niedziela, 31 marca 2024

Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Wyzwolenie - Korespondencja - 1941 - cz.6 a

 Koniec mrocznej niemieckiej okupacji. Te kilka listów, które zamieściłem wnoszą sporo informacji. Danusia pisała te listy jako dorastająca dziewczynka, która musiała przekształcić się w dorosłą, zatrudniona w niemieckim sklepie.... Jej tęsknoty i marzenia przelewała na papier do swojej szkolnej przyjaciółki, która rzadko odpisywała. Te listy przekażę Sewerynowi Gramborowi (wielki fan Pabianic), wiem , że się nimi dobrze zaopiekuje. Pozostał bardzo obszerny list pisany 3 miesiące po wyzwoleniu, sam jestem ciekaw co w nim jest, gdyż go nie czytałem. zapraszam.

                                                                                                                 Łódź, dn. 28- III - 45 r.

                                                                 Kochana Hanko!

Bardzo długo do Ciebie nie pisałam. Musisz być chyba ciekawa, co też się u mnie święci. A więc zacznijmy "ab owo". Jak przyjechałam do domu, to tak się czułam jak po spadnięciu z księżyca. Nadrabiałam miną jak mogłam, ale pomimo wszystkiego tylko jedna myśl krążyła po głowie "Co zrobić?" i nie dała się odegnać. W domu posiedzenie całej rodziny. No i .... następnego dnia chodzę z mamą po całej Łodzi w sprawie tego gimnazjum. najpierw do kuratorium, później w poszukiwaniu gimnazjum, do inspektoratu i wreszcie do gimnazjum E.Sczanieckiej przy ul. Pomorskiej 16. Idę do zapisu na górę, a serce tłucze mi w piersiach jak spłoszony ptak. W pokoju nauczycielskim była jedna nauczycielka, co mi przypominała jedną, która uczyła mnie prywatnie i była okropnie niedobra. Zapisali mnie do klasy przyspieszonej. To było w poniedziałek. W sobotę wszystkie uczennice poszły z całym gimnazjum do kościoła. Msza święta była oczywiście uroczysta. Później z powrotem do szkoły. W poszczególnych klasach nauczyciele mieli do nas przemowy, a potem, na korytarzu odśpiewałyśmy hymn narodowy i rotę. Od poniedziałku zaczynały się egzaminy. Niektóre były od egzaminów zwolnione, ale ja nie miałam nadziei. Miałam egzamin w środę. Straszna to chwila, decydująca o dalszym życiu. Serce takie niespokojne, wali jak młot. Staram się opanować. Trudno to przychodzi i pomimo wysiłków ręka trochę drży. Wypracowanie, zadania i koniec. Z niczego więcej nie potrzebowałyśmy zdawać.

     O mojej Victorii dowiedziałam się w sobotę. Na 17 uczennic z kursu przyspieszonego zdało 7. Od poniedziałku zaczęły się lekcje. Z początku koleżanki były obce, ale teraz jest to "jedna sprzymierzona banda" mówiąc żartobliwie. Oczywiście sprzymierzona przeciwko nauczycielom. Nie wiem jakich Ty masz nauczycieli, ale u nas to nie sami "antigui magistri". Są również młodzi. Naszą wychowawczynią jest pani Zwierzowa, ucząca robót. Nauczycielka starej daty. Matematyczka, to wychowanka naszego gimnazjum. (Ta, której się przy wpisie zlękłam). Pomimo, że młoda, to jednak oschła, jak reguła matematyczna. Czasem, jednak znajduje dla nas uśmiech. Gdy pierwszy raz zobaczyłam ją, uśmiechająca się, wydało to mi się czymś dziwnym. To rodzaj dobrego, lecz opancerzonego serca.

    Przyrodniczka jest również młoda. Jak przyszła pierwszy raz na lekcje, to miałyśmy wrażenie, że nam wszystkim głowy poukręca. Każde zdanie było źle powiedziane. Kazała powiedzieć drugi raz, a drugim razem kręciło się jeszcze gorzej. Zupełnie tak, jakby nas miała uczyć budowy zdań. Ostatnio zrobiła się trochę mniej uważna. Zdaje się, że żadna z nas nie dostanie od niej bardzo dobrego stopnia, bo raz tak powiedziała:

Pan Bóg umie na piątkę, nauczyciel na czwórkę, a uczennica na trójkę. Ładna perspektywa.

Historyczka jest również młoda i ciągle prawie roześmiana.

Gimnastyczka przezwana "Funią" jest osobą przypuszczalnie trochę sfiksowaną na punkcie sportu. Powiedziała do nas z bolesną miną:

- Te które nie mogą ćwiczyć będą musiały postarać się o zaświadczenie lekarskie, bo szkolnej lekarki nie mamy, ale lekarze zwykle bez trudności zwalniają młodzież z ćwiczeń, nie zdając sobie sprawy, jaka to ważna rzecz. 

    Chwaliła się przed nami, że przed wojną miała doskonałe wyposażoną salę gimnastyczną, ale Niemcy wszystko zniszczyli. Ja jestem za to wdzięczna Bogu, bo jakby wszystkie przyrządy były, to by kazała nam koziołki fikać i jeszcze licho wie co robić, a ja do takich rzeczy nie mam zdolności.

    Polonistka jest trochę starsza, ale bardzo sympatyczna. Zamęcza nas wypracowaniami. Zwykle podaje nam kilk tematów, a my opracowujemy dowolny z tych tematów. Pierwsze wypracowanie było o ogrodzie w zimie, później "Zdarzenie" które utkwiło w mej pamięci i jeszcze inne opracowania i nie opracowania. ostatnie z nich nosi numer 10. Nie pozwoliła nam pisać w zeszytach, tylko kazała porobić specjalne teczki. Teraz te teczki zabrała i jeszcze mojej nie otrzymąłam z powrotem. jestem bardzo ciekawa jakie dostanę stopnie za te wypracowania...




    

Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz.5

                                                                                                               Dn. 2.X.44 r.


                                                     Kochana Hanko!

      bardzo się Twoim listem ucieszyłam. Dobrze, że jesteś na miejscu, bo to chyba nic przyjemnego zostać gdzieś wysłąnym. Szkoda, że masz tak mało czasu i z tego powodu nie możesz do mnie napisać. Ale bardzo Cię proszę, jak znajdziesz chwilkę, to napisz chociaż kartkę. ten list do Ciebie piszę też tak "na kolanie" i dlatego tak brzydko.

    U nas w sklepie była dziś wielka awantura, a to z tego powodu, że nie mieliśmy ceny na marmoladzie i kontroler napisał karę. Mówię Ci, co to było! Stara na nas wyzywała i powiedziała, że my będziemy płacić karę. I teraz nie wiadomo co będzie. Zobaczymy. Napiszę Ci o tym jeszcze.

    Nic mi nie pisałaś, czy otrzymałaś moje fotografie i jak Ci się podobały. Moja najukochańsza, kiedy Ty mi przyślesz swoją fotografię?

    Jak będziesz do mnie pisać, to napisz kiedy pracujesz, do południa czy po południu. Może nadarzy się okazja do jazdy? ...

    1 października zaszły u nas zmiany. Mamusia musi pracować od 1-ej do 10-ej wieczór, tj. 9 godzin. Na drugi tydzień będzie pracować od rana.

    W obiad mamusi nie ma, na wieczór nie ma. Tylko rano ją trochę widzę. Muszę sama zmywać statki. Ze sklepu jak wyjdę, to już jest zupełnie ciemno. Lampy się nie palą. Idę i potykam się w ciemności, deszcz pada, wiatr wieje. I muszę iść tak sama jedna smagana deszczem i wiatrem, jak ten zżółkły jesienny liść. Tak sobie myślę, jakby to było przyjemnie iść z kimś! We dwójkę. Ale to tylko marzenie. Szósta wojenna jesień. Smutna jesień.

    W domu kolacja i zaraz spać. Deszcz wybija w szyby smętną kołysankę, a ja marzę. Tobie jednej tylko powiem, bo Ty jesteś moją przyjaciółką ze szkolnych lat, Ty zawsze wiedziałaś moje myśli.

    Marzę o szczęściu i wiesz, chciałabym kiedyś w swym życiu namalować coś ładnego, napisać powieść.... Kiedyś będę się śmiać z mych marzeń.

    Teraz już dobranoc. Idę marzyć wśród gęsich puchów o bohaterskich czynach.

                                                                                   Ściskam Cię z całego serca

                                                                                       Danka

P.S. Napisz, czy nasze dziewczynki też wyjechały do kopania rowów? Co u Ciebie słychać i w ogóle w Pabianicach? czy jesteś zdrowa? Napisz jak możesz najprędzej.

                                                                                      Danka

                                                                               




Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz. 4

                                                                                                                            Łódź. dn. 24 - IX - 44 r.


                                                                   Kochana Hanko!


     Nie mam pojęcia dlaczego do mnie wogóle nie piszesz. przecież jak nie masz czasu na list to mogłabyś przysłać pocztówkę. To chyba niemożliwe żebyś nie miała czasu nawet na pocztówkę. Pisałam do Ciebie kartę, a później wysłałam list i fotografię. Czyżbyś nie otrzymała mojego listu? Sądzę, że nie było w nim nic, o co miałabyś się obrazić. Może Ciebie już wcale w Pabianicach już niema. Może wyjechałaś, bo teraz bardzo niespokojnie.

     W zeszłą niedzielę panny ze wszystkich sklepów musiały iść na stadion do przeglądu. Myśmy nie poszły, tylko stara zaniosła spis pracowników. Od nas naznaczyli jedną. W środę przyszła kartka po Sonię. Stara chciała za Sonię wysłać Alusię, ale nie chcieli zmieniać i Sonia w piątek wyjechała. Alusia teraz choruje, więc w sklepie jest tylko stara, ja i Jadźka. teraz mam więcej roboty. Marysię z kuchni też chcą zabrać. Mówi Ci, świat kończy. Może za dwa tygodnie znowu będą brać.... Licho wie!

    Nela, ta starsza córka starej przyjechała z reichu na parę dni. Zabiera stąd meble.

    W czwartek byłam z Marysią po raz pierwszy w czasie wojny w kinie na filmie "Die Lied der Nachtigal". Bardzo ładny film i wesoły.

    Dzisiaj muszę iść do krawcowej do miary, chociaż wcale nie mam chęci. Będę miała palto zimowe. Ciemno zielone z szarym kołnierzem.

    Wiesz, tą Wackę od Heimbecherowej to zamkli, bo się nie meldowała w arbeitsamcie. Jednak jakoś się wytłumaczyła i ją puścili, ale musi pracować gdzie indziej. Pracuje w szwalni.

    Heimbecherowa przyjechała na parę dni zobaczyć co tu się dzieje. Nie bardzo jej się tam podoba.

    Już kończę to pisanie. Spodziewam się, że chyba do mnie napiszesz nareszcie. Napisz, jak Twoje zdrowie. Nie gniewaj się, nie zrywaj naszej przyjaźni w imię minionych lat droga moja sekundantko!

                                                                                   Zasyłam pozdrowienia dla wszystkich.

                                                                                                          Danka.





sobota, 30 marca 2024

Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz. 3

Przeglądając koperty z adresem w Pabianicach okazało się, że rodzina Dorszewiczów zmieniała lokum: Nachtigalstrasse 15 m.8 na Nachtigalstrasse 5 m.6. Wydaje mi się, że chodzi o ulicę Targową.

                                                                                                                 Łódź, dn. 16 - VII - 44 r.


                                                                        Kochana Hanko!

Bardzo się cieszę, że nadal oczekujesz ode mnie listu. Ja już nie miałam odwagi do Ciebie napisać, bo myślałem, że mnie już wykreśliłaś ze swego serca i pamięci.

    Bardzo natomiast zmartwiły mnie Twoje dolegliwości. Pomyślałem sobie o Tobie i wiesz tak jakoś, że się popłakałam. Bój się Boga, nie choruj! Czy się leczysz? Czy Ci pomaga? Jak się nie leczysz, to musisz koniecznie iść do doktora.

    Dziwię się, że Twoja Mama nie puszcza Cię na spacer samą. Może się trzyma jakichś starych zasad? Ale wiesz, jak tak pomyśleć, że mogłaby Ci nie wierzyć to jest okropne. Przecież to tak jakbyś siedziała w klasztorze. Poproś Twojej Mamusi ode mnie żeby Ci pozwoliła chodzić na spacery również samej. Bardzo mi jest przykro, że moja przyjaciółka musi siedzieć w domu, pomimo że skończyła siedemnaście lat, zamiast cieszyć się pięknem przyrody. Jeszcze raz proszę najmocniej Twoją Szanowną Mamusię o puszczenie Cię na spacer.

    Przypominasz sobie może jak raz za szkolnych czasów pisałam do Twojej Mamy list? Prosiłam wtedy żebyś mogła do mnie przyjść bo nie chciała Cię puścić. Ja to chyba tego nigdy nie zapomnę. Ja pracuję nadal w sklepie. Dwudziestego będzie już sześć miesięcy. Sprzedaje się sprzedaje.... Wiesz nieraz to już bym z miłą chęcią powyrzucała te baby ze sklepu. Niektóre to są nudne jak rycyna. Ja już do mojej mamusi powiedziałam:

- Miałaś zawsze pretensję że ja Ci w sklepie nic nie załatwię, a teraz to jeszcze drugich załatwiam. Zakupy w sklepie to już ja załatwiam. Z obiadem, to tam zawsze jakoś jesteś. Czasem tatuś napali ogień, a czasem obierze kartofle. Nasza stara, to jest taki postrzeleniec. Lubi urządzać awantury. Jak jej się tam przyśni.. Waży 133 kg. Starsza córka starej, Nela (nie ta ze sklepu) wyszła za mąż. Narzeczony przyjechał 3 maja to było zdaje się w środę, a w sobotę było wesele. Mówię Ci, co za ruch był w tym weselem. Nawet sklep wcześnie się zamkło. 

     Wilczyca Diana już nie żyje. Przejechał ją samochód. Biedne psisko! Jadzia płakała swojej Diany. Mówię Ci taka była mądra. Kołatała do drzwi za klamkę.

    Marysia i służąca Alusia mieszkały u starej, bo pochodzą z pod Łęczycy. Ostatnio była awantura i Alusia się wyprowadziła do ciotki. Teraz ona jest w sklepie, a Marysia w domu. Trochę pomaga.

    Stara wzięła sobie do domu polską sierotkę, Zosię. Ma 12 lat, ale wygląda na osiem. Nie bardzo ją lubię, bo jest niegrzeczna i uparta.

    Pani Nowakowa była w Łodzi po lekarstwo i wstąpiła do nas z Haliną i Wandą Dobrzyńskiej, to nie mogłam wcale poznać. Jak Cię Halina spotkała, to Ci napewno mówiła.

    Ojciec tej kuzynki Helenki niedawno umarł. Na wujka pogrzebie była mamusia i tatuś. Ja  nie byłam, bo to było w powszedni dzień. Brzydko z Twojej strony, że nic nie napisałaś, że układasz nową pisownię. Pomimo ostrożności to się wydało, bo gaz napisałaś przez "S" na końcu.

    Ja też muszę ciągle gderać i Ty musisz pewnie ziewać nad moim listem. Czasu mam bardzo mało. Czasem trzeba dłużej zostać. Przeważnie przychodzę o wpół do ósmej jak nie póź niej. Jak mamy nie ma to muszę kolację szykować. Jeszcze nieraz podlewa się. Idę spać o jedenastej. teraz jeszcze co drugą niedzielę będę chodzić do mleka. Nie mam wcale czasu. Zmiłuj się i napisz. Czy masz kaszel? 

                                                                                                 Całuję Cię najmocniej

                                                                                                          Danka



Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz. 2

     W Polska Niezwykła łódzkie pod hasłem ul. Nowa 22/24 można przeczytać:

Nie tylko łódzkie kamienice kryją jakieś tajemnice. Niepozornie wyglądające budynki, stojące na uboczu też ukrywają to i owo. Przy ul. Nowej, na posesji pod nr. 24/26 istniała huta szklana "GEHA".

Rok powstania datuje się na 1882. Pierwszym właścicielem był Uszer Fiszman, który wcześniej prowadził hutę w Klizinie (pow.radomszczański). Od 1904 r. obejmuje hutę Majer Fiszman. W roku następnym zmiana nazwy zakładu na GEHA, poprzednio "Bracia Fiszman - produkcja butelek".

W drugiej połowie lat 20-tych XX wieku, w 1927 r. następuje przekształcenie w spółkę Łódzka Huta Szklana "GEHA" S.A. Produkcja obejmowała butelki białe monopolowe szkło oranżowe dla browarów, szkło techniczne i laboratoryjne, oraz zwykłe szklanki. Po zakończeniu II wojny światowej, od 1947 r. pod Przymusowym Zarządem Państwowym. Rok później nastąpiła likwidacja przedsiębiorstwa.

Być może rodzice Danusi przeprowadzili się do Łodzi i byli zatrudnieni w hucie szkła GEHA?



 
                                                                                                                    Łódź, dn. 28 - V - 1941 r.

                                                            Kochana Hanko!
     
    Przepraszam Cię, że tak długo musiałaś czekać na mój list. Tak się jakoś składało.... Dzień za dniem upływał a listu nie pisałam.
    Od stryjka pożyczyłam kilka książek: "Chrobry", "Legendy o kwiatach", "Jak Tomek Kowalczyk do nieba się dostał". Ładne książki Tobie też by się podobały. Żeby to istniało czytanie na odległość, to miała byś przeczytać. Pobieram już lekcje. Na razie od jednej gimnazjalistki. Dosyć ją nawet lubię.
    Panna w liście mi się skarży, że z rachunkami źle stoi, ale zdaje się, że i z ortografią nie lepiej, bo ze strzelnicy wyszła szczelnica. Zresztą, ja też nie pierwsza.
     Pogoda poprawiała się ciągle "z pieca na łeb", ale teraz jest już grzeczna. Zrobiło się ślicznie zielono. Pisałam wypracowanie p.t. "Wiosna". Udało mi się to wypracowanie. Ale wiosna to nie tylko to, o czym Ty opisujesz. Wiosnę czuje się i w sercu (naturalnie nie w słotne dni, tylko słoneczne). W Łodzi do dwóch parków Polakom wolno chodzić.
    nasze kury opuściły pałac zimowy, a przeniosły się do świeżo wybudowanej rezydencji. Tylko nie wiem jak tą kurzą posiadłość nazwać. Kurzyce, Kogutowice.... Może Ty coś wymyślisz. A Piwnica zamieniła się w "schron".
    W ogrodzie mamy trzy długie zagonki i rabatę pod murem. Ja na własną rękę skopałam trzy zagonki na placu.
    Moja droga, proszę Cię bardzo, przyjedź do mnie na święta. Chociaż na kilka dni. W ogrodzie siedzą tylko "nimki" z dzieciarami i szwargoczą. Cały obóz rozłożony. Jak pójdę na plac to nie mam z kim pogadać. Ach, gdybyś Ty przyjechała! Tak mi się samej nudzi! Tak bym chciała mieszkać w Pabianicach. Poproś Mamusię żeby Cię puściła. Nic Ci się nie stanie. Wyjdę po Ciebie. Więc w sobotę, tak na czwartą, a jak nie, to w niedzielę o dziesiątej będę czekała przy Pabianickim tramwaju bez względu na pogodę. Z pabianickiego tramwaju wsiądziemy na ósemkę, dojedziemy do szpitalika Anny Marii, dojedziemy do Zagajnikowej, Zagajnikową do Nawrotu i Nawrotem do Nowej. Tylko nie zawiedź moich nadziei i przyjedź na pewno. Forsę za podróż Ci zwrócę. Jeszcze raz proszę bardzo Twoją mamusię żeby Cię puściłą. Zasyłam ukłony dla Twych Szanownych Rodziców, Sióstr, oraz dla Ciebie.
Oczekuję Cię z wielką niecierpliwością.
                                                                                                 Twoja koleżanka
                                                                                                  Danka



Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Korespondencja - 1941 - cz. 1

 Robię porządki w moich kartonach z listami i znaczkami.... Znalazłem kilka listów z okresu okupacji pisanych przez Danusię Marszałkówną zamieszkałą w Łodzi ul. Nowej 24/26 (Litzmannstadt Badenbergerstrasse 22/24) do swojej przyjaciółki w Pabianicach Anny Dorszewiczówny zamieszkałej przy ul.   Nachtigallstrasse 15 m. 8. Zawsze interesowały mnie korespondencje z tego okresu, zadawałem sobie pytania, jak można było żyć w ciągłym strachu o życie czy też zdrowie pod niemieckim okupantem?

    Z treści listu wynika, że pisząca ten list Danusia i jej rodzina była mieszkanką Pabianic. Co się stało, być może w następnych listach się dowiemy?

    Każdy list był inny, w podtekstach czuło się strach, obawy, listy były często cenzurowane, nie o wszystkim można było napisać. jednak mają one wielką wartość historyczną. 

    Wielka szkoda, że nie przetrwały listy zwrotne od Ani z Pabianic. Myślę jednak, że czytelnicy będą z zainteresowaniem czytać te wspomnienia.




                                                                                                    Łódź, dn. 14.I. 1941 roku.

                                                 Kochana Hanko!

Swoim listem dałaś mi porządny "Pater Noster", który (przyznaję sama) słusznie mi się należał.

    Do Haliny listu nie pisałem. Posłałam tylko kartkę przez Mamusię, na której był mój adres. Haniu, donoszę Ci o śmierci Sikorki (kurki od pani Kunowej). Zniosła nam dwa jajka, a trzeciego nie mogła, czekaliśmy na nie blisko dwa tygodnie, ale nie zniosła, więc był z niej rosół.

   Wyobraź sobie że, na drugi dzień wieczorem przyszła pani Winiarska i prosiła, czyby nie mogła u nas trzymać swoich kur, bo jej siedzą w zupełnie ciemnej piwnicy. Mamusia się zgodziła i dziewczyna na drugi dzień przyniosła te kury. Chociaż to kogutek i kurka (jeszcze młode) nasz kogut przyjął ich dość gościnie. Ale za to kura jak tylko je zauważyła zaczęła tak strasznie się awanturować, że żeśmy myśleli, że zwariowała. Dziób jej się nie zamykał, tak się kłóciła.

    Po obiedzie Mamusia mówi:

- Idź udobruchaj jakoś tą kurę. Więc poszłam. Wchodzę i mówię:

- Cipula, Cipula, a kura ... płacze (tylko jej łzy nie leciały). Zupełnie łkała. Jak ją się głaskało i mówiło czułe słówka, była cicho. Ale jak się ją puściło i złapała któraś z tamtych, rozpacz nie do opisania. przez cały dzień (w niedzielę) tak rozpaczała. Na drugi dzień chrypki dostała.

    Nasze kury teraz tak się oswoiły, że dadzą się złapać. Bawię się z nimi jak z pieskami. Jak trzymam w ręku dość wysoko flaczek od wędliny, albo jaki inny przysmaczek, podskakują i porywają go. Szczególnie kura. Kogut też czasem skacze, ale najczęściej stoi z boku i tak jakoś dziwnie na mnie patrzy... Jakby chciał powiedzieć: daj mi też. Może nawet trochę się boi tej swojej żony. Bo nasza kura to "Herod baba" (a właściwie Herod kura) jak tylko która z tamtych kur jej się nawinie to jak złapie za piórka to z prawej strony na lewą, albo odwrotnie przerzuci, lub uderzy dziobem z całej siły, albo pociągnie mocno z piórka aż nieborak z bólu wrzaśnie.

    Może mi nie uwierzysz, ale to co Ci piszę to prawda najszczersza. Ja jestem Twoją koleżanką.

    Napisz mi, kiedy jest popielec i Wielkanoc, bo nie mam o tym pojęcia.

    Bardzo zazdroszczę Halinie i Ninie, że mogą z Tobą jeździć na sankach. Jak o tym pomyślę, to mi się po prostu płakać chce. Na sankach byłam w Łodzi dopiero dwa razy, z Helenką i raz z Mamusią. A na łyżwach byłam raz po śniegu. Ciekawa jestem, czy często używasz sanny? Czy w Pabianicach jest lodowisko? Czy wpuszczają na nie Polaków? I, czy byłaś już na lodzie?

    Piszesz mi:

- Ty, to masz lepiej ode mnie. Bo masz tam jaką rodzinkę. Mylisz się, bo trzeba Ci wiedzieć, że ta Helenka to jeszcze większy słoń ode mnie. Prawie w równie wadze z Mamusią. Lubi tylko siedzieć i robić ręczne robótki. Przed sankami ucieka jak przed muchami. Na samą sannę muszę ją wyciągać kilka dni. Może Ty masz, albo wymyślisz, jaki sposób na takiego uparciucha? bardzo Cię proszę, napisz go! Poratuj mnie! Bo już sobie z nią rady dać nie mogę.

     Pytasz o tę dziewczynkę? Otóż to była "koleżanka dla interesu". teraz to nie raczy nawet dzień dobry powiedzieć. A przedtem to dzwoniły jak na ogień. Myślały, że je będę do mieszkania zapraszać. Mam zresztą pewną obawę, że te dziewczynki są coś z gatunku Jeżyńskiej.

    Co do naszego mieszkania to sypialnię mamy jeszcze raz taką dużą jak w Pabianicach, a stołowy jest mniejszy. Za znaczki Ci dziękuję.

    Ja dostałam na gwiazdkę choinkę. Ale ta choinka to "Boże zlituj się". Tak była połamana, że Tatuś musiał ją naprawiać. Mamusia dostała ode mnie saszetkę do chusteczek. Czy Ty zrobiłaś podarunek dla mamusi?

    W Łodzi niemcy dali "na gwiazdkę" po 6 dkg. masła na osobę, a oprócz tego po 6 dkg. margaryny.

    Polakom wolno kupować dopiero po 10 rano. Bułek i wogóle żadnego pszennego pieczywa Polakom nie sprzedają. Napisz, czy w pabianicach tak samo?

    Za życzenia noworoczne dziękuję. Na razie się nie uczę. Obchodzę święta leniucha. Czy uczysz się?

    Na tym kończę, pozdrawiam Cię i jeśli się gniewasz przepraszam.

                                                                                                     Twoja koleżanka

                                                                                                      Danka

P.J. Zasyłam ukłony Twoim Szanownym Rodzicom i Siostrom. Jeśli spotkasz Halinę, Ninę lub Borkoszczanki, proszę, kłaniaj im się ode mnie.





    


    

piątek, 15 marca 2024

Notre-Dame-de-Lorette - Cmentarz wojenny - Francja - 1 Wojna Światowa

 Komplet 12 pocztówek poświęconych poległym żołnierzom francuskim podczas 1 Wojny Światowej - ręczna dedykacja z 1926 roku zbiór własny.

Ta krajowa nekropolia Notre-Dame-de-Lorette jest francuski wojskowy i pomnik Cmentarz znajduje się na tytułowej wzgórzu, 165 metrów nad poziomem morza, na terenie gminy z Ablain-Saint-Nazaire niedaleko Lens , w dziale o Pas -de-Calais .

Zainaugurowany w 1925 r. upamiętnia tysiące walczących, którzy zginęli na jednym z najbardziej kontestowanych pól bitewnych I wojny światowej między p i . Leży tam około 45 000 bojowników, z czego połowa w pojedynczych grobach. Teren, na który składa się cmentarz, bazylika, wieża latarniowa i muzeum, zajmuje powierzchnię ponad 25  hektarów. Jest to największa francuska nekropolia wojskowa.

Z okazji setnej rocznicy Wielkiej Wojny ,, został zainaugurowany przez prezydenta republiki François Hollande międzynarodowym pomnikiem zawierającym nazwiska 600 000 żołnierzy, którzy polegli na ziemiach Północy i Pas-de-Calais w latach 1914-1918. Nosi on nazwę Pierścień Pamięci i znajduje się na krawędzie wzgórza Notre-Dame-de-Lorette.

Od centrum historyczne Miejsca Pamięci 14-18 chronologicznie i tematycznie odtwarza wydarzenia Wielkiej Wojny w departamentach Nord i Pas-de-Calais. To centrum interpretacji oferuje pełny i syntetyczny obraz bitew we francuskiej Flandrii i Artois . Bitwa Matki Bożej Loretańskiej i walk na zamek z Souchez są szczególnie podkreślić. - Wikipedia.




























poniedziałek, 11 marca 2024

Bronisława Sałacińska - Dziewiarka - Łódź - Dokumenty - cz.2

Ciąg dalszy dokumentów znalezionych w kontenerze z makulatura. W części 1 pokazałem sylwetkę łódzkiej nauczycielki Stefanii Wieczorek. W tym przypadku przedstawiam postać łódzkiej włókniarki Bronisławy Sałacińskiej z domu Szulc, urodzonej w Łodzi 21 sierpnia 1913 roku. Z dokumentów wynikach, że w Łodzi przy ul. Łomżyńskiej 24 zarejestrowała swoją firmę pozwalającą na produkcję swetrów z dnia 9 lutego 1948 roku. Później zmieniła kierunek na produkcję rajtuz. Jako jednoosobowa firma pracowała na jednej tylko maszynie, którą chciano jej zarekwirować specjalnym dekretem z 1953 roku - (dziewiarska maszyna ręczna saneczkowa o szerokości 80). Nie jest tajemnicą, że zamykano prywatne zakłady przemysłowe, to także spotkało panią Sałacińską, której odebrano koncesję w 1953 roku...

    Z wpisów do Legitymacji Ubezpieczenia wynika, że pani Sałacińska zatrudniła się 1 1957 roku w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im.A.Mickiewicza w Łodzi, później przemianowanych na Z.P.B. im Feliksa Dzierżyńskiego. Z ul. Łomżyńskiej przeprowadziła się na "moją" ulicę Kilińskiego 23....














Stefania Wieczorek - Nauczyciel - Łódź - Dokumenty - cz.1

 W jednej teczce "znalazłem' ponownie sporo dokumentów w postaci dowodów osobistych, książeczek, legitymacji, świadectw szkół: powszechnych, Gimnazjum Krawieckiego, Miejskiej Szkoły Handlowej wszystkich z Łodzi. Do tego dokumenty o działalności gospodarczej"dziewiarstwa, robienia swetrów" na różne osoby. Trudno obecnie powiązać kilkadziesiąt dokumentów na kilka nazwisk. Wspólnym jest to, że znalazły się one w jednym kontenerze na Skupie Makulatury moje nieżyjącego już Przyjaciela Krzysia Gładkiego. Nabyłem je wiele lat temu, teraz porządkująć moje szpargały postanowiłem przedstawić je na moim blogu. Dla mnie jest to historia mojego Miasta Łodzi. Bohaterowie tych dokumentów "pisali" historię tego pięknego miasta, zapraszam. Może ktoś rozpozna te osoby.

1. Dokumenty łódzkiej nauczycielki Stefanii Wieczorek, urodzonej 8 stycznia 1894 (minęło 100 lat) w Piotrkowie. Mieszkała najprawdopodobniej do śmierci w Łodzi przy ul. Dygasińskiego.





 







niedziela, 10 marca 2024

Radzyner & Mincberg - Skład żelaza - Judaika - Łódź - Kilińskiego 59 - Reklama - 1934

 Łódzkie klimaty... 

Firma N.M.Radzyner i M. Mincberg z Łodzi ul. Kilińskiego 59 wystawiła notę za belki na sumę 77.88 zł , 4 października 1934 roku. Miła pamiątka minionych czasów, ulica Kilińskiego jest mi bliska, urodziłem się pod numerem 216...Archiwum własne.







Metryka Ślubu - Siedlce - Generalna Gubernia - 1941

Mocno sfatygowany dokument, jednak wart prezentacji. Być może ktoś szuka swoich przodków. Jestem chętny przekazać go najbliższej rodzinie. 

Województwo Lubelskie                                                                       Generalna Gubernia

Powiat Siedlecki

Parafia Rz.-Kat. Św. Stanisława

w Siedlcach.

                                                                       METRYKA ŚLUBU

 z księgi aktów Stanu Cywilnego parafii tutejszej. Rok 1941. Nr. Aktu 1.

Niniejszym zaświadczam, że Adolf Surmaczyński lat 28, kawaler zamieszkały w Siedlcach, syn Antoniego i Marianny z Chomackich wstąpił w związek małżeński z Alicją Marią Jarząb, lat 16, panną zamieszkałą w Siedlcach, córką Aleksandra i Marii z Warzyńskich w dniu 6 stycznia 1941 roku.

                                                                                                           Ks. Feliks Kowalewski.



Harcerstwo - Łódź - Warszawa - Ochrona pogranicza - List - 1946

 Następny dokument z mojego archiwum... Uwielbiam takie listy z epoki, w nich jest pisana najprawdziwsza historia. Przeplatają się wątki harcerstwa, zniszczonej Warszawy i służby wojskowej.Może ktoś rozpoznaje bohaterów tego listu? W moim mniemaniu bohaterowie pochodzą z Łodzi.

                                                                                                                 M.p. 29.VII.46r.




                                     Stefa!

    Na początku ubiegłego miesiąca otrzymałem z domu list polecony, w którym była kartka od Ciebie, pisana do Rodziców. Nie masz pojęcia jak się tym okropnie ucieszyłem. Najważniejszą była nam wiadomość żeś szczęśliwie przetrwała zawieruchę wojenną i jesteś cała i zdrowa. Naturalnie, żeby ta radosną nowinę odpowiednio uczcić, natychmiast zarządziłem zbiórkę Strażnicy i po odpowiednim przemówieniu 2/3 stanu ludzi otrzymało przepustki od kolacji na całą noc. 

    Stefa, przede wszystkim muszę Ci pogratulować szczęśliwego pożycia małżęńskiego, o którym dowiedziałem się także z Twego listu. Wprawdzie nie znam męża, lecz wybór Twój jest mi całkiem wystarczający i odnoszę się do niego  z całym zaufaniem. Najwięcej żałuję iż nie byłem tam razem z Wami, by Ci osobiście złożyć gratulacje, oraz okazać wszelką możliwą pomoc w spożywaniu tak obfitej uczty weselnej. Nie zdziwisz się tem bynajmniej gdy się dowiesz, iż my nie jesteśmy znów tak dobrze zaopatrzeni w rozmaite zaopatrzenia w rozmaite produkty żywnościowe przez U.N.R. niż inne państwa, zwłaszcza, że czym dalej na wschód tam większe trudności transportowe utrudniają sprawiedliwy ich rozdział.

Stefa!

    W liście który wczoraj z domu otrzymałem zapytujesz się, co my porabiamy. Otóż, gdy front wschodni przeszedł przez nas i zbliżał się w kierunku stolicy Niemiec zostałem powołany do wojska. Początkowo stałem w Krakowie, później wyjechaliśmy do Warszawy, gdzie miałem możliwość osobiście przekonać się w spustoszeniach jakie wyrządziły działania wojenne w czasie powstania, o których zapewne słyszałaś. Zniszczenia są tak ogromne, że na przeciąg długich dziesiątków lat nie będziemy w stanie odbudować i doprowadzić do normalnego życia naszą stolicę. Po rozdzieleniu nas na rozmaite kategorie, zostaliśmy po przydzielani  po rozmaitych jednostkach. Ja zostałem odkomenderowany do m. Skierniewice (pod Warszawą) na szkołę podoficerską pułku moździerzy. Kurs trwał cztery miesiące, po ukończeniu którego z wynikiem bardzo dobrym opuściłem szkołę w stopniu plutonowego. Teraz dopiero zacząłem się poważniej zapatrywać na służbę wojskową. Przede wszystkim postranbowiłem wytężoną pracą własną pogłębić me wiadomości wojskowe, by w każdym wypadku mogły odpowiadać wymogom stopnia podoficerskiego. Między nami zostałem odkomenderowany na południowo-zachodnią granicę naszego kraju, gdzie pełnię służbę dotąd. Byliśmy pierwsi z których zostało utworzone wojsko ochrony pogranicza. Przechodziliśmy rozmaite przegrupowania wędrując przez tereny zachodnie oraz Sudety, aż w końcu stanęliśmy na Śląsku Cieszyńskim. Tutaj zostałem szefem Strażnicy i staram się godnie wywiązać z powierzonych mi obowiązków. W liście przesyłam Ci dwie fotografie, ogromną masę całusów, oraz serdeczne pozdrowienia Szwagrowi.

                                                                                              Ściskam Cię i całuję.

                                                                                               Jurek.

sobota, 9 marca 2024

Drążkiewicz Jerzy - Harcerstwo - Hufiec Łódź Górna

 "Wygrzebałem" z mojego archiwum... 

Myślę, że zainteresuje ten dokument Komendę Hufca Łódź - Górna. Dokładniej, jest to WYKAZ SŁUŻBY na nazwisko Drążkiewicz Jerzy, Julian, ur. w Łodzi 6 lutego 1926 roku.

    W roku 1964 został Komendantem Ośrodka na Górnej. W dokumencie można znaleźć pełną historię jego działalności w łódzkim harcerstwie od 1933 roku. Jestem zdecydowany przekazać ten dokument w prezencie do Hufca na Górnej. 



niedziela, 3 marca 2024

Albert Mantaj - Będków - Koluszki - Współpracownik gestapo - 1943

 Dzięki Andrzejowi Nitkowi mogę zaprezentować dokument dotyczący rodziny Mantajów z Będkowa. Można w nim przeczytać, że Albert Mantaj został zwerbowany przez SS-żandarmerię w Koluszkach jako współpracownik pod pseudonimem Salecki Henryk pod numerem 1036.

Nie przynosi to chwały zarówno tej rodzinie jak i Albertowi. Można gdybać: czy został zmuszony do współpracy, czy też dobrowolnie wstąpił jako donosiciel.....






Tomaschow                                                                      Tomaschow, den 10.5.1944

(Gend. - Posten Koluszki)

IV  N  - Nr. 4/44 gRs.

Betrifft: Gegnernachrichtendienst; Anmeldung von A-. V- u. W.Personen.

              Z-Personen 

1.) Zu- u. Vorname: Mantaj Albert.

     Geb. Tag u. - Ort: 16.7.1872 in Pabianice.

     Beruf: Gast- und Landwirt                         Familienstand: verh.

     Staatsangehörigkeit: Volksdeutsch           Religoin: evang.

     Wohnort und Wohnung: Bedkow Gem. Bedkow, Krs. Tomaschow

     ist als A-, V-, W - Person dur SS - Gendarmerie - Posten Koluszki am 1943 geworben worden, sie         führt Deckpersonalien "Salecki Henryk"

                                                                                                        Decknummer 1036.




Tomaszów                                                                                          Tomaszów, 10 maja 1944 r.

(Żand. - Poczta Koluszki)

IV N - Nr 4/44 gRs.

Dotyczy: służba kontrwywiadowcza; rejestracja osób A-. V i W.

Osoby Z

1) Nazwisko i imię: Mantaj Albert.

    Data i miejsce urodzenia: 16.7.1872 r. w Pabianicach.

    Zawód: Karczmarz i rolnik                                               Stan cywilny: żonaty

    Narodowość: Volksdeutsch                                                  Wyznanie: protestanckie

    Miejsce zamieszkania: Bedkow Gm. Bedkow, Pow. Tomaszów

    został zwerbowany jako A-, V-, W - osoba przez SS - Żandarmerię - Posterunek Koluszki w 1943 r.,      nosi pseudonim "Salecki Henryk"

                                                                                                                    Dokumentacja pod nr. 1036.







sobota, 2 marca 2024

Niemiecki kolaborant - Morderca - Łaznów - Będków - Rodzina Mantaj

 W dniu wczorajszym przesłał na moją skrzynkę Andrzej Nitek bardzo interesujący materiał dotyczący Będkowa i okolic. Różnie można oceniać ten list..., jako dokument, donos? 

    Podobno w każdej plotce jest troszeczkę prawdy....

    Temat rodziny Mantajów z Będkowa, dokładniej z Prażek, bo tam ta niemiecka rodzina mieszkała interesuje mnie od wielu lat. Legendy (nie zawsze pozytywne) idą w zapomnienie..., bohaterowie moich rozmów odeszli na wieczną służbę... Myślę, z czas najwyższy zebrać cały materiał z mrocznych czasach niemieckiej okupacji i wydać drukiem. Mamy w Będkowie bohaterów którzy zginęli w obozach koncentracyjnych, czy też ginęli na wielu frontach w walkach z Niemcami (Monte Casino). 

Zdanie w tym liście "W roku 1945 w obawie przed zdemaskowaniem w m. Będków morduje kobietę i jej dziecko narodowości niemieckiej, która wiedziała o jego powiązaniach z okupantem". - dotyczy rodziny Mantajów. Zagadką jest to, czy to dotyczy  żony Artura (syna Alberta-Fryderyka) i ich synka Bogusia, czy też jego mamy.

    Żona Artura Mantaja z synkiem Bogusiem, utopionym w rowie melioracyjnych pomiędzy Prażkami i Będkowem. (oba zdjęcia otrzymałem od kuzynki Irenki Konewki)

Rodzina Mantajów przed ich karczmą w Będkowie, od lewej: osoba nieznana, żona Artura, ojciec Artura Albert-Fryderyk, mama, Artur Mantaj i synek Boguś.




    

                                                                                                              Łódź 21 02 2001

                                                                                              Instytut Pamięci Narodowej

                                                                                              w Warszawie.

                                                                                              Światowy Związek Żołnierzy AK

                                                                                              Warszawa

Proszę o zbadanie sprawy kolaboracji i bandyckiej działalności w okresie II wojny światowej obywatela Mariana B. zamieszkałego obecnie we wsi Łaznów woj. łódzkie gm. Rokiciny.

     W w/w. okresie II wojny światowej zamieszkiwał w m. Będków i współpracował z niemieckimi władzami okupacyjnymi Będkowa i Ujazdu.

     Jego bandycka działalność polegała na napadach i rabowaniu mienia w okolicznych miejscowościach, a także na inwigilacji ruchu oporu.

    W roku 1945 w obawie przed zdemaskowaniem w m. Będków morduje kobietę i jej dziecko narodowości niemieckiej, która wiedziała o jego powiązaniach z okupantem.

    W m. Ujazd uczestniczy w likwidacji rodziny żydowskiej /małżeństwo z małym dzieckiem - wysiedlona z Bydgoszczy/, która to widywała go w asyście Niemców w zamieszkiwanym przez nich budynku.

    U schyłku wojny zostaje schwytany w m. Zacharz na rabunku mienia i przez chłopów oddany w ręce gestapo w Tomaszowie Maz. Przypuszcza się, że Marian B. był sprawcą wydania dowódcy oddziału AK w Olszowie, który to najprawdopodobniej wpadł na trop jego bandyckiej szajki. Aresztowania dokonali Niemcy z którymi Marian B. współpracował i ślad po dowódcy AK zaginął...

    Marian B. w okresie wojny, był sprawcą wielu morderstw m.in. ludzi zajmujących się handlem, uczestniczył w deportacji żydów z Będkowa, mówi się też, że zdezerterował z wojska w czasie kampanii wrześniowej.

    Po wojnie i likwidacji niewygodnych świadków, wstępuje do Milicji Obywatelskiej, uczestniczy w rozstrzeliwaniu ludności niemieckiej w m. Będków przez NKWD., uczestniczy też w maltretowaniu ludzi aresztowanych przez U.B. min. z Zacharza.

    Przed tzw. "odwilżą polityczną" rezygnuje z pracy w milicji i przenosi się do m. Łaznów. W latach 70-tych ubiega się o wstąpienie do ZBOWiD-u, jednakże osoby znające jego przeszłość okupacyjną, blokują mu zapisanie się. Czeka aż umrą - i po ich śmierci w latach 80-tych - jawi się jako były żołnierz AK, komórka do zadań specjalnych. Jest to dobrze wymyślone, gdyż ludzie z takich komórek nie podlegali ewidencji, brak jest nawet świadków w samym A.K.

    Zwłoka z jaką piszę list wynikła z mylnego poinformowania mnie iż Marian B. od kilkunastu lat nie żyje, jak się obecnie dowiedziałem kilkanaście lat temu zmarł jego brat, Marian B. żyje w m.Łaznów..., i chełpi się zasługami w obronie Ojczyzny - tym samym szkalując dobre imię Armii Krajowej. Podobno dają mu jeszcze odznaczenia i awanse - kto za tym stoi ??

                                                                                                          Zenon D. z Łodzi.

Ps. Nie podaję pełnego nazwiska "bohatera" tego listu.