REUNION 69.
Istnieje od 2012 roku, duża oglądalność, ciekawe artykuły. Zawsze z ciekawością czytam nowości. Od jakiegoś czasu publikowane są w częściach wspomnienia. Do chwili obecnej ukazało się 14 części. Dla mnie ważny jest wątek dotyczący Łodzi, łódzkiego getta. Zapraszam na część 1:
Pamietniki z getta w Czestochowie ( 1 )
Przyslal Wlodek Proskurowski
Pani Bolesława Proskurowska mieszkanka Częstochowy pochodzenia żydowskiego, żyła dziewięćdziesiąt dwa lata, zmarła w sierpniu 2006 roku. Zamieszczone wspomnienia pochodzą z zachowanych wywiadów przeprowadzonych z panią B. Proskurowską w końcowym etapie jej życia. Zgodnie z życzeniem zmarłej po śmierci pochowana została w grobie obok męża na cmentarzu Kule w Częstochowie. Teksty z taśm magnetofonowych spisała studentka politologii Akademii im Jana Długosza w Częstochowie pani Sylwia Chłodzińska. Zamieszczony tekst jest wersją opracowaną i autoryzowaną przez panie Annę Goldman, Halinę Wasilewicz, i pana Jerzego Mizgalskiego.
Wspomnienia
Urodziłam się 28 października 1914 roku w Łodzi nazywam się Proskurowska z domu Lipska na imię mam Bolesława. Jedni moi dziadkowie pochodzili z Łodzi (rodzice od strony matki), drudzy dziadkowie mieszkali w Częstochowie. Ojciec mojej mamy (dziadek) był przemysłowcem i posiadał dom na ulicy Traugutta nr 8 w Łodzi, zmarł 1937 roku. Babcia (mama mojej mamy)/ zginęła potem w Częstochowie. Rodzice mojego ojca mieszkali w Częstochowie. Matka mojego ojca zmarła w 1928 roku. Dziadek (ojciec mojego ojca) był przemysłowcem, zmarł w 1937 roku. Od czasów jak pamiętam moi dziadkowie mieszkali już w Częstochowie. Posiadali bardzo duże mieszkanie, zajmowali całe drugie piętro budynku na ul Kościuszki, w tym, w którym dziś na dole jest PKO. Ja wychowywałam się w tym mieszkaniu. Całe dzieciństwo i młodość mieszkałam w domu Frankego Aleja nr 14, przez krótki czas mieszkaliśmy na ul Jasnogórskiej 55; ponieważ mieszkanie było na trzecim piętrze i ojcu było ciężko chodzić po schodach, przeprowadziliśmy się na ul Kilińskiego 28. Był to zupełnie nowy dom, ładne duże mieszkania. Byliśmy pierwszymi lokatorami w tym nowym domu. Z tego mieszkania w 1940 roku wyrzucili nas Niemcy.
Zamknęli wówczas ulicę Kilińskiego i wyrzucili wszystkich mieszkających na tej ulicy Żydów. Ojciec mój skończył w Krakowie gimnazjum realne. Do Krakowa zawiózł go mój dziadek, ponieważ nie chciał, żeby ojciec chodził do rosyjskiego gimnazjum, a na terenie monarchii austrowęgierskiej prowadzona była bardziej liberalna polityka wobec mniejszości narodowych niż pod zaborem rosyjskim. W gimnazjum, do którego uczęszczał ojciec, nauczano w języku polskim i niemieckim. Ojciec ukończył studia w Lipsku w Niemczech. Wraz z swoim ojcem i bratem prowadzili tartak, klejarnię i garbarnię. Produkcja wyrobów z drewna była tradycyjną w rodzinie Lipskich.
Po wojnie pozostała tylko nieruchomość, do której jest ośmiu wspólników, wśród nich i ja. Jestem administratorką tej nieruchomości. Ojciec nie brał czynnego udziału w działalności gminy żydowskiej. Chodził do nowej synagogi podczas dużych świąt żydowskich W Jom Kippur zabierał też mnie i siostrę do synagogi. Mama studiowała języki obce w Brukseli w Belgii; w tym mieście także w konserwatorium studiowała pianistykę jej siostra. Podczas pobytu na wakacjach poznała ojca,
już nie wróciła na studia tylko wyszła za mąż. W ówczesnych czasach nie było takiego powszechnego pędu do kończenia studiów wyższych przez dziewczyny. Dziadek mojego męża był kantonistą. Nazywał się Proskurowski a na imię miał najprawdopodobniej Dawid. Pochodził z Charkowa. Na terenach dawnej Rosji tam gdzie były większe skupiska żydowskie, rosyjscy żołnierze porywali małych chłopców w wieku około 5 lat, koszarowali ich i wychowując starali się by zapomnieli o swoich nazwiskach i miejscu pochodzenia.
Dziadek męża zapamiętał, że pochodził z Charkowa. Nazwiska nie pamiętał. Uczono ich zawodów, które miały być przydatnymi potem w wojsku. Wyuczył się cholewkarstwa i tym się zajmował. W wieku około 30 lat zwolniono go z wojska. W wojsku nie zmuszano go do zmiany religii, był bardzo religijnym Żydem. Ożenił się stosunkowo późno miał pięcioro czy sześcioro dzieci. Wszystkie wychował religijnie. Mój teść był najbardziej religijnym z całej rodziny. Te informacje o dziadku przekazał mnie mój mąż. Rodzina męża nie miała żadnego majątku i nieruchomości. Mój teść, ojciec mojego męża, uczył księgowości i pracował jako księgowy. Najstarszy brat męża skończył chemię w Grenoble. Mój mąż też studiował chemię w Grenoble, ale nie skończył, bo teściowi zabrakło pieniędzy na studia. W moim rodzinnym domu mówiło się wyłącznie po polsku. Ja i moje rodzeństwo uczyliśmy się języków obcych. Oboje rodzice dbali o to by córki znały języki obce. Wszystkie książki dla dzieci wpierw czytała mama, później guwernantka a dopiero potem dawano nam do przeczytania. Wraz z moją siostrą chodziłam na prywatne komplety do pani Zofii Słonimskiej. Miała ona swój domek na ulicy Focha, wówczas ta ulica nazywała się Zielona. Mąż pani Z. Słonimskiej, inżynier Adam Słonimski, był chyba stryjecznym z Antonim Słonimskim. Dom, w którym odbywały się komplety był jednorodzinnym parterowym domem z dużym placem.
Na tym placu ojciec Pani Słonimskiej miał fabrykę papy. Komplety odbywały się w dużym pokoju przy długich stołach. Zajęcia z dziećmi prowadzone były indywidualnie w zależności od poziomu, czyli klasy, do której miało się zdawać do gimnazjum. Do gimnazjum poszłam mając dwanaście lat dopiero do trzeciej klasy. Siostra poszła od razu do pierwszej. Nie pamiętam, by dzieci żydowskie z zaprzyjaźnionych z nami rodzin, czyli z tej klasy, do której uczęszczałam, chodziły do szkół podstawowych. Dzieci te uczyły się prywatnie na kompletach. W gimnazjum im J. Słowackiego obowiązywał numerus clausus. W każdej klasie były 3-4 Żydówki. W szkole było różnie, ja najbardziej rozrabiałam w całej szkole. Po prostu jednego pięknego dnia wówczas, gdy zaczęły się niepokoje na wyższych uczelniach a nas prowadzano na wszystkie święta narodowe pod Jasną Górę powiedziałam, że ja nie będę więcej tam chodziła, bo mnie to nie odpowiada, że wszyscy klęczą a my stoimy jak słupki. Wówczas w Częstochowie były dwa państwowe gimnazja męskie H. Sienkiewicza i R. Traugutta i jedno żeńskie J. Słowackiego. Poza tym było gimnazjum żydowskie, w którym uczono języka hebrajskiego i historii Żydów oraz drugie prywatne, które niestety nie wiem, kto prowadził. Prywatne gimnazjum prowadził dr Akser, był on stryjem Ottona i Erwina Akserów, pochodził najprawdopodobniej z Małopolski.
Przyslal Wlodek Proskurowski
Pani Bolesława Proskurowska mieszkanka Częstochowy pochodzenia żydowskiego, żyła dziewięćdziesiąt dwa lata, zmarła w sierpniu 2006 roku. Zamieszczone wspomnienia pochodzą z zachowanych wywiadów przeprowadzonych z panią B. Proskurowską w końcowym etapie jej życia. Zgodnie z życzeniem zmarłej po śmierci pochowana została w grobie obok męża na cmentarzu Kule w Częstochowie. Teksty z taśm magnetofonowych spisała studentka politologii Akademii im Jana Długosza w Częstochowie pani Sylwia Chłodzińska. Zamieszczony tekst jest wersją opracowaną i autoryzowaną przez panie Annę Goldman, Halinę Wasilewicz, i pana Jerzego Mizgalskiego.
Wspomnienia
Urodziłam się 28 października 1914 roku w Łodzi nazywam się Proskurowska z domu Lipska na imię mam Bolesława. Jedni moi dziadkowie pochodzili z Łodzi (rodzice od strony matki), drudzy dziadkowie mieszkali w Częstochowie. Ojciec mojej mamy (dziadek) był przemysłowcem i posiadał dom na ulicy Traugutta nr 8 w Łodzi, zmarł 1937 roku. Babcia (mama mojej mamy)/ zginęła potem w Częstochowie. Rodzice mojego ojca mieszkali w Częstochowie. Matka mojego ojca zmarła w 1928 roku. Dziadek (ojciec mojego ojca) był przemysłowcem, zmarł w 1937 roku. Od czasów jak pamiętam moi dziadkowie mieszkali już w Częstochowie. Posiadali bardzo duże mieszkanie, zajmowali całe drugie piętro budynku na ul Kościuszki, w tym, w którym dziś na dole jest PKO. Ja wychowywałam się w tym mieszkaniu. Całe dzieciństwo i młodość mieszkałam w domu Frankego Aleja nr 14, przez krótki czas mieszkaliśmy na ul Jasnogórskiej 55; ponieważ mieszkanie było na trzecim piętrze i ojcu było ciężko chodzić po schodach, przeprowadziliśmy się na ul Kilińskiego 28. Był to zupełnie nowy dom, ładne duże mieszkania. Byliśmy pierwszymi lokatorami w tym nowym domu. Z tego mieszkania w 1940 roku wyrzucili nas Niemcy.
Zamknęli wówczas ulicę Kilińskiego i wyrzucili wszystkich mieszkających na tej ulicy Żydów. Ojciec mój skończył w Krakowie gimnazjum realne. Do Krakowa zawiózł go mój dziadek, ponieważ nie chciał, żeby ojciec chodził do rosyjskiego gimnazjum, a na terenie monarchii austrowęgierskiej prowadzona była bardziej liberalna polityka wobec mniejszości narodowych niż pod zaborem rosyjskim. W gimnazjum, do którego uczęszczał ojciec, nauczano w języku polskim i niemieckim. Ojciec ukończył studia w Lipsku w Niemczech. Wraz z swoim ojcem i bratem prowadzili tartak, klejarnię i garbarnię. Produkcja wyrobów z drewna była tradycyjną w rodzinie Lipskich.
Po wojnie pozostała tylko nieruchomość, do której jest ośmiu wspólników, wśród nich i ja. Jestem administratorką tej nieruchomości. Ojciec nie brał czynnego udziału w działalności gminy żydowskiej. Chodził do nowej synagogi podczas dużych świąt żydowskich W Jom Kippur zabierał też mnie i siostrę do synagogi. Mama studiowała języki obce w Brukseli w Belgii; w tym mieście także w konserwatorium studiowała pianistykę jej siostra. Podczas pobytu na wakacjach poznała ojca,
już nie wróciła na studia tylko wyszła za mąż. W ówczesnych czasach nie było takiego powszechnego pędu do kończenia studiów wyższych przez dziewczyny. Dziadek mojego męża był kantonistą. Nazywał się Proskurowski a na imię miał najprawdopodobniej Dawid. Pochodził z Charkowa. Na terenach dawnej Rosji tam gdzie były większe skupiska żydowskie, rosyjscy żołnierze porywali małych chłopców w wieku około 5 lat, koszarowali ich i wychowując starali się by zapomnieli o swoich nazwiskach i miejscu pochodzenia.
Dziadek męża zapamiętał, że pochodził z Charkowa. Nazwiska nie pamiętał. Uczono ich zawodów, które miały być przydatnymi potem w wojsku. Wyuczył się cholewkarstwa i tym się zajmował. W wieku około 30 lat zwolniono go z wojska. W wojsku nie zmuszano go do zmiany religii, był bardzo religijnym Żydem. Ożenił się stosunkowo późno miał pięcioro czy sześcioro dzieci. Wszystkie wychował religijnie. Mój teść był najbardziej religijnym z całej rodziny. Te informacje o dziadku przekazał mnie mój mąż. Rodzina męża nie miała żadnego majątku i nieruchomości. Mój teść, ojciec mojego męża, uczył księgowości i pracował jako księgowy. Najstarszy brat męża skończył chemię w Grenoble. Mój mąż też studiował chemię w Grenoble, ale nie skończył, bo teściowi zabrakło pieniędzy na studia. W moim rodzinnym domu mówiło się wyłącznie po polsku. Ja i moje rodzeństwo uczyliśmy się języków obcych. Oboje rodzice dbali o to by córki znały języki obce. Wszystkie książki dla dzieci wpierw czytała mama, później guwernantka a dopiero potem dawano nam do przeczytania. Wraz z moją siostrą chodziłam na prywatne komplety do pani Zofii Słonimskiej. Miała ona swój domek na ulicy Focha, wówczas ta ulica nazywała się Zielona. Mąż pani Z. Słonimskiej, inżynier Adam Słonimski, był chyba stryjecznym z Antonim Słonimskim. Dom, w którym odbywały się komplety był jednorodzinnym parterowym domem z dużym placem.
Na tym placu ojciec Pani Słonimskiej miał fabrykę papy. Komplety odbywały się w dużym pokoju przy długich stołach. Zajęcia z dziećmi prowadzone były indywidualnie w zależności od poziomu, czyli klasy, do której miało się zdawać do gimnazjum. Do gimnazjum poszłam mając dwanaście lat dopiero do trzeciej klasy. Siostra poszła od razu do pierwszej. Nie pamiętam, by dzieci żydowskie z zaprzyjaźnionych z nami rodzin, czyli z tej klasy, do której uczęszczałam, chodziły do szkół podstawowych. Dzieci te uczyły się prywatnie na kompletach. W gimnazjum im J. Słowackiego obowiązywał numerus clausus. W każdej klasie były 3-4 Żydówki. W szkole było różnie, ja najbardziej rozrabiałam w całej szkole. Po prostu jednego pięknego dnia wówczas, gdy zaczęły się niepokoje na wyższych uczelniach a nas prowadzano na wszystkie święta narodowe pod Jasną Górę powiedziałam, że ja nie będę więcej tam chodziła, bo mnie to nie odpowiada, że wszyscy klęczą a my stoimy jak słupki. Wówczas w Częstochowie były dwa państwowe gimnazja męskie H. Sienkiewicza i R. Traugutta i jedno żeńskie J. Słowackiego. Poza tym było gimnazjum żydowskie, w którym uczono języka hebrajskiego i historii Żydów oraz drugie prywatne, które niestety nie wiem, kto prowadził. Prywatne gimnazjum prowadził dr Akser, był on stryjem Ottona i Erwina Akserów, pochodził najprawdopodobniej z Małopolski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz