środa, 14 października 2015

Regina Swęda - Tkaczuk - Bukowiec - Wiśniowa Góra - Kresy - Bandy UPA - cz.3

Mieszkając w Wiśniowej Górze, poznaliśmy agronoma o nazwisku Kłys, on zajmował się podziałem, przydziałem ziemi po Niemcach którzy wyjeżdżali po wyzwoleniu Polski. Dokładniej, poznał go mój szwagier i po rozmowie z nim zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do Bukowca. Dosłownie:
- tu taki Kłys był, on był agronomem, zapoznał się z moim szwagrem, on już nie żyje.
- powiedział, jedźcie na Bukowiec, na Bukowiec !!!
- I tu my wszystkie się na ten Bukowiec się sprowadzili, tu na róg (róg Górnej i Rokicińskiej), do takiego dużego domu, gdzie niejaki Lorentowicz z Brójec był, a my mieszkali w takim długim domu, szwagier mieszkał po środku, dalej była kuchnia i weranda. - ten przydział na Bukowiec to dostała moja mama i szwagier Bolek z siostrą, ja mieszkałam z nimi, miałam dokumenty że zostawiłam na Kresach dużą gospodarkę, ale ich nie pokazywałam.
Mama to miejsce przyjęła, szwagier nie chciał, wyprowadzili się na ulicę Dolną do niejakiego Bomby, był to taki mały domek, teraz nie potrafię powiedzieć dokładniej gdzie..
Ale siostra nie chciała tam mieszkać, warunki byłe złe, więc przeprowadzili się wkrótce do Andrzejowa, za swoje papiery dostali tam mieszkanie, oboje znaleźli pracę, mieszkali długo, obecnie już nie żyją, teraz mieszka tam ich syn Mietek.. 
Tego domu na skrzyżowaniu już nie ma, obecnie jest tam plac z samochodami...
Mieszkaliśmy do czasu jak mój mąż wrócił z wojny. Mój powiedział, ze dostał przydział na gospodarstwo na Zachodzie, chciał wyjechać z nami.
- ja mu powiedziałam, Janek daj mi spokój, ja tam nigdzie nie jadę, mi tu dobrze, nie będę jechała w nieznane.. Był u nas taki Kowalewski i powiedział do mojego:
- Janek, dla ciebie jest praca.
- mój odpowiedział, ja tam pracy nie będę szukał, jestem rolnikiem, mam co robić..
- my tam wszystko mieli, kaszę jaglaną, tatarczaną, mąkę pszenną, na wiosnę się siało, na jesień się zbierało, do sklepu się chodziło tylko po naftę i sól, chleb się piekło samemu, swój był ser, masło się sobie robiło, świnie hodowało...

                               Zdjęcie ślubne Reginy i Jana Swędów.

Ciekawiło mnie, jak pani Regina spotkała się w Bukowcu ze swoim mężem, który walczył na froncie??
- Ano, jakoś się znaleźliśmy, pisaliśmy do siebie listy. Pod koniec swojej wojaczki został wysłany na tereny wschodnie przy Ukrainie. Gdy dowiedział się, że stoję na granicy z córką prosił swojego dowódcę, aby pozwolili mu pojechać po nas i szczęśliwie przetransportować z Kruhlik na zachód Polski. Nie wiem jak to się stało ale mojego Janka całkiem zwolnili z wojska, tylko że w terminie późniejszym. Wiedział, że dotarliśmy do Bukowca, tam też dojechał, spotkał kogoś co jechał konnym wozem i spytał:
- Nie widzieliście rodziny z Kresów która ostatnio się tutaj sprowadziła?
- Ano, tam na skrzyżowaniu po prawej stronie mieszkają jacyś zza Buga.
Mój Janek doszedł i zobaczył na podwórku krowy, od razu je rozpoznał, że to nasze!. Także nasza córka była na podwórka, ja w ganku. Zaczęła krzyczeć:
- Mamusiu, mamusi, tu,tu,tu,tu, nie mogła z tego wrażenia powiedzieć słowa tatuś !!!
- Ja patrzę, faktycznie, mój Janek idzie, przywitaliśmy się, zaczął opowiadać jak to mu było w wojsku, jak walczył na wschodzie z banderowcami.
Zapytałem, czy może coś więcej pani Regina powiedzieć o przygodach wojennych swojego męża, niestety czas robi swoje, historie które opowiadał, jej mąż przez lata sąsiadom, znajomym, rodzinie wyleciały z pamięci. Pozostał Medal Wirtuti Militari który otrzymał jej mąż w roku 1944.

- Wrócił do domu z nadłamanym zdrowiem, ranny w nogę, dostał duszności (astma). W tym czasie dołączył do nas mój brat Piotr który był na robotach w niemczech, ten budynek się walił, ciężko było w kupie mieszkać. Przeprowadziliśmy się w trójkę troszkę dalej na ulicy Górnej.
- Mój mąż w dalszym ciągu marzył o wyjeździe na zachód, tyle się nasłuchał od kolegów żołnierzy jaki to jest tam dobrobyt. Ja już nie chciałam, miałam dość tej włóczęgi, przecież mieliśmy dokumenty, zaświadczenia o pozostawionym majątku.Tutaj nam się należało gospodarstwo jako rekompensata za pozostawione mienie nad Bugiem.
- Ten budynek który zajęliśmy był także w fatalnym stanie, ściany były lepione gliną, pomiędzy drewniane belki. W tym niewielki domu mieszkał Niemiec Legler, obok Niemka z dwójką córek. Byli strasznie biedni, ona była krawcową, troszkę dorabiała. Legler chodził gdzieś do Woli Rakowej, często siedział na podwórku z moim i gadali. Ona bidula wiecznie była głodna jak i jej córki, pomagaliśmy im w miarę naszych możliwości także dając sukieneczki i inne odzienie dla jej córek.
- Ja miałam wieprzka, mama świnię i "pognały się", jak my przyjechali tutaj, świnia oprosiła się, miała 12 sztuk maluchów!!. Jak dorosły mama dała mi jedną z nich, taką z 70 kilo. Zabiliśmy ją, dokarmialiśmy tych Niemców nie tylko mięsem, także mlekiem naszych krów, masłem serem. Jakoś żyło się wspólnie bez żadnych uprzedzeń.
- Pewnego razu Legler prosił męża, aby on odwiózł wozem tę Niemkę z córkami na zachodnią granicę. Janek się nie zgodził, to był niepewny czas, sam chory, było za duże ryzyko...
cdn...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz