niedziela, 3 stycznia 2016

Będków - Góra Pusza - Nieletni "archeolodzy" - ok.1965


Jak przydatny okazał się materiał zamieszczany w Grupie Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Będkowskiej, przekonałem się sam !. Jednak okazuje się, że pamięć jest ulotna, zaczyna zawodzić. Pani Edyta Jatczak w jednym z komentarzy napisała " A zimą sanki na " Pusza górze " i dostałem olśnienia.
Góra Pusza, mogło to być w roku 1966-7, nasłuchałem się wcześniej niesamowitych opowieści, że na Górze Pusza znajdowała się strażnica, strzegąca mieszkańców Będkowa przed nieprzyjacielem, a pod nią było wejście do tunelu prowadzącego do podziemi kościoła.
Ponoć zbudowano ten kanał kilkaset lat temu, wyobraźnia o skarbach schowanych w podziemiach zaprzątała mój umysł. W roku 1966 wydano w formie książkowej powieść Zbigniewa Nienackiego : Pan Samochodzik i templariusze. "Łykałem" za przeproszeniem książkę za książką, tak pozostało mi do dzisiaj. Byłem świeżo po przeczytaniu tej wspaniałej powieści i naładowany pomysłami "zwerbowałem" Andrzeja Wasilewskiego i Krzysia Trelę (Peja) do wyprawy na Górę Pusza. Poważnym problemem był właściciel terenu Koprek, dziadek Andrzeja, ale młodzieńcza fantazja przeważyła przygodę nad niebezpieczeństwem dostania się w ręce niewielkiego wzrostem, lecz dziarskiego pana.
Któregoś ranka chyłkiem dostaliśmy się od strony Wolbórki na górę, łopaty poszły w ruch. Od samego początku było kupę gruzu, pomieszanego z kawałkami ceramiki, ozdobnych kawałków płytek. Po jakimś czasie znaleźliśmy monetę (chyba 3 grosze z 1813 czy15 roku), kopiąc coraz głębiej znaleźliśmy skorupy garnków glinianych, było ich bardzo dużo. Pozbieraliśmy większe kawałki i zanieśliśmy do mojego domu. Tak jak z klocków lego, poskładaliśmy 3 garnki, były co prawda małe ubytki, ale garnki prezentowały się znakomicie. Wpadłem wtedy na pomysł, aby wysłać je paczką do Muzeum Archeologii w Łodzi przy Placu Wolności.
Byłem w tym Muzeum wcześniej i widziałem podobne w gablotach wystawowych.
Karton znaleźliśmy w sklepie metalowym Zenka Treli, długo zajęło nam zabezpieczenie naszych skarbów, powkładaliśmy w karton siano i słomę. Tak zabezpieczoną paczkę nadaliśmy na Poczcie w Będkowie. Nie podaliśmy naszego adresu z obawy przed nieprzyjemności kopania bez pozwolenia. Kosztowało nas to troszkę grosza, ale zadowolenie było spore. Wróciliśmy do naszych wykopalisk, niestety podejrzał nas dziadek Andrzeja i z batem w ręku, usiłował nam "wytłumaczyć" swoje racje... Nie czekaliśmy, tylko dobiegliśmy do Wolbórki i przez wodę pognaliśmy ku wolności...
Tak przypomniałem sobie po 50 latach naszą archeologiczną przygodę...
Myślę, że nie byłem jedynym poszukiwaczem "skarbów" w Będkowie, napiszcie proszę coś ciekawego, także związane z Górą Pusza !
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz