Litzmannstädter Zeitung, 23 listopada 1941 roku.
Nasi strażnicy zmarli, ale się nie poddadzą!
Na cmentarzach bohaterów wielkiej bitwy o przełom -
W historycznym lesie Adamów
Przeminęły ślady na szerokim "Polu Bitwy pod Brzezinami”, od przełomu Niemców przeciwko rosyjskiemu mocarstwu, które należy do historii świata, minęły dziesięciolecia. Jak często pług rolniczy znów chodził po polach, na których odbywała się walka człowieka z człowiekiem jako prawdziwa walka o wolność. A potem przyszedł czas obcej dominacji nad terenem, który już w czasie wojny światowej został odzyskany przez wojska niemieckie ich życiodajną krwią. Obcy mistrzowie nie mieli zrozumienia dla zachowania pamięci o tym miejscu o historycznej wielkości.
Dziś trzeba więc szukać świadków ciężkich walk z dawnych lat, trzeba wyjść z małego miasteczka Brzeziny, które kiedyś znane było tylko mieszkającym tam krawcom i dopiero chwalebnym czynem generała Litzmanna trafiło w pole widzenia światowych wydarzeń. W samym miasteczku nie ma prawie nic, co mogłoby przypominać o bitwie podjazdowej z 1914 roku, poza nazwą w jej starej i nowej formie. To, że został on skutecznie przekroczony z Löwenstadt na niemiecki, jest pewne, ponieważ tylko dzięki odwadze lwa w listopadzie pierwszego roku wojny światowej można było dokonać wysadzenia rosyjskiego uścisku tego czasu.
Dawne pole bitwy, płaski teren z falistymi wzniesieniami na krawędziach, zdaje się potwierdzać nasze podejrzenia: bitwa musiała tu szaleć. Wygląda to na urzekająco strategiczną przestrzeń. W naszej podświadomości zaglądamy w lewo i w prawo do rowów, spoglądamy na wzgórze, oglądamy fałdy ziemi i zadajemy sobie pytanie, czy nie ma tutaj starego rowu, na wpół zgniłego punktu obserwacyjnego, czy też pozostałości po opuszczonej pozycji baterii. Nic z tych rzeczy. Bitwy w unikalnym dziele Litzmanna musimy szukać gdzie indziej, z dala od prawie wszystkich ścieżek w ciszy. I tam odkrywamy mały drewniany znak z napisem "Na Cmentarz Bohaterów Adamowa”.
Musimy zwracać baczną uwagę i zakończyć podróż przed dużym kawałkiem lasu - być może był to niski zagajnik w bitwie, który był mile widzianą osłoną dla posuwającej się piechoty - i zatrzymać się przed murem wejściowym, który jest mocno zamglony. Cisza jest niemal upiorna, wchodzi się do tej leśnej kopuły jak na nabożeństwie. I to jest jak nabożeństwo pamiątkowe dla nas. Niezliczone proste są, porośnięte trawą wzgórza bez napisów, które zawierają ludzkie losy, które pozwalają przemówić do nas rozbrzmiewająco cichym językiem bezimiennych. Teraz nagle pułkowy numer formacji heskiej wyskakuje z wietrznego drewnianego krzyża, że tak powiem, na nasze twarze, w którym sami straciliśmy drogiego krewnego.
Mało, co zauważyły ludzkie ręce w wiecznie rządzącej naturze, jest tak natarczywe, że nagle wielka bitwa zdaje się znów nabierać życia. Myśli się o tym, że o taki przełom trzeba walczyć za wszelką cenę, niezależnie od strat. I tak było. Zdanie, prawie niesione przez siłę żywiołów, wbija się w nieczytelny napis: Strażnik umiera i nie poddaje się! Kilka słów o ziemskiej grawitacji. A potem stoimy urzeczeni na kopcu grobowym, z którego nieznany żołnierz, że tak powiem, mówi do nas osobiście: Tu spoczywa człowiek z Gwardii Pruskiej. Jeszcze prostszy jest prawie kolejny napis na kopcu trawnika: Jeden ze strażników.
Naprzód przez groby! To hasło śmiercionośnej walki staje się dla nas tutaj pewnikiem, bo tu też znajdujemy ostateczne miejsce spoczynku setek żołnierzy niemieckich jednocześnie. Leżą wokół grubo wykutego kamienia bez słów, zgromadzonego jak rasa bohaterów. Ale nawet ostatnim tchnieniem pobili wroga do zniszczenia, bo kamień na innym masowym grobie mówi o tym: spoczywa tu 1100 rosyjskich żołnierzy. Z drugiej jednak strony, pokazuje to, jak niemieccy bojownicy z czasów wojny światowej udowodnili rytuał pamięci nawet najbardziej zatwardziałemu przeciwnikowi.
Leśny cmentarz w Adamowie (Adamower Waldfriedhof) jest tak imponujący właśnie ze względu na swoją oryginalność. I dlatego nie należy zmieniać jego prostoty, ale coś trzeba zrobić dla jego zachowania, bo spustoszenia czasu niepokojąco odbijają się na tym miejscu pamięci, które ze znanym cmentarzem honorowym w Gałkowie jest jednym z niewielu wciąż widocznych świadków przełomu w Brzezinach. Generał Reichsknegerführer, Reinhard, wyraził to również podczas swojej wizyty w Löwenstadt i zadeklarował, że pomnik zostanie objęty opieką przez NS Reichskriegerbund.
W drodze powrotnej napotykamy nazwę, która została uwieczniona przez historyczny rozkaz ataku wydany przez generała Litzmanna 23 listopada 1914 r.: wzorcowa posiadłość Małczew, będąca własnością Niemca z Litzmannstadt.
I to naprawdę zostało zrobione z utrzymanym wzgórzem trawnikowym, pod zacienionymi drzewami, na którym bardzo rozsądnie tylko niemiecki krzyż śmierci po jednej stronie frontu i rosyjski po drugiej stronie jest inkrustowany kamieniami. Również to ostatnie 3 miejsce spoczynku setek nieznanych żołnierzy z obu obozów, z powodu swojej wojskowej prostoty, przyciąga każdego gościa. Jesteśmy pewni, że pewnego dnia nasi potomkowie spojrzą na to jak na stary germański kopiec pogrzebowy, a następnie rozpoznają z niemego języka krzyży, że tutaj bohaterowie Brzezin śpią na zawsze! Lakonicznie krótki napis na tym wspólnym miejscu pochówku przyjaciela i wroga znajduje się na specjalnym kamieniu pamiątkowym i ma swoją własną historię. Założyciel tego pomnika świadomie wybrał łaciński tekst, który w tłumaczeniu brzmi: "Za ojczyznę waszą w listopadzie 1914 r. Odpoczywa tutaj 191 wojowników!
W okresie despotycznych polskich rządów odważny Niemiec słusznie zakładał, że obcy mistrzowie, w swojej nienawiści do Niemiec, nie zatrzymają się na majestacie śmierci, w tym przypadku na ostatnim pomniku upamiętniającym poległych dwóch narodów. I słusznie: pewnego dnia starosta spotkał się z właścicielem ziemi i zapytał, dlaczego napis na zbiorowej mogile nie został napisany w języku narodowym. I trafna, prawdziwie niemiecka odpowiedź: jest on przeznaczony na wieczność! Kiedy myśli się o latach ucisku na Wschodzie, to było to słowo prawdziwie prorocze. Widmo niepodległej Polski dawno zniknęło w nicość, a nasze bohaterskie pomniki przeznaczone są na wielką niemiecką wieczność. Tak, ustawione na wieczność. To najlepszy zaszczyt dla poległych.
Autor: Otto Knlese
Unsere Garde stirbt, doch sie rgibt sich nicht!
Auf den Heldenfricdhöfen der großen Durchbruchsschlacht / Im
historischen Walde von Adamow
Verweht sind die Spuren in dem weiten "Chlachtgelände von Brzeziny, Jahrzehnte sind nach jenem der Weltgeschichte angehörenden durchbruch der Deutschen gegenüber einer vielfach überlegenen russischen Ubermacht Während des großen Völkerringens ins Land Begangen. Wie oft ist der Pflug des Landmannes wieder über die Felder gegangen, auf denen der Kampf Mann gegen Mann als wahrer Freiheitskampf ausgetragen wurde. Und dann kam noch die Zeit der Fremdherrschaft über das schon im Weltkrieg von deutschen Truppen mit ihrem Herzblut heimgeholte Gebiet. Die fremden Herren hatten da kein Verstandnis für die Erhaltung der Erinnerungen an einen Schauplatz geschichtlicher Größe.
So muß man denn heute nach Zeugen des harten Ringens von einst suchen, man muß einmal hinausfahren nach dem Städtchen Brzeziny, das früher nur bekannt war durch die feilen dort ansässigen Schneider und erst durch die Ruhmestat des Generals Litzmann ins Blickfeld des Weltgeschehens gehoben wurde. In der Gemeinde selbst ist kaum etwas zu sehen, was einen greifbar nahe an das Bewältige Schlachtengetümmel aus dem Jahre 1914 mahnen könnte, es sei denn der Name in seiner alten und neuen Form. Daß er mit Löwenstadt ins Deutsche wirkungsvoll übertrafen wurde, steht fest, weil eben nur mit dem Mut des Löwen in den Novembertagen des ersten Weltkriegsjahres die Sprengung des r ussischen Umklammerungsringes von damals Belingen konnte.
Das einstige Schlachtfeld, ebenes Gelände mit welligen Erhöhungen am Rande, scheint uns beim Betrachten die Vermutung zu bestärken: hier muß der Kampf getobt haben. Es wirkt wie ein bestechend strategischer Raum. Im Unterbewußtsein sehen wir links und rechts in die Straßengräben, blicken zu einer Anhöhe hinüber, betrachten eine Erdfalte und fragen uns, ob da nicht doch noch ein alter Schützengraben, eine halbzerfallene Beobachtungsstelle oder das Überbleibsel einer verlaschen Batteriestellung vorhanden sind. Nichts von alledem. Wir müssen die Schlachtenerinerung an Litzmanns einmalige Tat uns ganz wo anders, und zwar abseits fast aller Wege in der Stille suchen. Und da entdecken wir auch schon ein kleines Holzschild mit der Aufschrift: Zum Heldenfriedhof Adamow.
Wir mussen scharf acht geben, und enden stehen wir vor einem großen Waldstück - vielleicht war es in den Schlachtaten noch ein niedriges Gehölz, das den vorstürmenden Infantertsten doch schon willkommene Deckung — und halten vor einem stark vermoosten mauereingang. Es herrscht eine geradezu unheimliche Stille, man tritt in diesen Walddom ein wie zu einem Gottesdienst. Und er ist uns wie eine Gedenkfeier. Zahllos sind die ein fachen, grasüberzogenen Hügel ohne jede Aufschrift, die Menschenschicksale enthalten, die die immer wieder erschütterd stumme Sprache der Namenlosen zu uns sprechen läßt, Da liegen im Halbkreis um ihren Kommandeur geschart die tapferen Kameraden. Nun springt einem plötzlich die Regimentsnummer einer hessischen Formation von einem verwitterten Holzkreuz gewissermaßen ins Gesicht, bei der man selbst einen lieben Verwandten verlor.
Das Wenige, was Menschenhand hier in dei ewig waltenden Natur vermerkt hat, ist so eindringlich, daß auf einmal die große Schlacht wieder Leben zu gewinnen scheint. Man denkt daran, daß so ein Durchbruch um jeden Preis ohne Rücksicht auf Verluste erkämpft werden muß. Und so war es. In nur noch unleserlicher Schrift hämmert sich einem der fast von Urgewalt getragene Satz ein: Die Garde stirbt und ergibt sich nicht! Wenige Worte von Erdenschwere. Und dann stehen wir förmlich gebannt an einem Grabhügel, von dem sozusagen der unbekannte Soldat persönlich zu uns spricht: Hier ruht ein Mann der preußischen Garde. Noch schlichter fast ist die nächste Aufschrift eines Rasenhügels: Einer von der Garde
über Gräber vorwärts! Diese Parole eines todesmutigen Ringens wird uns hier Gewißheit, denn wir finden hier auch die letzte Ruhestätte von Hunderten deutscher Soldaten zugleich. Um einen roh behauenen Stein ohne Worte liegen sie, wie ein Heldengeschlecht versammelt. Aber noch mit dem letzten Atemzug haben sie den Gegner doch vernichtend geschlagen, denn davon kündet ein Stein auf einem anderen Massengrab: Hier ruhen 1100 russische Soldaten. Das veranschaulicht aber anderseits, wie die deutschen Frontkämpfer des Weltkrieges auch dem hartgesottensten Gegner die Rittet lichkeit eines Gedenkens erwiesen.
Der Adamower Waldfriedhof ist gerade wegen seiner Ursprünglichkeit so eindrucksvoll. Und man sollte daher an seiner schlichten Art nichts ändern, wohl aber muß etwas für seine Erhaltung getan werden, denn der Zahn der Zeit nagt bedenklich an dieser Erinnerungsstätte, die mit dem bekannten Ehrenfriedhof von Galkow zu den wenigen noch sichtbaren Zeugen des Durchbruchs von Brzeziny gehört. Der Reichsknegerführer, General Reinhard, hat dies bei seinem Besuch in Löwenstadt auch geäußert und- erklärt, daß die Ehrenstätte vom NS.-Reichskriegerbund in Obhut genommen würde.
Auf der Rückfahrt begegnen wir einem Namen, der durch den geschichtlichen Angriffsbefehl des Generals Litzmann vom 23. November 1914 unvergänglich geworden ist: das im Besitz eines Litzmannstädter Deutschen befindliche Mustergut Malczew.
Und dies ist wirklich mit einem sorgsam gepflegten Rasenhügel unter schattigen Baumen geschehen, auf dem sehr sinnvoll nur das deutsche Todeskreuz auf der einen Seite der Vorderfront und das russische auf der anderen aus Steinen eingelegt ist. Auch diese letzt 3 Ruhestätte von Hunderten unbekannter Soldaten aus beiden Lagern bannt jeden Besucher wegen seiner soldatischen Schlichtheit. Wir sind sicher, daß es einmal unsere Nachfahren wie ein altgermanisches Hügelgrab betrachten werden, um dann an der stummen Sprache der Kreuze zu erkennen, daß hier die Helden von Brzeziny Ihren ewigen Schlaf tun! Die lakonisch kurze Inschrift zu dieser gemeinschaftlichen Grabstätte von Freund und Feind steht auf einem besonderen Gedenkstein und sie hat ihre eigene Geschichte. Der Stifter dieses Ehrenmales hatte mit Bewußtsein einen lateinischen Text gewählt, der in der Ubersetzung lautet: Für ihr Vaterland im November 1914 .hier ruhen 191 Krieger!
Mit Recht hatte der wackere Deutsche in der Zeit der polnischen Willkürherrschaft vermutet, daß die fremden Herren in ihrem Deutschenhaß auch nicht vor der Majestät des Todes, in diesem Fall vor dem letzten ehrenden Gedenken für die Gefallenen zweier Völker, Halt machen würden. Und richtig: eines Tages erschien denn auch der Starost bei dem Gutsbesitzer und fragte, warum die Inschrift auf dem Massengrab nicht in der Landessprache abgefaßt sei. Und die treffende, echt deutsche Antwort: sie ist für die Ewigkeit bestimmt! Wenn man einmal an die Jahre der Unterdrückung im Ostland zurückdenkt, so war dies ein wahrhaft prophetisches Wort. Längst ist ja der Spuk eines selbständigen Polens in ein Nichts zerronnen, und unsere Heldendenkmäler sind für eine große deutsche Ewigkeit bestimmt. Ja, lür die Ewigkeit gesetzt; das ist die beste Gefallenen-Ehrung. Otto Knlese
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz