sobota, 7 marca 2015

Pamiętnik znaleziony w... - Radomsko - Bełchatów - 7 p.a.p.Częstochowa - cz.5

O, jaki ten wójt był dziecinny przyjeżdzając na moje zeznanie- nie wiedząc o tym, że z dzieckiem co chcemy to zrobimy. Gdyż dziecko to jest podobne do tego zwierzątka kota, wybijemy go i pogłaskamy, a on się będzie człowiekowi łasił- lecz pamięta o tem, kto jest dla niego dobry a kto zły. Pisząc to wszystko nie mam na celu krytykowania moich opiekunów, ani stawiania ich w tak czrnych ramach i dziś nawet nie wytykam im tego. Robiono ze mną co chciano i kazano według swego "widzimisię". Byłem sierotą, nikt się za mną goręcej nie ujął. jeden duch matki patrzał z wyżyn niebieskich na swe dzieci na łasce i niełasce
i poniewieranie, ten duch matki może nieraz prosił Boga ażeby nas zabrał z tego padołu nędzy i łez, gdzie nas uważano za coś podrzędnego, jak mnie na przykład, że mi łaskę wyświadczają tem, że mnie wychowują ze swego "dobrego serca", że się litują nad sierotami.
Nie wspomniał bym dziś tego, gdyby to wszystko co mnie spotykało było mym przestępstwem zasłużonym, ale jeżeli niewinnie spotykała mnie krzywda- to musiałem tem silniej odczuwać tą krzywdę. Bywało, że przez mą nieostrożność zepsułem coś- wtedy też nie było nad tem zastanowienia, czy to się stało przez nieostrożność czy umyślnie, tylko od razu rżnięcie. Przez to stałem się bojaźliwy, smutny i przygnębiony. Pewnego razu- gdy byli na jarmarku, a ja sam byłem w domu, przez nieostrożność potłukłem lusterko.
O jak się wtedy bałem, a ponieważ już byłem doskonale religijnie, a szczególniej o św. Stanisławie Kostce moim patronie, który według podań dużo cudów sprawił, gdy się ktoś do niego w potrzebie zwracał. Tak i ja wziąłem książkę do nabożeństwa pod tytułem: św. St. Kostka i zacząłem odmawiać wszystkie modlitwy z błagalną prośbą, ażeby się stał cud i to lusterko żeby się naprawiło na powrót spoiło. Modliłem się tak żarliwie z wiarą dziecinną, tak silną jak nigdy, a co chwila spoglądałem na lusterko. Odmówiłem wszystkie modlitwy jakie się tylko znajdowały. jednak cudu nie było. Mówię sobie, kiedy mi święci nie chcą pomóc, muszę się udać do złego. a czytałem w tym czasie o czarnoksiężniku Twardowskim, który to miał duszę zaprzedać djabłu, aby miał wszystko czego dusza tylko zażąda. Tak samo i ja wtedy wyszedłem za stodołę i począłem wołać złego- i też się nie stawił na moje żądanie- zawiodły mnie nadzieje dobre i złe, Od tej chwili straciłem wiarę w siły nadprzyrodzone....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz