Odcinek 36 moich
materiałów na temat bitwy łódzkiej z czasopism: Nowy Kurjer Łódzki,
Nowa Gazeta Łódzka i Rozwój z okresu 18.08 – 31.12.1914.
Słownictwo i stylistykę zachowałem w oryginalnej pisowni.
Nowy Kurjer Łódzki – 17 listopada 1914 roku.
Słownictwo i stylistykę zachowałem w oryginalnej pisowni.
Nowy Kurjer Łódzki – 17 listopada 1914 roku.
Łódź – dzisiaj
o godz. 8 rano ukazał się znów nad miastem Aeroplan, szybujący od
strony Pabjanic. Aeroplan na wysokości 800 metrów unosił się
ponad miastem, w stronę Zgierza.
Ewakuacja rannych – w
ciągu całej nocy wożono rannych tramwajami dojazdowymi, wozami
straży ogniowej, samochodami Czerwonego Krzyża itp. Część
odwożono na stację kaliska, a część na łódzko-fabryczną.
Ciężko rannych zostawiono w tutejszym szpitalu Czerwonego Krzyża.
Łęczyca – z
niedalekich nam okolic Łęczyckiego dochodzą hiobowe wieści o
spustoszeniach, poczynione przez wojska niemieckie podczas zaciętych
walk, stoczonych w dniach ostatnich. Przybyli do Łodzi mieszkańcy
Łęczycy i wiosek okolicznych, komunikują, że wsie Topola, Grabowa
i Błonie pod Łęczycą, zostały zupełnie spalone. Pastwą ognia
stały się także, olbrzymie zapasy zboża. Jak to w swoim czasie
donosiliśmy, łódzki C.K.O poczynił starania, celem zakupu zboża
w Łęczyckim na potrzeby Łodzi. W tym celu jeździł w okolice te
delegat Komitetu i na jego zamówienie przygotowano dla Łodzi
transport 15.000 korcy żyta, lecz zapasy te także spłonęły. Sama
Łęczyca także ucierpiała wiele od ognia artyleryjskiego. Szkody
są jednak nieznaczne. W krytycznym położeniu znalazł się
Uniejów, miasteczko w powiecie turowskim, nad rzeką Wartą.
Od strony Wartkowic
nadciągnęły znaczne oddziały wojska rosyjskiego, które natknęły
się na arjegardy nieprzyjacielskie. Rozpoczęto strzelaninę. Miasto
wzięto w dwa ognie. Wylękniona i wystraszona ludność w wielkim
popłochu zaczęła uciekać z miasta. Tymczasem motłoch wykorzystał
tę tragiczną chwilę i gdy miasto stało w płomieniach, rzucił
się na domy żydowskie, rabując i niszcząc mieszkania.Wobec
niebezpieczeństwa, jakie groziło mieszkańcom, Żydzi nie próbowali
oporu. Kto mógł uciekał. Wielu z tych uciekinierów przybyło i do
Łodzi. Z powodu strzelaniny i pożaru, ucierpiał szanowny pomnik
starożytności, zamek założony w XIV wieku. Zamek ten, zrujnowany
za wojen szwedzkich, wyrestaurował jeszcze arcybiskup Krzysztof
Szembek w roku 1745. Jak nas zapewniają,
ucierpiał także miejscowy kościół parafialny, przez arcybiskupa
Jarosława w roku 1840 zbudowany. Miasto liczyło ostatnio ok. 8.000
mieszkańców.
Brzeziny – zmierzchało
się. W bok od Brzezin, w miejscu skrzyżowania się dwóch wielkich
traktów, ginęła we mgle nocnej, maleńka wioszczyna N.
Mieszkańcy dawno ją
opuścili, i uciekli, wokoło martwa cisza. Do opuszczonej pustej
stodoły, podjechało wąską ścieżyną, pięciu ułanów
niemieckich. Uwiązali konie u wrót stodoły, sami zaś zakopali się
ww wewnątrz, w resztkach pozostałej słomy i zasnęli snem
kamiennym.
Późno w nocy, przy tejże
stodole zatrzymał się podjazd Rosyjski. Nie przypuszczając
możliwości spotkania w tym miejscu nieprzyjaciela, Rosjanie
sądzili, ze powiązane konie należą do ich armji. Zmęczeni położyli się
po ciemku w drugim rogu stodoły i wkrótce zasnęli. O świcie
obudził ich szmer jakichś. Unoszą głowy i widzą jak naprzeciw
nich, zaspani jeszcze
„poznańczycy”
nadziewają pickelhauby. Okrzyk zdumienia wyrwał się z ich ust. Wstawajcie bracia, tutaj
Rosjanie ! - bracia do broni – to szwaby ! - rozległo się w
drugim rogu stodoły. Dał się słyszeć głos szybkiej komendy,
trzask otwieranych kurków, jeszcze sekunda..
- A ty, S-ski, co tutaj robisz ?! - zawołał jeden z żołnierzy rosyjskich, zwracając się do jednego z wrogów w pickelhaubie.
Nastąpił moment
wyczekiwania i męczącego milczenia. Obaj wrogowie mimowolnie
opuścili karabiny. Jak się okazało, byli to dwaj towarzysze –
robotnicy, którzy przed wojną, pracowali w jednej z fabryk
łódzkich. S-ski , Polak z Poznania, był pruskim poddanym.
Żołnierze z oby dwóch stron zawahali się. Posypały się pytania:
- Wy skąd ?
- My, z Łodzi .
- A wy ?.
- A my z Krotoszyna.
Rozpoczęła się ożywiona
rozmowa, co kogo boli. W końcu przypomnieli
sobie, że trzeba „coś zrobić”. Łodzianie zaczęli namawiać
nieprzyjaciół do poddania się.
- Dadzą wam pić i jeść. U nas z jeńcami obchodzą się doskonale- przekonywali „szwabów”. Podtatusiali, zmęczeni landwerzyści protestowali bardzo słabo.
Nareszcie jeden z łodzian,
użył najmocniejszego argumentu.
- Nas jest dziewięciu, a
was zaledwie pięciu – poddajcie się lepiej. „Poznańczycy”
już się dłużej nie sprzeczali i dali się odprowadzić, jako
jeńcy do znajdującego się w pobliżu Brzezin, obozu rosyjskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz