Freie Presse. Jg. 12, 1934, nr 362
Łódzki Tydzień Ojczyzny
Wczorajszy wieczór w ramach Łódzkiego Tygodnia Ojczyzny przyniósł wykład dyrektora szkoły Alberta Breyera. W końcu wśród Niemców w Polsce Środkowej nie ma zbyt wielu małych lokalnych historyków. Wykładowca zaczynał jako jeden z nich, ale dzięki swojej wytrwałości, a przede wszystkim fanatycznej miłości do swojego przedmiotu badań, zaszedł tak daleko, że dziś może być uważany za najlepszego znawcę języka niemieckiego w Polsce Środkowej i może być zaliczany do grona innych "uczonych". Jako nauczyciel ma naturalnie mało czasu na poświęcenie się pracy naukowej. Jego wykład o koloniach niemieckich na Ziemi Gostyńskiej dał zdumionym słuchaczom wgląd w szerokie pole pracy prawdziwego lokalnego historyka. Różnorodność źródeł jest niewiarygodna. Akta kościelne/ listy prywatne, napisy na belkach, stare kalendarze i dokumenty, hipoteki, archiwa centralne, tradycje ustne samych chłopów i ich polskich sąsiadów, częste "przesłuchania" starszych chłopów, proboszczów, kantorów, ich wiersze itp. * Słowa powitania wypowiedział redaktor naczelny Kargel, który powitał licznie zgromadzonych gości, wśród których był konsul Rzeszy Niemieckiej baron von Berchem-Königsfeld. * Na wstępie mówca krótko nakreślił położenie geograficzne Ziemi Gostyńskiej, po czym natychmiast przystąpił do nakreślenia poszczególnych etapów niemieckiego osadnictwa. Rozpoczęło się to na omawianym terenie około 1780 roku. Wykładowca podkreślił, że to polscy starostowie zakładali pierwsze niemieckie osady na dobrach starościńskich. W 1790 roku znanych jest już 11 niemieckich wsi. W 1790 roku znanych jest już 11 niemieckich wsi. 33 wsie niemieckie powstałe przed rozpoczęciem kolonizacji pruskiej w 1801 r. były również wynikiem inicjatywy polskiej, natomiast tylko 4 wsie zawdzięczają swoje istnienie osadnictwu państwa pruskiego. Oczywiście wśród nich jest największa i najbardziej znana z tych wszystkich niemieckich osad: Leonberg. Ta wieś rzeczywiście zasługuje na specjalną monografię. Charakteryzuje się silnym uprzemysłowieniem, co najlepiej świadczy o smykałce do interesów Szwabów. Ta potężna wieś dała początek kilku koloniom-córkom, które obecnie ją obejmują, wraz z innymi wsiami pomorskimi, pierwotnie czysto polskimi lub innego pochodzenia, które są również silnie przemieszane ze Szwabami. Kiedy wszechmocny kryzys położył kres produkcji maszyn rolniczych w tamtejszych dużych gospodarstwach, Szwabowie przestawili się na produkcję wozów i dziś zaopatrują w swoje wyroby rynek w szerokim zakresie, a ich liczba sięga setek rocznie. Szczególną grupę tworzą wsie założone wokół Strzelec przez niemieckiego kupca von Treskow: Donnersruh, Friedenslust, Hainleben, Blümenfelde itp. Ten sam von Treskow jest również założycielem pierwszej cukrowni w Ziemi Gostyńskiej. Za jego przykładem poszli polscy ziemianie.
