Ci, którzy przybyli pierwsi, zostali zmuszeni do wzniesienia dziedzicznych chat, które służyły im jako tymczasowe domy. Dach tworzyły pnie drzew pokryte kawałkami darni. Przez dziesięciolecia, aż do dnia dzisiejszego, przekazywane były opowieści o nocnych wizytach stad wilków, które w zimowe wieczory zaglądały ciekawsko przez małe okienka do chat i zdawały się być zdumione naturą nowych mieszkańców lasu. Atakowały psy gospodarskie i odciągały je. Atakowały również ludzi. Opowieści o oszalałych wilkach krążyły od chaty do chaty. Starzy i młodzi szeptali historie o wilkołakach; na wpół zapomniane opowieści ludowe zaczęły ponownie odgrywać rolę w umysłach mieszkańców lasu.
Dwie klasy kolonistów osiedliły się na terenach leśnych otaczających przyszłą kolonię. „Hübner” osiedlili się na wzgórzu, dzisiejszym »Oberdorf«. Byli to ludzie, którzy przybyli do kraju nie do końca biedni. Musieli udowodnić, że posiadają od 300 do 1000 polskich guldenów. Otrzymywali na własność jedno kopyto ziemi (trzydzieści arów magdeburskich). Zgodnie z aktem dziedziczenia (którego pełne brzmienie znajduje się w załączniku) osadnik otrzymywał ziemię zgodnie z planem geodezyjnym „dla siebie, swoich spadkobierców i potomków na wieczność, na prawach dziedzicznego udziału w taki sposób, że może rozporządzać swoim majątkiem według własnego uznania, ale za uprzednią wiedzą i zgodą Królewskiej Izby Wojennej i Domen., a zatem może ją oddać, sprzedać, wymienić lub zbyć w jakikolwiek inny sposób, ale tylko z zastrzeżeniem, że właściciel może sprzedać nieruchomość obcokrajowcowi tylko w ciągu pierwszych 10 lat. Osadnik otrzymał ziemię bez zapłaty. „Budynek niezbędny do prowadzenia jego działalności został również zbudowany dla niego jako stodoła bezpłatnie na rachunek króla”.
Te same przywileje przyznano również biedniejszym przybyszom, ale z tą różnicą, że otrzymali oni tylko cztery akry magdeburskie. Osadnicy obu klas otrzymywali dwa dobre grosze za każdą milę i każdą głowę rodziny jako rekompensatę za dojrzewanie. Poza budynkami i ziemią otrzymywali także żywy inwentarz i drób, ziarno siewne i narzędzia rolnicze. Za każdy akr gruntu leśnego otrzymywali opłatę w wysokości od 10 do 15 reichstalarów. Pierwsze sześć lat było wolne od podatku. Administracja domeny kazała wybudować kamienną studnię na środku drogi na każde cztery gospodarstwa. Wiele z nich istnieje do dziś jako dowód działalności opiekuńczej ówczesnej administracji. Mniejsze karczmy znajdowały się w dolnej części wsi.
W sąsiedniej wsi Grünberg zachował się akt dziedziczenia, który w niektórych fragmentach różni się od dokumentu z Königsbach. Stanowi on kolejny dowód na to, z jaką troską pruska administracja starała się zagospodarować nowe tereny, a także jaka przyszłość czekała sprowadzonych tu niemieckich osadników. Każdy kolonista był zobowiązany do zasadzenia „trzydziestu sztuk szczepionych drzew owocowych dobrej jakości” w ciągu najbliższych dziesięciu lat.
Nadając nazwę osadzie, pruscy urzędnicy myśleli o uhonorowaniu króla Fryderyka Wilhelma III. Ponieważ przez dolinę przepływa niewielki strumień, nazwano ją Königsbach. Górną wieś przecina dobrze utrzymana droga łącząca Łódź z Tomaszowem. Ostroga górnej wsi wpada do doliny. Ze względu na podmokłe niziny, kontynuacja drogi wiejskiej nie została odgięta w lewo. Na zakręcie, gdzie spotykają się górna i dolna wieś, w 1808 r. wybudowano dom szkolny połączony z salą modlitewną. Mieszkańcy Königsbach byli dumni z tej spuścizny po swoich ojcach: przypominająca kościół sala modlitewna mogła pomieścić ponad 300 osób.
Po utworzeniu parafii pabianickiej kolonia została kościelnie przyłączona do Pabianic. Podział ten był wynikiem zakłopotania, jak pokazuje rzut oka na mapę.
Königsbach, któremu w latach dwudziestych XX wieku nadano polską nazwę Bukowiec, rozwijał się pod rządami zmieniających się władców dzięki ciężkiej pracy mieszkańców. To tutaj najdłużej przetrwał prawdziwy szwabski charakter i język. Mogła rozwijać się bez przeszkód aż do wojny światowej. Była to jedna z największych i najlepiej prosperujących kolonii niemieckich w regionie. Jej mieszkańcy działali nie tylko w sektorze rolniczym - wprowadzili również kilka gałęzi drobnego przemysłu, takich jak zmechanizowana produkcja wyrobów pończoszniczych i produkcja wyrobów cementowych.
Ogłoszenie-reklama ukazała się w Der Volksfreund 16.11.1919 roku:
Najtańszym i najlepszym pokryciem dachowym są cementowe płytki łączone, dostępne w cementowni
ALEXANDER EGLER W BUKOWCU ( KÖNIGSBACH)
GMINA BRÓJCE, POWIAT ŁÓDZKI, POCZTA ANDRZEJÓW
cegły, rury studzienne, słupki ogrodzeniowe, pustaki, koryta znajdują się w magazynie, w przypadku większego zapotrzebowania mogą być wykonane na miejscu. Wysyłka wagonami we wszystkich kierunkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz