W latach 1895-1900, pod kierownictwem zarządu Illingworth, stowarzyszenie poczyniło dalsze postępy w śpiewie. Dzielna mała grupa aktywnych członków, licząca około 16 osób, składała się ze śpiewaków, którzy nie szczędzili sił i ćwiczyli pieśni z pilnością i wytrwałością, aby wszędzie, czy to w domu, czy na wędrownych wycieczkach, mogli z honorem wykonywać swoje utwory. Tak było na pięćdziesięcioleciu Łódzkiego Męskiego Towarzystwa Śpiewaczego w 1896 r., a także podczas wyjazdu do Zawiercia w lipcu 1897 r. w celu odwiedzenia tamtejszego chóru kościelnego. Pięć lat do 1900 roku należy do najpiękniejszych lat naszego stowarzyszenia, ale w tym czasie wiele miejsca poświęcono lekkiemu śpiewaniu kupletów i wesołym prezentacjom różnego rodzaju, a nasi śpiewacy byli w tej dziedzinie prawdziwymi artystami, którzy otrzymali wiele oklasków. Wydaje nam się, że zbyt mało uwagi poświęca się czteroczęściowej męskiej pieśni chóralnej, a wieczory czysto humorystyczne na dłuższą metę męczą zarówno śpiewaków, jak i słuchaczy. Dlatego mogło pojawić się życzenie zmiany treści programów koncertowych. W 1899 roku znajdujemy już koncert podany jako wieczór pieśni, w którym poważniejszej pieśni nadano znacznie większe znaczenie. Koniec roku 1899 kończy też pierwszą część naszej historii podwójną uroczystością; jest to ostatni akord starego wieku, w którym raz jeszcze wyraża się trud i praca ostatnich 12 lat, od założenia stowarzyszenia. f W dniach od 12 do 14 sierpnia 1899 r. odbyła się uroczystość grabarska na rzecz miejscowego stowarzyszenia dobroczynnego i przyjęto chór kościelny z Zawiercia. Dochód netto ze wspaniałej loterii fantowej wyniósł 2.512,24 Rbl. z czego 100,- Rbl. przekazano miejscowej gminie żydowskiej, a resztę 2.412,24 Rbl. przekazano Pabianickiemu Towarzystwu Dobroczynności. Nasi goście z Zawiercia również wzięli czynny udział w tej uroczystości i nastąpiło kilka dni miłych spotkań, po których nasi goście opuścili nasze miasto, nie bez wołania wesołego "do widzenia". Wraz z przełomem wieków rozpoczęła się nowa era dla naszego towarzystwa chóralnego. Wygląd zewnętrzny, a nawet porządek w domu były wykonywane z wielkim wysiłkiem. Wiele starych tradycji zostało utraconych, do stowarzyszenia weszły nowe pomysły, a ze wszystkich oczekiwań, jakie wiązano ze stowarzyszeniem, niektóre się nie spełniły. Kolejne lata przyniosły już wiele burz: nie dość, że szybko zmieniali się pierwsi dyrektorzy, to jeszcze nastąpił kryzys dyrygencki, który ciągnął się przez kilka lat z wielorakimi skutkami ubocznymi i bynajmniej nie był korzystny dla naszych aktywnych śpiewaków ..... . Do 1900 roku stowarzyszenie nie miało potwierdzonych ministerialnie statutów. Ci, którzy znają warunki panujące w naszym kraju wiedzą, że takie warunki nie są ani korzystne, ani interesujące dla stowarzyszenia. Podjęto wszelkie starania i na początku 1900 roku starania o potwierdzenie statutu zostały ostatecznie uwieńczone sukcesem. Nadeszło oficjalne potwierdzenie i 5 stycznia odbyło się pierwsze konstytutywne zgromadzenie ogólne. Efektem tego było wybranie zdolnego zarządu, a pierwsze wybory zarządu polegały na tym, że pan Illingworth został wybrany na swojego zastępcę, pana Louisa Knothe. Na dyrygenta chóru wybrano pana Pawła Pirka, pod którego kierownictwem chór był od 1888 roku. Znowu zrobiono to w nadziei, że jeszcze przez wiele lat zobaczymy zdolnego, coraz lepszego i popularnego dyrygenta przy pulpicie dyrygenckim; niestety, stało się inaczej. Pole pracy w naszym miasteczku stawało się dla niego stopniowo zbyt małe, a chęć większej aktywności skłoniła go do przyjęcia wezwania do Łodzi w połowie 1902 roku. Odszedł od nas drogi brat śpiewak, wesoły czeladnik i kompozytor naszego hasła "W słowach prawdziwie, w tonach jasno"; złożyliśmy mu w drodze najlepsze życzenia, nie bez wyrażenia nadziei, że wkrótce znów go zobaczymy. Niestety, los dał mu jeszcze tylko kilka lat; w najlepszej sprawności i w kwiecie wieku odszedł z tego pracowitego życia. Wraz z nadejściem potwierdzonego statutu, wyrażono również zgodę na wykonanie sztandaru klubowego. Na pierwszym walnym zebraniu wyrażono chęć natychmiastowego rozpoczęcia tworzenia sztandaru klubowego, a dzięki darowiźnie nieżyjącego już fabrykanta Hermanna Kruschego, założyciela pierwszego Pabianickiego Męskiego Klubu Śpiewaczego, znalazły się również środki na realizację tej sugestii. Administracja postanowiła zlecić wykonanie sztandaru klubowego pani Brogsitter w Łodzi. 21 maja 1900 roku w niewielkim gronie członków czynnych i biernych sztandar został poświęcony. Dzień później sztandar został wręczony śpiewakom podczas uroczystego wmurowania kamienia węgielnego pod nowy katolicki kościół Mariacki. Na fladze znajduje się orzeł rosyjski na stronie niebieskiej z czarnym haftem na białym tle, 1900 u góry i u dołu; na stronie kremowej z brązowym haftem na białym tle lira, ponadto nazwa Pabianicer Gesangverein u góry i nasze motto u dołu: "Jasne w tonach, prawdziwe w słowach".
Rok 1901 przyniósł pewne zmiany w kole śpiewaczym. Zaproszenie od pana Arleta, ojca jednego z naszych dzielnych śpiewaków, wezwało śpiewaków do Zduńskiej-Woli, gdzie spędzili kilka szczęśliwych godzin śpiewając piosenki i pijąc zlewki. W listopadzie nastąpiło kolejne zaproszenie do Zgierza do tamtejszego męskiego towarzystwa chóralnego, w którym również wyrażono chęć udziału w odbywającym się tam większym koncercie. Nasi wokaliści przyjęli zaproszenie i wzięli czynny udział w koncercie. W tym roku przewodniczący, pan Illingworth, również zrezygnował ze swojego urzędu po tym, jak przez wiele lat sprawował go bezinteresownie i z wielkim poświęceniem. Opuścił Pabianice, by szukać sfery działalności w Moskwie; jego następcą został Louis Knothe. W nadchodzącym roku kwestia lokalna, która stopniowo stawała się palącym problemem, powodowała poważne trudności. Do tego czasu stowarzyszenie miało swoje pomieszczenia mieszkalne i ćwiczeniowe w restauracji Herwig, która spełniała wymogi stowarzyszenia. Nie było podstaw, by myśleć o zmianie lokalu, gdy nastąpiła zmiana właściciela; zmieniło się to dopiero, gdy nowy właściciel, pan A. Hegenbart Jr. zrezygnował nie tylko z restauracji, ale i ze wszystkich pomieszczeń jako pomieszczeń ogólnodostępnych. Administracja stanęła teraz przed pytaniem, czy iść za panem A. Hegenbartem Jr. do nowo wynajętych sal restauracyjnych w "Złotym Ankerze", czy też szukać nowego lokum. W międzyczasie wspomniany pan zrobił wszystko, aby umeblować wynajęte pomieszczenia, urządzić salę klubową i teatralną oraz w miarę możliwości zmodernizować pozostałe pomieszczenia. Administracja ostatecznie przyjęła ofertę i przeprowadzka nastąpiła na początku 1902 roku. Jednak już w pierwszych dniach ujawniło się wiele braków, a niektóre wady doprowadziły do skarg. Lata spędzone w pomieszczeniach nie były bynajmniej szczęśliwe dla stowarzyszenia. - Posiadanie przyjaciół i pielęgnowanie przyjaźni to nie tylko melodyjne struny w życiu człowieka, ale także w życiu stowarzyszenia pielęgnowanie przyjaźni z sąsiednimi stowarzyszeniami ma w zanadrzu przyjemne i szczęśliwe godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz