niedziela, 31 marca 2024

Pabianice - Łódź - Okupacja niemiecka - Wyzwolenie - Korespondencja - 1941 - cz.6 a

 Koniec mrocznej niemieckiej okupacji. Te kilka listów, które zamieściłem wnoszą sporo informacji. Danusia pisała te listy jako dorastająca dziewczynka, która musiała przekształcić się w dorosłą, zatrudniona w niemieckim sklepie.... Jej tęsknoty i marzenia przelewała na papier do swojej szkolnej przyjaciółki, która rzadko odpisywała. Te listy przekażę Sewerynowi Gramborowi (wielki fan Pabianic), wiem , że się nimi dobrze zaopiekuje. Pozostał bardzo obszerny list pisany 3 miesiące po wyzwoleniu, sam jestem ciekaw co w nim jest, gdyż go nie czytałem. zapraszam.

                                                                                                                 Łódź, dn. 28- III - 45 r.

                                                                 Kochana Hanko!

Bardzo długo do Ciebie nie pisałam. Musisz być chyba ciekawa, co też się u mnie święci. A więc zacznijmy "ab owo". Jak przyjechałam do domu, to tak się czułam jak po spadnięciu z księżyca. Nadrabiałam miną jak mogłam, ale pomimo wszystkiego tylko jedna myśl krążyła po głowie "Co zrobić?" i nie dała się odegnać. W domu posiedzenie całej rodziny. No i .... następnego dnia chodzę z mamą po całej Łodzi w sprawie tego gimnazjum. najpierw do kuratorium, później w poszukiwaniu gimnazjum, do inspektoratu i wreszcie do gimnazjum E.Sczanieckiej przy ul. Pomorskiej 16. Idę do zapisu na górę, a serce tłucze mi w piersiach jak spłoszony ptak. W pokoju nauczycielskim była jedna nauczycielka, co mi przypominała jedną, która uczyła mnie prywatnie i była okropnie niedobra. Zapisali mnie do klasy przyspieszonej. To było w poniedziałek. W sobotę wszystkie uczennice poszły z całym gimnazjum do kościoła. Msza święta była oczywiście uroczysta. Później z powrotem do szkoły. W poszczególnych klasach nauczyciele mieli do nas przemowy, a potem, na korytarzu odśpiewałyśmy hymn narodowy i rotę. Od poniedziałku zaczynały się egzaminy. Niektóre były od egzaminów zwolnione, ale ja nie miałam nadziei. Miałam egzamin w środę. Straszna to chwila, decydująca o dalszym życiu. Serce takie niespokojne, wali jak młot. Staram się opanować. Trudno to przychodzi i pomimo wysiłków ręka trochę drży. Wypracowanie, zadania i koniec. Z niczego więcej nie potrzebowałyśmy zdawać.

     O mojej Victorii dowiedziałam się w sobotę. Na 17 uczennic z kursu przyspieszonego zdało 7. Od poniedziałku zaczęły się lekcje. Z początku koleżanki były obce, ale teraz jest to "jedna sprzymierzona banda" mówiąc żartobliwie. Oczywiście sprzymierzona przeciwko nauczycielom. Nie wiem jakich Ty masz nauczycieli, ale u nas to nie sami "antigui magistri". Są również młodzi. Naszą wychowawczynią jest pani Zwierzowa, ucząca robót. Nauczycielka starej daty. Matematyczka, to wychowanka naszego gimnazjum. (Ta, której się przy wpisie zlękłam). Pomimo, że młoda, to jednak oschła, jak reguła matematyczna. Czasem, jednak znajduje dla nas uśmiech. Gdy pierwszy raz zobaczyłam ją, uśmiechająca się, wydało to mi się czymś dziwnym. To rodzaj dobrego, lecz opancerzonego serca.

    Przyrodniczka jest również młoda. Jak przyszła pierwszy raz na lekcje, to miałyśmy wrażenie, że nam wszystkim głowy poukręca. Każde zdanie było źle powiedziane. Kazała powiedzieć drugi raz, a drugim razem kręciło się jeszcze gorzej. Zupełnie tak, jakby nas miała uczyć budowy zdań. Ostatnio zrobiła się trochę mniej uważna. Zdaje się, że żadna z nas nie dostanie od niej bardzo dobrego stopnia, bo raz tak powiedziała:

Pan Bóg umie na piątkę, nauczyciel na czwórkę, a uczennica na trójkę. Ładna perspektywa.

Historyczka jest również młoda i ciągle prawie roześmiana.

Gimnastyczka przezwana "Funią" jest osobą przypuszczalnie trochę sfiksowaną na punkcie sportu. Powiedziała do nas z bolesną miną:

- Te które nie mogą ćwiczyć będą musiały postarać się o zaświadczenie lekarskie, bo szkolnej lekarki nie mamy, ale lekarze zwykle bez trudności zwalniają młodzież z ćwiczeń, nie zdając sobie sprawy, jaka to ważna rzecz. 

    Chwaliła się przed nami, że przed wojną miała doskonałe wyposażoną salę gimnastyczną, ale Niemcy wszystko zniszczyli. Ja jestem za to wdzięczna Bogu, bo jakby wszystkie przyrządy były, to by kazała nam koziołki fikać i jeszcze licho wie co robić, a ja do takich rzeczy nie mam zdolności.

    Polonistka jest trochę starsza, ale bardzo sympatyczna. Zamęcza nas wypracowaniami. Zwykle podaje nam kilk tematów, a my opracowujemy dowolny z tych tematów. Pierwsze wypracowanie było o ogrodzie w zimie, później "Zdarzenie" które utkwiło w mej pamięci i jeszcze inne opracowania i nie opracowania. ostatnie z nich nosi numer 10. Nie pozwoliła nam pisać w zeszytach, tylko kazała porobić specjalne teczki. Teraz te teczki zabrała i jeszcze mojej nie otrzymąłam z powrotem. jestem bardzo ciekawa jakie dostanę stopnie za te wypracowania...




    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz