Fecebook jest niezastąpiony, ostatnio zamieszczane historyjki i komentarze do artykułów na moim blogu, poprzez członków Grupy Przyjaciół Ziemi Będkowskiej, owocują tym, ze mój zwapniony już starością mózg, budzi się do myślenia.
Przypominają mi się fakty z lat 50, kiedy miałem 5-6 lat. W wakacje mieszkaliśmy, w narożnym mieszkaniu naszego domu przy ulicy Krakowskiej, później zamieszkała w nim rodzina Dulasów. Była duża sypialnia i nie mniejsza kuchnia, warunki w tych czasach luksusowe.
Moi rodzice Jadwiga i Jan, w oknie naszego domu przy ul. Krakowskiej 1, lata 60-te. To okno jest z mieszkania po prawej stronie domu, wchodziło się od korytarza. Zamieszkaliśmy w okresach wakacyjnych w tym pokoiku, po wynajęciu frontowego mieszkania rodzinie Dulasów. W tym oknie był pod parapetem był schowek, podczas wymiany parapetu znalazłem zwitek pieniędzy papierkowych z lat międzywojennych, były ukryte przez rodzinę Żydowską, która do 1940 roku mieszkała w tym mieszkaniu, a później wysłana jak wszyscy inni Żydzi do obozów koncentracyjnych. Te banknoty gdzieś je zgubiłem ...
Wtedy zacząłem poznawać Będków, spacery z rodzicami, później samodzielne wycieczki na rynek i okolice. Byłem jak taki mały piesek, który jest ciekawy świata, poznawania czegoś nowego. Zacząłem odwiedzać ul. Warszawską, także pamiętam wspaniałe targi na Rynku, gdzie jest obecnie remiza strażacka, to był klimat! Moja mama wstawała i wychodziła na Rynek w dni targowe wcześnie rano, aby kupić od rolników taniej jaja i żywy drób. Przeważały żywe kaczki, z których przyrządzała sławetną czarninę, z makaronem własnej produkcji w kwadraciki, bardzo jej nie lubiłem, w przeciwieństwie do mojego brata Zbyszka i taty... Z czasem na targach było coraz mniej sprzedających rolników, jak i kupujących, kiedy zaprzestano handlowania na Rynku Kościuszki, nie jestem w stanie powiedzieć.Wracając do mnie, jako małemu brzdącowi zawsze mało było słodyczy. W tamtych latach nie było takich luksusów jak obecnie. Cukierki nie były każdego dnia dostępne. Na ul. Warszawskiej pod numerem 22 w Będkowie, mieścił się kolonialny sklep Andrzeja i Franciszki Bojanowskich. Będąc kiedyś z moją mamą w tym sklepiku, zobaczyłem na podwyższeniu lady wspaniały szklany słój z cukierkami, trudno teraz powiedzieć co to były za rarytasy, być może landrynki. Jednak taka ilość słodkich wspaniałości w jednym słoiku wbiła mi się w pamięć. Odtąd szukałem grosza, aby samemu robić zakupy, jak sobie dobrze przypominam, przylatywałem do sklepiku mówiąc:
- proszę za 5 groszy cukierków !
Nie zdawałem sobie sprawy ile one kosztowały, ważne, że płaciłem. Czy było to 5 groszy, czy inna moneta nie było ważne. Uczynny i uśmiechnięty pan Andrzej, ładował mi do ręki kilka słodkich wspaniałości, ja zachwycony z dobrze ubitego interesu, nad sadzawką pałaszowałem cukierki !
Po czasie okazało się, że mama wiedziała o moich wizytach w sklepie i dopłacała należną różnicę. Ten sklep miał swój klimat, chodziłem później z kartką w ręku po większe zakupy, które zlecała mi moja mama.
Zdjęcie pochodzi: http://lodzkie.fotopolska.eu/…/u170928,ry_Rynek_Kosciuszki.…
Z lewej strony doskonale widoczna karczma, należąca do rodziny Mantaja, z prawej zaś sklep Andrzeja i Franciszki Bojanowskich.
Karczma w Będkowie, pokazane wejście,rodzina Mantaja w środku zbiory własne. Zachodziłem do niej, pamiętam doskonale wnętrze restauracji, kupowałem w niej cudowną w smaku oranżadę, pamiętacie jej smak ?!
Mając naście lat zaprzyjaźniłem się z Mirkiem Jędraszkiewiczem, który odwiedzał w wakacje dom Rodziny Bojanowskich. Jak już wspominałem, lubiłem bardzo łazić po strychach domów w Będkowie. Udało mi się za jego zgodą odwiedzić poddasze także tego domu. Było tam dużo wspaniałości, starych dokumentów i listów, przeglądałem je z uwagą. Ciekawe czy chociaż część z nich przetrwały do naszych czasów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz