środa, 6 maja 2015

Będków - 2 Wojna Światowa - Egzekucja - Mord - Manthei

 Są historie które w które trudno uwierzyć, w których wybawca życia dziesiątek ludzi, sam staje się ofiarą...
 
Artur Manthai z żoną, zdjęcie ślubne, tragiczni bohateroweie.


W krótkim czasie spotkałem się z podobnymi sytuacjami w dwóch miejscach. Zakończenie 2 Wojny Światowej na terenie Polski, wyzwolenie, ucieczka i wysiedlanie Niemców, przyczyniła się do tragicznych wydarzeń. Naród który był przez 6 lat okupacji, poniżany, więziony, mordowany, brał odwet na niemieckich żołnierzach, napływowych Niemcach, także mieszkających od pokoleń obywateli Polskich pochodzenia niemieckiego. Trzeba zrozumieć tych którzy to robili, oni mścili się za pomordowanych i więzionych członków swoich rodzin. Jednak trudno zrozumieć przypadki, kiedy bito, mordowano ludzi, którzy pomagali i ratowali przed śmiercią i wywózkami do obozów koncentracyjnych. Tylko dlatego,, że byli Niemcami...
 
Rodzina Manhai przed knajpą w Będkowie, od lewej: osoba nieznana, żona Artura, ojciec, mama, Artur Manthai i synek Boguś.


Wcześniej wspominałem o przypadku Raufa z Bukowca, teraz chcę  opisać podobny przypadek w Będkowie koło Tomaszowa Mazowieckiego.
Moja mama, Jadwiga Braun - Pachniewicz, urodzona w Będkowie w 1926 roku, opowiadała mi wielokrotnie tę niesamowitą historię. Otóż w drugim lub trzecim roku wojny, ktoś zastrzelił Niemca, który donosił na miejscowych mieszkańców. Prawdopodobnie był to wyrok śmierci wydany i wykonany przez partyzantów, którzy działali na tym terenie. W zemście, zgromadzono wszystkich mieszkańców na rynku (obecnie stoi remiza strażacka). Przyjechał oddział niemieckich żołnierzy ciężarówką i na motocyklach wojskowych. Z samochodu zdjęto karabin maszynowy i ustawiono na wprost szeregu struchlałych ze strachu mieszkańców Będkowa. Wśród stojących, była moja mama jako 15 latka, jej dwie siostry Leokadia i Janina, brat Wacław  i tata Wojciech Pachniewicz. Do mieszkańców przemówił niemiecki oficer, który powiedział, że za chwilę zostanie rozstrzelany co 10 mieszkaniec, za mord na Niemcu, będzie to ostrzeżeniem na przyszłość, gdyby komuś przyszedł do głowy podobny mord. Tłumaczył jakichś folksdojcz. Ludzie zaczęli się modlić, wzniósł się wielki płacz. I wtedy przed oficerem wystąpił miejscowy Niemiec o nazwisku Manthei (lub Mantaj). Był właścicielem knajpy w Będkowie, pamiętam ją z latach 60-tych, mieściła się w narożnym drewnianym budynku (ul.Warszawska i Rynek). Zaczął błagać oficera, mówiąc, że przysięga na wszystko, że nikt z mieszańców Będkowa, których zna doskonale, nie mógł tego zrobić. Ukląkł przed nim i go błagał !.
I stał się cud, oficer zgodził się na odstąpienie od egzekucji, ostrzegając, ze nie będzie litości przy powtórzenie się takiego czynu!!. Manthei uratował życie około 50 mieszkańców!
Po wyzwoleniu zaczęto znęcać się nad Niemcami którzy pozostali po wyzwoleniu, którzy mieszkali od dawna, także tych którzy w wojnę zajęli  kilka gospodarek rdzennych mieszkańców Będkowa.
Także szał i nienawiść mieszkańców dosięgły rodzinę Manthaja Wyciągnięto ich z domu, bito całą rodzinę, 4-ro letniego wnuczka Bobusia i jego synową bijąc, zaciągnięto do leżącej ok. 300 metrów dalej sadzawki i ich w niej utopiono !
Syn i żona Artura Manthaja, o ironio, w tle sadzawka..
 
Mały Boguś Manthaj.


Starego Mantaja który widział to wszystko, skatowano przed domem,
trzymając za nogi ciągnięto po ulicznym bruku do zamordowanego wnuka i synowej.
Jak wspomina inna osoba, uderzał głową o bruk, zmarł przy swoich bliskich...
W następnym odcinku będzie więcej informacji, o rodzinie Artura Manthaja.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz