czwartek, 20 października 2022

Cmentarze ewangelickie - Hieny cmentarne - Proces - Dziennik Łódzki - 1963

 

Niewiele podobnych artykułów można znaleźć na łamach prasy. Kradzieże, profanacje na cmentarzach ewangelickich na terenie całej Polski były nagminne. Nie było wielu, którzy ganili ten proceder....

Źródło: Dziennik Łódzki. 1963-07-18 R. 18 nr 170

DZIEŃ POWSZEDNI TEMIDY.

EKSTRA - HIENY

    Jak już informowała swego czasu  prasa - parę miesięcy temu na cmentarzu augsbursko-ewangelickim w Zgierzu ujęto na gorącym uczynku kradzieży płyt pomnikowych Kazimierę Olech. zamieszkałą w Zgierzu. Szybko też okazało się, że jest ona członkiem działającej na szeroką skalę zorganizowanej grupy złodziei cmentarnych od dłuższego czasu grasującej głównie na cmentarzach ewangelickich  w wielu miejscowościach kraju.

     Wkrótce po "zgierskiej wpadce" we wsi Wacyn pod Radomiem zatrzymano ukrywającego się tam szefa i inicjatora tej złodziejskiej grupy, mieszkańca Szczecina - dwojga imion Stefana - Mariana M.

      W trakcie wnikliwego śledztwa przeprowadzonego przez Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej w Łodzi, ujawniono wiele szczegółów, które czynią ze sprawy hien cmentarnych problem zasługujący na szersze potraktowanie. I to nie tylko dlatego, że tego typu przestępcy budzą szczególną odrazę, ale również ze względu na rozmiar ich "działalności", jak też na przyczyny, które sprawiły, że przez wiele miesięcy mogli oni swój haniebny proceder uprawiać bezkarnie.

     Zaczęło się w 1961 roku w Trzebiatowie, gdzie M. zwoził materiał na miejscową budowę. Podczas rozładowywania wozu M. parę razy udawał się na spacer w kierunku pobliskiego cmentarza ewangelickiego. Nie były to tylko spacery li tylko na wyprostowanie nóg....

     Pewnego dnia M. zaproponował robotnikom budowlanym zarobek po godzinach pracy. Ci- nie wiedząc zrazu o co chodzi - chętnie przystali na propozycję. O charakterze pracy dowiedzieli się dopiero wówczas, gdy im zlecono załadunek .... marmurowych płyt wyjętych z cmentarnych pomników.

    Przy tak "legalnie" dokonywanym przestępstwie trudno mówić o zachowaniu tajemnicy. W krótkim czasie M. zawędrował do aresztu, a Sąd Powiatowy w Gryficach surowo ocenił jego postępek, wymierzając mu karę 1,5 roku więzienia.

    Wydawałoby się, że kara ta ostudzi zapał M. do "spacerów" po cmentarzach. Gdy więc w połowie roku 1962 uzyskał on przerwę w odsiadywaniu wyroku, można było sądzić, że podejmie uczciwą pracę.

    Stało się jednak inaczej, a pierwsza wpadka tyle tylko nauczyła M., że... trzeba w "tych sprawach" zachować nieco większą ostrożność!

    Nie wiadomo, czy wychodząc z więzienia miał już przemyślany plan "akcji". Wiadomo tylko, że proponując "współpracę" dwukrotnie już karanemu sądownie mieszkańcowi Szczecina Stanisławowi D., powiedział początkowo, że chodzi o wywóz kamienia z Ziem Zachodnich.

    W kilka dni później wspólnicy udali się pożyczoną "Pobiedą" do Piły, gdzie w nocy ładują do bagażnika marmurowe płyty, wyniesione z miejscowego cmentarza. D. wie więc już o jakie to "kamienie" chodzi. Ale "interes" jest dochodowy, a D. nie ma skrupułów, gdy chodzi o zarobek!

    Już po pierwszych "wywózkach" M. kupuje sobie własny samochód - solidnego "Buicka". Wkrótce też przestępcza grupa wzrasta o dwie dalsze osoby: szwagierkę D. , Alfredę P. i jego kolegę Wojciecha M. (oboje ze Szczecina). Wydłuża się też rejestr objętych "wywózką kamienia" cmentarzy. Między innymi figurują na nim takie miejscowości, jak wspomniana Piła, Kietrz, Bobrów, Głupczyce, Koźle, Głuchołazy, Dzierżoniów, Strzelin, Wałbrzych, Jedlicze Zdrój, Pierzyce Śląskie, Duszniki, Nowa Ruda, Korfantów, Świebodzice, Kętrzyn, Głogówek... Na niektóre z tamtejszych cmentarzy złodzieje robią wypady po kilka razy. Nikt im nie przeszkadza, nikt nie przerywa pasma ich ohydnych kradzieży!

     Wszystkie drogi prowadzą ... Lublina. Tu bowiem mieszka i działa mistrz kamieniarski Stanisław Gołofita, chętnie kupujący marmur po "ulgowych" cenach. W prawdzie napisy na płytach informują o ich pochodzeniu, ale "przymyka na to oczy". Z cmentarza "przyszły", na cmentarz wrócą - powiada. Oczywiście, wracały, tylko nie tam skąd je brutalnie wyrwano i za sowitą opłatą, którą zagarnia Gołofita za swój kamieniarski towar!

    Tu też, w Lublinie, dochodzi do rozbicia spółki. M. upił się i nocował w Izbie Wytrzeźwień, D. wyraził niezadowolenie z "pensji" (1.500 zł. za "wypad") i zażądał udziału w zyskach. M. surowo ocenił te "występki" i "rozwiązał umowę" ze wspólnikami. Nowych wspólników znalazł w Łodzi - braci Wiktora i Adama M., a wkrótce po tym wspomnianą na wstępie Kazimierę O. 

    Spółka "organizuje towar" na cmentarzach w Pabianicach, Łęczycy i Zgierzu, gdzie wreszcie podwija im się noga. Wkrótce po tym wszyscy znajdują się w więzieniu, gdzie oczekują dziś na sądowy epilog sprawy.

    Śledztwo wykazało, że łupem M. i jego wspólników padły płyty nagrobkowe ogólnej wartości 579 tys zł! Jedynie jednak w województwie łódzkim administracje cmentarzy mogły sporządzić pełny wykaz strat. W innych miejscowościach objętych przestępczą działalnością hien M. administracje terenów cmentarnych, a niejednokrotnie i miejscowe jednostki MO o kradzieżach dowiedziały się dopiero... z zeznań członków bandy! Nie wiadomo więc, czy opierająca się głównie na tych zeznaniach suma 579 tyś. nie jest zbyt niska w porównaniu z rzeczywistymi stratami, spowodowanymi "akcją wywózkową" przestępczej grupy.

    Już i ta jednak suma zaskakuje swą wysokością. Zwłaszcza w porównaniu  z ujawnionymi w czasie śledztwa faktami dotyczącymi ochrony terenów cmentarnych - gdzie jak widać - obok spoczywających nieboszczyków, spoczywa też zakuty w kamień niebagatelny majątek.

    Tymczasem okazuje się, że w większości wypadków n i k t tego m a j ą t k u  n i e  p i l n u j e. Można więc - przy minimum ostrożności - brać ile dusza zapragnie.

    Stanu tego nie można uznać za normalny. Sam szacunek do miejsca poświęconego zmarłym, nie stanowi - jak się okazało - dostatecznej zapory przeciwko zakusom ludzi pokroju M. i jego wspólników. Nie stanowi i stanowić nie może. 

                                                                                    Janusz Krajewski.


In der Presse sind nur wenige ähnliche Artikel zu finden. Diebstähle und Schändungen auf protestantischen Friedhöfen in ganz Polen waren an der Tagesordnung. Es gab nicht viele, die diese Praxis getadelt haben....

TEMIDA-WOCHENTAG.

EXTREMJÄGER


    Wie bereits vor einiger Zeit in der Presse berichtet, wurde vor einigen Monaten auf dem evangelischen Friedhof in Zgierz, Kazimiera Olech. einem Einwohner von Zgierz. Es stellte sich bald heraus, dass sie Mitglied einer groß angelegten organisierten Gruppe von Friedhofsdieben war, die seit langem in vielen Orten des Landes vor allem evangelische Friedhöfe heimsuchten.

    Kurz nach der "Verhaftung" im Dorf Wacyn in der Nähe von Radom wurde der Anführer und Anstifter dieser Diebesbande, ein Einwohner von Szczecin - zwei Namen Stefan - Marian M., der sich dort versteckt hielt, festgenommen.

    Im Zuge einer gründlichen Untersuchung durch das Provinzhauptquartier der Bürgerwehr in Łódź wurde eine Reihe von Details aufgedeckt, die den Fall der Friedhofshyänen zu einem Problem machen, das eine breitere Behandlung verdient. Dies liegt nicht nur daran, dass diese Verbrecher besonders abstoßend sind, sondern auch am Ausmaß ihrer "Aktivitäten" und an den Gründen, warum sie ihre schändlichen Handlungen über viele Monate hinweg ungestraft ausüben konnten.

    Es begann 1961 in Trzebiatow, wo M. Material für eine örtliche Baustelle transportierte. Während er den Wagen auslud, machte M. mehrere Spaziergänge in Richtung des nahe gelegenen evangelischen Friedhofs. Es waren nicht nur Spaziergänge, um sich die Beine zu vertreten....

    Eines Tages bot M. den Bauarbeitern an, nach Feierabend Geld zu verdienen. Da sie zunächst nicht wussten, worum es ging, stimmten sie dem Vorschlag bereitwillig zu. Sie erfuhren erst von der Art der Arbeit, als sie den Auftrag erhielten, .... zu laden. Marmorplatten von Friedhofsdenkmälern entfernt.

    Bei einem so "legalen" Verbrechen kann man kaum von Geheimhaltung sprechen. Schon nach kurzer Zeit war M. in Haft, und das Bezirksgericht Gryfice verurteilte seine Taten hart und verhängte eine Haftstrafe von 1,5 Jahren.

    Es scheint, als würde diese Strafe M.s Begeisterung für "Spaziergänge" auf Friedhöfen abkühlen. Als er Mitte 1962 von seiner Strafe befreit wurde, hätte man meinen können, dass er eine ehrliche Arbeit aufnehmen würde.

    Doch das Gegenteil war der Fall, und der erste Ausrutscher lehrte M. nur so viel, dass.... müssen in "diesen Dingen" etwas vorsichtiger sein!

    Es ist nicht bekannt, ob er bereits einen gut durchdachten "Aktionsplan" hatte, als er aus dem Gefängnis kam. Was wir wissen, ist, dass er Stanisław D., einem zweifach vorbestraften Einwohner von Stettin, eine "Zusammenarbeit" vorschlug, wobei es zunächst um die Ausfuhr von Steinen aus den Westgebieten ging.

    Einige Tage später fuhren die Komplizen mit einer geliehenen "Pobieda" nach Piła, wo sie nachts Marmorplatten von einem örtlichen Friedhof in den Kofferraum luden. D. weiß also bereits, um welche Art von "Steinen" es sich handelt. Aber das "Geschäft" ist profitabel und D. hat keine Skrupel, wenn es darum geht, Geld zu verdienen!

    Schon nach den ersten "Exporten" kauft sich M. ein eigenes Auto - einen robusten "Buick". Bald wächst die kriminelle Gruppe auf zwei weitere Personen an: D's Schwägerin. Alfreda P. und sein Kollege Wojciech M. (beide aus Szczecin). Das Verzeichnis der Friedhöfe, die unter den "Steinexport" fallen, wächst ebenfalls. Es umfasst unter anderem Piła, Kietrz, Bobrów, Głupczyce, Koźle, Głuchołazy, Dzierżoniów, Strzelin, Wałbrzych, Jedlicze Zdrój, Pierzyce Śląskie, Duszniki, Nowa Ruda, Korfantów, Świebodzice, Kętrzyn, Głogówek.... Diebe machen mehrere Ausflüge zu einigen der dortigen Friedhöfe. Niemand stört sie, niemand unterbricht ihre Reihe abscheulicher Diebstähle!

    Alle Wege führen ... Lublin. Hier lebt und arbeitet der Steinmetzmeister Stanisław Gołofita, der gerne Marmor zu "Discount"-Preisen kauft. Zwar weisen die Inschriften auf den Platten auf ihre Herkunft hin, aber er "drückt ein Auge zu". Sie "kamen vom Friedhof, sie werden zum Friedhof zurückkehren", sagt er. Natürlich kehrten sie zurück, nur nicht von dort, wo sie brutal entwurzelt worden waren, und gegen eine saftige Gebühr, die Gołofita für seine Steinmetzarbeiten kassiert!

     Auch hier, in Lublin, ist die Partnerschaft zerbrochen. M. betrank sich und verbrachte die Nacht in der Ausnüchterungszelle, D. äußerte seine Unzufriedenheit mit seinem "Gehalt" (1.500 Zl. pro "Ausflug") und verlangte einen Anteil am Gewinn. M. bewertete diese "Übertretungen" hart und "kündigte den Vertrag" mit den Partnern. In Lodz fand er neue Partner - die Brüder Wiktor und Adam M., und kurz darauf die bereits erwähnte Kazimiera O. 

   Das Unternehmen "organisiert die Waren" auf den Friedhöfen von Pabianice, Łęczyca und Zgierz, wo sie schließlich ein Bein bekommen. Bald darauf finden sie sich alle im Gefängnis wieder, wo sie heute auf das gerichtliche Nachspiel des Falles warten.

Die Untersuchung ergab, dass die Beute von M. und seinen Komplizen auf Grabsteine im Gesamtwert von 579.000 PLN fiel! Allerdings konnten die Friedhofsverwaltungen nur in der Provinz Lodz eine vollständige Liste der Verluste erstellen. In anderen Städten und Dörfern, in denen die M.-Hyänen kriminell aktiv waren, erfuhren die Friedhofsverwaltungen und oft auch die örtlichen Milizeinheiten nur von den Diebstählen.... aus den Geständnissen von Bandenmitgliedern! Es ist daher unklar, ob die Summe von 579.000, die sich hauptsächlich auf diese Geständnisse stützt, im Vergleich zu den tatsächlichen Schäden, die durch die "Exportaktion" der kriminellen Gruppe verursacht wurden, nicht zu niedrig ist.

    Doch selbst diese Summe ist überraschend hoch. Vor allem, wenn man sie mit den Fakten vergleicht, die bei der Untersuchung zum Schutz des Friedhofsgeländes zutage traten - wo, wie man sieht, neben den ruhenden Verstorbenen auch eine beträchtliche Menge an mit Steinen verkrustetem Eigentum vorhanden ist.

    In der Zwischenzeit hat sich herausgestellt, dass dies in der Mehrzahl der Fälle nicht der Fall ist. Mit einem Minimum an Vorsicht kann man also so viel nehmen, wie das Herz begehrt.

    Dieser Zustand kann nicht als normal angesehen werden. Der Respekt vor dem Ort, der den Toten gewidmet ist, ist, wie sich herausstellte, keine ausreichende Barriere gegen die Versuchungen von Leuten wie M. und seinen Gefährten. Das ist nicht der Fall und kann es auch nicht sein. 


                                                                                    Janusz Krajewski.






   



    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz