niedziela, 14 stycznia 2024

Historia Olechowa - Wspomnienia - Horst Milnikel

 

Świeży materiał Horsta Milnikela przesłała mi e-mailen jego córka. Bardzo dziękuję obu zaprzyjaźnionych mi osób!

HISTORIA  OLECHOWA  -  Wspomnienia  część  3

                                           ZIMOWE  ŻYCIE  W  OLECHOWIE

    Zimy  były  trudnym  okresem  dla  mieszkańców  OLECHOWA.  Zimy  były  krótkie  ale  srogie.  Śniegu  napadało  dużo  a  mrozy  by tęgie.  Wozy  na  kołach , zamieniono  na  sanie. Domy  ogrzewano  drewnem,  później  także  częściowo  węglem. W  typowym  domu  osadników,  były  cztery  izby. W  dwóch  izbach  mieszkali  gospodarze, w  dwóch  pozostałych  rodzice  na  wycugu  /emeryturze

    Często  gdy  rodzice  pomarli, izby  wypuszczano  obcym  ludziom. Każda  izba  miała  piec  letni, zbudowany  z  cegieł, z  płytą  żeliwną, który  przylegał  do  ściany. Na  nim  sporządzano  posiłki  latem.

Na  zimę  wstawiano  piec  żeliwny, który  ustawiano  w  odległości  2 m  od  ściany, aby  lepiej  ogrzewał  pokój.  Piec  z  kominem  połączony  był  rurami  stalowymi, podwieszonymi  do  sufitu. Ponieważ  komin  był  jeden  a  pieców  4 + 4  to  rury  od  pieca, przynajmniej  z  jednego  pokoju przebiegały  przez  pokój  sąsiada.

W  izbie  było  ciepło  jak  paliło  się  w  piecu. Nocą  dla  oszczędności  piec  wygaszano.  Woda  we wiadrze  rano  pokryta  była  lodem.  Na  szybach  mróz  malował  paprocie.

    Do  ubikacji  /Sławojki /  nocą,  wychodziło  się  tylko  w  konkretnej  potrzebie. Sikało  się  do  wiadra. Rano  zawartość  wylewano  na  kompostnik.  Wszyscy  myli  się  w  tej  samej  misce.

    Dzieci  oczywiście  korzystały z  uroków  zimy, lepiły  bałwany, budowały  śnieżne  domy, jeździły  na

Saneczkach.  Górka  była  jedna; KIPA  niedokończona  górka  rozrządowa, stacji  kolejowej  ŁÓDŹ-OLECHÓW.

Bywało  tak,  że  do  południa buty  zmoczyły  się  i  trzeba  było  siedzieć  w  domu, bo  nie  było  butów  na  zmianę. Właśnie  z  powodu  mokrych  butów, musieliśmy  siedzieć  w  domu. Z  nudów  wykombinowaliśmy  taką  zabawę: Ponieważ  w  domu  nie  było  dorosłych, ustawiliśmy koniec  ławki  na  stole, z  szufelki  zrobiliśmy  sanie  i  zjeżdżaliśmy. Bawiliśmy  się świetnie, do  momentu  aż  ktoś  spadł  z  ławki  i  rozwalił  rury  od  pieca. Na  szczęście  w  piecu  były  resztki wypalonego  węgla, więc  izba  tylko  zadymiła  się  i  trochę  sadzy  opadło  na  pierzyny.

     Ta  przygoda  przypomniała  mi  podobne  zdarzenie, które  miało  miejsce  w  OLECHOWIE  oto  one;

Dwie  sąsiednie  izby wynajmowało dwoje  obcych  sobie  ludzi.  Kobieta  mieszkała  w  tej  izbie

Od  dawna, do  sąsiedniej  izby  wprowadził  się  lokator. Ustawił  piec, podłączył  rury  do  dziury  w ścianie, przekonany  iż  jest  to  komin. Napalił  w  piecu i  zadymił  pokój  sąsiadki. Po  pewnym  czasie sąsiadka  wróciła  do  domu, zastała  pokój  zadymiony  i  pełen  sadzy. Sąsiadka  dowiedziawszy  się  o  tym  zdarzeniu  zapytała, jak  to  się  stało?   Ano;  WSADZIŁ  RURĘ  W MOJĄ  DZ…..Ę,  JAK  ZACZĄŁ  DYMAĆ  TO  NIE  MOGŁAM  WYTRZYMAĆ

    Z  tymi  piecami  z  płytą  żeliwną, przypomniało  mi  się  jeszcze  jedno  zdarzenie;  Pojechałem  w  okoliczne  lasy  na  grzyby. Los  chciał  że  w  tym  samym  zagajniku, spotkałem  przypadkową  grzybiarkę. Tak  jakoś  się  stało, że  zaczęliśmy  te  grzyby  zbierać  razem. Od  razu  las  stał  się piękniejszy, grzybów  jakby  więcej.  Czas  mijał  przyjemnie.  Rozmawialiśmy  o  różnych  sprawach przerywając  rozmowę, innym  radościami.

Niektórych  muszę  rozczarować, momentów  z  mrówkami  z  PANA  TADEUSZA  nie  było. Nie  dlatego,  że  nie  miałem  ochoty, albo  dlatego, że  w  lesie  brakowało  mrówek.

     W  pewnym  momencie, kobieta  spojrzawszy, na  skupione  w  jednym  miejscu  szyszki  sosnowe

Powiedziała;  Moja  babcia  która  mieszkała  na  skraju  lasu, sporządzała  najsmaczniejszą herbatę

Tak  twierdziła  jej  mama. Sekret  tej  aromatycznej  herbaty polegał  na  tym, że  wrzątek  do  zalania

herbaty, trzeba  było  ugotować, na  piecu  z  płytą  żeliwną.  Paliwem  nie  mogło  być  drewno  ani  węgiel, tylko  szyszki  sosnowe.

Jeśli  ktoś  spróbuje  a  smak  herbaty  go  nie  zadowoli, to  mam  tylko  jedno  wytłumaczenie.

Skoro  przed  wojną, nawet  glina  była  lepsza, to  może  i  szyszki  sosnowe  były  bardziej  aromatyczne

P/s   Lepsza  glina  dlatego  że,  cegły  wypalane  w  tamtych  czasach, były  solidniejsze.  Mogę  to  potwierdzić, bo  dom  który  zbudowaliśmy, w  latach  70-tych  wymurowany  był  z  cegły  rozbiórkowej, pochodzącej  z  wyburzonych  domów, gdy  poszerzano  ul. Armii  Czerwonej, teraz ul.  Marszałka  Piłsudskiego.

Stuletnie  deski  podłogowe, z  Puszczy  Łódzkiej, pachniały  żywicą  jak  nowe.

       

                                                                                                                   Horst  Milnikel   /pastuch /

                                                                                                                        13.01.2024 r

                                                                                                                        Andrzejów

 

r

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz