W ostatnim numerze informowaliśmy o pracy pastorów Dobersteina i Lipskiego, a także o odkupieniu szkoły, która od 1933 roku miała służyć jako pastorówka. Teraz można przeczytać o finansowaniu odkupu:
Pozyskanie środków nie było wcale łatwe. Przede wszystkim pożyczono bezprocentowo pieniądze z funduszu organowego, 10.000 zł. Ponadto przez trzy lata składka kościelna była zwiększona o 300 procent. W tym czasie jednak rolnictwo w Polsce przeżywało kryzys, a protestanccy chłopi przyjęli wiadomość o potrojeniu ich podatku kościelnego jedynie z wielkim rozgoryczeniem. Inni marudzili, że zakup organów to znów odległa perspektywa. Niemniej jednak droga do niezależnego zgromadzenia była jasna!
W międzyczasie środowisko polityczne w Andrzejowie wybudowało dwie szkoły: jednopiętrową z trzema klasami dla Niemców i dwupiętrową z siedmioma klasami dla Polaków. To położyło kres staremu sporowi. Poprzednia szkoła została opróżniona na początku wielkich wakacji w 1933 roku i zamieniona na rezydencję pastora. Nowy pastorat nie mógł konkurować z mieszkaniami dla pastorów w dużych miastach, ale i tak był atrakcyjny. Teraz konsystorz warszawski uznał filię andrzejowską za samodzielną parafię.
GMINNY PASTOR OSTERMANN.
Wikariusz St. Johannis w Łodzi, Wilhelm Ostermann, ubiegał się o objęcie proboszczostwa w ostatecznie samodzielnej parafii i został wybrany. Równocześnie podjął obowiązki administratora Grömbach, gdzie raz w miesiącu odprawiał nabożeństwa, a także udzielał lekcji religii w łódzkich szkołach, co zostało uzgodnione jako uzupełnienie pensji parafialnej. Dzięki dobrym połączeniom kolejowym z Łodzią, dotarcie do tego miasta było małą sprawą.
Ostermann był bliski swoim parafianom nie tylko jako duszpasterz, ale także jako człowiek. Za jego czasów kościół został zelektryfikowany i od tej pory świecił światłami, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia. Od ulicy do cmentarza poprowadzono aleję akacji kulistych, a stary budynek szkoły przerobiono na salę konfirmacyjną. Obciążenie długami stało się uciążliwe i utrzymanie równowagi finansowej wymagało wszystkich umiejętności księdza Ostermana.
Poza tym wszystko poszło dobrze. Wtedy, 1 września 1939 roku, wybuchła II wojna światowa i niektórzy parafianie musieli zapłacić życiem za powszechną nienawiść do Niemiec. Inni musieli odbyć ciernistą podróż do Berezy Kartuskiej. Wszyscy jednak zdołali bezpiecznie wrócić. W samym Andrzejowi, w przeciwieństwie do I wojny światowej, nie były prowadzone jakichkolwiek działania wojenne.
Epoka niemiecka przyniosła naszemu narodowi materialny awans; był on teraz "narodem panów", Polacy "sługami". Narodowym socjalistom nie podobało się jednak to, że nasi ludzie pozostali wierni Kościołowi. Próbowali na różne sposoby ośmieszyć wiarę, z czym - poza nielicznymi wyjątkami - nie mieli powodzenia. Ponieważ ks. Ostermann nie mógł już udzielać lekcji religii w łódzkich szkołach, objął funkcję kierownika skarbca spółdzielni w Andrzejowie.
Mężczyźni z parafii byli stopniowo powoływani do służby wojskowej. Duża liczba zginęła bohaterską śmiercią "za Führera, naród i ojczyznę" i z tej okazji zawsze odprawiano w kościele nabożeństwa żałobne. Ponieważ bliscy nie mogli udekorować grobu poległego kwiatami, składali swoje wieńce w kościele. W ten sposób kościół był stale ozdabiany wieńcami i kwiatami.
W Boże Narodzenie 1944 roku nikt nie podejrzewał końca.Władze niemieckie były pewne zwycięstwa i dlatego nie wydały na czas rozkazu ewakuacji. Każdy z nich próbował potem na własną rękę uciec przed Rosjanami. Większość została rozjechana przez czołgi Iwana i musiała zawrócić. Rozpoczął się gorzki czas cierpienia.
NOC DLA NIEMCÓW
Pierwszym środkiem było aresztowanie przez polską milicję większości mężczyzn w wieku od 16 do 65 lat, a następnie wywiezienie ich do Rosji do zniszczonego wojną Zagłębia Węglowego Donieck. Ale wszyscy oni byli chorzy lub pół inwalidzi, bo zdrowi już dawno zostali zabrani do niemieckiego Wehrmachtu.
Większość z nich zginęła w kopalniach węgla. Niektórzy wracali do domu śmiertelnie chorzy i marnieli przez wiele dni, a nawet tygodni.
Milicja prowadziła system terroru i tymczasowo aresztowała wszystkich tych dorosłych Niemców, których nie spotkał los deportacji. Byli one poważnie maltretowani, a niektórzy z nich zostali zabici. Nie zostali jednak rozstrzelani, ale przez wiele dni powoli torturowani na śmierć. Zmarłych pochowano w wykopanych za kościołem rowach przeciwlotniczych. Pastorówka stała się miejscem pracy milicjantów, bo znaleźli tam nie tylko umeblowane mieszkanie, ale i telefon.
Nie wszyscy Polacy aprobowali okrucieństwa. Część potępiała metody milicji i zachowywała się wobec Niemców przyzwoicie. Zdarzało się również, że rosyjscy oficerowie chronili ludność niemiecką przed atakami milicji.
Jeśli Polska nadal twierdzi, że jest państwem prawa, to powinna była postawić rzeczywistych winowajców przed sądem i ich skazać!
W maju 1945 r. wszystkich Niemców zabrano z domów i zgromadzono w kościele. Wcześniej pozbawiono ich wszystkich pieniędzy i biżuterii. Milicja nie miała skrupułów, by zamienić konsekrowane miejsce w więzienie. Kościół stanowił smutny widok. Wieża zegarowa, dzwon, ołtarz i ławki zostały usunięte i przewiezione do kościoła katolickiego w Sikawie, gdzie znajdował się niesławny obóz. Okna były rozbite, wiatr gwizdał swoją szyderczą pieśń. W nawie leżał połamany wóz i inne śmieci. Jaka zmiana nastąpiła! Z tego miejsca płynęły strumienie błogosławieństw, a teraz zostało ono zamienione w więzienie. Także chyba nigdy gorętsze modlitwy nie poszły do nieba niż właśnie teraz! Bo przed nieszczęśnikami leżała groza, a za nimi strach -----
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
In der letzter Nummer wurde über das Wirken des Pastoren Doberstein und Lipski berichtet, sowie über der Rückkauf der Schule, die ab 1933 als Pastorat dienen sollte. Nun lesen Sie zunächst über die Finanzierung des Rückkaufs:
Er war gar nicht einfach , die Mittel aufzubringen. Zunächst lieh man zinslos das Geld des Orgelfonds, 10 000 Złoty. Des weiteren erhöhte man den Kirchenbeitrag für drei Jahre um 300 Prozent. In jener Zeit befand sich jedoch die Landwirtschaft in Polen in einer Krise, und die evangelischen Landwirte nahmen die Verdreifachung ihrer Kirchensteuer nur mit großer Bitterkeit zur Kenntnis. Andere murrten, daß die Anschaffung der Orgel wieder in graue Ferne gerückt war. Trotzalledem: der Weg zu selbständigen Gemeinde war frei!
Unterdessen baute die politische Gemeinde in Andrzejów zwei Schulen: eine eingeschossige mit drei Klassen für die Deutschen und eine zweigeschossige mit sieben Klassen für die Polen. Damit wurde ein alter Streit begraben. Die bisherige Schule wurde 1933 zu Beginn der großen ferien geräumt und zur Wohnung eines Pastor umgebaut. Das neuer Pastorat konnte zwar nicht mit den Pastorenwohnungen in den Großstädten konkurrieren, war aber dennoch attraktiv. Nunnmehr wurde das Filial Andrzejów von Seiten der Warschauer Konsistoriums zur Selbständigen Gemeinde erklärt.
GEMEINDEPASTOR OSTERMANN
Um das Pfarramt der endlich selbständigen Gemeinde bewarb sich der an St. Johannis zum Lodz amtierende Vikar Wilhelm Ostermann, der auch gewählt wurde. Er übernahm gleichzeitig die Pflichten eines Adminiastrators von Grömbach, wo er einmal in Monat Gottesdienst hielt, und erteilte außerdem in Lodzer Schulen Religionsunterricht, wie dies zu Aufbesserung seines Pfarrgehalts vereinbart worden war. Bei den guten Zugverbindungen nach Lodz war es eines Kleinigkeit, diese Stadt zu erreichen.
Ostermann stand nicht nur als Seelsorger, sondern auch als Mensch seinen Gemeindegliedern nahe. Während seiner Zeit wurde die Kirche elektrifiziert und erstrahlte von da ab in Lichterglanz, vornehmlich zur Weihnachtszeit. Von der Straße bis zum Friedhof wurde eine Kugelakazien-Allee angelegt und das Wirtschaftsgabäude der alte Schule zu einem Konfirmandensaal umgebaut. Die Schuldenlast wurde freilich drückend, und es bedurfte aller Geschicklichkeit P. Ostermans, die Finanziele Seite im Gleichgewicht zu halten.
Sonst verlief alles in bester Ordnung. Da brach am 1 September 1939 der 2 Weltkrieg aus und einige Gemeindegliedar mußten den allgemeinen Deutschenhaß mit dem Leben bezahlen. Andere mußten den dornenreichen Weg nach Bereza Kartuska antreten. Doch konnten sie alle wohlbehalten zurückkehren. Andrzejów selbst blieb, im Gegensatz zum 1 Weltkrieg, von Kriegshandlungen verschont.
Die deutsche Zeit brachte unseren Volksgenossen einen materiellen Aufschwung, sie waren nunmehr das "Herrenvolk", die Polen die "Diener". Daß unsere Leute der Kirche weiterhin die Treue hielten, gefiel aber den Nationalsozialisten nicht. Sie bemühten sich auf verschiedene Weise, den Glauben lächerlich zu machen, womit sie - von Ausnahmen abgesehen - keinerlei Erfolg hatten. Da P. Ostermann Religionsunterricht in Lodzer Schulen nicht mehr erteilen konnte, übernahm er den Posten eines Leiters der Andrzejower Genossenschaftskasse.
Die Männer in der Gemeinde wurden nach und nach zum Wehrdienst eingezogen. Eine Größere Anzahl Starb den Heldentod "für Führer, Volk und Vaterland", und aus diesem Anlaß fanden auch immer Trauergottesdienste in der Kirche statt. Da die Angehörigen das Grab des Gefallenen nicht mit Blumen schmücken konnten, legten sie ihre Kränze in der Kirche nieder. Auf diese Weise war die Kirche ununterbrochen mit Kränzen und Blumen geschmückt.
Zu Weihnachten 1944 ahnte noch niemand das Ende.Die deutschen Behörden machten in Siegeszuversicht und versäumten dadurch den rechtzeitigen Erlaß eines Räumungsbefehls. Jeder versuchte dann auf eigene Faust den Russen zu entkommen. Die meisten wurden von Iwans Panzer überrollt und mußten umkehren. Die bittere Zeit der Leiden brach an.
NACHT FÜR DEUTSCHE MENSCHEN
Als erste Maßnahme verhaftete die polnische Miliz die meisten Männer zwischen 16 und 65. Anschließend deportierten sie die Russen in das kriegsverwüstete Donez-Kohlenbecken. Es waren aber durchweg Kranke oder halbinvalide Männer, den die Gesunden hatte man längst vorher zu deutschen Wehrmacht geholt.
Die meisten starben in der Kohlengruben. Einzelne kehrten todkrank in die Heimat zurück und siechten noch Tage oder Woher dahin.
Die Miliz führte ein Schreckensregiment und verhaftete zeitweilig alle diejenigen deutschen Erwachsenen die das Schicksal der Deportation nicht ereilt hatte. Sie wurden schwer mißhandelt und einige umgebracht. Aber nicht etwa erschossen, sondern langsam tagelang zu Tode gequält. Die Toten verscharrte man in den Luftschutzgräben, die hinter der Kirche ausgehoben waren. Das pastorat wurde zum Dienstlokal der Miliz, denn darin fanden sie nicht nur eine eingerichtete Wohnung vor, sondern auch telefon.
Nicht alle Polen billigten die Grausamkeiten. Manche verurteilten die methoden der Miliz und benahmen sich anständig gegen die Deutschen. Auch kam es vor, daß russische Offiziere deutsche Menschen vor Uebergriffen der Miliz in Schutz nehmen.
Wenn Polen immer wieder behauptet, ein Rechtsstaat zu sein, so hätte es die tatsächlich Schuldigen vor ein Gericht stellen und aburteilen müssen!
In Mai des Jahres 1945 wurden alles Deutschen aus den Häusern geholt und in der Kirche zusammengetrieben. Zuvor hatte man ihnen noch alles geld und schmuck abgenommen. Die Miliz hatte keine Skrupel, den geweihten Ort in ein Gefängnis zu verwandeln. Die Kirche bot ein traurigen Anblick. Turmuhr, Glocke, Altar und Bänke waren entfernt und nach der katholische Kirche von Sikawa, wo das berüchtigte Lager war, verbracht worden. Die Fensterscheiben waren zertrümmert, der Wind pfiff sein höhnisches Lied. In Kirchenschiff lag ein zerbrochener Wagen und anderer Untrat. Welch ein Wandeln hatte sich vollzogen! Ströme des Segens waren von dieser Stätte geflossen und jetzt war sie ein Gefängnis verwandelt. Auch, wohl nie sind heißere Gebete zum Himmel empor gestiegen als gerade jetzt! Denn vor den Unglücklichen lag das Grauen und hinter ihnen die Angst -----
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz