego dramatu pobiegła na posterunek policji i zaalarmowała władze. Do beznadziejnie rannego Zelmana wezwano dr. Frenkla, który przybył na miejsce i udzielił mu pierwszej pomocy.

    Ze względu na silny upływ krwi nie można było samobójcy ruszać z miejsca. Po godzinnych męczarniach Zelman zakończył życie, nie odzyskując przytomności.

    Na miejscu krwawego zajścia rozgrywały się wstrząsające do głębi sceny. Rozpacz rodziny nie miała granic.

    Przybyli niezwłocznie na miejsce przedstawiciele władz wszczęli dochodzenie. Zwłoki ofiar dramatu zabezpieczono.

    Przesłuchany jedyny świadek tragedji – młoda dziewczyna – dokładnie opisała przebieg krótkiej rozmowy między Zelmanem a Fiszmanówną.

    Kiedy Zelman wyciągnął z kieszeni rewolwer DZIEWCZYNA KRZYKNĘŁA. To też po oddaniu 3 strzałów w kierunku studentki Zelman wystrzelił w stronę świadka zajścia. Kula jednak chybiła i utkwiła w drzewie. Niezwłocznie po wypadku policja zawiadomiła siostry Zelmana zamieszkałe w Łodzi przy ul. Południowej 23.

    Te jednak, nie chciały nic słyszeć o bracie, z którym źle żyły z powodu jego dziwactw i do Kraszewa nie chciały przyjechać. Dopiero interwencja policji spowodowała ich wyjazd do Kraszewa, gdzie nastąpiło przesłuchanie.

    Zwłoki Fiszmanówny i Zelmana zostały w godzinach popołudniowych, za zezwoleniem władz prokuratorskich, przywiezione karetką „Ostatnia Posługa” do Łodzi i złożone w domu przedpogrzebowym na cmentarzu żydowskim.

    Należy zaznaczyć, że Zelman, który uchodził w sferach artystycznych za miernego malarza, znany był jako WAGABUNDA I HULAKA.

    Przed 4 laty zakochał się w Warszawie w jednej z aktorek, której również groził zabójstwem. Aktorka ta wyjechała jednak zagranicę. W sferach malarskich wyrażano się o Zelmanie, jako o człowieku nienormalnym o chorobliwych skłonnościach.






Łódź - Cmenrtarz prawosławny - Ilustrowana Republika - 1933

    Ten artykuł sparwił na mnie naprawdę duże wrażenie, wydawać by się mogło, że był pisany ręką carskiego redaktora, jednak data wyprowadza z błedu, rok 1933.

Bardzo wytonowany, pisany wprawną ręką materiał Andrzeja Nellusa, zasługuje na prezentację po 88 latach!

Ilustrowana Republika. 1933-08-03 R. 11 nr 214

               NA ZAPOMNIANYM CMENTARZU

    Potoczne życie miasta płynie wartka falą po ulicach, w ruchu tłumów, w zgiełku dnia powszedniego, w nieustającym rytmie pracy, szumnej kaskadzie zabaw wieczornych. 

    Niejedną cichą tragedię wyłonić można w blasku latarni na zapomnianej bocznicy, pod oknem zbutwiałego domku na przedmieściu, w klatce schodowej wielkomiejskiej kamienicy, pod czerwonemi wrotami fabryki.

    Szpitale, dworce kolejowe, stacje pogotowia ratunkowego mają swoją specjalną wymowę. Parki, teatry, kina, lokale restauracyjne powiadają o tem, jak miasto odpoczywa się i bawi po znajnym dniu pracy, jak czoło rozchmurza po troskach, od których uciec nie może we dnie ni w nocy. 

    Ale ten niepowstrzymany pęd życia miasta nie pozwala na chwile wytchnienia, na moment zadumy, na cofnięcie się myślą wstecz do dnia wczorajszego. Po murach Łodzi czas przechodzi niepostrzeżenie, nie znacząc nic niemal z jej walk minionych, okrutnych zmagań się z losem, upadków i wylotów.         

    Młode jeszcze miasto nie posiada zewnętrznych stygmatów historji, zewnętrznych stygmatów historji, uzewnętrznionych w tak przejmującej wymowie budowli, jak to ma miejsce w innych starszych miastach. 

    Otwartą kartą tego miasta, na której wprawne oko niejedno odczytać może, są jego cmentarze. Tam na długiej smutnej taśmie napisów wyrytych na piętrzących się nagrobkach, życie mówi o dniu minionym, dniu wczorajszym, o znoju, który zakrwawił czoła ludzi, spoczywających w ciszy szumiących drzew i martwych kamieni. 

    Tam, u kresu doczesnej wędrówki, pod murem, odgradzającym ciszę od nieustannego warkotu miasta żywych, zamieszkała mądrość miasta umarłych, które niejedno swym następcom powiedziećby chciało, za nim utrudzeni wędrówką przyjdą tu do nich po spokój cmentarny. 

    Przed kilkoma dniami byłem na cmentarzu prawosławnych przy ul. 11 Listopada. 

    Żałobne dźwięki „Panichidy", smętny śpiew chóralny ginął w gęstwie zieleni, rozbijał się u stóp drzew wysokoplennych, podszytych paprocią i chwastami. Rzadkie są tu dziś pogrzeby i kamienie, stojące na straży pokoju umarłych, zdawały się dziwić dobrze znanym modlitewnym dźwiękom, zwiastującym nowego przybysza na wieczny odpoczynek śród tego państwa cieni. 

    Kroczymy główna aleją. Wspaniale nagrobki, strzeliste obeliski, owdzie ujęte w żelazne karby ogrodzeń, granitowe sarkofagi, miniaturowe, kopulaste kapliczki; a wśród nich gdzie niegdzie tylko świeże groby, obramione świeżemi sadzonkami. 

    Już wszędy jak okiem sięgnąć pustka i smutek zapomnienia wśród krzewiącej się bujnie dzikiej wegetacji. Zbutwiałe ławy, na których nikt już od lat nie siadał, zarośnięte ścieżki do grobów, których nikt bliski nie odwiedza. Napisy, napisy, napisy — rosyjskie i starosłowiańskie, obok nazwisk i dat umarłych, wersety z pisma Św., przejmujące dziwem trafnego proroctwa, przepowiadające opuszczenie i marność na tym doczesnym padole. 

    Napisy, które zdają się mówić — kim Jesteś przechodniu, czego tu chcesz? — My jesteśmy z bardzo daleka, my których złożono na wieczne odpoczywanie. — Przybyliśmy tu z rozkazu, z naszej dalekiej ojczyzny. Przybyliśmy nieczekani, pełniliśmy to co nam Sąd Ostateczny w obcej ziemi, skazani na wieczną tęsknotę do swego kraju, którego, ty przechodniu, nie poznasz nigdy. Nie wiemy, gdzie dziś nasze dzieci i wnuki, i jaki wicher po świecie ich rozniósł, że nigdy tu do nas nie przyjdą z modlitwą i wspomnieniem. 

    Urzędnicy, oficerowie, nauczyciele, ich żony i dzieci, leżą tu szereg przy szeregu i w zwięzłych oszczędnych słowach opowiadają historię swego życia. Tu żona żegna męża, który poległ „od morderczej kuli”, tam znów koledzy uczcili oficera, co „padł w szeregu za cara i ojczyznę” ówdzie „starzec 72-letni z młodocianym wnukiem zamordowany czeka Zmiłowania Bożego.

    Rok 1905,6 i 7 powtarza się najczęściej na napisach grobowych, emaliowane portrety, ludzi w mundurach policyjnych i wojskowych stanęły tu zwartym szykiem na zagrobową ostatnią „paradę”.

    I zdaje się, że ponad konary drzew rozchwianych na wietrze, wybiegł ciszy szept ich meldunku o latach walk, ognia i krwi, kiedy nad Łodzią wschodziła purpurowa zorza Wolności.

   I ściśle ten cichy szept do mogił starych, wrosłych w ziemię, utulonych w kobiercu dzikich traw i łopianów, grobów z lat bardzo dawnych, gdy zakładano ten cmentarz, a w Łodzi szalał pomór „cholery”.

   Aż do grobów niedawnych, bratnich, nad któremi obca ręka żołnierska postawiła proste drewniane krzyże „Helden tapferen, russischen kriege. - „Dzielnym bojownikom rosyjskim”, zniesionym z pobojowisk pod Łodzią w 1914.

   I nagle ciszę cmentarną rozdarła głośna salwa, poczem sprężyście przemaszerował pluton, po oddaniu ostatnie posługi Zwierzchnikowi-Rosjaninowi zmarłemu w służbie polskiej!

    I z zadumy cmentarnej, za maszerującym oddziałem podążyli uczestnicy konduktu pogrzebowego w słoneczny letni gwar polskiego miasta.

Pokój umarłym – szumiały zielonymi konarami stare drzewa – cmentarne.





sobota, 24 lipca 2021

Stefanów - Gmina Brójce - Hazard - Alkohol - Express Wieczorny Ilustrowany - 1930

 Działo się w gminie Brójce. Bardzo smutna historia, naprawdę trudna do zrozumienia....

Express Wieczorny Ilustrowany. 1930-08-11 R. 8 nr 222

              PRZEGRAŁ W KARTY WŁASNĄ CÓRKĘ

                    która w obronie swej czci pchnęła ojca nożem.

                    Sąd uwolnił nieszczęśliwą dziewczynę od kary

Antoni Stawrowski, mieszkający kątem we wsi Stefanów pod Łodzią oddawnaby prawdopodobnie zgnił gdzieś pod płotem, gdyby nie miał swojej jedynaczki, 19-letniej Janiny, która na niego pracowała i opiekowała się nim, jak małem dzieckiem.

Stawrowskiego zgubiła wódka i karty. Jeszcze przed sześciu laty posiadał duże gospodarstwo rolne, a prócz tego na szerszą skalę handlował końmi. Obecnie z całego tego majątku nie pozostało już śladu.

Dopóki żyła żona Stawrowskiego potrafiła go ona utrzymać w karbach, nie pozwalała mu ani pić ani grać i sama miała na oku wszystkie jego interesy.

Po jej śmierci Stawrowski zupełnie się opuścił i począł się staczać coraz niżej.

Gdy nie miał już ani grosza, Janina wzięła się do pracy i zapewniła mu byt. Stawrowski nie wyrażał nawet swej wdzięczności. Zabierał jej pieniądze, bił ją, gdy przychodził do domu pijany, lecz dziewczyna znosiła wszystko z pokorą i nigdy się przed nikim nie skarżyła.

Pewnego wieczoru ojciec, swoim zwyczajem, zabrał jej kilka złotych i udał się do karczmy. Spotkał on tam niejakiego Bartłomieja Klimczaka, z którym, gdy tylko miał pieniądze, zasiadał do kart.

I tym razem rozpoczęli grę.

Stawrowski wkrótce stracił kilka złotych, które stanowiły cały jego majątek, ubranie, buty i nawet łóżko, na którym sypiał.

- Muszę się odegrać! - denerwował się. - Skredytujesz mi, prawda?

- Nie - otrzymał odpowiedź - Ale mogę z tobą zrobić inny interes. Ja postawię 30 złotych, a ty swoją córkę, bardzo mi się ta dziewczyna podoba.

Stawrowski tylko na chwilę się zawahał i następnie wyraził swą zgodę.

Stanęło na tem, że jeśli i tym razem przegra, jego partner spędzi noc z Janiną.

Stawrowskiemu i tym razem nie dopisało szczęście.

- Chodź, idę teraz do ciebie - rzekł doń Klimaczak.

Stawrowski zaprowadził go do córki, która w tym czasie była już pogrążona we śnie.

Gdy ojciec wytłumaczył jej w kilku słowach, co ma nastąpić, Janinka wskoczyła na równe nogi i krzyknęła przerażona:

- Ojcze, czyś ty zwarjował? Znasz mnie przecież, żywcem nikomu się nie sprzedam!

Stawrowski  wówczas starał się jeszcze zmusić ją do posłuszeństwa najokrutniejszymi groźbami!

Klimaczak zaczął już się niecierpliwić i w pewnej chwili rzucił się na dziewczynę, chcąc ją powalić na ziemię. W tym momencie Janka porwała ze stołu nóż. Gdy ojciec wyciągnął rękę w jej kierunku, zadała mu głęboki cios w pierś.

Stawrowski  runął na podłogę, zalewając się krwią. Klimczak obawiając się, aby jego nie spotkał podobny los, wybiegł na podwórze, wszczynając alarm. Wkrótce zjawiła się policja. Stawrowskiego przewieziono do szpitala, który prawie pół roku znajdował się na kuracji.

Janinka została aresztowana. Sąd pierwszej instancji skazał ją na trzy miesiące więzienia, sąd apelacyjny zaś uchylił ten wyrok i dziewczynę uniewinnił.


Stefanów – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Brójce. Do 1954 roku siedziba gminy Wiskitno. W latach 1975–1998 miejscowość należała administracyjnie do ówczesnego województwa łódzkiego. Wikipedia














piątek, 23 lipca 2021

Wiśniowa Góra - Zabawy, zabawy,zabawy - Plakaty - Straż Pożarna - ok.1920-35

 

Urszula Sipińska spiewała - "To był świat w zupełnie starym stylu" . Tak, to prawda, lata międzywojenne w Wiśniowej Górze były zupełnie inne niż teraz..., tam się żyło, bawiło. Pozostał tylko wspomnień czar, dlatego warto przypominać to,czego już nie zobaczymy...








środa, 21 lipca 2021

Andrespol - Wiśniowa Góra - Ceramika - Krause - Napad - Śmierć - Echo - 1928

     Działo się w gminie Andrespol! Oprócz terści, fascynuje mnie pierwsze zdjęcie pokazujące dom, zarazem sklep mięsny Stefana Winkla.







Echo. 1928-12-03 R. 4 nr 287

             SZCZEGÓŁY KRWAWEJ TRAGEDJI W ANDRESPOLU

                             Gniazdo zawalidrogów pod bokiem Łodzi.

Zamieszczona w sobotnim nu merze wiadomość, otrzymana od przygodnego korespondenta i— o krwawem zajściu pod Andrzejowem spowodowała wysłanie naszego sprawozdawcy na miejsce wypadku. Z opisu niżej zamieszczonego widzimy, -że chodziło tu o krwawy epilog napadu na spokojnego mieszkańca Andrespola, dokonanego przez notorycznych zawalidrogów, niepokojących stale te okolice. Na wieść o ponurej tragedji w Andrespolu pod Łodzią wyruszyłem niezwłocznie na miejsce. Okazało się, że z Andrzejowa do Andrespola trzeba iść trzy kilometry w górę najpierw drogą polną a później szosą. Jak na złość nigdzie nie mogłem dostać furmanki, zatem wóz ani auto nie jechały szosą. Po godzinie wreszcie, klnąc w żywe kamienie swą wycieczkę, zziajany dobrnąłem do jakiejś knajpy, której właściciel w sposób nadspodziewanie uprzejmy poinformował mnie, że do miejsca tragedji będzie jeszcze kilometr. Zauważy pan taki niski domek przy szosie akurat naprzeciwko kaflarni Krauzego. Ano co robić!-  jeszcze kilometr po miłem swojskiem błotku. Z lewej strony jakiś wielki budynek fabryczny, z prawej parterowy domek drewniany. W nim z frontu dwa sklepy: w jednym rezyduje zegarmistrz o dźwięcznem nazwisku Kajdanow, w drugim mieści się skład wędlin i mięsa Stefana Winkla. Nazwisko to i imię widnieje na szyldach po obu stronach drzwi sklepowych.

A więc to tu!

 Trup znajdował się w sąsiedniej zagrodzie u kowala w szopie.. Idziemy przeto do kowala, brniemy w nieprawdopodobnem błocie przez dziedziniec. W kuźni wre praca. Młoty dzwonią, miech sapie. Gdzie trup? O, tam za temi drzwiami. Takie sobie proste drzwi z nieheblowauych desek. Stajemy u progu szopy. Mieści się w niej widocznie warsztat stolarski, bo widać na ścianach wiszące piły i stające na półkach heble. W szopie tłum ludzi. Jakaś babina w chustce pochlipuje. Tłum, milcząc, rozstępuje się. I oto oczom naszym ukazuje się podłoga, wysłana słomą. Na środku leży „coś" przykryte żółtym papierem. Ukazują się zsiniałe już zwłoki szczupłego czarniawego młodzieńca. Odzianv nędznie: wvszarzała połatanai podarta marynarka, wybrudzona wapnem i gipsem, wdzianą bezpośrednio na brudną koszule. 

Jak sie nazywał zabity, ile miał lat. gdzie mieszkał? 

Notuję: Mieczysław Głogówski, 23 lata. mieszkaniec Wiśniowej Góry. 

Kto go zabił? - Ano wiadomo: rzeźnik Winkel. Z brauninga go zastrzelił. A w jakich okolicznościach? Kto to może wiedzieć? Kaflarze widzieli, to powiedzą. 

Wchodzimy do sklepu Stefana Winkla. I tu oełno ludzi. Za kontuarom żona Winkla Marjanna. Przystojna kobieta — typ rzeźniczki o tryskających krwią i zdrowiem policzkach. Okazuje sie. że Stefana Winkla niema. Pojechał do Łodzi na badanie". 

Nagle podchodzi do nas jakiś przystojny jeeomość w burce i długich butach. 

— Panowie pewnie z redakcji ?— zadaje zupełnie trafne pytanie. — Opowiem panom wszystko od początku. gdvż byłem obecny przy zajściu i nawet brałem w niem udział. Usadowiliśmy sie w małym pokoiku za sklepem i rozmówca zaczął swe opowiadanie. 

— Nazywam sie Hafensztajn, Robert Hafensztajn. mam lat 33 mieszkam na Wiśniowej Górze handluje nierogacizną wspólnie z Bolesławem Jarzyną. Stefana Winkla znamy bardzo dobrze, pozostajemy z nim bowiem w stosunkach handlowych . Jest to bardzo zacny i porządny człowiek. Poza sklepem detalicznym, prowadzi hurtowy handel schabami wiepierzowemi, dostawia też mięso dla wojska. Onegdaj po o godzinie 5 wieczorem przyjechaliśmy z Jarzyna do Winkla z transportem bitych świń. Zrzuciliśmy mięso z wozu i poszliśmy na piwo do restauracji Rota przy moście. Naraz wpadają do knajpy brat zabitego Mieczysława Głogowsklego 43 letni Woiciech i kolega jego Henryk Wutzke, obydwaj kaflarze od Krauzego. Podbiegają do Jarzvnv i pytają: ilu was tu jest. bo nas tu jest paru"! Widać było. że zamierzają sprowokować awanturę.


Przeczuwając to właściciel restauracjl przywołał do siebie Jarzynę. Tymczasem przed piwiarnia zebrała sie większa banda kolegów Głogowskiego, wobec czego Jarzyna wyszedł kuchnią i udał sie do Winkla. W międzyczasie awanturnicy znaleźli sobie inna ofiarę. Napadli na przechodzaceeo szosą mieszkańca Żakowic 55-letniego Wilhelma Kiblera i pobili go ciężko. 

Jest tu nawet obecny. Zawołam go.

 Po chwili do izbv wchodzi starszy, szpakowaty mężczyzna, ubogo odziany. Na twarzy jego widnieją ślady okaleczeń. — Pobili mnie łobuzy I wódkę kazali sobie stawiać. Bili, a gdy zemdlałem, to mnie woda oblewali znęcali sie dalej.. 

— A teraz wrócimy do Jarzyny — ciągnął dalel Hafensztajn. — Po przyjściu do Winkla usiadł sobie w kuchni. Naraz wpadło dwóch awanturników kaflarzy i zaczełi go bić. Na odgłos bółki wszedł do kuchni Stefan Winkler.

 — Nie pozwolę mojego gościa krzywdzić u mnie w mieszkaniu. — Wspólnie ze mna i z Jarzyną wypchnął awanturników do sklepu, gdzie bvła Mariana Winklowa. Nagle jeden z awanturników wyjął z kieszeni krótki łom żelazny zadał nim Winklowi straszliwy cios w głowe. Jednocześnie w okna posypał sie grąd kamieni. Zalewając się krwią padł rzeźnik na ziemię. Wówczas żona jego nie tracąc przytomności umysłu, pobiegła do kuchni, przyniosła stamtąd wiadro wody i chlusnęła nią w męża. To przywróciło mu przytomność. Zerwał się i pobiegł do sąsiedniego pokoju, skąd po chwili wrócił i braunlngiem w ręku. Stanął w oknie i zaczął prażyć napastników. Rozpierzchli się, a na miejscu pozostali trzej ciężko ranni prowodyrzy: Wojciech i Mieczysław Głogowski oraz Henryk Wutzke. Siedliśmy z rannym Winklem na wóz i pognaliśmy co koń wy skoczy ku stacji w Andrzejowie na posterunek policji. Wkrótce potem przybyło z Łodzi pogotowie ratunkowe, które zabrało do szpitala ciężko rannych Wojciecha Głogowskiego i Henryka Wutzkego. Mieczysław Głogowski przed przybyciem pogotowia zmarł w szopie, do której go przeniesiono. Również i Winkiel pojechał do Łodzi na opatrunek. Taką żeśmy przeżyli straszną tragedję, kończy nasz rozmówca. 

— Winkiel był w prawie strzelać po działał we własnej obronie. Wkrótce potem opuściliśmy sklep Winkla. Jakiś gospodarz ulitował się nad nami i podwiózł nas wozem do stacji. W drodze wyłoniła się rozmowa: - porządny człowiek ten Winkiel.— oświadczył mój woźnica — a ci bracia Głogowscy i Wutzke to znani awanturnicy i nożowcy, jak wogóle wszyscy kaflarze od Krauzego. Niema soboty, by nie wywołali jakiejś krwawej awantury po wypłacie. Przechodniów biją, na furmanki napadają, rabują, uprząż przerzynają.. 

Tu na Wiśniowej Górze i w Feliksinie straszna granda mieszka. W Feliksinie naprzykład żaden obcy się nie pokaże bo go zaraz pobiją i obrabują jeśli nie położą trupem. Toć niedalej, jak trzy lata temu wyrżnięto w Feliksinie wycieczkę młodvch chłopców z Widzewa. Trzech padło trupem, kilku zostało okrutnie pokaleczonych. Takie tu u nas strony. A policji mało. Prawie wcale. Dobrze, że zamożniejsi gospodarze mają broń. Tak gawędząc dojechaliśmy do stacji. W wagonie zastanawialiśmy się nad tem, że tu pod Łodzią istnieje dziki Meksyk, gdzie wyrzynają całe wycieczki. I pomyśleć, że tysiące ludzi nie bacząc na nie, wyjeżdża corocznie na Wiśniową Górę na letnisko. Tak więc bezpieczeństwo publiczne u nas na wsi przedstawia bardzo dużo do życzenia. A w Sejmie mówi się o dalszem okrojeniu wydatków na policje. K.

poniedziałek, 19 lipca 2021

Kurowice Kościelce - Napad - Głos Polski - 1920


Głos Polski : dziennik polityczny, społeczny i literacki. 1920-05-21 R. 3 no 132

Kurowice Kościelne – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Brójce. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do ówczesnego województwa łódzkiego. Wikipedia


                                      Napady bandyckie. 

Onegdaj w nocy we wsi Kurowice-Kościelne, gm. Czarnocic, pow. łódzkiego, dokonano zuchwałego napadu bandyckiego na dwie zagrody, w celach rabunkowych. Bandytami, jak stwierdzono, byli dezerterzy, uzbrojeni w karabiny, zorganlzowani w liczbie 10-ciu w szajkę , operującą w tamtych okolicach. Czterej z nich wtargnęli najpierw do domu Katarzyny Świderek, którą, rozbudziwszy ze snu, steroryzowali i rozkazali, aby wskazała, gdzie ma okryte pieniądze Splądrowawszy cały dom, bandyci zabrali około tysiąca marek gotówką, zegarek srebrny, złotą broszkę, zapasy żywności i inne przedmioty ogólnej wartości 30,000 mrk. Następnie ciż sami bandyci napadli na pobliski dom zamieszkiwany przez matkę Swiderkowej, 58 letnią Marjannę Majek, gdzie pod groźbą wymusili od właścicielki wydanie szkatułki, zawierającej 6,000 mrk. gotówką. Nadto zrabowali różne wartościowe rzeczy i z łupem odeszli. Przyłączywszy się do oczekujących 5 towarzyszy, razem zbiegli do pobliskiego lasu Kraszewskiego. O zuchwałym napadzie dano natychmiast znać t elefonicznie do komendy policji w Łodzi oraz na powiat łódzki, która delegowała komisarza Płońskiego z oddziałem; niezależnie od tego wyruszył oddział policji miejskiej. Osaczono las w Kraszewie j dano szereg strzałów, bandyci odpowiedzieli strzałami. Obława nie dała na razie pozytywnych wyników, policja jednak jest na tropie zuchwałych bandytów. 




piątek, 16 lipca 2021

Wola Rakowa - Gmina Brójce - Samosąd - Morderstwo - 1907

 

    Nie często zdarzają się samosądy, dlatego ze szczególną uwagą przeczytałem artykuł z przed ponad 100 lat. Mimo, że minęło grubo ponad 100 lat od tych tragicznych wydarzeń, postanowiłem, że nie będę podawał nazwisk osób będących negatywnymi bohaterami. Nazwiska te są znane obecnie. To co może tłumaczyć fakt samosądu, to to, że kradzież konia równała się powolnej śmierci właściciela, to były czasy, gdzie koń był nieodzownym pomocnikiem rodziny. Zapraszam do lektury.

                                           Z SĄDÓW

                                  ZABÓJSTWO KONIOKRADÓW

    Ciekawą sprawę rozpatrywał onegdaj drugi wydział karny sądu okręgowego piotrkowskiego bawiącego na kadencyi w Łodzi.

    Na ławie oskarżonyczasiadło 10 włościan ze wsi Wola Rakowa, gminy Brójce, pow. Łódzkiego: 48-1etni Kasper W. 40 letni Stanisław W., 42-letni Walenty L., 34-1etni Jan W., 35-letni Jan R., 36-1etni Józef S., 30·1etni Władyslaw K., 51-letni Józef S., 28-letni Józef K. i 43-1etni Wojciech M.. Wszyscy obwinieni zostali o rozmyślne znęcanie się i bicie drągami i kamieniami włościan tejże wsi; Andrzeja G. i Rocha K., skutkiem czego wkrótce nastąpiła śmierć. Powodem do tego znęcania się i bicia miała być kradzież koni i pieniędzy dokonana przez G. i R. (ojca) i Waclawa (syna) K. Akt oskarżenia w streszczeniu brzmi, jak następuje "Rankiem, w dniu 15 stycznia 1906. roku we wsi Wo1a Rakowa gminy Brójc, powŁódzkiego zgromadziło się okola stu włcian miejscowych, którzy, otoczywszy dom Rocha K., zażądali, aby on i syn jego Wacław poszli razem do urzędu gminnego, w celu zbadania ich w sprawie skradzionych koni i pieniędzy włościaninowi Józefowi S.. O kradzież tę podejrzani byli Roch K. i syn jego Wacław. Znajdujący się w tłumie Jan W. związał Waawowi K. sznurkiem ręce i przy pomocy włościan Kacpra W., Jana R. i Wojciecha M. poprowadzili syna i ojca K. do urzędu gminnego brójeckiego, dokąd również nadciągnął um. Tutaj włościanie zaczęli bić K., domagając się od nich przyznania się do skradzenia koni S.. Wacław K. wkrótce przyznał się do kradzieży, wskazawszy na wspólnika mieszkańca sąsiedniej wsi Andrzeja G., którego natychmiast przyprowadzono do kancelaryi gminnej, gdzie zaczęli tae badać go i bić. Jednak G. nie przyznał się. Wówczas włościanie, na czele z Janem W., Janem R., Wojciechem M., Józefem K. i Józefem S., którzy najczynniejszy brali udział w biciu i badaniu G., wyciągnęli go na podwórze gdzie pobili go tak silnie, że G. wkrótce zakończył życie, przyczem, gdy G. już był martwy, któryś z tłumu, naśmiewając się, rzucił na trupa pęk słomy i podpalił. Przeczuwając, że i ich taki sam los czeka, Roch Wacław K. wyrazili życzenia spowiadnisię i komunikowaniana co też włościanie zgodzili się i posłali do osady Rzgów po księdza Pawła  Załuskę, który wyspowiadawszy i udzieliwszy Komunii Św. K., starał się przemówić do sumienia, włościan, lecz wszelkie perswazye były bezskuteczne. cianin Józef K. razem z innymi pochwycił Rocha K. za ręce i wyciągnął go na podwórze, gdzie zaczęto go bić drągami K., wołając o pomoc, obiecywał zarazem zwrócić S. zrabowany majątek i włościanie nawet zgadzali się uwolnić go, o ile zgodzi się na to S., lecz ten ostatni, znajdując się w tłumie, nie zgadzał się na to, skutkiem czego włościanie znów pochwycili Rocha K. i zaczęli ponownie bić go. Wszystko to działo się w obecności Wacława i Aleksandra K., z których pierwszy między innemi zauważył, że obchodzący się okrutnie Jan W. porwał Rocha K. za nogi, krzyknął żeby włościanie bili go po brzuchu, na- stępnie Kacper W. uderzył K. w brzuch kamieniem. Od zadanych w ten sposób razów Roch K., nie przyszedłszy do przytomności, zmarł, zaś Wacławowi K. udało się uratować życie dzięki tylko temu, że pisarz gminy Zborowski zamknął go w areszcie policyjnym. Podczas obdukcyi sądowo lekarskiej trupów Andrzeja G. i Rocha K., u pierwszego znaleziono wiele rozrzuconych po calem ciele sińców i ran, zwłaszcza na głowie. To samo ujawniono na głowie, plecach i rękach u RochK., u którego, także znaleziono, około skroni dwie rany tłuczone i jedną ranę na wierzchniej wardze. W jamach czaszek obu zmarłych ujawniono silny wylew krwi, spowodowany ciężkiem pobiciem, co zdaniem lekarza-eksperta wywołało śmierć.

    Pociągnięci do śledztwa sądowego w charakterze oskarznych o pobicie G. i Rocha K. i zadanie im ran śmiertelnych - Jan W., Kacper W.,Stanisław W.Walenty L.Jan R., Józef S., Józef K., Józef S., Władysław K. i Wojciech M. nie przyznali się do winy.


    Onegdajsze rozprawy trwały blizko sześć godzin, Do sprawy wezwano 22 świadków. Poszkodowani, mianowicie żona i synowie Rocha K., oraz zięć jego Filip, dawali zeznania obciążające znacznie więcej oskarżonych; co się tyczy świadka sołtysa Gładysza całego szeregu naocznych świadków, to ci konstatowali najzupełniejsze alibi obwinionych, a przynajmniej nie branie udziału w znęcaniu się nad G. i K.. Wezwany na sąd w charakterze eksperta dr. Wieliczko, dowodził, że w danym wypadku nie można stanowczo twierdzić, iż śmierć nastąpiła, od znęcania się. Po ukczeniu badań świadków i orzeczeniu opinii eksperta, zabrał głos towarzysz prokuratora, p. Jewdokimow. Dowodził on, że w Woli Rakowej rozegrał się straszny dramat. To nie zwykła rozprawa wzburzonego tłumu, to nie sąd doraźny (lynch). Fakt ten przypomina nam sądy średniowieczne. Jaką grozą przejmowała sytuacya, w jaki sposób działał z rozmysłem rozwścieczony tłum, dowodzi ten fakt, że sprowadzono księdza, z sąsiedztwa, aby wyspowiadał i przygotował ofiary tortur na tamten świat. Śmierć G. i Rocha nie nastąpa wypadkowo. Tam było długie pastwienie się i znęcanie kilkunastu włościan nad Rochem K. i Andrzejem G. i ono spowodowało śmierć. Zadane podczas znęcania się rany, same mogły wywołać śmierć. Dlatego też żądam zastosowania §§ 1489 i 1490 kod. karnego. Obrońca oskarżonych, adwokat przys. Fr. Maternicki, przedewszystkiem zwróca uwagę sądu na stronę formalna sprawy, mianowicie, że ekspertyza lekarska ustaliła fakt iż tu nie było znęcania się; co się tyczy strony materyalnej, to zeznania świadków poszkodowanych t. j. rodziny, nie mogą być uznawane jako tchnące istotną. prawdą. Oskarżenie obwinionych nie sprawia tak silnego wrażenia, jak chce władza prokuratorska,. Tutaj było usiłowanie dostarczenia obwinionych do urzędu gminnego i przedsięwzięcie środków, ażeby nie uciekli i nie skryli się. Dlatego K. i G. związano. Oczywiście że ten i ów z pośród tłumu mógł zadać mniej lub więcej ciężkie razy, lecz nie można stanowczo dowodzić, że w danym wypadku pastwiono się. Kto był faktycznym sprawcą zabójstwa nie można, było ustalić na sądzie. Szkoda wielka, że brak nam zeznania strażnika. Draczyka, któreby dostarczyło do sprawy wiele danych, wyświetlających fakt G. i K. tłum prowadził do kancelaryi gminnej jako złodziejów aby natychmiast wydobyć od nich zeznanie. Wezwanie księdza nastąpiło skutkiem nalegania i żądania K. Włościanie zgodzili się na wezwanie księdza, gdyż liczyli na to, że obecnć księdza skłoni K. do wskazania, gdzie są ukryte konie i pieniądze skradzione. O znęcaniu stanowczo mowy tu być nie może. W końcu obrońca Maternicki, prosi sąd, aby rozważył sprawę chłodno i zastosował § 1464 do tego faktu, w którym jednak jego klijenci nie, brali najmniejszego udziału i jako tacy, powinni być zupełnie uniewinnieni. Sąd okręgowy w komplecie: Krygiera (jako przewodniczący), Szymkiewicza i Tyski po półgodzinnej naradzie ogłos wyrok, skazujący: 48-1etniego Kaspra W. 40 letniego Stanisława W., 42-letniego Walentego L., 34-1etniego Jana W., 35-letniego Jana R., 36-1etniego Józefa S., 301etniego Władyslawa K., 51-letniego Józefa S., 28-letniego Józefa K. i 43-1etniego Wojciecha M. na pozbawienie wszystkich praw stanu i na 4 lata ciężkich robót każdego z mocy §§ 1489 i 1490 kodeksu kar głównych i poprawczych. Józef S. zostal uniewinniony. Akcyę cywilną w imieniu poszkodowanych popierał adwokat Grzeszkiewicz. Wnosi on do sądu oddzielną skargę


Wola Rakowa – wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie łódzkim wschodnim, w gminie Brójce. Wieś ma charakter wielodrożnicy i składa się z następujących jednostek: Wola Rakowa Kolonia Giemzowska obecnie ul. Główna. Kolonia Pałczewska - ul. Południowa. Kolonia Romanowska - ul. Tuszyńska. Wikipedia