Jakimś cudem nie strącił wieży kościelnej, sekundy po tym wielki huk, dym i płomienie. tak zakończył swój lot niemiecki bombowiec, który wracał z bombardowań terenów za Bugiem, do swojego macierzystego lotniska pod Krakowem.
Śmierć w płomieniach poniósł lotnik i kobieta nawigator. Samolot rozbił się dokładnie w miejscu gdzie stoi obecnie Gminny Ośrodek Zdrowia. Wspomnienia o tej katastrofie przybliżył mi niezawodny jak zawsze Pan Witold Gernand, jest on kopalnią wiadomości. Niestety wczorajszy wywiad który trwał 2 godziny, nie został nagrany, zawiódł mój dyktafon..., niestety złośliwość rzeczy martwych. Jednak doskonale pamiętam każde słowo dotyczące tego wydarzenia. Wydobyciem ciał zajęli się żołnierze węgierscy, którzy liczbie ponad 100 stacjonowali w Będkowie. Byli oni skoszarowani na terenie szkoły. Szkoły w modrzewiowym dworku była zamknięta dla polskich dzieci, wstawiono w niej do wszystkich sal piętrowe metalowe łóżka. Tam mieli przebywać żołnierz węgierscy, ukraińscy i niemieccy. Jednak Węgrzy nie pałali miłością do Niemców i wystawili namioty wojskowe na dziedzińcu i w nich spali. Ciekawa historia z tymi Węgrami. Otóż zajmowali się oni pielęgnacją koni. Ranne i wycieńczone konie biorące udział w kampanii wojennej w na terenie Rosji, były dowożone pociągami na stację Czarnocin i spędzane do Będkowa. Było ich tysiące, Węgrzy wypasali je w okolicach Będkowa, nic nie pozostawało po ich przejściu, wygryziona trawa, krzewy i drzewa. Część koni wracała na front, inne były przeznaczane do uboju, w tym wysyłano duże transporty do obozów koncentacyjnych jako wyżywienie więźniów...
Wracając do tematu katastrofy, nadpalone zwłoki pilota, spakowano w brezentową płachtę, tak zawieszone na ramionach żołnierzy węgierskich niesiono przez Będków. Podobno śmiali się oni, to była ironia pogrzebu... Pochowano zabitych na małym cmentarzyku ewangelickim w okolicach Ewcina. Być może ktoś ma więcej informacji dotyczących tej katastrofy, proszę o kontakt.
* zdjęcie z Wikipedii: Obrazy dla Junkers Ju 88 Flugzeug Bomber zdjecie
Cześć Andrzeju
OdpowiedzUsuńZnam trochę inną wersję,nie potwierdzoną i jeden pewny fakt.W/g mieszkanki Będkowa (babci mojego wujka)samolot nadleciał z okolic Remiszewic (więc nie mógł przelecieć bardzo blisko kościoła ) i spadł nie na terenie ośrodka zdrowia tylko na przeciw obecnej szkoły powodując pożar stojących tam zabudowań. To jest fakt.Miała być w tym miejscu jakaś sadzawka albo staw.(ciekawe ,że większość samolotów celuje właśnie w takie miejsca).Niemcy otoczyli teren i nikogo nie dopuszczali.W latach 80-tych kiedy wujek wyciągał koparką pniak po drzewie posypała się z ziemi amunicja.Wezwana policja i saperzy rozkopali działkę,pozabierali amunicję,wyciągnęli przynajmniej jeden silnik.Prawdopodobnie dziób samolotu może leżeć jeszcze pod asfaltową drogą.Znaleźli też podobno jakieś kości.Jeden z pilotów podobno spadł na łąki.Wychodzi w tym miejscu dużo aluminiowych "glutów",jak odwiedzę rodzinkę to kilka ci wydłubię.
Pozdrawiam
Halskir
Witaj, dziękuję za informacje. Podałem informacje które uzyskałem od bezpośredniego świadka tej katastrofy.., takie życie..Także znalezienie jednego z silników podane zostało przez dwóch świadków. Z wielką chęcią spotkam się w Będkowie, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń