Babciu, jak dostałaś się z Großgörschen do Berlina?
W każdym bądź
razie nie bezpośrednio. Wciąż było kilka przystanków pośrednich
związanych z moim nauczaniem, szkołą i studiami.
Moja matka
była gospodynią domową, od 1936 do 1945 roku, kiedy to wyszła za
mąż, Zawsze żałowała, że nie mogła się uczyć. Była zdania,
że pieniądze i wartości materialne nie były najważniejszymi,
odpowiadało to jej doświadczeniom. Najważniejsza dla niej była
edukacja. W Königsbach mogła uczęszczać do szkoły tylko do
piątej klasy. Nie mogła się uczyć dalej, ponieważ jej ojciec nie
miał na to pieniędzy. Mój dziadek uważał, że posag był
ważniejszy od zdobywania wiedzy. Została umieszczona w warsztacie
krawieckim mojego ojca w Łodzi i reszta została „zatopiona”
przez wojnę. Zawsze mówiła, jak czytała ślepemu sąsiadowi całe
książki np. „Hrabia Monte Christo”. Moja mama zawsze czytała z
nami, dzieci, ona zawsze wiele nas nauczyła, a zwłaszcza w
pierwszych latach czytając świetne lektury, to była wielka
wartość. Jeszcze w styczniu 1945 uczęszczałam do 2 klasy.
Przebywaliśmy w Polsce do 1950 roku, ale dopiero w 1948 roku
pozwolono mi znów chodzić do szkoły, oczywiście do polskiej
szkoły , która mieściła się w Kraszewie. Ale nawet po pięciu
latach powstrzymywania się od lekcji niemieckiego nie zapomniałam,
jak pisać i czytać po niemiecku.
O
ile wciąż pamiętam to w tym czasie czytałem na przykład
„Robinsona Crusoe”,. Oczywiście pisownia moja nie była
szczególnie dobra, gramatyka również była trudna, ale mogłem
stopniowo uzupełniać luki w NRD.
Moja biografia szkolna
to:
Półtora roku nauki w polskiej szkole w Kraszewie
(sąsiadującej miejscowości z Bukowcem / Königsbach) - 1948
trzecia klasa i do końca lutego 1950 roku czwarta klasa. Już we
wrześniu 1945 r. Łódzki Zarząd Szkolny (Kuratorium) przyznał
już, że niemieckie dzieci mogą chodzić do szkół. Ale jak można
wyczytać z artykułu Kochanowskiego, zarówno społeczeństwo, jak i
nauczyciele odmówili przyjęcia niemieckich dzieci do szkół. W
1948 r. nastroje w mieście już się nieco uspokoiły. Uraza jest
zrozumiała, ponieważ w czasach nazistowskich szkoły dla polskich
dzieci były zabronione, a nauczyciele musieli obawiać się o swoje
życie.
Następnie
uczęszczałam do szkoły podstawowej (klasa 6 i 8) w Großgörschen
w NRD, od kwietnia 1950 r. do lata 1952 r. Nigdy nie uczęszczałem
do 7. klasy. Natychmiast zostałem przeniesiona z 6 klasy do 8
klasy.
Mimo, że zacząłem szkołę już w wieku 6 lat, miałem
nieskończone 15 lat, kiedy poszedłem do szkoły z internatem w
Lützen (klasa 9 i 10). Było wiele luk w mojej szkolnej wiedzy.
Wziąłem korepetycje w języku niemieckim, za które moja mama
płaciła produktami rolnymi w postaci np. świątecznej gęsi.
Dla mnie fizyka i chemia były przedmiotami zamkniętymi na siedem
pieczęci, które, jeśli dobrze pamiętam, powoli otwierały się w
11 klasie.
Niektórzy
uczniowie opuścili naszą szkołę po 10 klasie, z tego więc powodu
nasza klasa została rozwiązana. Ponieważ w szkole w Lützen nie
było żadnych innych klas A (klasa językowa), reszta uczniów
musiała chodzić do innych szkół. Pięciu, głównie uczniów z
Hohenmölsen i ja z Großgörschen, pojechało do Weißenfels do
Seumeoberschule?.
Wsród nich była też moja przyjaciólka
Ursel. Jako jedyne z „Lütznera” ukończyłyśmy szkołę
średnią. Inni uczniowie opuścili szkołę wcześniej.
Opiszę jeden
ciekawy epizod dotyczący szkoły:
Przed rozpoczęciem
szkoły w 9 klasie, odbyła się rozmowa z każdym uczniem, rodzicami
i przyszłym nauczycielem - wychowawcą klasy. Po raz pierwszy
spotkałam Ursel i jej mamę.
Byłam bardzo podekscytowana.
Wynikało to również z faktu, że tak naprawdę nie chciałem
ukończyć szkoły średniej, ale chciałem bardzo szybko iść do
pracy i zarabiać pieniądze, ponieważ byliśmy bardzo biedni. Moja
mama nalegała, aby ukończyć szkołę średnią. Wspierał ją w
tym dyrektor szkoły w Großgörschen, on był jej sprzymierzeńcem i
było jasne, że sprzeciwiają się moim pomysłom szybkiego
zarabiania pieniędzy. Mieli lepsze argumenty do zaprezentowania.
Kiedy wracałyśmy do domu po rozmowie w Lützen , powrotnym
autobusem, moja mama powiedziała: „Ursel będzie dla ciebie
odpowiednią przyjaciółką, jest miłą dziewczyną, a jej matka
jest również bardzo ujmująca”.
Później dowiedziałem się
od Ursel, że jej mama powiedziała o nas prawie to
samo.
Przyjaźń między nami rozwijała się pomimo naszych
matek lub niezależnie od nich i trwa do dziś dnia pomimo
wieloletnich przerw w naszych kontaktach.
Taki rozwój ucznia
jest dziś oczywiście prawie niemożliwy, ale to doświadczenie
można wykorzystać w promocji uzdolnionych dzieci. Najważniejsza
była współpraca między nauczycielami i moją matką oraz praca w
grupie między uczniami. Chwilowo nie miałam żadnych problemów z
matematyki. Praca grupowa uczniów była taka, że uczniowie o
słabych wynikach zostali wyznaczeni na kierowników grup dla jednego
przedmiotu. Nauczyciel wspierał nas zadaniami i instrukcjami
metodycznymi.
Ze względu na upór i spryt mojej mamy oraz pomoc
moich nauczycieli miałem okazję nadrobić zaległości w szkole.
Moja siostra Ruth i Annie również się uczyły. Ruth została
nauczycielką w szkole średniej, a Annie, myszka polna, jak ją
nazywano w Meklemburgii, w Krakowie am See, po swojej pierwszej pracy
po studiach, a studiowała ekonomię rolnictwa.
Po ukończeniu
szkoły średniej, padało pytanie, co teraz?
Oznaczało to, że
aplikowaliśmy się już podczas egzaminów w drugiej połowie klasy
12. Miałam podmuch sprawiedliwości, chciałem zostać sędzią
młodzieży…..
Koniec
https://m.facebook.com/solectwokraszew/?refid=52&__tn__=C-R budynek byłej szkoły podstawowej w Kraszewie zostanie w tym miesiącu wyburzony.
OdpowiedzUsuń