poniedziałek, 29 października 2018

Adwokat - Piotrków Trybunalski - Łódź - Wspomnienia - Wrocław Klinika Cesarska - Ciechocinek - Dzieciństwo 1906-1916 - cz.5



              W tym Ciechocinku upamiętnił mi się również inny fakt. Mieszkaliśmy wówczas w "Kruszynie", a więc był to rok 1912, czyli miałem sześć lat. Po południu chodziło się do parku "na wody" i koncert. Koncertowała wówczas jakaś duża orkiestra wojskowa rosyjska.Najpierw jednak wstępowaliśmy w tym parku na kefir, do pawilonu Sigaliny, warszawskiego wytwórcy kefiru. mam kupowała go w abonamencie i gdy Źle się czuła i nie szliśmy do parku, wysyłała mnie po kefir z kartą abonamentową.
             Pewnego dnia pobiegłem po kefir. Były to czasy, kiedy nawet takiemu małemu chłopcu, nie dawano w Polsce butelki bez zapakowania w papier. Tak też się stało i tym razem. Gdy biegłem z powrotem udając pociąg, wziąłem w jedną rękę butelkę za szyjkę, nie zdając sobie sprawy, co stać się musi. Butelka wysunęła się z papieru, upadła i rozbiła się. Wystraszony pobiegłem do domu i powiedziałem, że kefiru nie dostałem. Było to moje pierwsze kłamstwo. Mama stwierdziła, ze abonament jest przecięty i wierząc mi, postanowiła udać się następnego dnia z pretensją.
             Rozmowa z ekspedientką odbyła się w mojej obecności:
             - Dlaczego nie dała pani chłopcu kefiru, mimo przecięcia abonamentu?
             - Jeżeli przecięłam abonament, to na pewno chłopcu kefir dałam.
             - On twierdzi, ze nie dostał, a on nigdy nie kłamie.
 W tym momencie się "załamałem" i pociągnąłem mamę za sukienkę. Zwróciła się do mnie:
             - O co ci chodzi?
             - Ta pani mówi prawdę, kefir dostałem, ale w drodze butelka wypadła mi z ręki i potłukła się.
Mam poczerwieniała i przeprosiła ekspedientkę. Spodziewałem się na lada "bury", ale o dziwo, Mama mnie nie ukarała a tylko, gdy odeszliśmy, powiedziała:
             - Dobrze zrobiłeś, że się przyznałeś.
             Kary, jakie Mama stosowała, były następujące, zależne od wagi przewinienia; stanie w kącie, stanie w kącie twarzą do ściany, klęczenie w kącie, klęczenie w kącie z rękami podniesionymi do góry. Kara kończyła się wówczas, gdy podchodziłem i przepraszając, całowałem Mamę.
             Gdy tylko byłem dostatecznie duży, prowadzono mnie do freblówki. Freblówkami nazywano ówczesne przedszkola, powstałe na zasadach naukowych, opracowanych przez znanego niemieckiego pedagoga Fröbla. Właścicielką freblówki była p. Jadwiga Kwiatuszyńska, która była tez moją pierwszą nauczycielką. Dzieci spędzały tam całe przedpołudnie bawiąc się, układając klocki, uprawiając gry ruchowe, śpiewając, wykonując różne drobne roboty ręczne jak np. wycinanie ramek "laubzegą" i tp. tam też pierwszy raz zwróciłem uwagę na urodę dziewczynek, która tak mi się podobała, że zawsze stawałem z nią do porannej modlitwy, odmawianej stojąc parami. Do dzisiaj pamiętam jej nazwisko - Szachowska.
             Na uroczyste święta p. Kwiatuszyńska urządzała przedstawienia i w ten sposób stałem się "aktorem". Wtedy to Mama nauczyła mnie tańczyć walca, gdyż grałem królewicza w bajce "Kopciuszek" i ta umiejętność potrzebna mi była na scenie. Przypominam sobie, że również grałem Jasia w bajce "Ja i Małgosia", a upamiętniło mi się to dlatego, że gdy z Małgosią położyłem się spać w chacie czarownicy, leżąc mrugałem oczyma, wywołując śmiech na sali.
             Jeśli chodzi o tańczenie, to później wszystkich tańców nauczyłem się sam, obserwując tańczących.

                                                            
                                                         - ciąg dalszy nastąpi -

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz