We wrześniu ubiegłego roku w trzech częściach zamieściłem na moim blogu skargi łódzkiego prawnika pisane w pierwszych latach po zakończeniu działań wojennych 2 W.Ś. Był znaną osobistością w Łodzi. Pracował jako radca prawny Giełdy, Zgromadzenia Kupców m.Łodzi, dwu największych francuskich firm /"Union Textile" i "Czenstochowienna" / i innych. Był adwokatem. Do 1940 roku mieszkał wraz z małżonką w willi na Radogoszczu, ul. Przyrodnicza 21. Po wybuchu wojny został eksmitowany przez Niemców do Piotrkowa. Po wyzwoleniu przeniósł się z małżonką do Bogatyni. Prawie 100 stron maszynopisu poświęcił na skargi składane do łódzkich sądów. Oskarżał wiele osób o rabunek jego willi, mebli i innych rzeczy, działki w Łagiewnikach. Pokazuje realia łódzkiej palestry, skorumpowanej układami koleżeńskimi i politycznymi. Czy wszystko było prawdą co opisuje w swoich skargach, trudno powiedzieć. Zamieszczam te listy bez podawania nazwisk. Oryginalna pisownia.
Bogatynia, dn.... stycznia 1949
Szanowna
Pani Koleżanko!
Naród, każdy
Naród, szczególnie ludzkość śródlądowej Polski, składa się – moim zdaniem – z
trzech zasadniczych elementów: podstawa, rdzeń, autochtoni /to raz/; od wieków
wasymilowani pograniczni sąsiedzi i inni /to dwa/; wreszcie dopiero asymilujący
się sąsiedzi i inni /to trzy/.
Tak i w wojsku:
kadra/starzy żołnierze/, roczniacy/ też już nie uznają cywilów/ i wreszcie
nowozaciężni – rekruci.
Dawna Polska
zawierała plemiona lechickie /autochtoni/. Drugie: Rosjanie, Litwini, Tatarzy,
Ukraińcy, Czesi, Węgrzy, Niemcy i inni dosyć licznie wasymilowani wiekami.
Wreszcie ciż sami – dopiero asymilujący się.
Specyficzną część
ludności Polski – od dosyć wczesnego formowania się jej państwowości i
społeczności stanowili w Polsce – Izraelici, których całe masy pięknie w
polskość wasymilowały się, wpływając bezsprzecznie dodatnio, moim zdaniem, na
zeuropeizowanie, począwszy od czasów zamierzchłej Hiszpanii,
umiędzynarodowienie naszej kultury. Wielu z nich nie asymilowało się do
ostatniej wojny, tworząc własne getta, stanowiąc po wszystkich miastach Polski
– odrębne: mniejsze lub większe masy. Podobne getta tworzyli i tworzą w dalszym
ciągu po miastach i osiedlach obu Ameryk: Polacy, Włosi, Chińczycy, Japończycy,
ciż Żydzi i inni. Nie będę natomiast wymieniał, nawet przykładowo, nazwisk tych
znanych w Polsce rodzin izraelskich – wasymilowanych, które przyczyniły się
mocno do podniesienia w Polsce dobrobytu, cywilizacji i rozwoju naszej kultury,
o tym traktuję dzieła specjalne. Wreszcie wszystkie tego rodzaju historie
zapewne zna Pani – bardziej ode mnie, jako pochodząca z jednej z tych dodatnich
rodzin.
Wszystko to działo
się do ostatniej wojny, w której mentalność całego świata, Europy, Polski, -
przeorał kryminalnie pomiot Antychrysta i „Alrauny” niezbadany dotąd „Hitler”.
Przeorał tak dokładnie, iż przeciętny, szary myśliciel, a nawet większy
naukowiec jeszcze nie może zorientować się w aspektach tej nowej ludzkiej
gleby, która, po wyuzdanym unawożeniu krematoryjnym, wyłania się z głębin
ludzkości. Muszą upłynąć dłuższe lata, musi wywietrzeć czad ze łbów oszalałych
w Polsce i u innych ludów, skazanych przez tegoż Antychrysta – Hitlera, na
zupełną eksterminację. Ocaleni muszą wyzbyć się strachu przed nagłą,
storturowaną w męczarniach cielesnych – głodowych – i moralnych, śmiercią:
własną, własnych najnieletniejszych dzieci, własnych – całych rodzin. Dopiero
przyszłe pokolenia wykażą – czy zginęli lepsi, czy zginęli gorsi; czy pozostali
lepsi – czy też przeważają wybitne kanalii. Na razie można tylko suponować
względnie indywidualizować – przeważnie subiektywnie.
Jeżeli chodzi o mój osobisty pogląd, który najbardziej wylęgł się na mojej znów skórze własnej – co stwierdzam, to uważam, iż Polska po tej wojnie została mocno skanalizowana – w sensie, iż zaistniało w niej masę wszelakiego rodzaju kanalii; we wszystkich trzech elementach, stanowiących jej ludność i we wszystkich jej zawodach i pozawodach. Zdaniem moim zaistniał w Polsce specyficzny troglodytyzm wtórny – jak powrotny tyfus i powtórny analfabetyzm. Niczym innym nie umiałbym sobie wyjaśnić poważniej /bez przeklinania, czy też śmiechu idioty/, nie umiałbym zrozumieć tego wszystkiego, co dzieje się ze mną permanentnie od chwili ucieczki Niemców z Piotrkowa Tryb., gdzie przebyłem z żoną wojnę. Wiem, że dzieje się ze mną jakaś makabra; może w czymś wobec kogoś / lepszych elementów / rzeczywiście zawiniłem, więc sprawiedliwy los mnie karze. Ale bezwinna żona moja dlatego znosi katusze moralne i materialne, mając lat 58 wieku i będąc tą żoną skazanego – jak będąc tą żoną skazanego – jak – wyżej – na okrutne męki 63 letniego starca, - gdyż tylko w ten sposób można określić to ,co ze mną powojenni ludzie wyczyniają. I to wyczynia nie byle kto: najserdeczniejsi przyjaciele, zdawałoby się wykształceni prawnicy, - w pojedynkę oraz zbiorowo, nawet zespołowo w zawodowych i urzędowych organizacjach. Znaczy wszystkie te odnośne komórki składają się z tychże samych zaczadziałych wojną – jaskiniowców.
Stworzyli dzikie
sprawy, opajęczyli, omotali niezrozumiałymi normalnie sytuacjami, zlikwidowali
materialnie, wyzuli z dobrobytu, zdrowia. Wykonali wszystko, abym oszalał
umysłowo. Uratowało mnie od podobnego kresu wyłącznie to, że właśnie jedynie
umysł mocny pozostał mi, zahartowane w zmaganiach życiowych – wojną i po wojnie
/łącznie 10 lat/ - silne nerwy i mocniejsze od tamtych szubrawców – morale
/przepraszam, gdyż może rzeczywiście nie zdają sobie oni sprawy z tego, co
czynią/. Uratowałem się może od głodowej śmierci i w ogóle materialnej ruiny –
ucieczką z waszego alraunicznego miasta – aż tu na daleki chociaż dziki Zachód,
gdyż przeważnie zabużański i volksdeutszerski.
Dopiero
uspokoiłem się i powiązawszy retrospektywne zaistniałe fakty wykoncypowałem
pozew cywilny na razie przeciw jednemu z
tych serdecznych przyjaciół na stanowisku. Pozew ten mocno musiał „bandę”
uderzyć, skoro otumaniony przez nią, mój dawny też serdeczny przyjaciel,
Zygmunt D. , aż cały tydzień musiał
zastanawiać się, aby, po przeczytaniu właśnie pozwu, jako podstawy, i zbieżnych
skarg karnych, dopiero mi serdecznie /tak jakby dopiero wczoraj – znaczy przez
zaczadzeniem – ze mną w tejże normalnej przyjaźni i normalnych warunkach
rozstał się/ odpisać, że całą karno-kryminalną stronę moich spraw poprowadzi –
właśnie jako mój dawny i bez zmian przyjaciel. Całe szczęście, że Zygmuś jest
płocczaninem, więc przypuszczam zawodu mi nie zrobi. Przy tym, iż zrozumiał on
nie tylko głową, lecz i sercem to wszystko, co działo się ze mną w Łodzi i trwa
w odmiennych warunkach aż tutaj – jako jedna zbrodnicza całość.
Widocznie uciekając
z łodzi, nie zdążono unicestwić w zakamarkach nie licznie uratowanych naszych
rzeczy do cna tamtejszej pajęczyny, w której znów przyjechały ze mną aż tutaj
młode zarażone alraunicznie pajączki.
Odnoszę wrażenie,
iż pani coś nie coś wie o moim „nieszczęściu”, chociaż na ogół zaistniało ono,
wzrastało i nabrzmiało – systemem szeptanym. A więc tzw. Sanacyjni
chrześcijanie/kadra/ szeptała w „kółeczkach”, że O. zwariował i pewno dlatego
stał się dla inteligencji łódzkiej / volksdeutszów, kollaboracionistów i
sanatorów-faszystów/ niebezpiecznym komunistą. Drudzy przyjaciele, właśnie
wasymilowani izraelici, ci, których w wielkim narażaniem się broniłem w
pojedynkę i zbiorowo w ciągu 20 lat – puścili szept między „nowych” prawników
łódzkich i między sfery socjalistyczno -rządzące, - że O. to niebezpieczny
antysemita, widocznie hitleryzm podczas wojny zaćmił mu umysł. I dla jednych i dla drugich najwygodniej było
połączyć się w jednolita organizację – „bandę”, aby stworzyć dwa tomy sprawy I
Ds. …….. I żadna siła ludzka nie wyjaśniła by tych problemów /sanacyjno –
adwokacko – profesorskich/. Gdybym w zdenerwowaniu pękł, na co najbardziej
liczono, - lub coś podobnego. Kres. Również żaden prawnik obcy nie mógł by mi
zainicjować pozwu cywilnego, tego rodzaju, który wniosłem i który dopiero
będzie mógł – jeżeli Pani i D. pomożecie mi – zbudować odwetowy proces karny –
w stosunku do senatorów: adwokatów, profesorów i innych.
Pamięta Pani
przecie Łódź przedwojenną. Pamięta Pani Irenę B. – R. , swoją koleżankę i moją
dobra znajomą. Może pani słyszała o jej synie /miałby już ze 26 lat/. Był to
typek specyficznie łódzko – alrauniczny: wyhodowany na trybadyzmie, na
wszelakiej rozpuście własnej matki i jej otoczenia. Przecie on do lat 15
przebiegł przeszło 10 średnich zakładów szkolnych: otwartych, prywatnych,
klasztornych, koedukacyjnych. To był prawdziwie i w rzeczywistości – czarny
storczyk, wyhodowany i kwitnący na pożywkach bagna łódzkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz