Odpowiedż Karola na list Stefana z 14 lutego 1976. Ciekawe wątki chociązby dotyczące ich młodszego kolegi Adama Rapackiego, późniejszego Ministra Spraw Zagranicznych...
Łódź, dn. 27 lutego 1976
Drogi Stefku!
Dziękuję Ci serdecznie za obszerny list i to pisany na maszynie, co bardzo ułatwiło mi czytanie. Ponieważ i Ty masz kłopoty ze wzrokiem, rewanżuję się również maszynopisem.
Tak, tak! „Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jak smakujesz, aż się nie zepsujesz”. Ale głowa do góry! Musimy się spotkać, bo chociaż nie możesz przyjechać do Łodzi, to może los zmusi odwiedzić Warszawę, a wówczas natychmiast skomunikuję się z Tobą. Nie widzieliśmy się przecież ze 25 lat! Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą, gdy byłeś u mnie na ul. Piotrkowskiej 128. Było to około 1951 roku, bo właśnie musiałem zmniejszyć moje przedwojenne mieszkanie (210 m2!) o 1/3 -cią i gabinet znajdował się prowizorycznie w sypialni. Widzę w myślach jak właśnie siedzisz tam ze mną.
Ja również pamiętam Twoich św2. Rodziców, szczególnie Ojca, wysokiego, szpakowatego, przystojnego mężczyznę. Ucieszyła mnie bardzo wiadomość, że twoja młodzież tak dobrze się uczyła i skończyła wyższe studia. To duża satysfakcja słyszeć, że dzieci bliskiego kolegi z czasów młodzieńczych, osiągnęły odpowiednie stanowiska w społeczeństwie. Gratuluję Ci szczerze i z całego serca.
Jeśli chodzi o małżeństwo, to mam na ten temat także coś do powiedzenia, bo pierwsze było nieudane i utrzymywałem je tylko do pełnoletności i matury córki, aby miała dom rodzinny. Moja druga żona jest antytezą pierwszej i dlatego jestem szczęśliwy, że mimo smutnych doświadczeń, odważyłem się drugi raz ożenić. Cieszę się, że i Ty jesteś szczęśliwy w małżeństwie.
Zdumiewasz mnie wspaniałą pamięci! Rzeczywiście tak było z tymi sznurkami od rol
ety okiennej, rzeczywiście mieszkałem w czasie studiów na ul. Chmielnej 49(!) i miałem na wewnętrznej stronie drzwi szafy owego „fetysza”, który nie tylko miał przynosić szczęście, ile mobilizować mnie do uczenia się, gdyż siedział we mnie kawał lenia. Moja św. Mama rzeczywiście wczesnym rankiem po pełnej rosy trawie lub w Luciąży, w myśl wskazań ks. Knepia. W ogóle ciągle się leczyła, od czasu jak tylko sięgnę pamięcią.
A Włodzimierzów! Ileż młodzieńczych wspomnie! To leżenie godzinami na plaży nad Luciążą i pierwsze przepłynięte metr; te pierwociny naszej lekkoatletyki. Pamiętam jak dobrze skakałeś w dal i jak szybko biegałeś stumetrówkę. Czy pamiętasz jak mierzyłeś czas biegu na sekundniku swego ręcznego zegarka? Sędziego Kowalczewskiego nie pamiętam; musiało to być wówczas, kiedy już nie przyjeżdżałem do Włodzimierzowa. A pamiętasz spacery do mostku? Partie krykieta?
Likwidując po śmierci śp. Mamy mieszkanie rodziców w Piotrkowie, znalazłem wśród różnych papierów, pamiątki po naszej Republice Włodzimierskiej. Gdy Adam Rapacki został ministrem spraw zagranicznych i zrobiło się głośno w świecie od jego „Planu”, napisałem do niego list, załączając adresowaną do mnie, jako „prezydenta”jego „notę” z propozycją pokoju i przystąpienia „Rapaczyzny” do Republiki. Zaznaczyłem, że posyłam mu pierwszą notę dyplomatyczną, jaką w życiu wystosował, oraz dołączyłem fotografię, stojącej w szeregu armii Republiki, gdzie stał na lewym skrzydle.
Odpowiedział mi obszernym pismem odręcznym, utrzymanym w bardzo przyjemnym tonie. Z treści wynikało, że dużo pamiętał z tych czasów, chociaż był przecież o 3 lata od nas młodszy. Korespondencja skończyła się na tej wymianie listów, gdyż nie chciałem aby myślał, że poza zrobieniem mu przyjemności, miałem w tym jakiś interes….
- ciąg dalszy nastąpi -
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz