niedziela, 1 grudnia 2024

Andrzejów - Andrespol - Bukowiec - Zielona Góra - Borowa - Deutsche Post - 1916

 


  Deutsche Post - den Sonntag 21 Mai 1916 - Nr. 21.          

                     Wycieczka po niemieckich koloniach spalonych przez Rosjan

                                                                                                                  Marzec 1915 r.


Lodowaty wiatr zacina w twarz, termometr wskazuje jedenaście stopni poniżej zera. Zatrzymujemy się przy zniszczonym małym kościele protestanckim w Andrzejowie, który został ukończony na krótko przed wybuchem wojny. Nie tylko kościół i szkoła, ale także okoliczne domy zostały ostrzelane. Dziury po kulach w mieszkaniach przy ulicy są przerażające. Dziwne, jak szybko serca miejscowych otwierają się przed moimi polno-szarymi towarzyszami. Narzekamy na ucieczkę proboszcza parafii, bez imienia z przypowieści pasterskiej Jezusa. Życzenie niemieckiego pastora, pastora z niemieckim pochodzeniem, jest wyrażane nieszkodliwie. Niszczycielska rosyjska artyleria dokonała spustoszeń nie tylko w kościele i wokół niego, ... ale także na cmentarzu. 

Pamiętam historię, którą usłyszałem w grudniu od członka batalionu Landsturmu, który podjął ryzyko pochowania poległych towarzyszy na cmentarzu podczas rosyjskiego ostrzału. Cmentarz zasypał deszcz odłamków. Przedsięwzięcie musiało zostać porzucone, a ciała pochowane w innym miejscu. Niektórzy z niemieckich żołnierzy, którzy polegli podczas listopadowej próby okrążenia, zostali pochowani bezimiennie. Rosyjscy żołnierze oraz wiejskie i miejskie tłumy ograbiły ciała i zabrały identyfikatory.

                             
   Zniszczony kościół w 1915 roku. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów prywatnych Horsta Milnikela.



     W sąsiedniej kolonii Andrespol wzrosła liczba niemieckich majątków zniszczonych przez Rosjan całkiem bezsensownie, z niestrategicznych powodów. Im dalej Rosjanie wycofywali się z Łodzi, tym bardziej barbarzyńska stawała się ich odwaga z powodu „wewnętrznych Niemców”. Jeden z właścicieli opowiada, jak niemiecki patrol oficerski cicho zapukał do jego okna w noc po wkroczeniu Niemców do Łodzi i zapytał, czy Rosjanie nadal są we wsi. „Na miłość boską, przyjdźcie szybko, Rosjanie chcą podpalić naszą kolonię!” błagał. I Niemcy przybyli. Rosyjska artyleria musiała zrobić to, czego Kozacy, ze swoimi opatentowanymi zapalnikami, nie byli w stanie zrobić z powodu szybkiego natarcia wojsk niemieckich.

Zatrzymujemy się na posiłek w Königsbach. Z kwitnącej kolonii pozostało tylko dwadzieścia domów, ponad siedemdziesiąt karczm zostało spalonych przez Rosjan. Rosjanie nie zostawili nic biednym, którzy mieli stracić swój dobytek. A dobra, zostały z niczym. Nieliczne rzeczy, które udało się uratować na wypychanych wagonach, wrzucano do ognia lub palono razem z wagonem. A robili to ludzie, którzy do ostatniej chwili okazali się lojalni wobec cesarza i których krewni w armii zapłacili rosyjskiemu cesarzowi daninę krwi. Szwabska małostkowość i uczciwość znajduje odzwierciedlenie w charakterze ludzi. Ciekawe, czy w którejś z okolicznych wsi, których mieszkańcy pozowali na zbawców państwa, co robili właściciele poszczególnych domów przy drodze, rozdając setki kromek chleba i szklanek herbaty maszerującym z głodu rosyjskim żołnierzom? - Również tutaj, podobnie jak w Andrzejewie i innych niemieckich wsiach, w chwili wybuchu wojny powołano nieprzeszkolonego nauczyciela wojskowego. Nauczyciele byli najchętniej wykorzystywani w służbie kolejowej, tak jakby w Rosji brakowało ludzi, którzy wiedzieliby, jak kierować linią, a było mnóstwo inteligentnych ludzi, więc można było pozwolić sobie na luksus używania praktykantów jako wozaków.

    Podróż kontynuujemy przez Grünberg - Zieloną Górę.  Tutaj również Rosjanie podpalili szereg gospodarstw. Straszny widok! Zatrzymujemy się przy szkole. Poproszony nauczyciel wychodzi, a wkrótce podchodzi do nas kilku mężczyzn i kobiet z ocalałych budynków. Wielokrotnie zadawali pytanie:

- „Czy Rosjanie naprawdę nie wrócą?” moim towarzyszom. Oczy otaczających nas osób rozjaśniają się, gdy po raz drugi i trzeci słyszą potwierdzenie, że Rosjanie, którzy zapisali się w pamięci tych ludzi jako okrutni oprawcy i mordercy, zgodnie z ludzką przezornością już się wycofali.

    Teraz skręcamy w historyczną ścieżkę przez bardzo długą kolonię Wilhelmswald (Borowo). To stąd nastąpiło przełamanie Brzezin. To właśnie w tej wsi niemieckie dowództwo podjęło trudną decyzję o próbie przebicia się. Samochód musi przejechać przez zaspę utworzoną przez wiatr na wiejskiej drodze. Daje z siebie wszystko i nie może jechać dalej. Wywiązuje się rozmowa. Nauczyciel tej kolonii również jest na wojnie. Zostajemy skierowani do posiadacza dewocjonaliów. Jego życzenie dostarczenia jemu i mieszkańcom wioski materiałów do czytania zostało spełnione, podobnie jak w koloniach, które odwiedziliśmy jako pierwsze. Z radością odpowiada na pytanie, że nie ma już zagrożenia ze strony Rosjan. Wilhelmswald nie ucierpiał zbytnio podczas dni walk.

    Droga do Brzezin jest kiepska. Prawdopodobnie w przeszłości nie była dużo lepsza. Teraz wjechały na nią kolumny. Wielokrotnie natrafiamy na wojenne ruiny. W Brzezinach wiele domów jest zgrupowanych razem. Wielki kontrast polega na tym, że we wsiach znajdujemy niemiecką otwartość, tutaj w mieście widzimy rezerwę i stonowaną naturę. „Dobre niemieckie serce” Niemców w Brzezinach nie wyszło jeszcze na pierwszy plan.  Słyszymy, że Brzeziny siedem razy przechodziły z rąk do rąk. Można odnieść wrażenie, że tutejsi mieszkańcy czekają na ósmą zmianę właściciela.


         Eine Rundfahrt durch die von den Russen niedergebrannten deutschen Kolonie

                                                                                                                              März 1915

Ein eisiger Wind schneidet uns ins Gesicht; elf Grad Frost des wir am Thermometer. An der zerstörten, erst kurz vor Kriegsausbruch fertiggestellten kleinen evangelischen Kirche in Andrzejew wird halt gemacht. Richt nur Kirche und Schule, auch die Häuser in der Nähe sind zerschossen. Grauenhaft sind die    der Geschoßsprengstücke in den Wohnungen der Landstraße. Merkwürdig, wie rasch die Herzen der Einheimischen in die Aussprache sich meinen feldgrauen Begleiter öffnen. Wir Klagen über die Flucht des Pastors dews Kirchspiels, ohne Bezeichnung aus einem Hirtengleichnis Jesu wird ihm gesehen. Harmlos wird der Wunsch nach einem reichsdeutschen, ist deutschgefinnten Pastor ausgesprochen. Das vernichtende der russische Artillerie hat nicht nur in und an der Kirche, … auch auf dem Friedhof Berheerungen angerichtet. 

     Ich innere mich an die im Dezember gehörte Erzählung eines mitäters aus einem Landsturm=Bataillons, der das Wagnis untenahm, während des russischen Feuers gefallene Kamaraden auf dem Friedhof zu bestatten. Ein Schrapnellregen bestrich den Gottesacker. Man mußte das Unternehmen aufgeben und die Leichen an anderer Stelle der Erde übergeben. Einige in den Novembertagen bei dem Umzingelungsversuch gefallene deutschen Krieger sind namenlos beerdigt. Russische Soldaten und Dorf=und Stadtpöbel hatten die Leichen beraubt und auch die Erkennungsmarken verschleppt.

    In der Nachbarkolonie Andrespol mehren sich die von den Russen ganz sinnlos, aus unstrategischen „strategischen” Gründen niedergeschossenen Anwesen Deutscher. Je weiter die Russen von Lodz zurückwichen, umso barberischer äußerte sich ihre Mut wegen die „inneren Deutschen”. Ein Besitzer erzählt uns, wie eine  deutsche Offizierpatreulle in der Nacht nach dem Einzug der Deutschen in Lodz leise an sein Fenster klopfte und sich erkundigte, ob. die Russen noch im Dorfe seien. „Um Gottes Willen, kommen Się schnell, die Russen wollen unsere Kolonie anzünden!” bat er. Und die Deutsche kamen. Die russische Artillerie mußte dann das ausführen, was die Kosaken mit ihren patentierten Zündern infolge des schnellen Bordringes der deutschen Truppen nicht mehr beginnen konnten.

     In Königsbach halten wir Einkehr. Von der Blühenden Kolonie sind nur noch zwanzig Häuser erhalten geblieben, über siebzig Wirtschaften sind von den Russen angezündet worden. Die Russen haben den Armen, die um ihr Hab. Und Gut kommen sollten, nichts gelassen. Die wenigen Habseligkeiten, die auf die hinausgeschobenen Wagen gerettet wurden, sind ins Feuer geworfen oder mit dem Wagen verbrannt worden. Und das hat man Leuten getan, die sich bis zum letzten Augenblick kaisertreu erwiesen und deren Angehörige im Heere dem russische Kaiser den Blutzoll entrichteten. Swäbische Biederkeit und Aurichtigkeit äufßert sich im Wesen der Leute. Ob wohl in einem der anderssprachigen Nachbardörfer, deren Einwohner sich als Staatsretter aufspilten, das geleistet worden ist, was die Besitzer der einzelnen, an der Chaussee gelengenen Häuser taten, die an die durchmarschierenden, ausgehungerten russischen Soldaten Hunderte von Brotschitten und Gläsern Tee  verteilten? -  Auch hier ist, wie in Andrzejew und den anderen deutschen Dörfern, der militärisch unausgebildete Lehrer bei Kriegsaubruch einberufen worden. Mit Vorliebe werden die Lehrer im Traindienst verwendet, als ob in Russland Mangel an des Leinelenkens kundigen Menschen und Ueberfluß an intelligenten Leuten się, sodaß man sich den Luxus, Lehler als Fuhrleute zu verwenden, erlauben darf.

    Die Weiterfahrt geht über Grünberg.  Auch hier sind die Gehöfte reihenweise von den Russen angezündet worden. Ein grauenhafter Anblick! An der Schule nehmen wir Aufenthalt. Der herausgebetene Lehrer und bald auch eine Anzahl Männer und Frauen aus den erhalten gebliebenen Gebäuden treten an uns heran. Wiederholt richten się die Frage:

- „Kommen die Russen auch wirklich nicht mehr wieder? an meine Begleiter. Die Augen der uns Umringenden leuchten auf, als sie zum zweiten und dritten mal bestätigt hören, daß die Russen, die sich in der Erinnerung diese Leute als grausame Peiniger und Mordbrenner verewigt haben, nach menschlicher Voraussicht schon verspielt haben.

     Nun biegen wir in din geschichtlich gewordenen Weg durch die überaus lange Kolonie Wilhelmswald (Borowo) ein. Von hier aus geschah der Durchbruch von Brzezin. Hier in diesem Dorf hat die deutsche Führung den schweren Entschluß gefaßt, den Durchbruch zu wagen. Das Auto muß durch einen vom Wind auf der Dorfstraße gebildeten Schneewahl. Es gibt sein Letztes her und kann doch nicht weiter. Ein Gespräch entspinnt sich. Auch der Lehrer diese Kolonie ist im Kriege. Man weist uns an den Andachtshalter. Seinem Wunsche, ihn und die Dorfeiwohner mit Lesestoff zu versorgen, konnte ebenso wie in den zuerst besuchten Kolonien entsprochern werden. Freudig  hört er auf seine Frage, daß es keine Gefahr mehr mit den Russen habe. Wilhelmswald hat während der Gefechstage nicht besonders gelitte.

     Der Weg nach Brzezin ist schlecht. Wahrscheinlich war er früher auch nicht viel besser. Nun haben ihn die Kolonnen aufgefahren. Wiederholt stoßen wir noch auf Kriegsruinen. In Brzezin sind eine Anzahl Häuser zusammengeschlossen Ausfällig ist der große Gegensatz in dem Dörfern fanden wird deutsche Offenherzigkeit, hier in der Stadt sehen wir Zurückhaltung und gedrücktes Wesen. Das „gut deutsche Herz” der Deutschen in Brzezin trift noch nicht in die Erscheinung.  Wir hören, daß Brzezin siebenmal vin einer Hand in die andere ging. Man trägt den Eindruck davon, daß die Menschen hier darauf warten, das achte Mal die Herrschaft zu wechseln.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz