Trudne, pierwsze lata po zakończeniu działań wojennych 1945 roku. Historia ewangelików z Pabianic.
Źródło: Heimatbote 12/1957
Od 1953 roku zbór protestancki w Pabianicach ma znów stałego pastora, po tym jak pastor Vendtaus z odległego Wielunia odprawiał nabożeństwa co trzy tygodnie, czasem także ksiądz Kotula lub Gloc. Pastor Kraina to człowiek przyjazny, nie pozbawiony zrozumienia dla Niemców. Parafia wypłaca mu pensję w wysokości około 1500 zł miesięcznie, co jak na tamtejsze warunki nie jest dużo, tym bardziej, że prosty robotnik z zasiłkiem rodzinnym ma 1000 złoty, a lepszy robotnik również 1500 złoty. Ale biorąc pod uwagę małość gminy, to i tak dużo, bo jest tu tylko 600 dusz.
600 mieszka w dużym rozproszeniu, nie tylko w mieście Pabianice, ale także w takich wsiach jak Wysieradz, Dombrowa, Pawlikowice, Markówka (Hochweiler), Zofiówka. Proboszcz przemierza wiele kilometrów z wózkiem, który go odebrał, aby udzielić komunii umierającym lub pocieszyć chorych. Nawet rower jest przedmiotem, na który niełatwo sobie pozwolić, bo kosztuje 1200 zł, a lepsze rowery ze strefy wschodniej 1400 do 1600 zł, rowery luksusowe nawet więcej. Pastor nie może nawet myśleć o kupnie motocykla czy choćby samochodu, mimo pensji 1500 zł ma darmowe mieszkanie i ogrzewanie. Nawiasem mówiąc, są mniejsze zgromadzenia, które nie mogą nawet tyle zapłacić; w takich przypadkach zwierzchnie kierownictwo kościoła przyznaje dotacje.
Kiedy dawni parafianie ponownie odwiedzą swój kościół w Pabianicach, zastaną wszystko zmienione w środku i na zewnątrz. Stare ogrodzenie wokół kościoła jest całkowicie rozebrane. Teraz widzisz druciany płot. Schodów już nie ma. Ale główne wejście pozostało. Tam, podobnie jak w przeszłości, wisi tablica pamiątkowa. Ale niemieckie słowa na tablicy "Błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je" trzeba było zamalować. Piękny zegar na wieży zniknął. Nie ma też dzwonów, które były już usunięte za czasów Hitlera, bo jak wiadomo metal był wtedy potrzebny na wojnę, a więc milczy wieża, nie woła głosem nad domami i ogrodami, nad miastem i krajem: "Przyjdźcie tu wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni. Przyjdźcie do domu Pana".
Ale pozostali rodacy przychodzą nawet bez dzwonów, może nawet więcej niż dawniej, a na pewno więcej niż tu na bogatym Zachodzie. W trudach i biedzie ludzie są bardziej wierni Bogu! Wkrótce w każdą niedzielę będzie 250 wiernych, a zbiórka wzrośnie do 300 zł. Przy letniej pogodzie, zwłaszcza w dni wielkich świąt, zapełnia się nie tylko dolna sala kościoła, ale także dwie galerie. Wystarczy pomyśleć o ubogim wyposażeniu nawy po straszliwych zniszczeniach w 1945 roku i później:
Brakowało wszystkiego, nawet niektórych ławek już nie było. Zniszczono ołtarz, skradziono żyrandole, skradziono organy. Gniew został wyładowany na wszystkim, co nie było mocno przytwierdzone. W pomieszczeniu znajdowały się "opustoszałe gruzy i szorstka pościel" - aż do czasu, gdy zastraszeni protestanci byli w stanie zebrać się ponownie kilka lat temu, aby stworzyć porządek w chaosie i przywrócić swoje miejsce kultu.
To właśnie młodzi ludzie, jak relacjonowała panna Schlönvogt, w 1950 roku oczyścili kościół z brudu i zanieczyszczeń. Do tej pory wejścia były otwarte, a niemieccy więźniowie byli nawet przez pewien czas zamykani w splądrowanej nawie i torturowani głodem i biciem. Protestanci najpierw przebudowali ołtarz. Brakujące ławki w centrum okrągłej nawy zastąpiono ławkami z domu modlitwy w Zofiówce. Zamiast organów, wiernym służą teraz organy nożne. Prace są dalekie od zakończenia: jeszcze w zeszłym roku koszty kolejnych napraw były ogromne, bo i w Polsce rachunki robotników są wysokie:
W 1956 r. na kościół, salę parafialną i mauzoleum Kindlera wydano 30 tys. zł - wszystko razem. Oczywiście podstawowy podatek kościelny w wysokości 5 zł był dalece niewystarczający; trzeba było zbierać wielokrotne datki i składki. - Teraz chcą wyremontować dach. Kościół ma blaszany dach, który w wielu miejscach jest pełen dziur; dziury trzeba w końcu zalutować. Zima przynosi przerwę w pracach, ale będą one kontynuowane w nadchodzącym roku, podobnie jak wysiłek utrzymania cmentarza, na którego zarastanie nie pozwalają nieliczni, którzy pozostali. - Niech Bóg błogosławi ich pracę!
Seit 1953 hat die evangelische Gemeinde in Pabianice wiedei einen ständigen Seelsorger, nachdem vorher 'Pastor Vendtaus dem entfernten Wielun alle drei Wochen mal Gottesdienst gehalten hatte, manchmal auch, P. Kotula oder Gloc. Pastor Kraina ist ein freundlicher Mann, nicht ohne Verständnis für die Deutschen. Die Gemeinde zahlt ihm ein Gehalt von etwa 1500 Zloty monatlich, das ist für' die dortigen Verhältnisse nicht viel, zumal der einfache Arbeiter mit Familienzuschlag 1000 ZL hat und der bessere Arbeiter auch 1.500 ZI. Aber bei der Kleinheit ,der Gemeinde ist es doch viel, denn es sind nur 600 Seelen.
Die 600 wohnen in großer Zerstreutheit, nicht nur in der Stadt Pabianice, sondern auch auf Dörfern wie Wysieradz,Dombrowa, Pawlikowice, Markówk'a (Hochweiler), Sofiuwka. Viele Kilometer fährt der Pastor mit dem Fuhrwerk. das ihn abgeholt hat, um Sterbenden das Abendmahl zu reichen oder Kranken Trost zuzusprechen. Selbst ein Fahrrad ist ein Gegenstand, der nicht leicht erschwinglich ist, kostet es doch 1200 Zloty und die besseren Räder aus der Ostzone 1400 bis 1600 ZI., Luxusräder noch mehr. An die Anschaffung eines Motorrades oder gar eines Autos kann der Pastor überhaupt nicht denken, auch wenn er bei den 1500 ZI. Gehalt freie Wohnung und freie Heizung hat, Übrigens gibt es kleinere Gemeinden, die nicht einmal so viel zahlen können; es werden dann jeweils von der vorgesetzten Kirchenleitung Zuschüsse gewährt.
Wenn die früheren Gemeindeglieder ihre Kirche in Pabianice wieder einmal besuchen, werden sie außen und innen alles verändert finden. Der alte Zaun um die Kirche ist ganz herunter. Jetzt sieht man einen Drahtzaun. Die Treppen sind weg. Doch der Haupteingang ist geblieben. Da hängt, wie früher eine Tafel. Aber das deutsche Wort auf der Tafel "Selig sind, die Gottes Wort hören und bewahren" mußte übermalt werden. Die schöne Uhr auf dem Turm ist weg. Weg sind auch die Glocken, die schon zur Hitlerzeit, denn damals brauchte man bekanntlich Metall für den Krieg, und so schweigt es vom Turm es ruft nicht mit eherner Stimme über Häuser und Gärten, über Stadt und Land: "Kommt her alle die ihr mühselig und beladen seid. Kommt zum Hause des Herren."
Aber die verbliebenen landsleute kommen auch ohne Glokken, vielleicht sogar mehr als früher und bestimmt mehr als bei uns im reichen Westen. In Not und Armut, hält der Mensch mehr zu Gott! Bald 250 Kirchgänger gibt es jeden Sonntag und die Kollekte beträgt bis zu 300 ZI. Bei Sommer-Wetter, ganz besonders natürlich an hohen Festtagen, ist nicht nur, der untere Kirchenraum, sondern sind auch die beiden Emporen voll besetzt. Dabei vergegenwärtige man sich die dürftige Ausstattung des Kirchenschiffes nach den schrecklichen Verwüstungen von 1945 und danach:
Alles fehlte, sogar die Bänke waren :rum Teil nicht mehr da. Der Altar war zerstört, die Kronleuchter gestohlen, die Orgel geraubt. Die Wut hatte sich an allem ausgelassen,
was nicht niet- und nagelfest war. "Wüster Trümmer rauhes Bette" war der Raum - bis die eingeschüchterten Evangelischen sich vor einigen Jahren wieder zusammentun konnten, um Ordnung in dem Chaos zu schaffen, sich ihre Stätte der Andacht wieder herzurichten.
Die Jugendlichen waren es, wie Frl. Schlönvogt berichtete, die die Kirche im Jahre 1950 von Schmutz und Verunreinigung säuberten. Die Eingänge standen bis dahin offen; in dem ousgeplünderten Kirchenschiff hatte man eine Zeitlang sogar deutsche Gefangene eingesperrt und mit Hunger -und Schlagen gepeinigt. Die Evangelischen bauten zunächst den Altar neu auf. Die im Zentrum des kreisrunden Kirchenschiffes fehlenden Bänke ersetzten sie durch solche aus dem Bethaus Sofiowka. Statt der Orgel dient den Gottesdienstbesuchern jetzt ein Fußharmonium. Man ist längst nicht fertig: auch im vergangenen Jahr waren die Kosten für die weitere Instandsetzung gewaltig, denn die Handwerkerrechnungen Sind auch in Polen hoch:
30 000 Zloty wurden 1956 in Kirche, pfarrhaus und Kindlermausoleum, alles zusammengerechnet, reingesteckt. Natürlich reichte die Kirchensteuer mit dem Grundbetrag von 5 Zloty bei weitem nicht; es mußten wiederholt Aufbauspenden und
Umlagen erhoben werden. - Jetzt will man das Dach renovieren. Die Kirche hat ein Blechdach, das an Vielen Stellen löcherig ist; die löcher müssen endlich verlötet werden. Der Winter bringt eine Unterbrechung der Arbeiten, die aber im kommenden Jahr, ihren Fortgang nehmen werden, ebenso wie man bestrebt ist, den Friedhof zu erhalten, dessen Verwilderung von den wenigen Dagebliebenen nicht zugelassen wird. - Gott gebe Seinen Segen zu ihrem Werk!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz