wtorek, 2 lutego 2021

Renate Weiß - Wspomnienia - Bukowiec - Königsbach - cz.13

 

Babciu, jak dostałaś się z Großgörschen do Berlina?

    W każdym bądź razie nie bezpośrednio. Wciąż było kilka przystanków pośrednich związanych z moim nauczaniem, szkołą i studiami.
    Moja matka była gospodynią domową, od 1936 do 1945 roku, kiedy to wyszła za mąż, Zawsze żałowała, że nie mogła się uczyć. Była zdania, że pieniądze i wartości materialne nie były najważniejszymi, odpowiadało to jej doświadczeniom. Najważniejsza dla niej była edukacja. W Königsbach mogła uczęszczać do szkoły tylko do piątej klasy. Nie mogła się uczyć dalej, ponieważ jej ojciec nie miał na to pieniędzy. Mój dziadek uważał, że posag był ważniejszy od zdobywania wiedzy. Została umieszczona w warsztacie krawieckim mojego ojca w Łodzi i reszta została „zatopiona” przez wojnę. Zawsze mówiła, jak czytała ślepemu sąsiadowi całe książki np. „Hrabia Monte Christo”. Moja mama zawsze czytała z nami, dzieci, ona zawsze wiele nas nauczyła, a zwłaszcza w pierwszych latach czytając świetne lektury, to była wielka wartość. Jeszcze w styczniu 1945 uczęszczałam do 2 klasy. Przebywaliśmy w Polsce do 1950 roku, ale dopiero w 1948 roku pozwolono mi znów chodzić do szkoły, oczywiście do polskiej szkoły , która mieściła się w Kraszewie. Ale nawet po pięciu latach powstrzymywania się od lekcji niemieckiego nie zapomniałam, jak pisać i czytać po niemiecku.

    O ile wciąż pamiętam to w tym czasie czytałem na przykład „Robinsona Crusoe”,. Oczywiście pisownia moja nie była szczególnie dobra, gramatyka również była trudna, ale mogłem stopniowo uzupełniać luki w NRD.
Moja biografia szkolna to:
    Półtora roku nauki w polskiej szkole w Kraszewie (sąsiadującej miejscowości z Bukowcem / Königsbach) - 1948 trzecia klasa i do końca lutego 1950 roku czwarta klasa. Już we wrześniu 1945 r. Łódzki Zarząd Szkolny (Kuratorium) przyznał już, że niemieckie dzieci mogą chodzić do szkół. Ale jak można wyczytać z artykułu Kochanowskiego, zarówno społeczeństwo, jak i nauczyciele odmówili przyjęcia niemieckich dzieci do szkół. W 1948 r. nastroje w mieście już się nieco uspokoiły. Uraza jest zrozumiała, ponieważ w czasach nazistowskich szkoły dla polskich dzieci były zabronione, a nauczyciele musieli obawiać się o swoje życie.

    Następnie uczęszczałam do szkoły podstawowej (klasa 6 i 8) w Großgörschen w NRD, od kwietnia 1950 r. do lata 1952 r. Nigdy nie uczęszczałem do 7. klasy. Natychmiast zostałem przeniesiona z 6 klasy do 8 klasy.
    Mimo, że zacząłem szkołę już w wieku 6 lat, miałem nieskończone 15 lat, kiedy poszedłem do szkoły z internatem w Lützen (klasa 9 i 10). Było wiele luk w mojej szkolnej wiedzy. Wziąłem korepetycje w języku niemieckim, za które moja mama płaciła produktami rolnymi w postaci np. świątecznej gęsi.  Dla mnie fizyka i chemia były przedmiotami zamkniętymi na siedem pieczęci, które, jeśli dobrze pamiętam, powoli otwierały się w 11 klasie.

    Niektórzy uczniowie opuścili naszą szkołę po 10 klasie, z tego więc powodu nasza klasa została rozwiązana. Ponieważ w szkole w Lützen nie było żadnych innych klas A (klasa językowa), reszta uczniów musiała chodzić do innych szkół. Pięciu, głównie uczniów z Hohenmölsen i ja z Großgörschen, pojechało do Weißenfels do Seumeoberschule?.
Wsród nich była też moja przyjaciólka Ursel. Jako jedyne z „Lütznera” ukończyłyśmy szkołę średnią. Inni uczniowie opuścili szkołę wcześniej.


Rodzice kuzynki Olgi Schenzwl, z domu Disselberger. Wujek Julius Schenzel i jego brat Leopold Schenzel.


Opiszę jeden ciekawy epizod dotyczący szkoły:

    Przed rozpoczęciem szkoły w 9 klasie, odbyła się rozmowa z każdym uczniem, rodzicami i przyszłym nauczycielem - wychowawcą klasy. Po raz pierwszy spotkałam Ursel i jej mamę.
Byłam bardzo podekscytowana. Wynikało to również z faktu, że tak naprawdę nie chciałem ukończyć szkoły średniej, ale chciałem bardzo szybko iść do pracy i zarabiać pieniądze, ponieważ byliśmy bardzo biedni. Moja mama nalegała, aby ukończyć szkołę średnią. Wspierał ją w tym dyrektor szkoły w Großgörschen, on był jej sprzymierzeńcem i było jasne, że sprzeciwiają się moim pomysłom szybkiego zarabiania pieniędzy. Mieli lepsze argumenty do zaprezentowania. Kiedy wracałyśmy do domu po rozmowie w Lützen , powrotnym autobusem, moja mama powiedziała: „Ursel będzie dla ciebie odpowiednią przyjaciółką, jest miłą dziewczyną, a jej matka jest również bardzo ujmująca”.
Później dowiedziałem się od Ursel, że ​​jej mama powiedziała o nas prawie to samo.
Przyjaźń między nami rozwijała się pomimo naszych matek lub niezależnie od nich i trwa do dziś dnia pomimo wieloletnich przerw w naszych kontaktach.

    Taki rozwój ucznia jest dziś oczywiście prawie niemożliwy, ale to doświadczenie można wykorzystać w promocji uzdolnionych dzieci. Najważniejsza była współpraca między nauczycielami i moją matką oraz praca w grupie między uczniami. Chwilowo nie miałam żadnych problemów z matematyki. Praca grupowa uczniów była taka, że ​​uczniowie o słabych wynikach zostali wyznaczeni na kierowników grup dla jednego przedmiotu. Nauczyciel wspierał nas zadaniami i instrukcjami metodycznymi.
    Ze względu na upór i spryt mojej mamy oraz pomoc moich nauczycieli miałem okazję nadrobić zaległości w szkole. Moja siostra Ruth i Annie również się uczyły. Ruth została nauczycielką w szkole średniej, a Annie, myszka polna, jak ją nazywano w Meklemburgii, w Krakowie am See, po swojej pierwszej pracy po studiach, a studiowała ekonomię rolnictwa.
Po ukończeniu szkoły średniej, padało pytanie, co teraz?
Oznaczało to, że aplikowaliśmy się już podczas egzaminów w drugiej połowie klasy 12. Miałam podmuch sprawiedliwości, chciałem zostać sędzią młodzieży…..

                                                              Koniec


1 komentarz:

  1. https://m.facebook.com/solectwokraszew/?refid=52&__tn__=C-R budynek byłej szkoły podstawowej w Kraszewie zostanie w tym miesiącu wyburzony.

    OdpowiedzUsuń