środa, 30 grudnia 2015

Będków - Wolbórka - Wspomnienia z ulicy Krakowskiej i nie tylko...

Ten materiał przygotowałem kilka miesięcy temu. Jednak przemiły komentarz jaki otrzymałem na moim blogu, spowodował, że bez poprawek (część informacji powtarza się na blogu) zamieszczam obecnie moje dziecinne wspominki wiążące się z wydarzeniami przy ul Krakowskiej w Będkowie.
Jest to tym bardziej miłe, że w komentarzu osoba tak młoda jest zainteresowana historiami będkowskimi. Moja żona, sceptycznie odnosiła się do mojego pisania o historii, stwierdziła wprost:
- kto to będzie czytał, kogo to będzie interesowało ?
Jednak bardzo duży odzew, nie tylko w komentarzach na blogu, także na Facebooku, szczególnie od ludzi którzy mieszkają daleko poza Polską, potwierdza, że miałem rację. Moje mało profesjonalne pisanie jednak przybliża miejsca w których czytelnicy się urodzili, dorastali, a teraz mają rzadko okazję wracać. Im wszystkich serdecznie dziękuję, tym bardziej Bartkowi, którego pamiętam jak był dorastającym chłopcem, byłem chyba dwa razy na krótkim urlopie w Polsce i odwiedzając Będków, miałem okazje spotkać całą Rodzinę Makowskich i Ławickich !!. Brakuje mi zdjęć, które z chęcią zamieściłbym na moim blogu, być może ktoś takowe posiada, z chęcią skopiuję je i oddam właścicielowi. To wspomnienie dedykuję Tobie Bartek !!
Oto komentarz:

Witam panie Andrzeju, Aż łza się w oku kręci, kiedy czyta się tak przepiękne wspomnienia. Ja całe swoje dzieciństwo spędziłem w Będkowie i doskonale pamiętam opisywane przez pana miejsca. Koński dołek, Paka, później były jeszcze Worki (za domem Hejduków). Wakacje bez kąpieli w Wolbórce były czymś niewyobrażalnym. Do tej pory pamiętam te tłumy ludzi na Dołku, Przemka Dołowca i jego brata - Andrzeja, jak skakali na "łebka", bo woda była głęboka.... Ech.... Kiedy byłem tam w ostatnie wakacje, nic nie przypominało mi tamtych czasów. Wszystko pozarastało, woda po kostki...i...tak jak pan pisał - szerokość Wolbórki już nie ta. Wypada się tylko cieszyć, że pozostały nam w pamięci te przepiękne wspomnienia, widoki "starej" Wolbórki z dawnych lat. Serdecznie pana pozdrawiam. Bartłomiej Ławicki (wnuczek Feliksa i Marii Makowskich, syn Lenki) – dotyczy posta: Będków - Wolbórka - Wędkarskie wspomnienia



Jak tylko sięgam pamięcią moich szczenięcych lat z Łodzi, w maju każdego roku, autobusem PKS,  mama zabierała mnie, a później także mojego młodszego o 4 lata brata Zbyszka do Będkowa.
Mieszkaliśmy w pokoiku na parterze, w piętrowym budynku z 1914 roku. Był to spadek po ojcu mamy, Wojciechu Pachniewiczu.

Nasz dom
Dziadek całe życie budował, zostawił w spadku swojej czwórce dzieci dwa domy, obory, pomieszczenia pomocnicze i sporo hektarów dobrej ornej ziemi. Dom, o którym wspomniałem wcześniej został podzielony pomiędzy moja mamę (lewa strona) i jej siostrę Janinę Florczyk. Byliśmy małymi kamienicznikami, w naszej połowie mieszkały zawsze dwie rodziny jako lokatorzy. W latach pięćdziesiątych mieszkała rodzina Kotowskich i Dulasów. Później po Kotowskich zamieszkała na długie lata rodzina Trelów. Nigdy miło nie wspominałem tych autobusowych podróży, a szczególnie nasza rodzicielka. Na wysokości Czarnocina, gdzie jest zalew, była górka, po zjechaniu z niej wymiotowaliśmy razem z bratem, mama miała przygotowane ręczniki, były pełne, wysiadaliśmy przy kościele, ubrudzeni i wykończeni...
Pamiętam jak dzisiaj, cudowne majowe kwitnące łąki, pełne cudownych kwiatów, trawy były wysokie, mało było mnie z nich widać. Tuż obok cudowna Wolbórka, a na niej "paka" i "dołek". Nie wiem czy te nazwy się zachowały, w każdym bądź razie tych miejsc fizycznie już nie ma. Cały Będków (mam na myśli dzieciaków) szalał w tych miejscach. Na dołku było ok. 2 metrów głębokości, na wyścigi skakaliśmy szukając rzuconego kamienia, wyglądaliśmy jak stado wyder, nikt z dorosłych nas nie pilnował, nikt się nie utopił. Całe dnie do samego wieczora to miejsce było pełne wrzeszczących i kapiących sie dzieciaków. Teraz, nikt nie zobaczy kąpiących się dzieciaków, brakuje dojścia do rzeki...
Wracając do naszego domu, który znajdował się przy ul. Krakowskiej 1, miałem niesamowite szczęście, że wokół nas mieszkało wielu moich rówieśniczek i rówieśników. Jak wspominałem wcześniej w rodzinie Trelów mieszkał mój rówieśnik Krzysiek (Peja) i jego młodszy brak Zbyszek. Peja był moim najlepszym wakacyjnym kolegą, natomiast Zbyszek był naszym wrogiem, "kablował" wszystko co się dało....
Na wprost rodzina Makowskich z Hanią (mój rocznik) i starszymi Markiem i Lenką.
Kilka domów dalej w tak zwanych "potyłkach" mieszkali Grzybczyńscy z moim rówieśnikiem Stefkiem,
Stefek Grzybczyński - Zmarł tragicznie (utonął) nad Zalewem Sulejowskim) - 1953-2001

 dwa lata starszą Jadzią i najstarszym Dzidkiem (Mietkiem),

Jadzia Grzybczyńska-Krych - zawał serca 1952-2007.

także rodzina Lenarczyków z Jackiem. W domu obok (po dziadku) mieszkali Wasilewscy z Bożeną, Andrzejem, Kasią i Ewą. Do drugiej części tego domu, dojeżdżało z Łodzi także moje kuzynostwo Grzegorz i Hania.W każdą sobotę, po przyjeździe mojego taty z Łodzi, odbywały się filmowe seanse.

Na takim rzutniku odbywały się sobotnie seanse filmowe.
Ekranem była tablica ogłoszeń, pan Makowski był sołtysem. Tablica była umieszczona na jego płocie, po przeciwnej stronie ulicy.

Dom rodziny Makowskich, na tym asfalcie siedzieliśmy na stołkach (kiedyś był bruk)
Wieczorem każdy z maluchów przynosił ze sobą stołeczek, potrafiło przyjść nawet 30-ro dzieciaków!! Mój tata wyświetlał z projektora-rzutnika kolorowe bajki, nie były ruchome, lecz były tak kolorowe i piękne, ze nigdy nam się nie znudziły. Na każdej klatce filmu były napisy, ktoś z dorosłych czytał na głos, buzie mieliśmy otwarte i ze szczęścia lub strachu, w zależności od wyświetlanej bajki, nie zapomniane wieczory. W dni powszednie bawiliśmy się w chowanego. Miejsc było dość, tylko nasze mamy wyrywały sobie włosy z głowy, kiedy wracaliśmy do domu, ubrudzeni, spoceni, z koszulkami pełnymi dziadów (owoce łopianu). Wtedy nie było sztucznych materiałów, koszulki były wełniane lub bawełniane, doskonale przyjmowały dziady.. Chciałbym ciepło wspomnieć o Maryni Kotowskiej, która mieszkała w naszym domu. Nasze mamy były od zawsze przyjaciółkami. Wacia i Jadzia wymyśliły sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni, zrobili z nas parę, nic gorszego nie można zrobić małym dzieciom.... Unikałem jak mogłem mojej "narzeczonej", Marynia także. Zrobili nam wielka krzywdę, teraz wspominam to z rozrzewnieniem, spotykamy się sporadycznie, była i jest bardzo ładną i niezwykle serdeczna kobietą!!
Gdy byliśmy troszkę starsi, stworzyły się dwie grupy. W mojej znaleźli się: Hania, Stefek, Jadzia, Dzidek, Jacek, Krzysiek, Andrzej, Marynia Kotowska, Maryla Burczyńska, Maria Kobalczyk, Hania Makowska. Jak to miedzy dziećmi, toczyliśmy bitwy. Do jednej przygotowywaliśmy się bardzo długo. Rodzice Jadzi, Stefka i Dzidka mieli w inspektach pomidory, znakomity materiał do rzucania, wynieśli ich całą masę, także Hania Makowska podbierała kurom jajka. Bitwa odbyła się na wprost okien Zosi Wasilewskiej i pani Trelowej, pomidory i jajka ściekały po ścianach i oknach budynków. Niespodziewany kontratak ze strony nowego przeciwnika: Wasilewskiej i Trelowej z miotłami w rękach zakończył przedwcześnie, dobrze zapowiadającą się dla nas bitwę. Nie wspomniałem o mojej najbliższej rodzinie Florczyków. Mieszkaliśmy w jednym domu, Jadzia, Urszula, Kazik i Adam nie mieli czasu na zabawy, trudna sytuacja rodzinna i nie pozwalała na bliskie kontakty  z naszą ferajną, musieli pomagać w domu. Także Hania Makowska, bardzo rzadko mogła nam towarzyszyć, bardzo surowy tata, zawsze znalazł zajęcie dla mojej przyjaciółki... Zawsze znalazła chwilkę czasu, aby z nami poszaleć, dziękuję Haniu !!!

4 komentarze:

  1. Na tym podwórku bawiłyśmy się z Hanią Makowską
    A ciocia Makowska piekła pyszne ciasto drożdżowe i gotowała pyszną zalewajkę .

    OdpowiedzUsuń
  2. Znałam Stefka Grzybczyńskiego i Jadzię Grzybczyńską
    Biegaliśmy przez łąki kąpać się w rzece - " nad pakę "
    To było piękne dzieciństwo ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni byli jak Rodzina, ich Tata Mietek, był dla mnie drugim Ojcem !!!
      Wielki żal, nikogo z nich już nie ma wśród nas, dzisiaj jadę do Będkowa na cmentarz, pokłonić się wszystkim przyjaciołom i znajomym !

      Usuń
  3. Na ulicy Krakowskiej , przy domu Hani Makowskiej graliśmy w klipę . Dziadek Ludwik Krakowiak zawsze nam ją pięknie wystrugał .Dziadek mieszkał z babcią Zosią i ze mną na Pradze , teraz tam mieszka Hania Makowska - Śmiechowicz .

    OdpowiedzUsuń