W dniu dzisiejszym ukazał
się w Gazecie Wyborczej materiał dotyczący cmentarza
ewangelickiego w Bukowcu. Nie jestem zadowolony z wielu
akapitów w tym reportażu.
Autorem tekstu jest młody stażem redaktor Michał Kwiatkowski,
rozmawialiśmy kilka godzin o Bukowcu i jego historii, gdyż jest to
temat rzeka... Mam żal , że nie mogłem autoryzować
tego tekstu, do czego miałem pełne prawo. W materiale znalazły się
nieścisłości. Pobrałem całość z materiału cyfrowego redakcji Gazety Wyborczej.
- Tu był rząd grobów marmurowych,
granitowych. Pomnik przy pomniku. Przeszlifowane trafiły na polskie
cmentarze - mówi Andrzej Braun. - Wszystko za przyzwoleniem miejscowych,
którzy nie dopuszczają myśli, że Niemcy też mogli być dobrzy.
Z centrum
Łodzi
do Bukowca jest 20 km. Sypialniana wieś. Nowe wille, sklep spożywczy,
stacja benzynowa, fryzjer. Są też stare, pamiętające obie wojny światowe
drewniane domy. Jest nawet obserwatorium astronomiczne. I to, co
zostało z zabytkowego, dwustuletniego cmentarza.
Pomnik przy pomniku
Stary ewangelicki cmentarz leży na zachód od wsi, tuż przy ul.
Rokicińskiej, na wysokości numeru 132. Zajmuje około 2 tys. kw. Łatwo go
przeoczyć, bo wygląda jak zagajnik skrywający dzikie wysypisko śmieci.
Z trzystu nagrobków zostało niecałe dziesięć. Jest jeszcze
kilkanaście płyt nagrobnych, są fragmenty pomników, betonowe obramowania
i studnia. Inskrypcje są w języku niemieckim, większość nieczytelna.
Gdzieniegdzie widać delikatne płaskorzeźby, miejsca po urwanych krzyżach
i medalionach, cytaty z Pisma Świętego.
Najlepiej
zachowała się inskrypcja na grobie rodziny Hartenberger. Karol i Maria
byli małżeństwem. Najpierw umarła Maria - w 1851 r. Karol przeżył żonę o
rok. Żył 62 lata.
Na cmentarzu chowano też dzieci. Herman Necel żył 26 dni. Zmarł w maju 1885 r.
Bez przeprowadzenia prac konserwatorskich pozostałych dat i nazwisk nie da się odczytać.
Andrzej Braun jest radnym w gminie Brójce. Historyk -
amator. W Bukowcu mieszka od 9 lat. Zakochał się w tym miejscu, nazywa
je oazą. Prowadzi bloga o historii okolic (historia-nieznana.blogspot.com).
Rozmawiamy wśród resztek nekropolii. - W Bukowcu to temat tabu.
Ale ja nie mam skrupułów. Powoli rozgryzam te tajemnice - mówi Braun. -
Kiedyś cmentarz otaczał piękny, wysoki na półtora metra mur z ręcznie
robionego klinkieru.
Niejeden dom w Bukowcu stoi na tej cegle. Tutaj był
cały rząd grobów - marmurowych, granitowych... Pomnik przy pomniku.
Przeszlifowane trafiły na polskie cmentarze. Wszystko za przyzwoleniem
miejscowych, którzy do teraz nie dopuszczają myśli, że Niemcy też mogli być dobrzy.
Tylko dwie polskie rodziny
O początkach Bukowca opowiada senator Ryszard Bonisławski,
regionalista, przewodnik, prezes Towarzystwa Przyjaciół Łodzi: - Wieś
powstała po drugim rozbiorze Polski, kiedy trafiliśmy do zaboru
pruskiego. Wtedy zaczęto tutaj ściągać osadników. Powstały m.in.
Nowosolna, Andrzejów i miejsce dziś zwane Bukowcem, które swoją aktualną
nazwę otrzymało po drugiej wojnie światowej. Kiedyś osada nazywała się
Königsbach. Osadnicy sprowadzili się tutaj z Badenii-Wirtembergii w 1803
r., prawdopodobnie z gminy Königsbach-Stein.
http://bi.gazeta.pl/im/c9/58/12/z19238857Q.jpg
Andrzej Braun
Z południa Niemiec pokonali bardzo długą drogę - prawie tysiąc
kilometrów. Przyjeżdżali tu pracować na przyszłość swoich dzieci i
wnuków. Na wyjazd najczęściej decydowały się całe rodziny, z reguły
ludzie mniej zamożni. Musieli odbyć rozmowę w urzędzie municypalnym i
podpisać umowę. Dostawali wolniznę, czyli długoterminową ulgę podatkową,
kawałek ziemi, budulec. W kontrakcie osadniczym zawieranym z
właścicielem gruntu ustalali wytyczenie miejsca pod cmentarz.
Do drugiej wojny w Bukowcu żyły tam tylko dwie polskie rodziny - na uboczu, bliżej lasu. Reszta to Niemcy.
Kiler przestał odwiedzać groby dziadków
Rozmawiam z kobietami, które pamiętają stary Bukowiec. Urodziły
się w 1939 i 1936 r. Na spotkanie przyszły z córkami. Nie chcą, żeby
podawać ich nazwiska.
Kobieta 1: - Do ul. Rokicińskiej
mieszkali tacy bogatsi. A tu, na Dolnym Bukowcu, byli biedni. Sami sobie
budowali domy, przeważnie drewniaki, ale niektórzy mieli murowane. Pod
lasem na Wygodzie od strony Bukowca mieszkał bardzo bogaty Niemiec. Miał
duży sad, wiele osób tam pracowało. Ojciec jeszcze niedługo przed
śmiercią potrafił wymienić wszystkie niemieckie nazwiska dawnych
mieszkańców. To byli bardzo dobrzy Niemcy. Ojciec dobrze ich wspominał.
Pracował u Niemca, co mu żona umarła. Mówił, że po wojnie Polacy
strasznie bili tych naszych Niemców. Tych, co nie wyjechali. Skóra
schodziła z włosami, krew się lała. A jak ojciec mówił, by ich nie bili,
to sam oberwał.
Kobieta 2: - Wszyscy, którzy tam bili, to byli ci, co u tych Niemców służyli.
Ostatnim Niemcem pochowanym na bukowskim cmentarzu
był Rauch. Został skatowany we wsi Stróże, dowlókł się do lasu pod
Kraszewem i tam zmarł. Jeden z Polaków, którzy u niego mieszkali,
pojechał po zwłoki w nocy. Zabrał do stodoły, do domu się bał. Obmył
ciało, zbił trumnę z desek w podłodze i pochował.
- To był maj 1945 r. - mówi Braun.
Po 1945 r. niemieccy mieszkańcy Bukowca przeszli przez obozy
filtracyjne i wyjechali do Niemiec. Tylko jeden z nich, o nazwisku
Kiler, wrócił do Polski. Zmarł w Łodzi w 2013 r.
Kobieta 1: - Kiler był bardzo w porządku facet. Z Anielą Matuszewską się ożenił, ona też fajna.
Andrzej Braun: - Opowiadał ze łzami w oczach, że przecież tutaj,
na tym cmentarzu, leżą jego dziadkowie. Cała rodzina Kilerów.
Na długo przed swoją śmiercią Kiler przestał odwiedzać groby
bliskich. Nie mógł patrzeć na to, co stało się z tym miejscem. Nie
chciał o tym rozmawiać. Teraz rozmawiać nie chce jego żona Aniela. To
dla niej zbyt tragiczne.
Mur zniszczony, bramy nie ma
Metalowe krzyże trafiały na złomowisko, podobnie jak żelazna
brama. Połamane płyty nagrobne ktoś wrzucił do cmentarnej studni.
W starym Bukowcu ludzie się znają. Wiedzą, kto niszczył
poniemiecki cmentarz. Wiedzą, które domy stoją na cmentarnych
fundamentach. Ale nie chcą podawać nazwisk (- Po co nam spory i
podziały? - mówią).
Kobieta 1: - My wiemy kto. Najwięcej w 1988 r.
Jej córka: - Podjeżdżali w biały dzień wozem konnym i zabierali z muru cegły.
Kobieta 1: - Na dom.
Córka: - Nie mogłam tego znieść, ale za młoda byłam. Nikt nie
zwrócił uwagi. Jak oni się nie bali, że ich coś nie będzie straszyć?
Cmentarz miał piękne ogrodzenie - gruby mur z czerwonej cegły i bramę z ozdobnym wzorem.
Mur zniszczony, bramy nie ma
Metalowe krzyże trafiały na złomowisko, podobnie jak żelazna
brama. Połamane płyty nagrobne ktoś wrzucił do cmentarnej studni.
W starym Bukowcu ludzie się znają. Wiedzą, kto niszczył
poniemiecki cmentarz. Wiedzą, które domy stoją na cmentarnych
fundamentach. Ale nie chcą podawać nazwisk (- Po co nam spory i
podziały? - mówią).
Kobieta 1: - My wiemy kto. Najwięcej w 1988 r.
Jej córka: - Podjeżdżali w biały dzień wozem konnym i zabierali z muru cegły.
Kobieta 1: - Na dom.
Córka: - Nie mogłam tego znieść, ale za młoda byłam. Nikt nie
zwrócił uwagi. Jak oni się nie bali, że ich coś nie będzie straszyć?
Cmentarz miał piękne ogrodzenie - gruby mur z czerwonej cegły i bramę z ozdobnym wzorem.
Kobieta 2: - Budował je mojego tatusia młodszy brat.
Bonisławski: - Któregoś dnia, jadąc do Spały, spojrzałem w lewo i
zobaczyłem, że mur jest zniszczony, bramy nie ma. Jakby podjęto jakąś
zorganizowaną akcję zlikwidowania śladów niemieckości. Pomyślałem, że
przecież to samo działo się z naszymi cmentarzami na wschodzie. Ta sama
technika usuwania. Obrzydliwa. W samej Łodzi znikło wiele cmentarzy
ewangelickich. Informowano mnie, że w Bukowcu pojawiali się kopacze,
hieny cmentarne.
Nie każdy Niemiec to hitlerowiec
Ilona Zawalska, nauczycielka historii w Szkole Podstawowej w
Bukowcu: - Staramy się pamiętać o tym miejscu. We wrześniu tego roku
poszliśmy z uczniami w ramach akcji "Sprzątanie świata". W tym miejscu
nadal jest dosyć niebezpiecznie. Rozbite szkło, dziury w ziemi.
Nauczycielka ze swoimi uczniami w 2005 r. na konkurs "Żyć w
demokracji" przygotowała inscenizację, której akcja toczyła się na
cmentarzu. Wyglądała tak: jeden z uczniów niszczy nagrobek, rozbija
pomnik. Dewastację przerywają inni uczniowie, którzy proszą go, żeby
spojrzał na daty i inskrypcje. Chłopiec uczy się, że nie każdy Niemiec
to hitlerowiec.
W tym samym roku z inicjatywy historyczki do rady
gminy trafiło pismo z prośbą o uprzątnięcie nekropolii. Wśród rodziców
dzieci przeprowadzono ankiety, z których wynikało, że o istnieniu
cmentarza większość z nich nie wiedziała. Uczniowie ze swoją
nauczycielką ustawili na jego terenie duży, drewniany krzyż.
Rozkopany grób
Tomasz Klepacz, prezes Stowarzyszenia
Eksploracyjno-Historycznego "Grupa Łódź": - Mój ojciec pochodzi z
Bukowca, spędziłem tam dzieciństwo. Widziałem, jak ten cmentarz jest
dewastowany. Na spotkaniu stowarzyszenia ustaliliśmy, że go posprzątamy,
zinwentaryzujemy, co się da.
W 2009 r. "Grupa Łódź"
zabrała się do roboty. Na początku musieli otrzymać zgodę na prowadzenie
prac. Ustalono, że właścicielem terenu jest skarb państwa, a zarządcą
władze powiatu łódzkiego wschodniego. Starostwo szybko się zgodziło,
trochę więcej czasu potrzebował Urząd Gminy Brójce na wydanie zgody o
wycince krzaków bez wnoszenia opłat.
"Akcja Bukowiec"
trwała kilka dni, między 8 sierpnia a 3 października. Poza członkami
stowarzyszenia i ich przyjaciółmi włączyło się do niej kilku mieszkańców
Bukowca, m.in. przypadkowy grzybiarz. Kluczowe było karczowanie
krzaków, które gęsto zarastały nekropolię. Z pomocą kos spalinowych,
pilarki i nożyc ogrodowych udało się częściowo odebrać teren przyrodzie.
Stowarzyszenie wywiozło kilka wozów roślin, jeden z nich złamał się
nawet pod ich ciężarem. Część rozkopanych grobów została ponownie
zakopana. Na powierzchnię wyciągnięto też fragmenty nagrobnych pomników.
Z całego terenu pozbierano śmieci, o których zabranie poproszono
starostwo.
Minęło sześć lat. Resztki niebieskich worków leżą w tym miejscu do dziś.
- W latach 80. wracaliśmy nocą z imprezy i zobaczyliśmy, jak
ktoś wyjeżdża z cmentarza - wspomina Klepacz - Poszliśmy rano i
zastaliśmy rozkopany grób. Po sposobie rozkopania można wnosić, że coś
tam ukryto, w rogu była głęboka, wąska jama.
Domy z cmentarnych kamieni
Bartosz Bijak to związany z "Grupą Łódź" archiwista w Instytucie
Pamięci Narodowej, interesują go cmentarze ewangelickie w województwie
łódzkim. Prowadzi na ich temat stronę internetową
(cmentarzeewangelickie-lodzkie.pl), w której indeksuje i opisuje te
miejsca.
Opowiada: - Takich cmentarzy jak Bukowiec znam
przynajmniej 150, a szacuję, że na terenie województwa łódzkiego około
200. Dlaczego jest ich tak dużo? W Kościele luterańskim, w
przeciwieństwie do rzymskokatolickiego, nie obowiązywał przepis
stanowiący, że cmentarz ma być jeden przy parafii. Jeżeli wieś było na
to stać i znalazł się ktoś, kto udostępnił ziemię, to zawiązywał się
lokalny komitet, powoływano zarząd i cmentarz powstawał. W gminie
Koluszki cmentarze w Leosinie i Stamirowicach dzieli, w linii prostej
przez pole, około 300 metrów. To najbardziej skrajny przykład - dwie
wsie obok siebie i każda miała swój cmentarz. Nie było przeszkód
administracyjnych, a dla wsi była to, jak przypuszczam, kwestia
prestiżu.
Po wysiedleniach Niemców cmentarze przestawały
działać. - Zdarzały się pojedyncze pochówki, niektóre nawet w latach
90., ale to przypadki skrajne - tłumaczy Bijak. - Nie było osób, które
by się nimi opiekowały, do tego dochodzi czas, działalność natury.
Wiemy, jakie było nastawienie ludności do wszelkich pozostałości
poniemieckich. Kamienie zabierano pod fundamenty domów, na koryta dla
zwierząt.
Inne poniemieckie cmentarze są, jego zdaniem, w
stanie porównywalnym do tego w Bukowcu. - Ale jest kilka miejsc, które
są uporządkowane - zaznacza Bijak. - Najlepiej Drzewociny pod Łaskiem.
Tam wszystko jest otoczone płotem, stoi współczesny krzyż, w środku jest
nawet fragment oryginalnej bramy. Z cmentarza niewiele zostało, ale
jest to bardzo zadbane.
Zostaną tylko stare drzewa
Radny Braun na cmentarz sprowadził łódzkiego konserwatora
zabytków, który zgodził się na doprowadzenie go do użytku. Jego celem
jest gruntowne uporządkowanie terenu. Zostaną tylko duże drzewa.
Wszystkie krzaki i dzika roślinność zostanie wycięta. Przez środek, w
kierunku studni, ma prowadzić alejka, wzdłuż której staną ławki. Ma być
ładnie i czysto. Ramy grobów, które przetrwały, zostaną oczyszczone i
uzupełnione o kamień. W planie jest ustawienie tablic w trzech językach.
Od grudnia ubiegłego roku w gminie rządzi nowy wójt. Andrzej
Braun podkreśla, że współpraca układa się doskonale. Wierzy, że ich
projekt uda się zrealizować.
Braun: - Temu miejscu należy
się szacunek. Chciałbym, żeby ktoś mógł sobie usiąść i troszeczkę
pomyśleć. Kiedy potomkowie dawnych mieszkańców przyjeżdżają tutaj, jest
mi niezwykle wstyd. Dziwię się, że są tacy spokojni i grzeczni. Bo
przecież wszystko, co miało jakąś wartość, zostało stąd zabrane. To nie
były rzeczy, które można wcisnąć w torbę. Przyjeżdżały tu ciężarowe
samochody. Przecież we wsi wiedzą, że albo rodzina, albo znajomi, albo
oni sami, to robili. Ale solidarność nie pozwala im się otworzyć. Tylko
trzy osoby ze szczegółami opowiedziały o tym procederze. Ale nie będę
wymieniał nazwisk, nigdy tego nie robię.
Mieszkańcy
Bukowca wspominają, że do końca lat 70. paliło się tu mnóstwo zniczy.
Stawiali je potomkowie tych, co wyjechali. Przyjeżdżali do Bukowca,
odwiedzali stare kąty. To byli wiekowi ludzie, ich dzieci. Zdarzały się
nawet autokary. Ostatni przyjechał pięć lat temu.
Miejscowi rzadko tam przychodzą. Nieliczni zapalą świeczkę, postawią znicz na Wszystkich Świętych.
- A przecież tam leżą ludzie, którzy tutaj żyli. Tutaj chodzili
do kościoła. Pracowali na roli, w fabryce pończoch albo w piekarni -
mówi Braun. - Nie zasłużyli na to, by nie został po nich żaden pomnik.
* Tekst i materiał zdjęciowy pochodzi z Gazety Wyborczej.
życzę wszystkim, którzy w tak bestialski sposób "zaopiekowali się" starymi grobami (nie tylko niemieckimi) by w przyszłości tak samo "dbano" o ich miejsce pochówku