Jakże inne problemy poruszano w tamtych czasach. Kuriozalna sytuacja zawłaszczenia wiaderka, czy zaboru kamieni z przed remizy, mogą obecnie śmieszyć. Sam jestem samorządowcem, znam obecne problemy i potrzeby Ochotniczych Straży Pożarnych, dlatego problemy z przed prawie 100 lat, świadczą, że nie jest tak źle z naszymi Strażakami!.
P R O T O K U Ł No 14
Posiedzenia Zarządu Straży Ogniowej Ochotniczej w Będkowie w dniu 29 sierpnia 1926 roku. Na posiedzeniu byli następujący członkowie Zarządu druh: Ignacy Burczyński, Władysław walczak, Ludwik Socha i Antoni Wawrzyniak oraz przedstawiciel osady Będków, sołtys Andrzej Makowski i zaproszony pan Emil Gernand. Posiedzenie otworzył o godz. 4 po południu Prezes Straży Ogn.Ochot. ustalając następujące:
PORZĄDEK DZIENNY
1). Odczytania protokołu z poprzedniego posiedzenia.
2). Sprawa pożyczek zaciągniętych z Kasy Straży.
3). Sprawa orkiestry.
4). Sprawa kamieni przy remizie.
5). Sprawa wiaderka zabranego do Zacharza.
6). Sprawa zabawy w dniu 8 września r.b.
7). Wolne wnioski.
§ I
Protokuł nr. 13 z dnia 15 sierpnia został odczytany i przyjęty do wiadomości.
§ II
W odpowiedzi na podanie z dn. 19/VIII-26 r. nalezy powiadomić druha Antoniego Pachniewicza aby zaciągniętą pożyczkę z Kasy Straży w sumie sto (100) złotych zwrócił pierwszego września r.b. ponieważ ta suma jest potrzebna na wykup instrumentów.
§ III
Postanowiono zapłacić z kasy Straży p. Lessigowi w łodzi podług wystawionego rachunku sumę (100) złotych za naprawę pięciu instrumentów a mianowicie: dwóch klarnetów, dwóch altów i trąbki. Bas zabiera do tej firmy w celu naprawy pan Gernand. Sekretarz Straży napisze do Łaznowa o zwrot bębna wyporzyczonego tamtajeszej orkiestrze.
§ IV
Sekretarz Straży napisze do p. Józefa pachniewicza o zwrot trzech wozów kamieni zabranych samowolnie przez p.Pachniewicza z przed remizy strażackiej, które to kamienie były przeznaczone do wykończenia remizy. w przeciwnym razie wystąpić na drogę sądową.
§ V
Komendant Straży p.Socha wyznaczy jednego strażaka po odbiór wiaderka przywłaszczonego przez Oddział Straży Zacharskiej przy pożarze w Kale.
§ VI
Należy napisać do Starostwa o zezwolenie na urządzenie w dn. 8/IX-26 r. zabawy tanecznej i kwesty. Bufet czynny nie będzie z powodu wysokich kosztów połączonych z urządzeniem takowego zezwolenia na zabawy i kwestę załatwi druh walczak. Na koszta muzyki która będzie przygrywać podczas zabawy wyasygnować 25 złotych.
§ VII
W wolnych wnioskach zabrał głos druh Walczak w sprawie ..... zabranej przez druha Golińskiego w kwietniu do naprawy i asygnowania na ten cel 20 złotych. Wobec tego , że druh Goliński przez 5 miesięcy nie może obliczyć wartości swej pracy dołożonej do wyreperowania czyli naprawy powyższego mebla. Postanowiono otomanę sprowadzić do sali Straży, wezwać rzeczoznawcę i eksperta celem obliczenia kosztów naprawy.
Na tem prokokuł zakończono i posiedzenie zamknięto.
niedziela, 31 stycznia 2016
sobota, 30 stycznia 2016
Będków - Ochotnicza Straż Ogniowa - Protokół - Przywłaszczenie - 14.03.1926
P R O T O K U Ł NR. 5
Nadzwyczajnego Zgromadzenia Straży Ogniowej Ochotniczej w Będkowie w dniu 14 marca 1926 roku, zwołanego na żadanie Komisji Rewizyjnej.
Zgromadzenie zostało otwarte przez p.Ignacego Burczyńskiego Prezesa Zarządu Straży Ogn. Ochotniczej w Będkowie.
Ogólna ilość członków na zebraniu stawiła się w ilości pięć osób którym przedłożono następujący
PORZĄDEK DZIENNY
1. Sprawozdania Komisji Rewizyjnej z działalności Kasy.
2. Wolne wnioski.
(§)1.
Komisja Rewizyjna zdała sprawozdanie Zgromadzenia odczytując jednocześnie Nr.3 I protokułu posiedzenia Zarządu z dn.10 marca r.b.. Wobec czego zgromadzenie uznało p. R.J. winnym opieszałości w pracy na powierzonej placówce kasjera. Jednocześnie Zgromadzenie kładzie nacisk na Komisję Rewizyjną, aby częściej przeprowadzała sprawdzanie ksiąg kasowych i rachunków w celu uniemożliwieniu wkradania się na przyszłość takich nieprawidłowych pozycji jak owa suma 217 zł 71 gr. wstawiona przez byłego kasjera p.R.J. z roku 1924 na 1925 która to suma dzięki p. Janowi Olszewskiemu została wykryta na korzyść miejscowej Straży Ogniowej Ochotniczej. Jak również zgromadzenie postanawia kwotę 217 zł 71 gr. wyegzekwować od b.kasjera p.R.J. do dnia 10 kwietnia 1926 roku z 3% od dnia wyświetlenia sprawy tj. od 10 marca 1926r.
(§)2
W wolnych wnioskach zabrał głos p.Jan Goliński w sprawie wyświetlenia przywłaszczonych przez syna byłego kasjera M.J., dwadzieścia pięć sztuk(25) kontramerek *po 5 pięć(5) zł na ogólną sumę 125 zł. Wobec powyższego ojciec M.J., były kasjer straży R.J. wyjaśnia zgromadzeniu, iż syn M.J. czynny członek Straży Ogn.Ochtn. w Będkowie, lat 18 myśląc, ze są to kontramarki po 5 groszy przywłaszczył sobie kilkanaście sztuk, mając zamiar takowe zbyć w bufecie urządzonym w roku ubiegłym na cel miejscowej Straży, a ponieważ z pierwszą przywiezioną do bufetu kontramarką na sumę pięć(5) zł., został przez kasjera bufetowego p.Wojciecha Golińskiego przyłapany. Wobec tego pozostałe kontramarki zniszczył własnoręcznie.
Zgromadzenie po wysłuchaniu powyższego wyjaśnienia sprawę postanowiło do decyzji Komendanta Feliksa Stołowskiego - Na tem prokokuł zakończono i zebranie zamknięto.
Jan Pachniewicz jako trzeci członek Komisji Rewizyjnej zrzeka się podpisania powyższego protokułu jako był nieobecny na zgromadzeniu.
Po zamknięciu zebrania i odczytaniu protokołu okazało się, że wniosek p.Stefana Wawrzyniaka o usunięciu ze Straży byłego kasjera p.R.J. z powodu nadużyć na niekorzyść Straży z winy sekretarza Adama Wawrzyniaka niezostał zaprotokołowany, pomimo, ze całe zebranie z wyjątkiem jednego członka wniosek poparło.
Okrągły Stempel Straży Ogniowej w Będkowie
Podpisy: Prezes I.Burczyński, Sekretarz A.Wawrzyniak
* Kontramarka - znak wybijany dawniej na monetach w celu usankcjonowania ich obiegu lub nadania im nowej wartości
** tekst wiernie przepisany z oryginału. Ukryłem tożsamość obu oskarżonych.
Nadzwyczajnego Zgromadzenia Straży Ogniowej Ochotniczej w Będkowie w dniu 14 marca 1926 roku, zwołanego na żadanie Komisji Rewizyjnej.
Zgromadzenie zostało otwarte przez p.Ignacego Burczyńskiego Prezesa Zarządu Straży Ogn. Ochotniczej w Będkowie.
Ogólna ilość członków na zebraniu stawiła się w ilości pięć osób którym przedłożono następujący
PORZĄDEK DZIENNY
1. Sprawozdania Komisji Rewizyjnej z działalności Kasy.
2. Wolne wnioski.
(§)1.
Komisja Rewizyjna zdała sprawozdanie Zgromadzenia odczytując jednocześnie Nr.3 I protokułu posiedzenia Zarządu z dn.10 marca r.b.. Wobec czego zgromadzenie uznało p. R.J. winnym opieszałości w pracy na powierzonej placówce kasjera. Jednocześnie Zgromadzenie kładzie nacisk na Komisję Rewizyjną, aby częściej przeprowadzała sprawdzanie ksiąg kasowych i rachunków w celu uniemożliwieniu wkradania się na przyszłość takich nieprawidłowych pozycji jak owa suma 217 zł 71 gr. wstawiona przez byłego kasjera p.R.J. z roku 1924 na 1925 która to suma dzięki p. Janowi Olszewskiemu została wykryta na korzyść miejscowej Straży Ogniowej Ochotniczej. Jak również zgromadzenie postanawia kwotę 217 zł 71 gr. wyegzekwować od b.kasjera p.R.J. do dnia 10 kwietnia 1926 roku z 3% od dnia wyświetlenia sprawy tj. od 10 marca 1926r.
(§)2
W wolnych wnioskach zabrał głos p.Jan Goliński w sprawie wyświetlenia przywłaszczonych przez syna byłego kasjera M.J., dwadzieścia pięć sztuk(25) kontramerek *po 5 pięć(5) zł na ogólną sumę 125 zł. Wobec powyższego ojciec M.J., były kasjer straży R.J. wyjaśnia zgromadzeniu, iż syn M.J. czynny członek Straży Ogn.Ochtn. w Będkowie, lat 18 myśląc, ze są to kontramarki po 5 groszy przywłaszczył sobie kilkanaście sztuk, mając zamiar takowe zbyć w bufecie urządzonym w roku ubiegłym na cel miejscowej Straży, a ponieważ z pierwszą przywiezioną do bufetu kontramarką na sumę pięć(5) zł., został przez kasjera bufetowego p.Wojciecha Golińskiego przyłapany. Wobec tego pozostałe kontramarki zniszczył własnoręcznie.
Zgromadzenie po wysłuchaniu powyższego wyjaśnienia sprawę postanowiło do decyzji Komendanta Feliksa Stołowskiego - Na tem prokokuł zakończono i zebranie zamknięto.
Jan Pachniewicz jako trzeci członek Komisji Rewizyjnej zrzeka się podpisania powyższego protokułu jako był nieobecny na zgromadzeniu.
Po zamknięciu zebrania i odczytaniu protokołu okazało się, że wniosek p.Stefana Wawrzyniaka o usunięciu ze Straży byłego kasjera p.R.J. z powodu nadużyć na niekorzyść Straży z winy sekretarza Adama Wawrzyniaka niezostał zaprotokołowany, pomimo, ze całe zebranie z wyjątkiem jednego członka wniosek poparło.
Okrągły Stempel Straży Ogniowej w Będkowie
Podpisy: Prezes I.Burczyński, Sekretarz A.Wawrzyniak
* Kontramarka - znak wybijany dawniej na monetach w celu usankcjonowania ich obiegu lub nadania im nowej wartości
** tekst wiernie przepisany z oryginału. Ukryłem tożsamość obu oskarżonych.
Będków - Gdańsk - Manifestacja - Straż Pożarna - 1936
Bardzo ciekawy dokument dotyczący organizacji manifestacji w Będkowie w dniu 19 lipca 1936 roku. Powodem manifestacji jest ekspansyjna polityka III Rzeszy i Adolfa Hitlera, wobec Wolnego Miasta Gdańsk. Adolf Hitler i jego Partia N.S.D.A.P. wygrali wybory w dniu 30 stycznia 1933 roku. Ich przewodnie hasło: Drang nach Osten ( "parcie na wschód") –
doskonale określało kierunek polityki niemieckiej, początkowo ekspansja terytorialna na kraje wschodnie i nadbałtyckie, później cały świat. Łakomym kąskiem dla III Rzeszy był Gdańsk - Danzig. Gdańsk był od dawna kością niezgody pomiędzy Polską i Niemcami. Decyzją Ligi Narodów, Wolne Miasto Gdańsk zostało utworzone 15 listopada 1920 roku.
Herb Wolnego Miasta Gdańsk
Spokój wielkiego miasta zamieszkałego przez Polaków, Niemców i Żydów nie trwał długo, jak wcześniej wspomniałem partia Adolfa Hitlera poprzez antypolskie prowokacje, likwidację opozycji, faktycznie przejęła władzę w 1938 roku. Sprawa Wolnego Miasta Gdańsk i tzw. polskiego korytarza, była pretekstem do rozpoczęcia II wojny światowej.
Pocztówka po przejęciu władzy przez NSDAP
Jakże przewidywalnym było organizowanie podobnych manifestacji i strach przed następną wojną....
O B Y W A T E L E ( dosłowna pisownia)
W związku z ostatnimi posunięciami Rzeszy Niemieckiej na terenie międzynarodowym, Liga Morska i Kolonjalna organizuje zebrania manifestacjach w sprawie Gdańska we wszystkich miejscowościach Polski. Organizacja społeczna, gospodarzące i zawodowe, oraz mieszkańcy gminy Będków - śladem miast i wsi Polskich winni wziąć jak najliczniejszy udział w zebraniu i pochodzie manifestacyjnym, które odbędzie się w dniu 19 lipca rb. po rannym nabożeństwie w Będkowie. Uchwalone rezolucje złożone zostaną Władzą administracyjnym. Domagać się musimy rosrzeżenia naszych praw w Gdańsku i żądać aby Gdańsk stał się nierozerwalną częścią Rzeczypospolitej Polskiej.
Osada Będków, dnia 18 lipca 1936 r.
Komenda Placówki P.O.W. w Będkowie, związek Strzelecki w Będkowie, Koło Rezerwistów w Będkowie, Straż Pożarna w Będkowie, Kółko Rolnicze w Będkowie, Kółko Rolnicze w Sługocicach, Koło Gospodyń Wiejskich w zamościu, Koło L.O.PP. w Będkowie, Straż Pożarna w Kale.
Uwaga: Zbiórka organizacji o godz. 8 min.30 rano przed Remizą Strażacką w Będkowie.
Herb Wolnego Miasta Gdańsk
Spokój wielkiego miasta zamieszkałego przez Polaków, Niemców i Żydów nie trwał długo, jak wcześniej wspomniałem partia Adolfa Hitlera poprzez antypolskie prowokacje, likwidację opozycji, faktycznie przejęła władzę w 1938 roku. Sprawa Wolnego Miasta Gdańsk i tzw. polskiego korytarza, była pretekstem do rozpoczęcia II wojny światowej.
Pocztówka po przejęciu władzy przez NSDAP
Jakże przewidywalnym było organizowanie podobnych manifestacji i strach przed następną wojną....
O B Y W A T E L E ( dosłowna pisownia)
W związku z ostatnimi posunięciami Rzeszy Niemieckiej na terenie międzynarodowym, Liga Morska i Kolonjalna organizuje zebrania manifestacjach w sprawie Gdańska we wszystkich miejscowościach Polski. Organizacja społeczna, gospodarzące i zawodowe, oraz mieszkańcy gminy Będków - śladem miast i wsi Polskich winni wziąć jak najliczniejszy udział w zebraniu i pochodzie manifestacyjnym, które odbędzie się w dniu 19 lipca rb. po rannym nabożeństwie w Będkowie. Uchwalone rezolucje złożone zostaną Władzą administracyjnym. Domagać się musimy rosrzeżenia naszych praw w Gdańsku i żądać aby Gdańsk stał się nierozerwalną częścią Rzeczypospolitej Polskiej.
Osada Będków, dnia 18 lipca 1936 r.
Komenda Placówki P.O.W. w Będkowie, związek Strzelecki w Będkowie, Koło Rezerwistów w Będkowie, Straż Pożarna w Będkowie, Kółko Rolnicze w Będkowie, Kółko Rolnicze w Sługocicach, Koło Gospodyń Wiejskich w zamościu, Koło L.O.PP. w Będkowie, Straż Pożarna w Kale.
Uwaga: Zbiórka organizacji o godz. 8 min.30 rano przed Remizą Strażacką w Będkowie.
piątek, 29 stycznia 2016
Będków - OSP - Straż Pożarna - Wykaz członków - 1936
Wykaz członków Ochotniczej Straży
Pożarnej w Będkowie na dzień 17 lipca 1936 roku.
Bardzo ciekawy wykaz z danymi
25 mieszkańców Będkowa, z archiwum OSP w Będkowie.
L.p. Imię i nazwisko
Funkcja Data ur. Staż straży Zawód
- Gernand Emil Prezes 7.03.1897 10 Kier. szkoły
- Stołowski Wacław Naczelnik 12.10.1906 10 Rolnik
- Januszkiewicz Roman Skarbnik 6.08.1882 25 Rymarz
- Lubczyński Henryk Czł. Zarz. 29.05.1902 2 Sekr. Gminy
- Ciastowski Jerzy Czł. Zarz. 11.11.1907 2 Piekarz
- Jędraszkiewicz Fr. Vice.Nacz.25.04.1885 25 Rolnik
- Wawrzyniak Adam Sekretarz 5.05.1894 20 Biuralista
- Utnicki Stanisław Oddziałowy 5.01.1903 15 Robotnik
- Walentkiewicz Michał Chorąży 29.09.1890 25 Robotnik
- Balcerek Władysław Sierżant 19.06.1903 10 Rzeźnik
- Hejduk Piotr Pluton. 6.10.1902 15 Rolnik
- Matusiak Kazimierz Pluton. 31.08.1902 15 Murarz
- Utnicki Władysław St.sierż. 19.06.1910 3 Robotnik
- Koper Jan St. sierż. 15.07.1912 3 Robotnik
- Czarnecki Jan Szeregowy 3.05.1903 7 Rolnik
- Borucki Antoni Szeregowy 15.06.1913 4 Rzeźnik
- Grzybczyński St. Szeregowy 21.04.1902 4 Robotnik
- Rytych Andrzej Szeregowy 14.11.1903 4 Robotnik
- Staniszewski Fr. Szeregowy 24.12.1909 3 Robotnik
- Pakuła Władysław Szeregowy 18.11.1914 2 Robotnik
- Makowski Jan Szeregowy 7.10.1911 1 Robotnik
- Kotowski Eugeniusz Szeregowy 8.07.1912 4 Robotnik
- Makowski Mieczysł. Szeregowy 27.03.1910 1 Rzeźnik
- Wasilewski Franciszek Szeregowy 4.10.1906 8 Rolnik
- Sasin Antoni Szeregowy ------------ 1 RobotnikZa zgodność podpisali:Sekretarz: Wawrzyniak Antoni i w/z Prezes Wacław Stołowski
czwartek, 28 stycznia 2016
Będków - Żydzi Będkowscy - Lista - Wykaz nazwisk - 1940
Niezwykle owocny okazał się dzień, 27 stycznia tego roku. Jadąc do Będkowa zadzwonił do mnie mieszkaniec Warszawy, związany nie tylko związkiem małżeńskim z mieszkanką Będkowa ale także bardzo zainteresowany historią gminy Będków. Poruszyliśmy sporo tematów, najbardziej utkwiła mi informacja, że jest on w posiadania Tory będkowskiej ?!.
O tej historii napisze osobno, także przedstawię zdjęcia. Będąc z wizytą u Rodziny Stanisława Płachty, rozmawiałem z jego tatą, Panem Czesławem. Bardzo ciekawa i długa rozmowa z seniorem rodu, była bardzo owocna, nowe informacje, fakty a także wykaz jaki otrzymałem do skopiowania. Jest w nim lista Żydów Będkowskich do roku 1940.
Na tej liście są nazwiska 30 rodzin które znalazły się w będkowskim Getcie. Jest to wspólna praca pana Płachty i Feliksa Makowskiego (oryginalna pisownia). Pan Płachta wspomina, że bardzo często spotykał się z Feliksem Makowskim, wspominali historię Będkowa, to była ich pasja. Chcę nadmienić że rodzina Płachta wprowadziła się do Będkowa w roku 1960, wcześniej mieszkali w Magdalance, jednak zamiłowanie do historii Będkowa jest bardzo głębokie i patriotyczne.
Żydzi Będkowscy w r. 1940
1). Elo Blank - Kowal - 6 osób
2). Haskiel Blank - rybak - 4 osoby
3). Sisz Grubas - piekarz - 3 osoby
4). Rozumblum Aute - zeger - 5 osób
5). Efke Lewkowicz - sklepowy - 4 osoby
6). Abramczycy - szewcy - 5 osób
7.). Wołek Jacek - sklepowy - 4 osoby
8). Gdalewicz Autek - - 6 osób
9). Tojwe Icek - olejarnia - 6 osób
10). Abram Autek - rzeźnik - 5 osób
11). Zukin Abram - jatka - 7 osób
12). Moniek Izyk - fryzjer - 4 osoby
13). Moszek Sulko - piekarz - 6 osób
14). Binem Lejzerowicz - Podrabin - 5 osób
15). Guterman Leib - handlarz - 5 osób
16). Uszer Abram - krawiec - 6 osób
17). Jojne Aute - skup zboża - 7 osób
18). Simo Gersin - skup skórek - 5 osób
19). Josek Guterman - rzeźnik - 8 osób
20). Stolarski Abram - czapnik - 4 osoby
21). Flato Mejsio - krawiec - 5 osób
22). Szulc Abram - skóry - 6 osób
23). Pinkus Aute - rzeźnik - 6 osób
24). Jejcio Guterman - skup zboża - 4 osoby
25). Flako Autek - szewc - 4 osoby
26). Lewkowicz Iroz - rzezak - 4 osoby
27). Haskiel Herszt - szklarz - 3 osoby
28). Fajga z Matką - biedota - 2 osoby
29). Cipa Lejzerowicz - komunista? - 2 osoby
30). Wajsztat Abram - rzeźnik - 4 osoby
Około 160 osób zginęło z rąk Hitlera. Zima w 1944 roku byli wywiezieni do Skrzynek, tam w wagony PKP załadowani , wywiezieni na stracenie.
Dwie osoby przed wojną tj. Passik i jego siostra Tube uciekli do Rosji w partyzantce. Tube przeżyła, przyjechała do łodzi sprzedając place własnościowe, które kupił Jackiewicz, Januszkiewicz, Balcerek i inni z gm. Bedków.
Przeglądając równolegle dokumenty Straży Ogniowej w Będkowie, znalazłem na dwóch wykazach z 18 maja i 15 czerwca 1937 roku dotyczących osób wyznaczonych do dostarczenia środków lokomocji na wypadek pierwszego pożaru dla Straży Pożarnej w Będkowie na nazwiska obywateli Będkowa pochodzenia żydowskiego, nie pochodzące z listy pana Płachty: Najsztadt Srulik, Guterman Dawid i Najsztadt Josek.
Myślę, że nie są to wszystkie nazwiska Żydów mieszkających w Będkowie, być może ktoś zna inne nazwiska?
O tej historii napisze osobno, także przedstawię zdjęcia. Będąc z wizytą u Rodziny Stanisława Płachty, rozmawiałem z jego tatą, Panem Czesławem. Bardzo ciekawa i długa rozmowa z seniorem rodu, była bardzo owocna, nowe informacje, fakty a także wykaz jaki otrzymałem do skopiowania. Jest w nim lista Żydów Będkowskich do roku 1940.
Na tej liście są nazwiska 30 rodzin które znalazły się w będkowskim Getcie. Jest to wspólna praca pana Płachty i Feliksa Makowskiego (oryginalna pisownia). Pan Płachta wspomina, że bardzo często spotykał się z Feliksem Makowskim, wspominali historię Będkowa, to była ich pasja. Chcę nadmienić że rodzina Płachta wprowadziła się do Będkowa w roku 1960, wcześniej mieszkali w Magdalance, jednak zamiłowanie do historii Będkowa jest bardzo głębokie i patriotyczne.
Żydzi Będkowscy w r. 1940
1). Elo Blank - Kowal - 6 osób
2). Haskiel Blank - rybak - 4 osoby
3). Sisz Grubas - piekarz - 3 osoby
4). Rozumblum Aute - zeger - 5 osób
5). Efke Lewkowicz - sklepowy - 4 osoby
6). Abramczycy - szewcy - 5 osób
7.). Wołek Jacek - sklepowy - 4 osoby
8). Gdalewicz Autek - - 6 osób
9). Tojwe Icek - olejarnia - 6 osób
10). Abram Autek - rzeźnik - 5 osób
11). Zukin Abram - jatka - 7 osób
12). Moniek Izyk - fryzjer - 4 osoby
13). Moszek Sulko - piekarz - 6 osób
14). Binem Lejzerowicz - Podrabin - 5 osób
15). Guterman Leib - handlarz - 5 osób
16). Uszer Abram - krawiec - 6 osób
17). Jojne Aute - skup zboża - 7 osób
18). Simo Gersin - skup skórek - 5 osób
19). Josek Guterman - rzeźnik - 8 osób
20). Stolarski Abram - czapnik - 4 osoby
21). Flato Mejsio - krawiec - 5 osób
22). Szulc Abram - skóry - 6 osób
23). Pinkus Aute - rzeźnik - 6 osób
24). Jejcio Guterman - skup zboża - 4 osoby
25). Flako Autek - szewc - 4 osoby
26). Lewkowicz Iroz - rzezak - 4 osoby
27). Haskiel Herszt - szklarz - 3 osoby
28). Fajga z Matką - biedota - 2 osoby
29). Cipa Lejzerowicz - komunista? - 2 osoby
30). Wajsztat Abram - rzeźnik - 4 osoby
Około 160 osób zginęło z rąk Hitlera. Zima w 1944 roku byli wywiezieni do Skrzynek, tam w wagony PKP załadowani , wywiezieni na stracenie.
Dwie osoby przed wojną tj. Passik i jego siostra Tube uciekli do Rosji w partyzantce. Tube przeżyła, przyjechała do łodzi sprzedając place własnościowe, które kupił Jackiewicz, Januszkiewicz, Balcerek i inni z gm. Bedków.
Przeglądając równolegle dokumenty Straży Ogniowej w Będkowie, znalazłem na dwóch wykazach z 18 maja i 15 czerwca 1937 roku dotyczących osób wyznaczonych do dostarczenia środków lokomocji na wypadek pierwszego pożaru dla Straży Pożarnej w Będkowie na nazwiska obywateli Będkowa pochodzenia żydowskiego, nie pochodzące z listy pana Płachty: Najsztadt Srulik, Guterman Dawid i Najsztadt Josek.
Myślę, że nie są to wszystkie nazwiska Żydów mieszkających w Będkowie, być może ktoś zna inne nazwiska?
Straż Pożarna - Cennik - Reklama - Lwów - Będków - 1939
Interesujący cennik na narzędzia i przybory pożarnicze na rok 1939. Ta reklama znajduje się w aktach Ochotniczej Straży Pożarnej w Będkowie. Jest możliwość powiększenia skany po wciśnięciu na obrazek.
środa, 27 stycznia 2016
Będków - OSP - Straż Ogniowa - Protokół Zarządu - 23.VI.1921
Zamieszczam Protokół z I posiedzenia Zarządu Straży Ogniowej w Będkowie z dnia 23.VI.1921 roku, składający się z trzech stron (oryginalna pisownia):
Porządek Dzienny:
1.) Podział mandatów.
2.) Sprawy kasowe.
3.) Załatwienie najpilniejszych spraw w myśl uchwał Ogólnego Zebrania z 19.VI.21r.
4.) Wnioski.
1.) Mandaty zostały obsadzone w zarządzie w następujący sposób:
prezes - Wacław Kalkowski
wice-prezes - Władysław Walczak
sekretarz - Władysław Rakowski
zastępca sekretarza - Henryk Kluczyński
skarbnik - Roman Januszkiewicz
2.) Z koleji przystapiono do rozejrzenia się w sytuacji pieniężnej. Poprzedni skarbnik p.H.Kluczyński komunikuje iż w kasie znajduje się gotówka. Wobec nieistnienia Komisji Rewizyjnej i braku odpowiedniego protokułu Zarząd przyjmuje do wiadomości oświadczenie p.H.Kluczyńskiego, polecając zdać gotówkę za odpowiednim pokwitowaniem obecnemu skarbnikowi p.R.Januszkiewiczowi.
3.) W dalszym ciągu rozpatrywano i zdecydowano następujące sprawy:
a) stosowanie do Okólnika Związku Florjanskiego Nr.6/1521 z d.8.VI-21 - zdecydowano zapłacić do Związku składkę za rok 1921 w sumie 500 mr.
b) zdecydowano kupić 50 egzemplarzy Statutu Straży w celu rozpowszechniania go poszczególnym członkom i w tym celu zdecydowano wyasygnować marek 500.
c) zdecydowano wyasygnować marek 500 na kupno ksiązki protokularnej i materiałów piśmiennych marek 500 (z tej książki czerpię obecnie materiały !!-mój przypisek).
d) postanowiono zachęcić szerszy ogół mieszkańców Gminy na członków wspierających, załatwienie tej sprawy powierzono p.W. Falczakowi ? Palczakowi?
e) postanowiono na drodze licytacji w d. 6/7 r.b. sprzedać starą bezużyteczną sikawkę.
f) zdecydowano wysłać pisma:
1) do p.starosty w celu legalizacji Stowarzyszenia.
2) do p.starosty w sprawie przydziału drzewa na budowę szopy w Zacharzu.
3) do Sejmiku Powiatowego z prośbą o subwencję.
4) do p.Lebkuchena w sprawie reparacji zepsutej przez niego beczki.
5) do członków orkiestry: Rybaka, Węgrzynowskiego i Latochy? o odmonicję wskutek lekceważenia sobie przyjętych na siebie obowiązków.
6) do p.Gwodzińskiej podziękowanie i prośbę o dalsze poparcie.
g) zdecydowano kupić 3 bosaki i wyreperować beczkę - do załatwienia tej sprawy upoważniono p.L.S....
h) zdecydowano usunąć przy szopie nasyp, zajęcie tą sprawą powierzono p.Sosze.
i) p.W.Walczak wnosi projekt kupna gazy? opatrunkowej, członek zarządu p.R.Januszkiewicz ofiarowuje bezpłatnie takową, za co Zarząd przy niniejszym składa mu podziękowanie.
k) sprawa koni do wozów na użytek Straży polecono załatwić p.J.Burczyńskiemu.
l) postanowino wystąpić do Związku Gminy o wypłacenie przyznanego Straży zasiłku.
m) sprawę wzmocnienia ścian szopy przez odpowiednią sztabę - odłożono do najbliższej przyszłości.
n) postanowiono urządzić w d.10/VII lub 17?VII r.b. majówkę - urządzeniem majówki zajmie się Zarząd Straży.
O godzinie 1-ej w nocy posiedzenie zamknięto, naznaczając termin następnego na dzień 3/VII na g. 6-tą.
Podpisy Zarządu.
Porządek Dzienny:
1.) Podział mandatów.
2.) Sprawy kasowe.
3.) Załatwienie najpilniejszych spraw w myśl uchwał Ogólnego Zebrania z 19.VI.21r.
4.) Wnioski.
1.) Mandaty zostały obsadzone w zarządzie w następujący sposób:
prezes - Wacław Kalkowski
wice-prezes - Władysław Walczak
sekretarz - Władysław Rakowski
zastępca sekretarza - Henryk Kluczyński
skarbnik - Roman Januszkiewicz
2.) Z koleji przystapiono do rozejrzenia się w sytuacji pieniężnej. Poprzedni skarbnik p.H.Kluczyński komunikuje iż w kasie znajduje się gotówka. Wobec nieistnienia Komisji Rewizyjnej i braku odpowiedniego protokułu Zarząd przyjmuje do wiadomości oświadczenie p.H.Kluczyńskiego, polecając zdać gotówkę za odpowiednim pokwitowaniem obecnemu skarbnikowi p.R.Januszkiewiczowi.
3.) W dalszym ciągu rozpatrywano i zdecydowano następujące sprawy:
a) stosowanie do Okólnika Związku Florjanskiego Nr.6/1521 z d.8.VI-21 - zdecydowano zapłacić do Związku składkę za rok 1921 w sumie 500 mr.
b) zdecydowano kupić 50 egzemplarzy Statutu Straży w celu rozpowszechniania go poszczególnym członkom i w tym celu zdecydowano wyasygnować marek 500.
c) zdecydowano wyasygnować marek 500 na kupno ksiązki protokularnej i materiałów piśmiennych marek 500 (z tej książki czerpię obecnie materiały !!-mój przypisek).
d) postanowiono zachęcić szerszy ogół mieszkańców Gminy na członków wspierających, załatwienie tej sprawy powierzono p.W. Falczakowi ? Palczakowi?
e) postanowiono na drodze licytacji w d. 6/7 r.b. sprzedać starą bezużyteczną sikawkę.
f) zdecydowano wysłać pisma:
1) do p.starosty w celu legalizacji Stowarzyszenia.
2) do p.starosty w sprawie przydziału drzewa na budowę szopy w Zacharzu.
3) do Sejmiku Powiatowego z prośbą o subwencję.
4) do p.Lebkuchena w sprawie reparacji zepsutej przez niego beczki.
5) do członków orkiestry: Rybaka, Węgrzynowskiego i Latochy? o odmonicję wskutek lekceważenia sobie przyjętych na siebie obowiązków.
6) do p.Gwodzińskiej podziękowanie i prośbę o dalsze poparcie.
g) zdecydowano kupić 3 bosaki i wyreperować beczkę - do załatwienia tej sprawy upoważniono p.L.S....
h) zdecydowano usunąć przy szopie nasyp, zajęcie tą sprawą powierzono p.Sosze.
i) p.W.Walczak wnosi projekt kupna gazy? opatrunkowej, członek zarządu p.R.Januszkiewicz ofiarowuje bezpłatnie takową, za co Zarząd przy niniejszym składa mu podziękowanie.
k) sprawa koni do wozów na użytek Straży polecono załatwić p.J.Burczyńskiemu.
l) postanowino wystąpić do Związku Gminy o wypłacenie przyznanego Straży zasiłku.
m) sprawę wzmocnienia ścian szopy przez odpowiednią sztabę - odłożono do najbliższej przyszłości.
n) postanowiono urządzić w d.10/VII lub 17?VII r.b. majówkę - urządzeniem majówki zajmie się Zarząd Straży.
O godzinie 1-ej w nocy posiedzenie zamknięto, naznaczając termin następnego na dzień 3/VII na g. 6-tą.
Podpisy Zarządu.
Będków - OSP - Straż Ogniowa - Historia - 1918
Zupełnie przypadkowe spotkanie w dniu dzisiejszym, miało miejsce przy ulicy Warszawskiej w Będkowie. Mijając się zobaczyłem znajomą postać, chwila zastanowienia i spytałem:
- Pan Krajewski ?
- poznaje mnie pan? - chwila konsternacji, po usłyszeniu mojego imienia i nazwiska:
- tak, pamiętam, miło mi!
Nie widzieliśmy się od ponad 35 lat, czas zmienia oblicza. Kilka miłych słów dotyczących piłkarzy dawnego LZS-u, kto kogo trenował (Pan Włodek był siłą napędową i trenerem piłkarzy w latach siedemdziesiątych!), kto z kim grał...., mecze, mnóstwo kibiców pod będkowskim lasem, kogo już nie ma wśród piłkarskich braci, co jest obecnie...
Pan Włodek słyszał, że zbieram informacje o historii Będkowa, po chwili namysłu poszedł do domu i przyniósł pod pachą dokumenty, zapraszając mnie jednocześnie do budynku OSP, na ścianie, w ramce wisiało piękne oryginalne zdjęcie Druhów Straży Ogniowej w Będkowie z 11,VIII.1918 roku !!
Piękne zdjęcie, rozmiary: 23,0x 30,0 cm, z tyłu ręcznie: Szanowny Pan Andrzej Pachniewicz z Będkowa. Prawdopodobnie, to jego nagrobek znajduje się na
przykościelnym cmentarzu, (o tym wspominam w artykule o pomnikach
przykościelnego cmentarza w Będkowie).
Porozmawialiśmy o ostatnich latach jego długiej działalności w miejscowej Straży. Przeglądając oględnie przyniesione dokument, ąż serce miałem po gardłem, mając w ręku dokumenty od 1921, po rozmowie telefonicznej z panem Andrzejem, uzyskałem zgodę na ich wypożyczenie. Serdecznie dziękuję za zaufanie i możliwość ich prezentacji na szerokim forum jakim jest mój blog i Facebook! Postaram się w miarę możliwości zaprezentować wszystkie dokumenty od roku 1921 do 1939 roku włącznie, jest to kawał historii bohaterskich Druhów będkowskich.
Najbardziej wartościowa w mojej ocenie jest książka Protokołów Straży Ogniowej w Będkowie z lat 1921-28, gdzie na 96 stronach, pismem ręcznym są spisane spotkania, przygotowania do Świąt kościelnych, zabaw tanecznych, wyborów druhów, rozliczenia finansowe, pełne listy Zarządu Druhów i ich podpisy, fascynująca lektura !!!
- Pan Krajewski ?
- poznaje mnie pan? - chwila konsternacji, po usłyszeniu mojego imienia i nazwiska:
- tak, pamiętam, miło mi!
Nie widzieliśmy się od ponad 35 lat, czas zmienia oblicza. Kilka miłych słów dotyczących piłkarzy dawnego LZS-u, kto kogo trenował (Pan Włodek był siłą napędową i trenerem piłkarzy w latach siedemdziesiątych!), kto z kim grał...., mecze, mnóstwo kibiców pod będkowskim lasem, kogo już nie ma wśród piłkarskich braci, co jest obecnie...
Pan Włodek słyszał, że zbieram informacje o historii Będkowa, po chwili namysłu poszedł do domu i przyniósł pod pachą dokumenty, zapraszając mnie jednocześnie do budynku OSP, na ścianie, w ramce wisiało piękne oryginalne zdjęcie Druhów Straży Ogniowej w Będkowie z 11,VIII.1918 roku !!
Piękne zdjęcie, rozmiary: 23,0x 30,0 cm, z tyłu ręcznie: Szanowny Pan Andrzej Pachniewicz z Będkowa. Prawdopodobnie, to jego nagrobek znajduje się na
przykościelnym cmentarzu, (o tym wspominam w artykule o pomnikach
przykościelnego cmentarza w Będkowie).
Porozmawialiśmy o ostatnich latach jego długiej działalności w miejscowej Straży. Przeglądając oględnie przyniesione dokument, ąż serce miałem po gardłem, mając w ręku dokumenty od 1921, po rozmowie telefonicznej z panem Andrzejem, uzyskałem zgodę na ich wypożyczenie. Serdecznie dziękuję za zaufanie i możliwość ich prezentacji na szerokim forum jakim jest mój blog i Facebook! Postaram się w miarę możliwości zaprezentować wszystkie dokumenty od roku 1921 do 1939 roku włącznie, jest to kawał historii bohaterskich Druhów będkowskich.
Najbardziej wartościowa w mojej ocenie jest książka Protokołów Straży Ogniowej w Będkowie z lat 1921-28, gdzie na 96 stronach, pismem ręcznym są spisane spotkania, przygotowania do Świąt kościelnych, zabaw tanecznych, wyborów druhów, rozliczenia finansowe, pełne listy Zarządu Druhów i ich podpisy, fascynująca lektura !!!
niedziela, 24 stycznia 2016
Będków - Prażki - Jakubów - Wł.Reymont - Gazeta - 1987 - cz.1
Pani Agata Karlińska, zamieszczając w dniu dzisiejszym w Grupie Przyjaciół Ziemi Będkowskiej na Facebooku, post dotyczący Władysława Reymonta i Prażek -Jakubowa, niejako zmusiła mnie do zamieszczenia artykułu z Piotrkowskich Wieści z 13.XI.1987 roku. Jak każdy inny, ten materiał otrzymałem od pani Alicji Jatczak. Faktycznie, temat Reymonta jest chyba najważniejszy w dziejach naszej gminy Będków. Bywałem podczas wycieczek rowerowych w Jakubowie, niestety teren jest zamknięty. Dopiero po bezpośrednim kontakcie z panią, która opiekuje się tym muzeum, a mieszkającą w Warszawie, można ustalić termin jego zwiedzania. Myślę, że dużą rolę powinien odegrać samorząd gminy Będków, aby muzeum było czynne przynajmniej 3-4 dni w tygodniu.
Z artykułu Anny Pasek, prezentuję drugą część, dotyczącą Wł. Reymonta, w pierwszej jest zamieszczony rys historyczny gminy Będków.
Na tropach Reymonta
Wśród płaskich i rozległych pół ze skoszonym zbożem ustawionym w kopki - mała oaza zieleni. Dużo wierzb, olszyny. Przy samym zakręcie błotnistej drogi, w głębi cienistego ogrodu mały drewniany domek, nieco dalej przy dziurawym moście nad rzeczką Miazgą murowany młyn i olbrzymia, rozdarta lipa. Pod tą lipą, spięta teraz łańcuchami, pisywał swoje utwory Władysław Stanisław Reymont, a w położonym po drugiej stronie Miazgi drewnianym młynie, który już się nie zachował, pracował ojciec Reymonta. Autor "Chłopów" przebywał tutaj przez 26 lat. Jego ojciec kupił tu mająteczek w części wsi Prażki, zwanej Jakubowem, zbudowanym opodal miejsca gdzie stał poprzedni, ustawiono trzy głazy. Na jednym z nich wyryto napis: "W latach 1880-1906 stał tu dom, w którym spędził lata młodości i pisał pierwsze utwory Wł.St.Reymont, Laureat Nagrody Nobla" Obecnie domek i młyn są własnością siostrzenicy Reymonta i jej bratanicy, czyli wnuczki brata pisarza.
Władysław Reymont – Wikipedia, wolna encyklopedia
Z artykułu Anny Pasek, prezentuję drugą część, dotyczącą Wł. Reymonta, w pierwszej jest zamieszczony rys historyczny gminy Będków.
Na tropach Reymonta
Wśród płaskich i rozległych pół ze skoszonym zbożem ustawionym w kopki - mała oaza zieleni. Dużo wierzb, olszyny. Przy samym zakręcie błotnistej drogi, w głębi cienistego ogrodu mały drewniany domek, nieco dalej przy dziurawym moście nad rzeczką Miazgą murowany młyn i olbrzymia, rozdarta lipa. Pod tą lipą, spięta teraz łańcuchami, pisywał swoje utwory Władysław Stanisław Reymont, a w położonym po drugiej stronie Miazgi drewnianym młynie, który już się nie zachował, pracował ojciec Reymonta. Autor "Chłopów" przebywał tutaj przez 26 lat. Jego ojciec kupił tu mająteczek w części wsi Prażki, zwanej Jakubowem, zbudowanym opodal miejsca gdzie stał poprzedni, ustawiono trzy głazy. Na jednym z nich wyryto napis: "W latach 1880-1906 stał tu dom, w którym spędził lata młodości i pisał pierwsze utwory Wł.St.Reymont, Laureat Nagrody Nobla" Obecnie domek i młyn są własnością siostrzenicy Reymonta i jej bratanicy, czyli wnuczki brata pisarza.
Władysław Reymont – Wikipedia, wolna encyklopedia
Różne wsie chciały "przypisać" sobie Reymonta. Spory dotyczyły głównie tego, która z nich jest pierwowzorem ukazanych w "Chłopach" Lipców. Kobiele Wielkie - gdzie się urodził, Lipce - gdzie pracował (ale tylko przez rok - jak zastrzegają sobie będkowianie), ale to podobno właśnie w Prażkach- Jakubowie rodzili się "Chłopi". Dwa stawy we wsi, na które powołuje się każda ze wsi - pretendentek, nie są żadnym dowodem, ponieważ w owym czasie każda prawie wieś miała stawy, a poza tym póki nie zarosły, miały je również i Prażki. Przyjaciele Ziemi Będkowskiej przytaczają inne, ważniejsze, ich, zdaniem, dowody, z którymi nie mogą wytrzymać konkurencji pozostałe wsie chcące uchodzić za prototyp Reymontowskich Lipców.
Koniec części I
Zamieszczam życiorys sławnego noblisty z Wikipedii:
Władysław Reymont – Wikipedia, wolna encyklopedia
https://pl.wikipedia.org/wiki/Władysław_Reymont
Władysław Stanisław Reymont, właśc. Stanisław Władysław Rejment (ur. 7 maja 1867 w Kobielach Wielkich, zm. 5 grudnia 1925 w Warszawie) – polski pisarz, prozaik i nowelista, jeden z głównych przedstawicieli realizmu z elementami naturalizmu w prozie Młodej Polski. Niewielką część jego spuścizny stanowią wiersze. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za czterotomową „epopeję chłopską” Chłopi
Reymont urodził się w rodzinie organisty. Jego ojciec, Józef Rejment, człowiek oczytany, miał wykształcenie muzyczne i w tuszyńskiej
parafii pełnił obowiązki organisty, a także prowadził księgi stanu
cywilnego i korespondencję proboszcza z władzami rosyjskimi. Matka,
Antonina z Kupczyńskich, miała talent do opowiadania. Wywodziła się ze
zubożałej szlachty krakowskiej; w latach dojrzałych pisarz fakt ten
często podkreślał.
Rodzice chcieli, aby został organistą. Odmówił uczęszczania do szkół, często zmieniał zawody, miejsca zamieszkania, dużo podróżował po Polsce i Europie. Ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Rzemieślniczą. W latach 1880–1884 uczył się zawodu krawieckiego w Warszawie, po czym został czeladnikiem. W okresie 1884–1888 był aktorem w wędrownych grupach teatralnych, następnie w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł zatrudnienie jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując m.in. w Rogowie i Lipcach. W 1890 r. zmarła matka pisarza. Z twórczości literackiej utrzymywał się od 1894, kiedy przeniósł się do Warszawy, jednak swoje pierwsze wiersze pisał już w 1882 roku.
13 lipca 1900 r. Reymont uległ wypadkowi kolejowemu. Trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, jednak w raporcie lekarskim napisano, że pisarz ma 12 złamanych żeber oraz inne kontuzje ciała i nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej. Notatkę szpitalną sfałszował dr Jan Roch Raum. Wysokie odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli pomogło mu zdobyć niezależność finansową.
15 lipca 1902 w Krakowie ożenił się z Aurelią Szabłowską z domu Schatzschnejder, ślub odbył się w kościele Karmelitów na Piasku. W tym samym roku umarł jego brat Franciszek.
W 1905 roku Władysław Reymont był świadkiem wydarzeń rewolucji 1905 roku. Swoje obserwacje ze strajku powszechnego i demonstracji w Warszawie, po ogłoszeniu manifestu konstytucyjnego przez cara Mikołaja II, opisał m.in. w tekście Kartki z notatnika w nr 45 Tygodnika Ilustrowanego. Zbiór jego wspomnień z okresu, nazwanych Z konstytucyjnych dni. Notatki, przedrukowano następnie w 1956 r. w III tomie Dzieł wybranych, pt. Nowele.
Był członkiem Ligi Narodowej przed 1914 rokiem. W odpowiedzi na deklarację wodza naczelnego wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa z 14 sierpnia 1914 roku, podpisał telegram dziękczynny, głoszący m.in., że krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich.
W 1920 r. zakupił majątek w Kołaczkowie k. Wrześni.
13 listopada 1924 roku Reymont otrzymał Nagrodę Nobla. Do końca życia zasiadał w składzie Kapituły Orderu Odrodzenia Polski.
Zmarł w Warszawie 5 grudnia 1925 r. 9 grudnia został pochowany w alei Zasłużonych na cmentarzu Powązkowskim, a jego serce wmurowano w filarze kościoła pw. św. Krzyża.
Rodzice chcieli, aby został organistą. Odmówił uczęszczania do szkół, często zmieniał zawody, miejsca zamieszkania, dużo podróżował po Polsce i Europie. Ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Rzemieślniczą. W latach 1880–1884 uczył się zawodu krawieckiego w Warszawie, po czym został czeladnikiem. W okresie 1884–1888 był aktorem w wędrownych grupach teatralnych, następnie w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł zatrudnienie jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując m.in. w Rogowie i Lipcach. W 1890 r. zmarła matka pisarza. Z twórczości literackiej utrzymywał się od 1894, kiedy przeniósł się do Warszawy, jednak swoje pierwsze wiersze pisał już w 1882 roku.
13 lipca 1900 r. Reymont uległ wypadkowi kolejowemu. Trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, jednak w raporcie lekarskim napisano, że pisarz ma 12 złamanych żeber oraz inne kontuzje ciała i nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej. Notatkę szpitalną sfałszował dr Jan Roch Raum. Wysokie odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli pomogło mu zdobyć niezależność finansową.
15 lipca 1902 w Krakowie ożenił się z Aurelią Szabłowską z domu Schatzschnejder, ślub odbył się w kościele Karmelitów na Piasku. W tym samym roku umarł jego brat Franciszek.
W 1905 roku Władysław Reymont był świadkiem wydarzeń rewolucji 1905 roku. Swoje obserwacje ze strajku powszechnego i demonstracji w Warszawie, po ogłoszeniu manifestu konstytucyjnego przez cara Mikołaja II, opisał m.in. w tekście Kartki z notatnika w nr 45 Tygodnika Ilustrowanego. Zbiór jego wspomnień z okresu, nazwanych Z konstytucyjnych dni. Notatki, przedrukowano następnie w 1956 r. w III tomie Dzieł wybranych, pt. Nowele.
Był członkiem Ligi Narodowej przed 1914 rokiem. W odpowiedzi na deklarację wodza naczelnego wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa z 14 sierpnia 1914 roku, podpisał telegram dziękczynny, głoszący m.in., że krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich.
W 1920 r. zakupił majątek w Kołaczkowie k. Wrześni.
13 listopada 1924 roku Reymont otrzymał Nagrodę Nobla. Do końca życia zasiadał w składzie Kapituły Orderu Odrodzenia Polski.
Zmarł w Warszawie 5 grudnia 1925 r. 9 grudnia został pochowany w alei Zasłużonych na cmentarzu Powązkowskim, a jego serce wmurowano w filarze kościoła pw. św. Krzyża.
Będków - Szkoła - Piotr Szychowski - Gazeta - 1522-1919 - cz.2
W latach 1880-1902 nauczycielem szkoły będkowskiej był, pochodzący z Będkowa, Antoni Pachniewicz, absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Łęczycy. Pachniewicz realizował trzyletni program nauczania, który obejmował: język rosyjski,historię Rosji, przyrodę, geografię, rachunki, śpiew i gimnastykę - w jęz. rosyjskim oraz język polski i religię - w języku polskim. W nauce czytania Pachniewicz stosował uczenie abecadła i sylabizowanie. Do szkoły uczęszczały dzieci z całej gminy w liczbie 150. Nauka trwała od 8 do 12 i po południu od 2 do 4. W jednej izbie lekcyjnej uczyło się jednocześnie do 80 dzieci. Z tych względów nauczyciel nie był w stanie osobiście przepytywać wszystkich uczniów. Radził więc sobie w ten sposób, że upoważniał kilku uczniów do odpytywania młodszych kolegów z zadanych lekcji. Dawało to okazję do nadużyć. Bywało, iż ci z uczniów, którzy nie byli przygotowani do lekcji, w obawie przed surową karą ze strony nauczyciela, dawali upoważnionym kolegom do kontroli lekcji "łapówki" w postaci chleba, marchwi, grochu, gruszek, guzików itp. Najczęściej stosowanymi karami szkolnymi były: klęczenie w kącie na grochu czy kamykach, trzymanie wzniesionych w górę rąk, stanie za drzwiami klasy, bicie linią w rękę.
Kary cielesne w szkole - rycina pochodzi z Wikipedii: Obrazy dla kary cielesne w szkole
Izba lekcyjna przedstawiała straszny obraz. Przez małe okna nikły był dostęp światła, zwłaszcza jesienią i zimą, podłoga przypominała klepisko, a przez dziurawy dach przeciekał deszcz i śnieg. Mimo tych warunków, szkoła przyczyniła się do zwiększenia liczby osób umiejących jako tako czytać. Dane statystyczne wykazują, iż w roku 1900 umiało czytać w całej gminie, nie licząc Żydów, około 30 % ogółu mieszkańców. Od niepamiętnych czasów istniała w Będkowie żydowska elementarna szkoła wyznaniowa "Cheder". W chederze uczono pisania i czytania w języku hebrajskim, Starego Testamentu i Talmudu. nauczycielami chederu byli dwaj lub trzej, bardziej wykształceni miejscowi Żydzi. Praca szkolna była dla nich zajęciem ubocznym, głównym zaś - handel i rzemiosło. W roku 1902 władze szkolne mianowały nauczycielem szkoły w Będkowie, Wojciecha Golińskiego, dotychczasowego nauczyciela w Lipinach. Po przejęciu szkoły, Goliński zwrócił się do władz szkolnych i władzy gminnej z prośbą o utworzenie nowych szkół w gminie, gdyż szkoła będkowska nie była w stanie pomieścić stale wzrastającej liczby uczniów. Interwencja odniosła skutek. Władze szkolne przydzieliły nowe etaty nauczycielskie, a gmina wyraziła zgodę na świadczenia.
Koniec części 2.
czwartek, 21 stycznia 2016
Będków - Stodoły - Studnia
Stodoła - budynek gospodarczy, który przez wieki był częścią składową każdej wsi, każdego wiejskiego obejścia. W zależności od zamożności wsi, stodoły budowano na terenie indywidualnych gospodarstw lub zbiorowo na ziemi gminnej. W przypadku Będkowa, w mojej pamięci utrwaliły się dwa skupiska stodół. Jedno z nich, najbardziej mi bliskie, znajdowało się za ulicą Krzywą w kierunku lasu będkowskiego.
W tym miejscu stało osiem stodół, miejsce naszych zabaw i kieratu, nic nie zostało, dzikie krzaki, nic więcej.....
Dokładniejszych informacji udzieliła mi pani Alicja Jatczak.
Czy może pani udzielić dokładniejszych informacji, dlaczego budowano na terenie Będkowa stodoły w siedliskach ?
- zbyt gęsta zabudowa domów mieszkalnych w Będkowie, także małe działki, nie pozwalały na budowę stodół na miejscu. Także budowa ograniczona był klasą ziemi, jak wiadomo, w Będkowie większość ziemi była dobrej klasy.
- do chwili obecnej na mapach jest zaznaczona ulica Podrzeczna (przedłużenie ulicy Krętej), wzdłuż niej pobudowano 9 stodół.
Widoczne dwie pierwsze stodoły przy ulicy Podrzecznej. Postacie: od lewej Zbyszek Trela, jego bratowa, Hania Śmiechowicz-Makowska i Zenen Trela. - zdjęcie ze zbiorów Krzysia Treli.
- drugim skupiskiem stodół był teren za sadzawką, tam stały 4 budynki.
Bardzo ciekawe zdjęcie, własność pani Magdaleny Rymaszewskiej, przedstawiające sadzawkę i w tle stodoły.
- z brakiem miejsc na budowę w centrum Będkowa związana jest też sprawa studni. Nie było możliwości ich budowy na prywatnych posesjach, dlatego były dwie główne studnie, na obu Rynkach.
Chodziłem jako dziecko po wodę na Rynku Kościuszki, woda ta miała specyficzny smak, nie dało się w niej prać, od razu powstawały "zacierki", także herbata była zawsze mętna, po prostu tłusta. Moja mama była zakochana w jej smaku, ja niestety nie mogłem jej pić. Wiem, że specjalnie chodziłem po wodę do Wolbórki, kiedy było większe pranie, lub starczało wody tzw. "deszczówki".
Stało tam 11 stodół, druga od lewej strony była własnością mojej mamy, a dokładnie jest prawa strona. Nigdy nie była, jak pamiętam wypełniona sianem lub snopkami zboża. Dla mnie była miejscem wspaniałych zabaw, nasze harce przenosiliśmy także do innych bardziej ciekawych, bo pełnych siana lub słomy, właziliśmy na sąsieki, zjeżdżaliśmy w dół, jak z górek przykrytych śniegiem. Także niezapomniany do chwili obecnej był zapach świeżego siana, cudowny bukiet zapachów... W naszej stodole zamieszkała wielka sowa, potrafiłem godzinami ją obserwować, w dzień spała po aktywnej nocnej pracy, "zmuszałem" ją do aktywności, otwierała wielkie oczy, z pewnością dziwiła się, co mogę chcieć od niej.... Pod belką na której spędzała czas sjesty, leżało mnóstwo mysich kościotrupów, sowa wydalając resztki pożywienia w takiej formie, wszystkie kostki były połączone jakby błoną, nie rozlatywały się. Podczas pamiętnego pożaru 3 stodół z tego siedliska, "moja" sowa krążyła wysoko w powietrzu, nie rozumiejąc co się takiego stało, na szczęście nasza stodoła nie spłonęła. Ogień w jednej z nich zaprószyło dwóch lub trzech chłopców, widziałem ich jak uciekali w stronę Wolbórki. Była straż będkowska, byli mieszkańcy, wśród nich ja, ugasiliśmy pożar po kilkunastu godzinach. Jeszcze kilka dni, dymiło się pogorzelisko. Nie pamiętam dokładnie daty, mogło to być w latach 1976-77. Temat stodół "wypłynął" kiedy zamieściłem zdjęcie, które zrobił Krzysiu Trela, widoczne są na nim stodoły od strony ulicy Krzywej. Był też kierat przy trzeciej stodole. Na Facebooku Edytka spytała co to takiego, faktycznie, nie zobaczymy już tego praktycznego narzędzia rolnego. Obecnie, można je znaleźć tylko w skansenach. Dla nas spełniał rolę karuzeli, dla konia który był uwiązany do belki, był miejscem łażenia w kółko....
Podobny kierat, podobny do tego będkowskiego *
Obecnie w wiejskim krajobrazie, nie zobaczymy już drewnianych stodół, pozostały tylko szczątki, ruiny, bez słomianych dachów.
Ostatnia "zachowana" stodoła z prawej strony ulicy Podrzecznej......
Rolnicy pobudowali wielkie hangary z cegły, ale i już od tego się odchodzi. Zarówno siano jak i słomę beluje się i pozostawia na polach, wolałem zdecydowanie ten dawniejszy sielski widok.
Jest to materiał szczątkowy, liczę, że czytelnicy uzupełnią braki w postaci zdjęć, informacji do kogo stodoły należały i ciekawe historyjki z tym związane.
Stodoła **– budynek w gospodarstwie rolnym przeznaczony do przechowywania zebranego zboża (najczęściej w postaci snopków), siana i słomy (luzem lub sprasowanej w bele). W stodole wykonywało się też omłoty zboża, przechowywano narzędzia rolnicze, pojazdy rolnicze.
Dawne stodoły charakteryzowały się trójdzielnym podziałem: boisko przeznaczone do prac, pokryte zazwyczaj klepiskiem i dlatego często nazywane klepiskiem, oraz położone po obu stronach sąsieki przeznaczone do przechowywania zboża słomy i siana. W małych gospodarstwach budowano stodoły składające się z dwóch pomieszczeń, tj. sąsieka i boiska. Znane są również stodoły, w których po jednej stronie boiska znajdował się sąsiek, natomiast po drugiej komora lub obora. Niektóre ze stodół, obok boiska i dwóch sąsieków, miały wydzielone pomieszczenie użytkowane jako wozownia. Duże stodoły mają kilka boisk rozdzielonych sąsiekami.
W budynku stodoły, w jednym ze szczytów, wyodrębnia się czasami, za pomocą ścian pełnych z ewentualnymi drzwiami lub bramą, pomieszczenie ze stropem, przeznaczonym na niedużą oborę dla bydła. Na powstałej w ten sposób antresoli, otwartej od strony głównej przestrzeni stodoły, przechowuje się siano lub słomę. Bezpośrednie połączenie przez drzwi lub bramę, wydzielonej w ten sposób obory z zasadniczą częścią stodoły, ułatwia wykonywanie czynności związanych z przygotowaniem i podawaniem paszy. Taka forma dotyczy zwykle małych gospodarstw z niewielką hodowlą do kilku sztuk bydła.
* ** zdjęcie kieratu i materiał informacyjny pochodzi z Wikipedii.
W tym miejscu stało osiem stodół, miejsce naszych zabaw i kieratu, nic nie zostało, dzikie krzaki, nic więcej.....
Dokładniejszych informacji udzieliła mi pani Alicja Jatczak.
Czy może pani udzielić dokładniejszych informacji, dlaczego budowano na terenie Będkowa stodoły w siedliskach ?
- zbyt gęsta zabudowa domów mieszkalnych w Będkowie, także małe działki, nie pozwalały na budowę stodół na miejscu. Także budowa ograniczona był klasą ziemi, jak wiadomo, w Będkowie większość ziemi była dobrej klasy.
- do chwili obecnej na mapach jest zaznaczona ulica Podrzeczna (przedłużenie ulicy Krętej), wzdłuż niej pobudowano 9 stodół.
Widoczne dwie pierwsze stodoły przy ulicy Podrzecznej. Postacie: od lewej Zbyszek Trela, jego bratowa, Hania Śmiechowicz-Makowska i Zenen Trela. - zdjęcie ze zbiorów Krzysia Treli.
- drugim skupiskiem stodół był teren za sadzawką, tam stały 4 budynki.
Bardzo ciekawe zdjęcie, własność pani Magdaleny Rymaszewskiej, przedstawiające sadzawkę i w tle stodoły.
- z brakiem miejsc na budowę w centrum Będkowa związana jest też sprawa studni. Nie było możliwości ich budowy na prywatnych posesjach, dlatego były dwie główne studnie, na obu Rynkach.
Chodziłem jako dziecko po wodę na Rynku Kościuszki, woda ta miała specyficzny smak, nie dało się w niej prać, od razu powstawały "zacierki", także herbata była zawsze mętna, po prostu tłusta. Moja mama była zakochana w jej smaku, ja niestety nie mogłem jej pić. Wiem, że specjalnie chodziłem po wodę do Wolbórki, kiedy było większe pranie, lub starczało wody tzw. "deszczówki".
Stało tam 11 stodół, druga od lewej strony była własnością mojej mamy, a dokładnie jest prawa strona. Nigdy nie była, jak pamiętam wypełniona sianem lub snopkami zboża. Dla mnie była miejscem wspaniałych zabaw, nasze harce przenosiliśmy także do innych bardziej ciekawych, bo pełnych siana lub słomy, właziliśmy na sąsieki, zjeżdżaliśmy w dół, jak z górek przykrytych śniegiem. Także niezapomniany do chwili obecnej był zapach świeżego siana, cudowny bukiet zapachów... W naszej stodole zamieszkała wielka sowa, potrafiłem godzinami ją obserwować, w dzień spała po aktywnej nocnej pracy, "zmuszałem" ją do aktywności, otwierała wielkie oczy, z pewnością dziwiła się, co mogę chcieć od niej.... Pod belką na której spędzała czas sjesty, leżało mnóstwo mysich kościotrupów, sowa wydalając resztki pożywienia w takiej formie, wszystkie kostki były połączone jakby błoną, nie rozlatywały się. Podczas pamiętnego pożaru 3 stodół z tego siedliska, "moja" sowa krążyła wysoko w powietrzu, nie rozumiejąc co się takiego stało, na szczęście nasza stodoła nie spłonęła. Ogień w jednej z nich zaprószyło dwóch lub trzech chłopców, widziałem ich jak uciekali w stronę Wolbórki. Była straż będkowska, byli mieszkańcy, wśród nich ja, ugasiliśmy pożar po kilkunastu godzinach. Jeszcze kilka dni, dymiło się pogorzelisko. Nie pamiętam dokładnie daty, mogło to być w latach 1976-77. Temat stodół "wypłynął" kiedy zamieściłem zdjęcie, które zrobił Krzysiu Trela, widoczne są na nim stodoły od strony ulicy Krzywej. Był też kierat przy trzeciej stodole. Na Facebooku Edytka spytała co to takiego, faktycznie, nie zobaczymy już tego praktycznego narzędzia rolnego. Obecnie, można je znaleźć tylko w skansenach. Dla nas spełniał rolę karuzeli, dla konia który był uwiązany do belki, był miejscem łażenia w kółko....
Podobny kierat, podobny do tego będkowskiego *
Obecnie w wiejskim krajobrazie, nie zobaczymy już drewnianych stodół, pozostały tylko szczątki, ruiny, bez słomianych dachów.
Ostatnia "zachowana" stodoła z prawej strony ulicy Podrzecznej......
Rolnicy pobudowali wielkie hangary z cegły, ale i już od tego się odchodzi. Zarówno siano jak i słomę beluje się i pozostawia na polach, wolałem zdecydowanie ten dawniejszy sielski widok.
Jest to materiał szczątkowy, liczę, że czytelnicy uzupełnią braki w postaci zdjęć, informacji do kogo stodoły należały i ciekawe historyjki z tym związane.
Stodoła **– budynek w gospodarstwie rolnym przeznaczony do przechowywania zebranego zboża (najczęściej w postaci snopków), siana i słomy (luzem lub sprasowanej w bele). W stodole wykonywało się też omłoty zboża, przechowywano narzędzia rolnicze, pojazdy rolnicze.
Dawne stodoły charakteryzowały się trójdzielnym podziałem: boisko przeznaczone do prac, pokryte zazwyczaj klepiskiem i dlatego często nazywane klepiskiem, oraz położone po obu stronach sąsieki przeznaczone do przechowywania zboża słomy i siana. W małych gospodarstwach budowano stodoły składające się z dwóch pomieszczeń, tj. sąsieka i boiska. Znane są również stodoły, w których po jednej stronie boiska znajdował się sąsiek, natomiast po drugiej komora lub obora. Niektóre ze stodół, obok boiska i dwóch sąsieków, miały wydzielone pomieszczenie użytkowane jako wozownia. Duże stodoły mają kilka boisk rozdzielonych sąsiekami.
W budynku stodoły, w jednym ze szczytów, wyodrębnia się czasami, za pomocą ścian pełnych z ewentualnymi drzwiami lub bramą, pomieszczenie ze stropem, przeznaczonym na niedużą oborę dla bydła. Na powstałej w ten sposób antresoli, otwartej od strony głównej przestrzeni stodoły, przechowuje się siano lub słomę. Bezpośrednie połączenie przez drzwi lub bramę, wydzielonej w ten sposób obory z zasadniczą częścią stodoły, ułatwia wykonywanie czynności związanych z przygotowaniem i podawaniem paszy. Taka forma dotyczy zwykle małych gospodarstw z niewielką hodowlą do kilku sztuk bydła.
* ** zdjęcie kieratu i materiał informacyjny pochodzi z Wikipedii.
środa, 20 stycznia 2016
Będków - Szkoła - Piotr Szychowski - Gazeta - 1522-1919 - cz.1
W Gazecie Ziemi Piotrkowskiej, nr.16 z 20.IV-26.IV.1967 roku, ukazał się artykuł pana Piotra Szychowskiego, światłego historyka, urodzonego w Będkowie. Nie moim zadaniem jest komentowanie i ocena treści artykułu. Uważam, że wiadomości w nim zawarte, są warte dalszego przekazu, nie wielu z czytelników zna dokładnie historię Będkowa i okolic. Ten materiał otrzymałem od Pani Alicji Jatczak, której serdecznie dziękuję za opowieści o Będkowie i materiał z którego tak chętnie korzystam !..
Z dziejów szkoły w Będkowie, lata 1522-1919
Będków, leżący przy stacji kol.
Czarnocin (na trasie: Piotrków – Koluszki), obchodzący w roku
bieżącym 500-lecie erekcji (? ), ma bogate tradycje szkolne.
Pierwsza szkoła powstała tu już w 1522 roku, tj. w chwili
przeniesienia na kościół będkowski uprawnień parafii z
pobliskiej Rosochy. Szkółka licząca kilkunastu chłopców miała
charakter wyłącznie religijny. Celem jej było przygotowywanie dla
potrzeb kościoła parafialnego śpiewaków i ministrantów.
Uczniowie z nauczycielem (scholares cum magistro) obowiązani byli do
współudziału w ceremoniach religijnych. Organów w kościele
jeszcze nie było . Jakie były dalsze losy tej szkółki nie wiemy.
Zachowane dokumenty stwierdzają natomiast, iż w roku 1717 istniała
w Będkowie szkółka parafialna, która miała nieco inny charakter
od wzmiankowanej szkółki z 1522 roku. Program szkółki w XVII
wieku obejmował: naukę czytania i pisania, ministrantury,
śpiewania kościelnego i katechizmu. Nauka w szkółce odbywała się
nieregularnie, w zimie przerywano ją z powodu mrozów, a w lecie z
powodu prac w polu. Wskutek zubożenia gospodarczego ludności, do
szkółki uczęszczało coraz mniej chłopców i ostatecznie, z
braku uczniów szkółka przed 1779 rokiem upadła. Dopiero w roku
1825, z inicjatywy ówczesnego proboszcza będkowskiego Mikołaja
Drużbackiego , organista Antoni Gostyński rozpoczął nauczanie
dzieci czytania, pisania i rachunków. Nauka odbywała się
codziennie. Szkoła mieściła się w domu stojącym przy zbiegu ulic
Warszawskiej i Kościelnej. W roku 1858 Zebranie Gminne uchwaliło
zbudować i utrzymywać szkołę w Będkowie kosztem gminy. W tym
celu nabyto w północno-zachodniej części miasta3 morgi44 pręty
(1 ha 76 a.)ziemi, na której wybudowano dom drewniany z
przeznaczeniem na szkołę i mieszkanie dla nauczyciela oraz budynki
gospodarskie. Jako uposażenie przyznano nauczycielowi prawo
użytkowania ziemi szkolnej oraz pensję w wysokości 8 rubli
miesięcznie. Do elementarnej Rzymsko-Katolickiej Szkoły Miasta
Będkowa sprowadzono w roku 1860 nauczyciela Jurkowskiego ,
posiadającego wykształcenie gimnazjalne. Jurkowski, w
zreorganizowanej szkole, zaczął uczyć języka polskiego,
rachunków, geografii, historii Polski, śpiewu, gimnastyki i religii
– w języku polskim. Do szkoły uczęszczały dzieci w liczbie
około 60 z Będkowa i sąsiednich wiosek.
Stosowanie do ustawy z dnia 11 września
1864 roku, szkoła będkowska przeszła pod zarząd Dyrekcji Naukowej
Łódzkiej. Gdy nauczycielem był Stanisław Buchner (1873-1878)
szkoła otrzymała nazwę „Bękowskoje Odnokłasnoje Sielskoje
Naczalnoje Ucziliszcze”(Jednoklasowa Będkowska Wiejska szkoła
Początkowa). Za Buchnera szkołę wizytował naczalnik Uczelnoj
Direkcji (Naczelnik Dyrekcji Naukowej) Tarnowski.
Koniec części 1.
niedziela, 17 stycznia 2016
Będków - Kotliny - Jan Noszczyński - Ryby - Wspomnienia - cz.1
Jest to tragiczna historia jednego z mieszkańców Będkowa, nie był
on jedynym, który tak skończył życie... Przecież jego sąsiedzi zarówno z jego lewej jak i prawej strony, gdzie mieszkał na Runku Kościuszki, borykały się z problemem alkoholowym. Iluż to chłopaków leży na będkowskim
cmentarzu, mogli żyć... W ostatnim prasowym artykule który zamieściłem
na moim blogu, dziennikarz wspominał, że w całej Gminie nie było nawet
jednego Klubu Wiejskiego, gmina nie była zainteresowana, aby miejscowe
knajpy nie były ostoją dla bezrobotnych chłopaków. Można było wiele
zrobić, niestety...., niech więc każdy kto go znał, dopisze resztę...
Brakuje mi jego zdjęć, nie wiem gdzie był jego grób i innych wątków które mogą poszerzyć jego smutną historię...
Nigdy nie potrafiłem dokładnie rozszyfrować osoby Janka Noszczyńskiego. Był ode mnie zdecydowanie starszy, z moimi rodzicami mało się kontaktował. Był człowiekiem bardzo grzecznym w stosunku do nas, zawsze kłaniał się, głośno pozdrawiał. Różne opinie i słuchy chodziły po Będkowie, jedni go krytykowali inni chwalili. Miałem ten problem, że moi przyjaciele, tzn. rodzina Grzybczyńskich sąsiadowała z Noszczyńskimi, małe nieporozumienia, zwady, powodowały, że trwała cicha wojna miedzy nimi. Ja słuchałem wypowiedzi tylko jednych, więc nie mogłem być obiektywny. Obaj, zarówno Mietek jak i Janek byli wędkarzami, z tą tylko różnicą, że Mietek był wędkarzem który nie był "mięsiarzem", natomiast Janek mniej wędkarzem, a specjalistą kłusownikiem. Posiadał także wędki, ale wędkował od święta.
W tamtych czasach (lata 60-70-te), nikt nie posiadał karty wędkarskiej, każdy łapał jak chciał, nie było wymiarów ochronnych. Łapanie sieciami w okresie letnim, od mostu przy asfalcie, aż do Lipińskiego było na porządku dziennym. Ryb jednak starczało dla wszystkich. Kilka razy rozmawiałem z nim o rybach, zapraszał mnie na nocne połowy siecią, bałem się, starałem się zawsze znaleźć alibi, nie potrafiłem wprost odpowiedzieć, że nie pójdę, bo boję się późniejszych konsekwencji, jak złapie nas Milicja. Janek Noszczyński był o tyle "oznaczony" słowem Milicja, że to jeszcze bardziej potęgowało mój strach. Otóż wprost nienawidził munduru milicyjnego, krążyło o nim legendy, ilu to milicjantom obił gęby, ile to razy siedział w więzieniu... To wszystko znałem z opowieści krążących po Będkowie. Jedna z nich pozostała mi w pamięci do dzisiaj. Otóż pewnego razu, milicja szukała Janka, ukrywał się, było najście na jego dom rodzinny. Chyba zbyt późno zobaczył "nieproszonych gości", nie miał szans ucieczki oknem czy drzwiami, więc starał się schować w kominie !! Nie był wysoki, jednak dobrze zbudowany, na jego nieszczęście komin okazał się zbyt wąski, utknął w nim...., milicja pomogła mu wydostać się z niego, lecz nie na wolność, tylko za kratki...
Pamiętam także taki fakt, że wysłałem mu pocztówkę z rodzinnego urlopu w Międzyzdrojach, jak on pięknie dziękował, gdy spotkaliśmy się w Będkowie. Miał łzy szczęścia w oczach, pierwszy raz w życiu ktoś napisał do niego pozdrowienia i życzenia.
Po mojej 20-letniej nieobecności w Polsce, nic nie wiedziałem o dalszych losach Janka. Kilka lat temu dowiedziałem się, że on nie żyje, widziałem ruiny jego rodzinnego domu, później i one zniknęły (jego dom stał po prawej stronie - wysokość studni - Rynku Kościuszki, patrząc od ul. Krakowskiej). Będąc w Kotlinach gdzie przeprowadzałem wywiad z panią Janiną Sadowską i jej synem Jackiem dowiedziałem się, co dalej stało się z bohaterem moich dzisiejszych wspomnień. Niestety, pani Janina zmarła 11.11.2015 roku, pozostały nagrania, a w nich ciepłe słowa o Janku.
Czy pani dobrze znała Janka Noszczyńskiego?
- Jak nie, przecież on był chrześniakiem mojej mamy. Jego ojciec u nas, w naszym młynie pracował (chodzi o nieistniejący już młyn w Kotlinach). Janek natomiast u nas przebywał bez przerwy. Tylko ryby były mu w głowie. To był naprawdę dobry chłopak. Niepotrzebnie się rozpił, gdyby miał żonę, życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Duża wina w tym jego mamy..- przecież miał jakąś dziewczynę, ale mama była przeciwna.
- Rozmawiałam z jego mamą, mówiłam, niech się pani nie wtrąca, to jego życie, ale gdzie tam, wiedziała swoje...
Zapytałem Jacka, czy przebywając na Kotlinach, Janek też sobie popijał?
- On był sporo starszy ode mnie, raz czy dwa wypiłem z nim, u nas starał się nie spożywać alkoholu.
Uwielbiał łapać ryby, pamiętam jak jednego razu przyjechał do nas i powiedział do mojej mamy.
- Ciocia, połapię u was - mama- daj sobie spokój dzisiaj, prześpij się, możesz to zrobić jutro.
Ale gdzież tam, wyskoczył przez okno na nasze stawy i po godzinie przyniósł całą miednicę ryb !! Mieliśmy przecież swoje stawy na Miazdze, pełne były ryb. Także pod turbiną naszego młyna łapaliśmy wszyscy wspaniałe sandacze, liny, szczupaki i inne gatunki ryb.
Lat 50-te, tak wyglądała Miazga, gdzie łapał ryby Janek Noszczyński, teraz nie pozostało śladu po takiej wodzie...
Kotliny - Staw należący do Rodziny Sadowskich - Jacek w środku.
- Przyjeżdżałam do Będkowa, często kupowałam kwiatki na groby moich bliskich w Będkowie, raz zakupy robiłam u Ryzlaków, raz u Noszczyńskich. Rozmawiałam z mamą Janka, żaliła się na niego, alkohol niszczył go, nie dał sobie nic przetłumaczyć, nie pomagał w gospodarstwie, spadał coraz niżej...
Zarówno p.Janina jak i Jacek zaczęli opowiadać jak zmarł Janek. Pewnego dnia, to był chyba 2001 rok, "koledzy" założyli się z nim, że nie wypije na raz pół litra spirytusu, Janek ujął się honorem, kupił spirytus i wypił całą butelkę bez odrywania od ust...., skończyło się tragicznie, stracił przytomność, już się nie obudził.
- Byliśmy wszyscy na jego pogrzebie, najbardziej mi jest żal tego, że musiał leżeć w korytarzu... , powiedziałam wtedy do siebie głośno - Matko Bosko Przenajświętsza - dlaczego on musi leżeć w tej sionce, czy nie zasłużył na bardziej godziwe miejsce? Leżał, nie umyty, nie miał dobrego ubrania - już dobrze teraz nie pamiętam - był odziany w kolejowy lub strażacki stary mundur. Wzięłam te brudne ciuchy i uprałam je, jeszcze większym problemem było to, że nie miał trumny, nie było jej za co kupić. Moja mama dała jakieś pieniądze siostrze Noszczyńskiego lub Noszczyńskiej - dokładnie tego nie wiem - ona mieszkała na Rynku, na dołku w takim białym domku. Pamiętam jak dziś, staliśmy przed domem w trójkę (ja, moja mama i Jacek), kiedy wyciągali z sieni trumnę z ciałem Janka.
Wtedy podszedł do nas miejscowy ksiądz pytając, kim my jesteśmy dla zmarłego ?
- Proszę księdza, to nie jest ważne kim my jesteśmy, proszę, to jest moja mamusia, matka chrzestna zmarłego, a to mój syn.
Sadowscy - Matka chrzestna Janka, z mężem.
Zapytał następnie skąd pochodzimy?
- Czy to takie ważne, odpowiedziałam - pochodzimy z parafii Kurowice.
- Ach tak, teraz już wiem, Janek wspominał, że ma ciotki w Kotlinach.
Przyjeżdżałam na Wszystkich Świętych do Będkowa, także na grób Janka, niestety, na jego miejscu pochowano kogoś innego, bardzo się tym zdenerwowałam, rozmawiałam z jego rodziną, to były trudne rozmowy...
Sugerowałam, żeby chociaż zrobili tabliczkę, że tutaj leżał Janek i jego rodzice, pieniędzy mieli dość, dostali cały ich majątek, w jednym tylko miejscu było 4 morgi ziemi...
Brakuje mi jego zdjęć, nie wiem gdzie był jego grób i innych wątków które mogą poszerzyć jego smutną historię...
Nigdy nie potrafiłem dokładnie rozszyfrować osoby Janka Noszczyńskiego. Był ode mnie zdecydowanie starszy, z moimi rodzicami mało się kontaktował. Był człowiekiem bardzo grzecznym w stosunku do nas, zawsze kłaniał się, głośno pozdrawiał. Różne opinie i słuchy chodziły po Będkowie, jedni go krytykowali inni chwalili. Miałem ten problem, że moi przyjaciele, tzn. rodzina Grzybczyńskich sąsiadowała z Noszczyńskimi, małe nieporozumienia, zwady, powodowały, że trwała cicha wojna miedzy nimi. Ja słuchałem wypowiedzi tylko jednych, więc nie mogłem być obiektywny. Obaj, zarówno Mietek jak i Janek byli wędkarzami, z tą tylko różnicą, że Mietek był wędkarzem który nie był "mięsiarzem", natomiast Janek mniej wędkarzem, a specjalistą kłusownikiem. Posiadał także wędki, ale wędkował od święta.
W tamtych czasach (lata 60-70-te), nikt nie posiadał karty wędkarskiej, każdy łapał jak chciał, nie było wymiarów ochronnych. Łapanie sieciami w okresie letnim, od mostu przy asfalcie, aż do Lipińskiego było na porządku dziennym. Ryb jednak starczało dla wszystkich. Kilka razy rozmawiałem z nim o rybach, zapraszał mnie na nocne połowy siecią, bałem się, starałem się zawsze znaleźć alibi, nie potrafiłem wprost odpowiedzieć, że nie pójdę, bo boję się późniejszych konsekwencji, jak złapie nas Milicja. Janek Noszczyński był o tyle "oznaczony" słowem Milicja, że to jeszcze bardziej potęgowało mój strach. Otóż wprost nienawidził munduru milicyjnego, krążyło o nim legendy, ilu to milicjantom obił gęby, ile to razy siedział w więzieniu... To wszystko znałem z opowieści krążących po Będkowie. Jedna z nich pozostała mi w pamięci do dzisiaj. Otóż pewnego razu, milicja szukała Janka, ukrywał się, było najście na jego dom rodzinny. Chyba zbyt późno zobaczył "nieproszonych gości", nie miał szans ucieczki oknem czy drzwiami, więc starał się schować w kominie !! Nie był wysoki, jednak dobrze zbudowany, na jego nieszczęście komin okazał się zbyt wąski, utknął w nim...., milicja pomogła mu wydostać się z niego, lecz nie na wolność, tylko za kratki...
Pamiętam także taki fakt, że wysłałem mu pocztówkę z rodzinnego urlopu w Międzyzdrojach, jak on pięknie dziękował, gdy spotkaliśmy się w Będkowie. Miał łzy szczęścia w oczach, pierwszy raz w życiu ktoś napisał do niego pozdrowienia i życzenia.
Po mojej 20-letniej nieobecności w Polsce, nic nie wiedziałem o dalszych losach Janka. Kilka lat temu dowiedziałem się, że on nie żyje, widziałem ruiny jego rodzinnego domu, później i one zniknęły (jego dom stał po prawej stronie - wysokość studni - Rynku Kościuszki, patrząc od ul. Krakowskiej). Będąc w Kotlinach gdzie przeprowadzałem wywiad z panią Janiną Sadowską i jej synem Jackiem dowiedziałem się, co dalej stało się z bohaterem moich dzisiejszych wspomnień. Niestety, pani Janina zmarła 11.11.2015 roku, pozostały nagrania, a w nich ciepłe słowa o Janku.
Czy pani dobrze znała Janka Noszczyńskiego?
- Jak nie, przecież on był chrześniakiem mojej mamy. Jego ojciec u nas, w naszym młynie pracował (chodzi o nieistniejący już młyn w Kotlinach). Janek natomiast u nas przebywał bez przerwy. Tylko ryby były mu w głowie. To był naprawdę dobry chłopak. Niepotrzebnie się rozpił, gdyby miał żonę, życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Duża wina w tym jego mamy..- przecież miał jakąś dziewczynę, ale mama była przeciwna.
- Rozmawiałam z jego mamą, mówiłam, niech się pani nie wtrąca, to jego życie, ale gdzie tam, wiedziała swoje...
Zapytałem Jacka, czy przebywając na Kotlinach, Janek też sobie popijał?
- On był sporo starszy ode mnie, raz czy dwa wypiłem z nim, u nas starał się nie spożywać alkoholu.
Uwielbiał łapać ryby, pamiętam jak jednego razu przyjechał do nas i powiedział do mojej mamy.
- Ciocia, połapię u was - mama- daj sobie spokój dzisiaj, prześpij się, możesz to zrobić jutro.
Ale gdzież tam, wyskoczył przez okno na nasze stawy i po godzinie przyniósł całą miednicę ryb !! Mieliśmy przecież swoje stawy na Miazdze, pełne były ryb. Także pod turbiną naszego młyna łapaliśmy wszyscy wspaniałe sandacze, liny, szczupaki i inne gatunki ryb.
Lat 50-te, tak wyglądała Miazga, gdzie łapał ryby Janek Noszczyński, teraz nie pozostało śladu po takiej wodzie...
Kotliny - Staw należący do Rodziny Sadowskich - Jacek w środku.
- Przyjeżdżałam do Będkowa, często kupowałam kwiatki na groby moich bliskich w Będkowie, raz zakupy robiłam u Ryzlaków, raz u Noszczyńskich. Rozmawiałam z mamą Janka, żaliła się na niego, alkohol niszczył go, nie dał sobie nic przetłumaczyć, nie pomagał w gospodarstwie, spadał coraz niżej...
Zarówno p.Janina jak i Jacek zaczęli opowiadać jak zmarł Janek. Pewnego dnia, to był chyba 2001 rok, "koledzy" założyli się z nim, że nie wypije na raz pół litra spirytusu, Janek ujął się honorem, kupił spirytus i wypił całą butelkę bez odrywania od ust...., skończyło się tragicznie, stracił przytomność, już się nie obudził.
- Byliśmy wszyscy na jego pogrzebie, najbardziej mi jest żal tego, że musiał leżeć w korytarzu... , powiedziałam wtedy do siebie głośno - Matko Bosko Przenajświętsza - dlaczego on musi leżeć w tej sionce, czy nie zasłużył na bardziej godziwe miejsce? Leżał, nie umyty, nie miał dobrego ubrania - już dobrze teraz nie pamiętam - był odziany w kolejowy lub strażacki stary mundur. Wzięłam te brudne ciuchy i uprałam je, jeszcze większym problemem było to, że nie miał trumny, nie było jej za co kupić. Moja mama dała jakieś pieniądze siostrze Noszczyńskiego lub Noszczyńskiej - dokładnie tego nie wiem - ona mieszkała na Rynku, na dołku w takim białym domku. Pamiętam jak dziś, staliśmy przed domem w trójkę (ja, moja mama i Jacek), kiedy wyciągali z sieni trumnę z ciałem Janka.
Wtedy podszedł do nas miejscowy ksiądz pytając, kim my jesteśmy dla zmarłego ?
- Proszę księdza, to nie jest ważne kim my jesteśmy, proszę, to jest moja mamusia, matka chrzestna zmarłego, a to mój syn.
Sadowscy - Matka chrzestna Janka, z mężem.
Zapytał następnie skąd pochodzimy?
- Czy to takie ważne, odpowiedziałam - pochodzimy z parafii Kurowice.
- Ach tak, teraz już wiem, Janek wspominał, że ma ciotki w Kotlinach.
Przyjeżdżałam na Wszystkich Świętych do Będkowa, także na grób Janka, niestety, na jego miejscu pochowano kogoś innego, bardzo się tym zdenerwowałam, rozmawiałam z jego rodziną, to były trudne rozmowy...
Sugerowałam, żeby chociaż zrobili tabliczkę, że tutaj leżał Janek i jego rodzice, pieniędzy mieli dość, dostali cały ich majątek, w jednym tylko miejscu było 4 morgi ziemi...
piątek, 15 stycznia 2016
Będków - Zacharz - Wykno - Rudnik - Gazeta - 1984 - część 2.
Druga część tego artykułu, zdecydowanie najciekawsza, liczę, że zaciekawi czytelników. Minęło ponad 30 lat, kawałek historii, wielu z czytających nie było na świecie. Być może ktoś z Was posiada wycinki z gazet, gdzie pisano o Będkowie lub okolicy. Z wielką chęcią zamieszczę takie materiały na moim blogu, także na Fb. Proszę o informacje.
ONGIŚ MIASTO
Znów w Będkowie. Tak, tak był miastem już w piętnastym wieku! Utracił prawa miejskie po Powstaniu Styczniowym, jak setki miasteczek polskich. Zna dzieje Będkowa mgr Piotr Szychowski, emerytowany pedagog tomaszowski (a i SN-u w Piotrkowie), gorący patriota rodzinnej osady. On napisał przed laty szkic jej dziejów, wydrukował (nie wszystko w tym szkicu było prawdziwe - mój dopisek). Szkoda, nie zastałem go na ojcowiźnie. Mieszka w Tomaszowie, choć Będków odwiedza.
Zabytkowy kościół góruje nad osadą. Z okolicą związany jest Reymont. A byłe miasto nie posiada godnej szkoły. "Zbiorczą Gminną" zlokalizowano w podworskiej "zakopiance" z drewna z przełomu ubiegłego i obecnego wieku.
Szkoła mieści się tu od 1924 roku. Stemple wspierające strop zasłaniają dzieciom tablice. Ciasno, brak szatni. W chwili naszego pobytu w ciasnym holu przy dźwiękach akordeonu ćwiczono tańce ludowe. Z roku na rok przesuwana jest budowa nowej szkoły. Ale nie tylko nie ma szkoły z prawdziwego zdarzenia. Nie ma też żadnej placówki kultury. Powiadają, że władza gminna ma za lekką rękę wobec GS-u, godząc się na tłumaczenia, że uruchomienie klubu "Rolnika" się nie opłaca. Czyżby? Nie ma jednego klubu "Rolnika" w całej gminie, chociaż znalazłyby się lokale. I nie należy się dziwić, że chłopaki pod wąsem wystają godzinami przy historycznym rynku. Płeć piękna znów ratuje sytuację. Od dziesięciu lat nieprzerwanie produkują się artystycznie "Fajne Babki", czyli śpiewające panie, na co dzień zatrudnione w USC, Banku Spółdzielczym, czy innych instytucjach gminnych. Prowadzi ten dwudziestoosobowy zespół od początku i cały czas społecznie, pan Lucjan Ruta, nauczyciel z tych, którzy nie hołdują postawie "byle odbębnić swoje, a reszta mnie nie obchodzi". Jego obchodzi.
- Czy to jedyny zespół gminie bez bazy, a pracujący? - pytam.
Drugi, podobny zespół działa w Rudniku, opierając się min. na muzykalnej rodzinie Odrobinów. Panuje opinia, że nie brak w tym zespole pięknych głosów. Rudnik - to ośrodek, w którym jest szkoła RSP, zabytkowy park. Sztandarową twórczynią ludową jest pani Rozalia Kamocka z Wykna, uprawiająca wycinankarstwo i tkactwo ludowe, oparte na wzorach regionu tutejszego, brzezińskiego. Mimo zasłużonej emerytury Ministra Kultury i Sztuki, pani Kamocka jest ciągle aktywna i stanowi wzór dla innych. Ale nie tylko w gminie Będków młodzi nie przepadają za tą dziedziną twórczości, a szkoda.
MIERNIKI CZASU
Na koniec wizyty w Będkowie wróćmy raz jeszcze do gospodarki. Rolnicza gmina tym bardziej potrzebuje wody. Za wolno przebiega inwestycja wodociągowa prowadzona prze łódzki WOD-ROL, od 1979 roku. Nie dość, że końca robót i oczekiwanego efektu nie widać, to jeszcze są rozgrzebane, hamuje to poczynania estetyzujące, czyny społeczne. Kolejna sprawa - materiały budowlane. Nie spotkałem gminy, w której by panowała opinia, żw "nam dają wystarczająco". W Będkowie twierdzą, że ich gmina, budująca na miarę potrzeb obszerne budynki inwentarskie, otrzymuje tyle samo materiałów budowlanych, a nawet mniej niż gminy, których rolnicy nie budują z rozmachem, bo dominuje w ich rolnictwie chałupnictwo, "rozdrobnienie chłopo-robotnicze".
Trzecia sprawa - drogi. W sąsiedniej gminie Czarnocin - w każdej wsi asfalt. Będkowowi asfaltu się nie daję. Jedni zdresują pretensje do władz wojewódzkich, a inni... do losu. Będkó, ogniś miasto, leży dziś na uboczu. Miernikiem jakby wolniej płynącego czasu jest rzadsza częstotliwość przejazdu samochodów: na Moszczenicę i Piotrków, na Koluszki...
No, ale jeżeli szybciej stąd płynie mleko...
Jerzy Kisson-Jaszczyński.
ONGIŚ MIASTO
Znów w Będkowie. Tak, tak był miastem już w piętnastym wieku! Utracił prawa miejskie po Powstaniu Styczniowym, jak setki miasteczek polskich. Zna dzieje Będkowa mgr Piotr Szychowski, emerytowany pedagog tomaszowski (a i SN-u w Piotrkowie), gorący patriota rodzinnej osady. On napisał przed laty szkic jej dziejów, wydrukował (nie wszystko w tym szkicu było prawdziwe - mój dopisek). Szkoda, nie zastałem go na ojcowiźnie. Mieszka w Tomaszowie, choć Będków odwiedza.
Zabytkowy kościół góruje nad osadą. Z okolicą związany jest Reymont. A byłe miasto nie posiada godnej szkoły. "Zbiorczą Gminną" zlokalizowano w podworskiej "zakopiance" z drewna z przełomu ubiegłego i obecnego wieku.
Szkoła mieści się tu od 1924 roku. Stemple wspierające strop zasłaniają dzieciom tablice. Ciasno, brak szatni. W chwili naszego pobytu w ciasnym holu przy dźwiękach akordeonu ćwiczono tańce ludowe. Z roku na rok przesuwana jest budowa nowej szkoły. Ale nie tylko nie ma szkoły z prawdziwego zdarzenia. Nie ma też żadnej placówki kultury. Powiadają, że władza gminna ma za lekką rękę wobec GS-u, godząc się na tłumaczenia, że uruchomienie klubu "Rolnika" się nie opłaca. Czyżby? Nie ma jednego klubu "Rolnika" w całej gminie, chociaż znalazłyby się lokale. I nie należy się dziwić, że chłopaki pod wąsem wystają godzinami przy historycznym rynku. Płeć piękna znów ratuje sytuację. Od dziesięciu lat nieprzerwanie produkują się artystycznie "Fajne Babki", czyli śpiewające panie, na co dzień zatrudnione w USC, Banku Spółdzielczym, czy innych instytucjach gminnych. Prowadzi ten dwudziestoosobowy zespół od początku i cały czas społecznie, pan Lucjan Ruta, nauczyciel z tych, którzy nie hołdują postawie "byle odbębnić swoje, a reszta mnie nie obchodzi". Jego obchodzi.
- Czy to jedyny zespół gminie bez bazy, a pracujący? - pytam.
Drugi, podobny zespół działa w Rudniku, opierając się min. na muzykalnej rodzinie Odrobinów. Panuje opinia, że nie brak w tym zespole pięknych głosów. Rudnik - to ośrodek, w którym jest szkoła RSP, zabytkowy park. Sztandarową twórczynią ludową jest pani Rozalia Kamocka z Wykna, uprawiająca wycinankarstwo i tkactwo ludowe, oparte na wzorach regionu tutejszego, brzezińskiego. Mimo zasłużonej emerytury Ministra Kultury i Sztuki, pani Kamocka jest ciągle aktywna i stanowi wzór dla innych. Ale nie tylko w gminie Będków młodzi nie przepadają za tą dziedziną twórczości, a szkoda.
MIERNIKI CZASU
Na koniec wizyty w Będkowie wróćmy raz jeszcze do gospodarki. Rolnicza gmina tym bardziej potrzebuje wody. Za wolno przebiega inwestycja wodociągowa prowadzona prze łódzki WOD-ROL, od 1979 roku. Nie dość, że końca robót i oczekiwanego efektu nie widać, to jeszcze są rozgrzebane, hamuje to poczynania estetyzujące, czyny społeczne. Kolejna sprawa - materiały budowlane. Nie spotkałem gminy, w której by panowała opinia, żw "nam dają wystarczająco". W Będkowie twierdzą, że ich gmina, budująca na miarę potrzeb obszerne budynki inwentarskie, otrzymuje tyle samo materiałów budowlanych, a nawet mniej niż gminy, których rolnicy nie budują z rozmachem, bo dominuje w ich rolnictwie chałupnictwo, "rozdrobnienie chłopo-robotnicze".
Trzecia sprawa - drogi. W sąsiedniej gminie Czarnocin - w każdej wsi asfalt. Będkowowi asfaltu się nie daję. Jedni zdresują pretensje do władz wojewódzkich, a inni... do losu. Będkó, ogniś miasto, leży dziś na uboczu. Miernikiem jakby wolniej płynącego czasu jest rzadsza częstotliwość przejazdu samochodów: na Moszczenicę i Piotrków, na Koluszki...
No, ale jeżeli szybciej stąd płynie mleko...
Jerzy Kisson-Jaszczyński.
Subskrybuj:
Posty (Atom)