Tak więc niemieccy przedsiębiorcy i technicy byli tam również ojcami chrzestnymi polskiego przemysłu cukrowniczego. Po okresie pruskim napływ imigrantów trwał nadal i był wszelkimi sposobami wspierany przez władze polskie. W 1840 roku na obszarze 600 kilometrów kwadratowych znajdowało się już ponad 100 niemieckich wsi. Od tego czasu jednak nastąpiła tendencja spadkowa, spowodowana głównie migracją na Wołyń. Jeśli dodać do tego niemiecką Weichselntederung, sukiennicze miasta Gombin i Gostynin oraz wielkie niemieckie majątki ziemskie, to powstaje zamknięty obszar zamieszkany przez Niemców, niemieckojęzyczna wyspa o zdrowej strukturze wewnętrznej. Niezmierne bogactwo pojedynczych faktów i zbiorowych obrazów malowało także barwny obraz, który w swej różnorodności mógł niemal zdezorientować laickiego słuchacza, ale mimo to dawał mu niepowtarzalny wgląd w tkanie czasu nawet w naszych, wydawałoby się, tak spokojnych koloniach niemieckich. Niemcy nie przyjeżdżali tylko jako rolnicy i sukiennicy. Przybywali także jako dmuchacze szkła, wytapiacze smoły, plantatorzy tytoniu, młynarze wiatrowi i wodni, wytwórcy oleju sosnowego, destylatorzy piwa i sznapsów, producenci papieru, plecionkarze, stolarze itp. W podsumowaniu wykładowca podkreśla, że te niemieckie, w większości biedne, pomorskie wsie wyrosły bez żadnego wsparcia państwowego czy dworskiego. Mimo wielkiej biedy i wielu nieszczęść w początkach "polany", wytrwali i zachowali nie tylko siebie, ale także swoje plemienne sposoby i obyczaje. Jeśli niejeden Pomorzanin stał się niewierny swojej Gostyńskiej ojczyźnie, a niejedna niegdyś Niskoniemiecka wieś została opanowana przez Polaków, to często z powodu nieurodzaju gleby, którą krótkowzroczni kolonizatorzy i kolonistki przeznaczyli na osadnictwo. Tam, gdzie ziemia daje tak mało zboża, że wystarcza go tylko na kilka tygodni dla rolnika, nie można wymagać domowego charakteru. Nastrojowe zdjęcia z okresu osadnictwa i podróży lądowej na Wołyń były barwne i żywe w swej treści merytorycznej, czasem wzruszające. To, co usłyszeliśmy o migracji niemieckich chłopów na Wołyń, której drogę wyznaczają pobieżnie wyskrobane dziecięce groby, poruszyło każdego słuchacza. W świecących listach mówca chciał pokazać, że żaden Polak nie został wyparty ze swojego miejsca, gdy osiedlili się tam Niemcy, a niemieccy chłopi, którzy do dziś mieszkają na Ziemi Gostynierskiej, ciężko pracowali, by wywalczyć swoją ziemię i mogą się teraz uważać za jej pełnoprawnych właścicieli. Podsumowując wszystkie losy niemieckich osiedli na Wschodzie, wykładowca zakończył słowami: "Niemiecki los - ludzie bez przestrzeni". Dr. Koßmann
Die Lodzer Heimatwoche
Die Lodzer Heimatwoche brachte am gestrigen Abend den Vortrag des Herrn Schulleiters Albert Breyer. Kleiner Heimatforscher gibt es schließlich auch bei uns unter den Deutschen in Mittelpolen, nicht allzu weniges Als solcher hat einst auch der Vortragende begonnen, es aber seitdem dank seiner Ausdauer, und vor allem dank seiner fanatischen Liebe zu seinem Forschungsgegenstand so weit gebracht, daß er heute als der beste Kenner des Deutschtums in Mittelpolen gelten und anderen „Fachgelehrten" würdig an die Seite gereiht werden kann. Als Lehrer steht ihm natürlich nur wenig Zeit zur Verfügung, die er seiner Forschungsarbeit widmen kann. Sein Vortrag über die deutschen Kolontsationen im Gostyniner Land vermittelte dem erstaunt aufhorchenden Publikum einen Blick über das weite Arbeitsgebiet eines echten Heimatforschers. Unglaublich ist die Mannigfaltigkeit der Quellen. Kirchenakten/ Privatbriefe, Balkeninschriften, alte zerlesens Kalender und Dokumente, Hypothek, Zentralarchiv, mündliche Ueberlieferungen der Bauern selber, und ihrer polnischen Nachbarn, immer mie> der angestellte „Verhöre" älterer Bauern, Pastoren, Kantors, deren Gedichte etc. * Die Begrüßungsworte sprach Chefredakteur Kargel. der die zahlreich erschienenen Gäste, unter ihnen den Konsul des Deutschen Reiches Freiherrn von Berchem Königsfeld, willkommen hieß. * Einleitend skizzierte der Vortragende kurz die geographische Lage des Gostyniner Landes, worauf er sofort mit der Skizzierung der einzelnen Etappen der deutschen Besiedlung begann. Diese setzte im betreffenden Gebiet um 1780 ein. Der Vortragende unterstrich, daß es polnische Starosten waren, die die ersten deutschen Siedlungen auf starosteilichen Gütern anlegten. Vis 1790 sind bereits 11 deutsche Dörfer bekannt. Bis 1790 sind bereits 11 deutsche Dörfer bekannt. Auch die noch vor Einsetzen der preußischen Kolonisation, 1801, angelegten 33 deutschen Dörfer sind polnischer Initiative entsprungen, während der preußisch-staatlichen Ansiedlung nur 4 Dörfer ihr Entstehen verdanken. Freilich befindet sich unter diesen gerade die größte und bekannteste aller dieser deutschen Siedlungen: Leonberg. Dieses Dorf verdient eigentlich eine besondere Monographie. Es zeichnet sich aus durch eine starke Industrialisierung, die von der Geschäftstüchtigkeit der Schwaben das beste Zeugnis ablegt. Dieses mächtige Dorf hat einige Tochterkolonien hervorgerufen, die es nun umfassen, zusammen mit andern auch stark von Schwaben untermischten, ursprünglich rein polnischen oder andersstämmigen, pommerschen Dörfern. Als die allmächtige Krisis die Produktion der landwirtschaftlichen Maschinen in den dortigen Großbetrieben unterband, stellten sich die Schwaben auf Wagenbau um, und beschicken heute den Markt weit und breit mit ihren Erzeugnissen, deren Stückzahl jährlich in die Hunderte geht. Eine besondere Gruppe bilden die von einem deutschen Großkaufmann von Treskow um Strzelce angelegten Dörfer: Donnersruh, Friedenslust, Hainleben, Blümenfelde usw. Derselbe von Treskow ist auch der Begründer der ersten Zuckerfabrik im Gostyniner Land. Seinem Beispiel erst folgten polnische Gutsbesitzer.
Es haben also auch dort bei der polnischen Zuckerindustrie
deutsche Unternehmer und Techniker Pate gestanden. Nach der preußischen Zeit
dauerte der Einwandererstrom an und wurde von den polnischen Behörden mit allen
Mitteln gefördert. Gegen 1840 sind auf einem Gebiet vr.r 600 Quadratkilometern
bereits mehr als 100 deutsche Dörfer vorhanden. 1860 sind es 110. Seitdem setzt
aber eine absteigende Bewegung ein, die vor allem durch Abwanderung nach
Wolhynien hervorgerufen wurde. Wenn man nun noch die deutsche
Weichselntederung, die Tuchmacherstädte Gombin und Gostynin, den deutschen
Großgrundbesitz hinzurechnet, ergibt sich ein geschlossener, von Deutschen
bewohnter Raum, eine in ihrem inneren Aufbau kerngesunde deutsche Sprachinsel.
Eine ungeheure Fülle von Einzeltatsachen und Sammelbildern zeichnete des
weiteren ein buntes Bild, das den Laienzuhörer in seiner Vielfältigkeit fast
verwirren mochte, ihm aber doch einen einzigartigen Einblick in das Weben der
Zeit auch in unseren scheinbar so stillen deutschen Kolonien ermöglichte. Die
Deutschen kamen nicht nur als Bauern und Tuchmacher. Auch als Glasbläser,
Teerschweler, Tabakpflanzer, Wind- und Wassermüller, Kienölfabrikanten, Bier-
und Schnapsbrenner, Papierfabrikanten, Wagner, Tischler usw. Abschließend
betont der Vortragende, daß diese deutschen, meist armen, pommerschen Dörfer
ohne jede staatliche oder gutsherrliche Unter stützung herangewachsen sind.
Trotz großer Armut und viel Elend in den ersten Zeiten der 'Rodung haben sie
ausgehalten und nicht nur sich, sondern auch ihre Stammesart und Sitte
erhalten. Wenn mancher Pommer seiner Gostyniner Heimat untreu geworden, und so
manches einst plattdeutsche Dorf heute von Polen eingenommen ist, so liegt das
häufig an der Unfruchtbarkeit des Bodens, den kurzsichtige Kolonisatoren und
Kolonisten zur Ansiedlung benutzt hatten. Wo das Land so wenig Getreide
liefert, daß es dem Bauern nur für wenige Wochen reicht, kann kein heimfester
Charakter verlangt werden. ■
Die Stimmungsbilder aus der Ansiedlungszeit und der Ueberwandrrung nach
Wolhynien waren in ihrem Sachgehalt bunt und lebendig, mitunter ergreifend. Was
wir von der Wanderung der deutschen Bauern nach Wolhynien hörten, deren Straße
durch flüchtig zusammengeschorrte Kindergräber gezeichnet ist, ging jedem
Zuhörer nahe. Mit glühenden Lettern will es der Vortragende zeichnen, daß bei
der Ansiedlung der Deutschen kein Pole von seiner Stelle gedrängt wurde und
daß, die deutschen Bauern, die heute noch im Gostynirter Land wohnen, sich
ihren Boden schwer errungen haben und heute sich dort als vollberechtigte
Eigner ihrer Scholle ansehen können. Alle Schicksalsschwere der deutschen
Siedlungen im Osten zusammenfassend, schloß der Vortragende mit den Worten:
Deutsches Schicksal — Volk ohne Raum. Dr. Koßmann
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz