niedziela, 22 listopada 2020

Wirtualna Polska - Tomasz Słomczyński - Wybrały śmierć w jeziorze. Wiedziały co zrobią im "wyzwoliciele" - Kaszuby - Radunia

     Znalezione w sieci, warto przeczytać, zapraszam na tragiczny i przejmujący reportaż:


Wirtualna Polska, reportaż Tomasza Słomczyńskiego:

Wybrały śmierć w jeziorze. Wiedziały co zrobią im "wyzwoliciele"


Wolały się utopić niż dać się złapać żołnierzom Armii Czerwonej. Los, który chcieli zgotować im "wyzwoliciele", był zbyt przerażający.

Marzec 1945 roku. W lesie nad jeziorem Raduńskim Górnym ukrywa się chłopak: "Zauważyłem sylwetki, kobiety i młodej dziewczyny, uciekające uzbrojonym radzieckim żołnierzom. Biegły do jeziora. Wskoczyły do niego. (...) zniknęły pod wodą".

Marzec roku 2020. Idę wzdłuż brzegu jeziora Raduńskiego Górnego. Po prawej stronie olchowe bagnisko.
Napotykam na rzeczkę, która jest zbyt szeroka, by ją przeskoczyć. Zdejmuję buty.


Widok na jeziora Raduńskie. Rok 1932

Autor: Zbigniew Franczukowski

ŹRÓDŁO: DOMENA PUBLICZNA

Mijam domki letniskowe i wyciągnięte na brzeg kajaki. Dalej las bukowy z domieszką modrzewia i wiązu.

stroma skarpa. Czy właśnie tędy zbiegały kobiety z Borucina, wybierając śmierć w jeziorze zamiast koszmaru, jaki zgotowali im w stodole sołtysa Czerwonoarmiści?

"Żadnych kobiet tu nie ma"

Najpierw był e-mail. Wiola Rębecka pisze, że posiada relację ze wsi Borucino na Kaszubach. Załącza wspomnienie spisane w języku angielskim. Jego autor w 1945 roku miał piętnaście lat.

"Któregoś popołudnia moja starsza siostra przybiegła z krzykiem do domu, wrzeszcząc »Ruskie idą«. Mój ojciec zbudował nieduży schron burzowy obok naszego domu. Już wcześniej służył nam do ochrony przed możliwymi atakami niemieckich samolotów.


Kaszubscy rybacy. Zdjęcie z książki "ZDROJE RADUNI. Przewodnik po tak zw. Szwajcaryi Kaszubskiej", rok 1913

ŹRÓDŁO: DOMENA PUBLICZNA


Ten schron był maleńki i bardzo ciasny, usypany z ziemi. Ojciec kazał moim siostrom natychmiast ukryć się tam i nie wychodzić, dopóki sam im nie powie, że mogą wyjść. Zastanowiło mnie wówczas, dlaczego ojciec kazał ukryć się jedynie im, a nie mnie.

Późnym wieczorem obecność Rosjan w naszej wiosce dało się już odczuć. Na początku czułem zapach dymu, później aż oczy łzawiły od kłębów dymu z płonących domostw, podpalonych przez żołnierzy Armii Czerwonej.

Słyszałem sąsiadów, ich podniesione głosy, wrzaski moich przyjaciół, bardzo blisko naszej chaty.
Mój tata zdecydowanie przykazał mi siedzieć cicho.

Miałem nadzieję, że Rosjanie do rana opuszczą wioskę.

Następnego dnia, wcześnie rano, zostaliśmy zaskoczeni przez dwóch radzieckich żołnierzy, którzy przyszli splądrować nasz dom w poszukiwaniu jedzenia. Byli pijani. Czułem kwaśny odór przetrawionego wina i wódki.
Nie mieliśmy wystarczającej ilości jedzenia dla siebie, a co dopiero dla pijanego wojska.

Daliśmy im chleb i mleko, wszystko, co mieliśmy, mając nadzieję, że zostawią nas w spokoju, że pójdą dalej, walczyć z Niemcami.

Odeszli dopiero po długiej rozmowie z ojcem. Nie znałem wtedy rosyjskiego, ale miałem wrażenie, że ojciec i ci ludzie coś uzgadniali. Kiedy żołnierze odeszli, zapytałem ojca, o czym rozmawiali. Powiedział, że pytali go, czy mieszkają z nami jakieś kobiety.


Kapliczka w Borucinie. Zdjęcie z książki "ZDROJE RADUNI. Przewodnik po tak zw. Szwajcaryi Kaszubskiej", rok 1913

ŹRÓDŁO: DOMENA PUBLICZNA

Zdecydowanie odpowiedział Rosjanom, że nie, żadnych kobiet tu nie ma. Zdziwiony zapytałem go, dlaczego skłamał. Odpowiedział, że to bardzo niebezpieczne jest mówić prawdę takim ludziom".


Wiola Rębecka: "Ta historia jest prawdziwa. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Pewnych uczuć nie można zafałszować. Nie ma żadnego innego powodu, poza chęcią opowiedzenia własnych wspomnień, dla których ten mężczyzna miałby zaangażować tyle osób, swoich najbliższych".

ŹRÓDŁO: ARCHIWUM PRYWATNE

"Wojna i gwałt są jak syjamskie bliźnięta"

Wiola Rębecka, która przysłała tę relację, jest psychoterapeutką mieszkającą w Nowym Jorku. Zajmuje się leczeniem stresu pourazowego. Jeździ po całym świecie i pomaga "przepracować" traumę ofiarom przemocy seksualnej.

Pracuje z "rape survivors" (ang. osobami, które przeżyły gwałt) w Kongu, Rwandzie, Birmie, Kosowie i wielu innych miejscach, w których żołnierze dopuszczali się gwałtów.

- Bo wojna i gwałt są jak syjamskie bliźnięta. Dochodzi do nich zawsze tam, gdzie są uzbrojeni mężczyźni i bezbronne kobiety – mówi psychoterapeutka, która obecnie realizuje projekt: "Rape - a history of shame" ("Gwałt - historia wstydu") oraz pisze książkę pod tym samym tytułem.

Rębecka odmawia podania nazwiska autora relacji, którą przysłała. Musi mi wystarczyć, że pochodzi on z Borucina, a od wielu lat mieszka w USA. Jego opowieść została nagrana i spisana.

- Słuchałam i słucham wielu historii o gwałtach. Ale to było jedno z najbardziej wstrząsających doświadczeń, dodatkowo wyjątkowo intymne. On opowiadał historię nie tylko mnie, ale też swoim najbliższym – mówi psychoterapeutka.

- To było wstrząsające doświadczenie dla jego najbliższych, dla jego dzieci, które na dobrą sprawę pierwszy raz dowiedziały się… Wcześniej, owszem słyszały, że coś się wydarzyło, ale nigdy wcześniej nie wysłuchały opowieści o tym, co konkretnie się działo.

Historia została opowiedziana na spotkaniu rodzinnym, na które Rębecka została zaproszona. Uczestniczyły w nim również wnuki, które urodziły się i wychowały w Stanach Zjednoczonych....

                  - ciąga dalszy na Wirtualnej Polsce - 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz