Pamięta pani i Olesia K. , który wyrósł ponad Jurka R./jako
jego prototyp/ do ławy uniwersyteckiej. Ten znów doprowadził swego ojca,
naszego świetlanego mecenasa Piotra K. , do samobójstwa na schyłku jego lat.
Przecie ten Oleś na seansach rozwydrzonej międzynarodowej finansjery łódzkiej
występował zarobkowo – publicznie. Niemiaszki oszczędzali wyjazdów do Berlina i
Paryża. Inni znów przywozili stamtąd Olesiowi – wzory.
Podobno obu – po
wykorzystaniu, jako donosicieli – zakatrupiło Gestapo poza gettem w Warszawie.
I słusznie.
Proszę Koleżanki,
nasz wspólny /Pani kolega, mój ekskolega/ sławny Oleś R. , obecnie B., - jest
tamtych kwiatuszków tylko rodzajowym odchyleniem. Jest 0n – bezwzględnie typem
kryminalnym, po prawniczemu maskujący się, salonowy tulipan, jeżeli chodzi o
przyrównanie do kwiatów. Nie wiem czy na pani – jego pajęcze ofiary. Mógłbym
wyliczyć z 10, a było ich u tego łódzkiego Landru więcej. Były podobno i takie,
które jemu płaciły: K. i jej „Grand Hotel”. A kto zmarnował żonę prokuratora
„X”. W mojej obecności w 1939 roku prokurator S. telefonował do prokuratora
apelacyjnego w Warszawie, aby zabrał z powrotem – „X” do Łodzi, gdyż dzieją się
gorszące fakty „towarzyskie” i kryminalne w urzędowaniu – z powodu niejakiego adwokata
R. który opętał i swego kolegę i jego żonę, o którego to adwokata inne walory
zapytywał wówczas S. mnie, jako przyjaciela, poinformowanego w adwokackim
pogłowiu Łodzi. A kto wykończył tę młodą żonę swego kolegi, może i lekkomyślną
niewiastę, w Warszawie podczas okupacji – gdy mąż jej siedział w oflagu. A na
moje pytanie w 1945 roku oświadczył tenże R., że „X” zerwał z żoną po wojnie,
gdyż puściła się z Niemcami. Może i puściła się – ale kto ją do tego
doprowadził? A kto zmarnował stryjeczną siostrę mego przedwojennego aplikanta
Tadeusza M., Panią „Y”, którą Pani w 1945 widywała w Grand Hotelu w
towarzystwie tegoż R. i moim, której przed 12-15 laty Oleś obiecywał
małżeństwo. Rozwiodła się dla niego – a po wojnie, będąc zmarnowana przezeń do
reszty, w 1947 roku została uratowana przez swego brata, który zabrał ją do
Buenos-Aires, a „kochany Olek” mógł najchętniej do uzyskania wiz, jako
zaistniały po wojnie w Łodzi – pod nazwą „szarej jej eminencji”.
Wstydzilibyście się czegoś podobnego: koleżanki i koledzy. Czy tak jeszcze
jesteście przerażeni wojną?. Jeżeli Pani nie zna tej historii z piękną panią
„Y” – proszę rozmówić się chociażby przez telefon z siostrą zamordowanej w
getcie warszawskim mego Tadzia M. i przyjaciółkę mojej zamordowanej w getcie
łódzkim sekretarki Majorkiewiczówny –
Inki Miller / ul. Żeromskiego 77 m.14./ Mógłbym wiele podobnych historyjek o
„pięknym Olku” / troglodycie moralnym/ opowiedzieć – ale po co!
Wystarczy jeżeli
chodzi o mnie – treść akt N.I ds. ……/46 prokuratury w Łodzi i 38 stronicowy mój
pozew, z listą świadków na razie 70 osób z różnych zawodów, „klas”, „sfer”.
Przecie tenże Olek sprawy moje zainicjował, ten przyjaciel przedwojenny i
powojenny z Grand Hotelu, co Pani sama w 1945 r. zaobserwowała.
Pozew rzeczony
znajduje się obecnie w Sądzie Grodzkim w Łodzi od końca listopada 1948 r. Do tego czasu – od 4.10 do 18.11.1948 r. –
znajdował się jako N.C…../48 w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Listem prywatnym wiceprezes Świderski /został mi uczciwie
wiernym/ - pouczył mnie o mankamentach pozwu, przecie już wiele przepisów
zapomniałem. A następnie zwrócił mi ten pozew /o cofnięcie darowizny z art. 366
K.Z./ drogą urzędową. I natychmiast uzupełniwszy i poprawiwszy przesłałem do
Sądu Grodzkiego w Łodzi. Prezes Świderski również jest na liście świadków.
Nawet wolę, aby w początkowym stadium proces ten był prowadzony w Sądzie
Grodzkim: publiczne badanie świadków. Jeżeli pozwany prok. K. nie przyzna, jako
strona, jego zasadniczej treści, względnie nie zgodzi się na wspólnym ze mną
podaniu, pozew zawiesić. Wszystkie odnośne warunki posiada u siebie D, , Jeżeli
K. zechce – może nawet upoważnić D., aby został jego pełnomocnikiem w tej
cywilnej sprawie, chociaż Zygmuś w ostatnim liście nadmienił mi, iż on spraw
cywilnych nie prowadzi.
Pani Halino,
zwracam się do Pani, jako do tej, którą przed wojną uważałem z wybitna etyczną
w naszym zawodzie. Ponieważ jest Pani może aż zanadto subtelną – a więc lękliwą
– radzę przed udzieleniem mi odpowiedzi odmownej / bardzo byłoby mi ciężko
moralnie/ dobrać do pomocy którąś z koleżanek / tylko koleżanek/ bardziej
bojowych i mnie przychylnych, może jedna znajdzie się jeszcze, aby nie Marysia
L. , która zdradziła mnie z tymże R. w 1947r.. Bardzo mnie to bolało i proszę
jej to wyraźnie powiedzieć, ja nic nie ukrywam: moje karty są czyste. Następnie
proszę przeczytać pozew w Sądzie Grodzkim – załączam pełnomocnictwo. Załączam
również pełnomocnictwo do czytania akt I Ds…./46. Prokuratury Sądu Okr. w
Łodzi. Ewentualnie proszę zabrać odpis pozwu od Zygmusia D. i w tym przedmiocie
załączam pełnomocnictwo. Osobiście posiadam w domu jeszcze tylko jeden odpis i
nie chciałbym wyzbyć się go, gdyż postanowiłem wkrótce odbić ze 100 egzemplarzy
na powielaczu, aby rozesłać do odpowiednich osób i instytucji. Poza tym jeden
odpis od 3 miesięcy znajduje się w Nadzorze Prokuratorskim Ministerstwa
Sprawiedliwości. Gdy Pani załączy oficjalnie pełnomocnictwo do pozwu w Sądzie
Grodzkim i zacznie koło niego trochę „chodzić” – odnoszę wrażenie iż czynności
te zdopingują „bandę”, aby załatwić moje sprawy i zawieszenie tegoż pozwu na
warunkach, posiadanych przez D.. Również chciałbym, aby Pani zgodziła się –
jako moja pełnomocniczka – zaopiekować się większym kompleksem majątkowych
spraw rodziny Jarocińskich, zamieszkujących od dawna w Paryżu, których jestem
generalnym pełnomocnikiem i w sprawie których – jeden z nowoczesnych adwokatów
łódzkich z Małopolski wiózł dla mnie pilny list z Paryża do Łodzi samolotem aż
4 miesiące. Następnie list ten, ma się rozumieć otwarty, nadesłał mi pocztą na
Julianów – i uśmiał się w telefon, gdy zapytywałem o przyczynę tak późnego
doręczenia listu – już po depeszy i innym liście Jarocińskich. Nawet nie dostał dyscyplinarki. Troche to wstyd dla powojennej nowoczesnej adwokatury. Nazwisko rzeczonego adwokata znajduje się w aktach tejże sprawy I DS..../46. A jednak Jarocińscy ci posiadają poważne obiekty /Moniuszki 6, 3/4 Placu Hallera, duże mury fabryczne w Łodzi i wielką uchowaną nieruchomość w Warszawie/. Jarocińscy ci, jak może Pani wiadomo, również należą do rodzin znanych w Łodzi i w Warszawie. Stara Jarosińska z domu Goldfeder, syn zaś jej literat francuski /George Waldemar/ i francuski obywatel.
.........................................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz