Dzieciarnia ukończyła naukę /dyrektorem szkoły był nasz kolega z Piotrkowa, Wacek Krauze/, żona pracowała w administracji szkolnej / z powodu choroby gardła i tarczycy nie mogła nadal uczyć/, a ja zajmowałem się ogródkiem i ulepszaniem domku sposobem gospodarczym. Ale choroba oczu posuwała się: w 1961 r. uzyskałem drugą grupę 1969 r. pierwszą grupę. Widzę tylko bokami, w centrum pola widzenia mam gęsty mroczek. Stąd trudności w pisaniu ręcznym, wolę na maszynie, choć niezbyt wprawnie, ale czytelnie. Myślę, że i Tobie będzie łatwiej mnie odczytać.
Lata biegły, Krysia po ukończeniu ze złotym medalem W.S.E. w Katowicach otrzymała posadę w min. Komunikacji, wyszła za mąż i mieszka w pobliżu dworca głównego, szalenie do mnie przywiązana. Terenia ukończyła również ze złotym medalem Politechnikę Śląską, wyszła za mąż za kolegę z uczelni, mieszka w Dąbrowie Górniczej, a pracuje jako asystentka na uczelni i robi tam doktorat. Władek ukończył Politechnikę Warszawską, zaraz też się ożenił, mieszka przy teściowej, pracuje w Dyrekcji P.K.P.. W tych warunkach nie było dla nas dwojga starszych sensu dalej mieszkać w domku, palić w piecu, odgarniać śnieg i naprawiać dach. Wiosną 1974 r. sprzedaliśmy więc domek, kupując równocześnie mieszkanie spółdzielcze.Dwa pokoje i kuchnia z oknem, co w budownictwie stołecznym często się nie spotyka. Nadwyżkę ze sprzedaży zamierzaliśmy przeznaczyć na wycieczki i rozrywki. Ale z zamiarów nic nie wyszło. Nagle zaskoczyła mnie w grudniu 1974 r. operacja /niedrożność/, odnowienie nowego mieszkania i przeprowadzka odbyła się podczas mojego pobytu w szpitalu.
Do normalnego stanu powracałem nawet dość szybko, w maju 1975 byliśmy nawet na wczasach w Spale. W sierpniu żona otrzymała sanatorium w Szczawnie, ja pojechałem razem /prywatnie/ i tam wzmogły się moje dolegliwości. Trzeba było pobyt przerwać. We wrześniu szpital, powtórna operacja. Tym razem do zdrowia powrócić nie mogę. Kompletny brak apetytu, wstręt do mięsa, jadam tylko kaszkę mannę, omlecik na parze, twarożek. Od dwóch miesięcy z regularnością co 7 dni lub 8 dni łapią mnie torsje, bardzo obfite, odwadnia to organizm i mocno osłabia. Nigdzie więc się nie ruszam, nawet na krótkie przechadzki po osiedlu wypuszczam się rzadko. A jeśli trzeba coś pozałatwiać to nigdzie bez żony nie wyruszam. Jest moją nieodstępną towarzyszką. Sprawuje funkcję sekretarki, kasjerki, lektorki, gosposi, praczki, szwaczki, sprzątaczki, pielęgniarki. A ja niczym odwzajemnić się nie mogę. Czuję się jak postrzelony zając, który jeszcze po lesie kluczy, ale w ciągłej obawie, ze go lis złapie.
Tak szczegółowo opisałem swoje dolegliwości, gdyż na pewno właściwie je odczujesz, wynika bowiem z Twego listu, że i Ty niedomagasz. Ale kończmy ten temat, teraz trochę wspomnień.
Jeśli chodzi o kolegów szkolnych to kontakt utrzymywałem z Wojtkiem Karwowskim. Felek Przyłubski zasklepił się w domu, pochłonięty ponoć wychowywaniem wnuków i opracowaniem wydawnictw. Twoją kuzynkę p.Genę dobrze pamiętam, a że w albumie mam nawet jedno nadetatowe zdjęcie, więc przesyła je Tobie, może właśnie nie posiadasz. Często przebiegam myślą do czasów naszego wspólnego i to przez ładnych parę lat na letnisku we Włodzimierzowie, nasze biegi, skoki i inne zawody, w których rolę arbitra pełnił sędzia Kowalczewski. A podczas zajęć szkolnych wspólne przerabianie zadań matematycznych. Pamiętam, że miałeś zwyczaj wróżenia sobie, czy w szkole dzień przejdzie pomyślnie. Miało o tym świadczyć pociąganie rano przy wstawaniu właściwego sznurka od rolety okiennej. Ale to podobno nie zawsze się sprawdzało. natomiast w okresie studenckim, gdy mieszkałeś przy Chmielnej 49 na odwrocie drzwi do szafy miałeś umieszczony wizerunek jakiegoś fetysza, który miał szczęście przynosić. Również i Twoich rodziców dobrze pamiętam. Twoja matka w pogodne dni letnie lubiła wczesnym rankiem brodzić po Luciąży, a Twój ojciec był człowiekiem szanowanym i zapobiegliwym. pamiętam, że "Krakowski" był jeszcze domem parterowym, potem Twój ojciec rozbudował go, ale w ten sposób, ze nie było tam ani jednego lokatora. Wystawiłeś też na cmentarzu piękny pomnik z czarnego marmuru.
Jeśli chodzi o kolegów piotrkowiaków to mało się tu już ich widzi. parokrotnie zetknąłem się z wackiem Wolskim, a rewelacją było wspólne przebywanie w szpitalu na tej samej sali z Marianem Bartenbachem. Mimo okazywanej serdeczności z jego strony stosunków koleżeńskich nie odnowiłem, z uwagi na przykre wspomnienia z okresu okupacji, o czym może będę miał możność kiedy Ci opowiedzieć.
- ciąg dalszy nastąpi -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz