Ktoś czytając ten artykuł w Odgłosach powie, co to za historia? - nie minęło przecież 40 lat...
Dla mnie jest to historia..., w budynkach Urzędu Gminy, GOK i OSP w Brójcach często przebywam, jako radny tej gminy. Zresztą wszystko co jest związane z tematyką gminy jest mi bliskie, tematy poruszane w tym materiale, są i dziś aktualne. Czytając o Pawle Gońdzio, zrobiło mi się ciepło, szanowałem tego człowieka, był wielkiego serca, pomocny na każdym kroku. Zapraszam do przeczytania tego reportażu, być może ktoś rozpoznaje swoich bliskich, znajomych na zdjęciach?
Odgłosy : tygodnik społeczno-kulturalny. 1987-11-07 R. 30 nr 45
Heniek, najbardziej życzliwy i uprzejmy wąsacz pośród kierowców samochodów służbowych, wjechał w podziemia gmachu w pobliżu al. Mickiewicza i manewrując niby rajdowiec pomiędzy filarami ustawił wóz przy rampie. Sceneria przypominała podziemny garaż z amerykańskiego filmu o gangsterach, lecz nikt nie strzelał, choć sprawa była polityczna. Pani Zdzisława Trojanowska z WK ZSL oraz pani Grażyna Pokojowy, kierownik Rejonowego Ośrodka Działania, spuściły windą na rampę paczki z książkami i sympatyczną panią blond księgarz. Operacja się udała. Kiermasz z udziałem Łódzkiego Domu Książki stanowił ważny element w inauguracji szkolenia politycznego ZSL na szczeblu rejonu.
No i pojechaliśmy, pomagając wieszczowi w realizacji zamysłu, iżby księgi zbłądziły pod strzechy. Dosłownie rzecz biorąc jest to niemożliwe, albowiem pewny nowoczesny prominent. z czasów gdy łódzkie było prawdziwym województwem, wytępił wszystkie strzechy propagując stropodachy Na szczęście chłopi zaczynają ostatnio budować domy z dachami spadowymi, więc trochę tej wsi widać pod Łodzią.
W Brójcach oczekiwał nas gospodarz całej imprezy, Henryk Skrzyński, sekretarz GK ZSL. Krótko przystrzyżony, o chłopięcej twarzy i spojrzeniu człowieka doświadczonego, który wie, czego chce. Ma już przystojną żonę.
Wścibski reporter nie wdając się w pogawędki ruszył na rekonesans. Zanurzywszy się w plenerach stwierdził, że nad Brójcami świeci jeszcze prawdziwe październikowe słońce, powiewa ciepły wiatr, snuje się nić babiego lata i z topól opadają liście, które wywozi taczką na zaplecze rzetelny gminny sanitariusz. A w ogóle jeśli chce się znaleźć wzorowe gminne centrum, to tylko w Brójcach . Z jednej strony asfaltowej drogi kiosk „Ruchu". z drugiej zaś przystanek PKS, gdzie reklamują się na tablicach fotografowie z Woli Rakowej i Kurowic oraz mistrz od przewijania silników. Rozkład jazdy · jest mniej czytelny, ponieważ wisi pod dachem wiaty, żeby go chłopi nie przekuli na lemiesze.
Ustaliłem z całą pewnością, ten obiecany autobus miejski zmylił już trasę, omija Brójce i zahacza o Pałczew, jak się domagali mieszkańcy.
Z porzystanku PKS widać całe centrum. Na pierwszym planie dwa modrzewie, topola z resztką wstążek na pniu, pewnie po dożynkach, ciągnik i liczne samochody. Na lewo ładny pawilon z dwoma sklepami, spożywczym i przemysłowym. Na prawo okazała remiza OSP i przystawiony do niej, lecz nie mniej okazały, budynek Gminnego Ośrodka Kultury. A pośrodku długi, piętrowy estetycznie pomalowany i otoczony zewsząd pięknie utrzymanymi kwiatami gmach, w którym mieszczą się Urząd Gminy, siedziby partii i organizacji politycznych, biblioteka, poczta. Ośrodek Zdrowia. Na zaplecze zabrakło funduszy, toteż przybytek ludzkich potrzeb znajduje się w tzw. stanie surowym. W niewielkim betonowym korytku dla panów leżało uwite ze słomy gniazdo w którym zapewne niosły się okoliczne kury. Przybytek świadczy jednak usługi, albowiem zza drzwi dobiegają dźwięki przypominające zmagania człowieka z własnym jestestwem.
Naczelnika gminy tego dnia nie widziałem. Za to od rana widoczne były kobiety z Brójec i okolicy. które przygotowywały to wszystko. co tylko kobieta na wsi zdolna jest wvczarować. Pracowały pod przewodem opiekunki Kół Gospodyń Wiejskich. Janiny Gniazdowskiej i szefowej miejscowego KGW Danuty Szwed
Pierwsza osoba rozpoznana: Heniu Zawada, wieloletni radny (obecnie także)w Gminie Brójce!
Podczas mojego rekonesansu pojawili się dwaj dziennikarze. Jan Olszewski z „Zielonego Sztandaru" i red. Łuczak z „Dziennika Ludowego", ponieważ inauguracja szkolenia politycznego wiązała się z obchodami dni prasy ludowej. Dzięki Bogu, że ja tego nie świętowałem, bo tamtych co rusz wywoływano do tablicy, a Olszewskiego to nawet posadzono za stołem. I tak on opowiedział o wydawnictwach ZSL i o tym, jak dziennikarze cenią sobie szczerość i lubią pisać o tym, czym żyje wieś, to potem jedni dziękowali prasie za pomoc, a drudzy twierdzili, że prasa kłamie i bywa służalcza, ale nie w stosunku do chłopa.
Obejrzałem miejsce inauguracji. Sala przyjemna, z barwnymi jupiterami, festonami na lampach wiszących i z dorodnym fikusem. Nad wnęką napis: „Dziś Disco", a na tylnej ścianie rodzina kolorowych krasnali przed chatką. Zanim to odnotowałem, pan Heniek przywiózł docenta doktora habilitowanego Konrada Gałuszkę, który miał uświadomić ludowców ze wsi, co im grozi ze strony cywilizacji. Około czternastej byli już prawie wszyscy, łącznie z: prezesem WK ZSL, Jerzym Chojnackim. Na kiermaszu mimo wysokich cen znaczny ruch w interesie, bo i wybór bogaty
Książki z zakresu lecznictwa i hodowli, upraw, żywienia, a obok tego beletrystyka. Dużym wzięciem cieszyły się „Wykroje" i „Między ustami, a brzegiem pucharu", często też obywatele płacili dyskretnie po 420 zł. za "Barwy seksu" Lwa Starowicza.
Wreszcie pani G. Pokojowy wyjaśniła, jak będzie przebiegać i jakie formy przybierze szkolenie polityczne w okresie kampanii sprawozdawczo-zjazdowej w ZSL, po czym głos zabrał docent Gałuszko, który w tonie pogodnym zaczął przepowiadać Apokalipsę. Wieś jest mniej skażona pyłami przemysłowymi, ale pod Łodzią metale ciężkie sprawiają, że chorują kobiety ciężarne i szerzy się wcześniactwo w porodach. A na dodatek , węglowodory wielopierścieniowe kumulują się w glebie i przenikają do tkanek roślin działając rakotwórczo. Fluor zaś tak działa na układ kostny zwierząt, że krowom łamią się nogi na pastwiskach. I co zrobić z tymi gazami tworzącymi obłoki, z których potem spadają trujące kwaśne deszcze? A Bełchatów ze spalanym zasiarczonym węglem dość blisko ...
W tym momencie spoczęło na mnie spojrzenie Anki Orzechowskiej. Było takie, jakby dziennikarka przymierzała mnie do kamery telewizyjnej lub do trumny. Twarz jej była blada z przerażenia. Wyszła w pośpiechu z sali, więc pośpieszyłem jej na pomoc. Okazało się jednak, że Telewizja opanowała lewe skrzydło budynku GOK, gdzie na rejonowej wystawie kwiatów, owoców i warzyw, w które wkomponowano papieroplastykę pod postacią kwiecia, pająków i kolorowych światów, tętniło jeszcze życie. Pośród słojów z przetworami, pieczarek ze łbami jak pięści, pośród ogórków, ściętych pni brzóz, chryzantem i koszy z drobnymi kwiatami wiły się telewizyjne przewody I mówiono do kamery, co i gdzie urodziło się z tych wspaniałości : Pewien sceptyk nacinał kozikiem burak ćwikłowy. aby sprawdzić czy tutejsi rolnicy nie fuszerują i czy on naprawdę jest czerwony. Szalenie przystojna brunetka w białym wdzianku zapytała. co mi się najbardziej podoba. Odparłem, że burak pastewny. Był takich rozmiarów, że gdyby młody Władysław Komar pchnął nim w trybuny zamroczyłby dwa sektory widzów. Pochodził z Wiskitna. No, a te cudnie wyszywane płótna? Też z Wiskitna. Wykonała je przystojna brunetka, pani Janina Siedlecka.
A w sali docent Gałuszko ostrzegał, żeby się nie śmiać, bo chłopi sami się zatruwają, pijąc i paląc w nadmiarze tytoń oraz spalając węgiel, a każdy komin zagraża środowisku. Ponadto wieś nie powinna używać dezodorantów, które są lżejsze od powietrza i niszczą ochronną warstwę ozonu nad Ziemią. Wieś śmieci, co także jest zagrożeniem, i trzeba z tym skończyć.
Moim zdaniem te śmieci najczęściej podrzucają do wsi samochody z łódzkich fabryk, ale żeby nie było wzajemnych obwinień, gmina Brójce uzyska dla przykładu wzorcowe wysypisko śmieci w Pałczewie. Na zakończenie docent pocieszył zebranych, że nie jesteśmy uprzemysłowieni w tym stopniu, co Europa Zachodnia, więc nie jest aż tak groźnie, tyle że wiatry zachodnie zatruwają nas kapitalistyczna zgnilizną. Trudno temu zapobiec, a ponieważ znajdujemy sję w trudnych warunkach ekonomicznych, więc do działania na rzecz ochrony środowiska musi nas zdopingować instynkt samozachowawczy czyli strach.
Wszystkie fotografie: Grzegorz Gałasiński.Natenczas do stanowiska „Dziś Disco" podłączył się technik z lampą na długiej tyczce i zaczęło się kamerowanie. Rolnicy byli tak tym wszystkim wstrząśnięci, że zaczęli tytułować docenta profesorem i prosić, aby coś zrobił, żeby nie zatruć całkiem Brójec, bo to najlepsza rolniczo gmina w województwie. A jak tu zaczęto utwardzać drogi pyłem dymnicowym, to krowy mają poronienia i przestają być cielne. Teraz znowu ogrodnicy płacą za kominy, nie wiadomo, czy to kara, czy podatek, czy na fundusz ochrony środowiska. A jak każdy komin groźny, to wkrótce wszystkie wsie będą płacić, nie tylko ogrodnicy. A małych filtrów brak. No i to wysypisko„. Najpierw niewielkie, a teraz doszło ze strefą ochronną do 173 ha. Trzeba będzie wysiedlać i wywłaszczać dziesiątki ludzi. Głosu wsi się nie słucha, prasa ani lektor NK ZSL nie zadecydują o lokalizacji wysypiska, więc napisali do marszałka Sejmu, Romana Malinowskiego...
Podczas wymiany zdań mignęła mi w tłumie znajoma twarz. Człowiek był. tak zaaferowany, że mnie nie dostrzegał, więc go nie zaczepiałem. Z uwłosienia nawet do mnie podobny, tyle że były blondyn i bez brody. Wyszedłem za nim na ganek i zobaczyłem pojazd podobny do osinobusu, pełen kolorowych strojów ludowych. Zrobiło mi się raźniej, lżej na sercu. Przyjechali. „Rzgowianie".
Tymczasem w sali nieustępliwy w walce o czystość środowiska pan Gondzio argumentował, że bez konsultacji z chłopami. zadecydowano o lokalizacji wysypiska. I nie chodzi już o to, że przeprowadzono tylko badania ekonomiczne i że przy ciągłym ruchu ciężkich śmieciarek od wibracji mogą się zawalić chałupy. Rzecz w tym, że nie było ekspertyzy kompleksowej, a tu jakieś 250 m od śmietniska zaczyna się źródlisko Wolbórki. I jeśli ktoś zza biurka cieszy się z tego powodu, że Wolbórka wpada do Pilicy poniżej spiętrzenia wód, z których korzysta Łódź, a dalej to można zatruwać, bo to już nie nasze środowisko, to nie jest to po polsku ani po obywatelsku.
W hallu nastąpiło coś w rodzaju happeningu. Otoczony tłumem zaszokowanej publiczności, oślepiony blaskiem jupitera na tyczce, prezes Jerzy Chojnacki odpierał dzielnie ataki Anki Orzechowskiej, która zadawała mu kłopotliwe pytania. Z drugiej strony uśmiechała się do mnie znajoma twarz. I zaraz potem wpadłem w braterskie uściski, ponieważ znajoma twarz należała do Wojtka Kacperskiego, z którym solidarnie przebębniłem podstawówkę w Rzgowie. Przed dwoma laty Wojtek, z zawodu rzemieślnik, wbrew opinii społecznej i wszelkim przeciwnościom założył duży zespół folklorystyczny. Jest to w życiu Rzgowa zjawisko tak niezwykłe. iż wymaga obszernego potraktowania w reportażu.
Następnie głos zabrał prezes Chojnacki, który oświadczył, że partia chłopska ma bronić chłopów we wszystkich sprawach, a szkolenia są m. in. po to aby się uczyć, jak zmieniać mentalność ludzi w urzędach, które nieraz zamiast pomóc, utrudniają chłopom życie. Wysypisko, rzecz jasna, musi gdzieś być, ale prezes też widział te pulsujące źródełka w Paczewie, szkoda więc niszczyć przyrodę i marnować wodę pitną: Tym bardziej. że ochrona środowiska to także sprawa żywności, której wciąż mamy za mało. Jeżeli do Pałczewa, mówił prezes, bedzie się przywozić 5 tys. ton śmieci dziennie, to te kratery po żwirowni w rok się zasypie. Z Łodzi do Bełchatowa jest o 20 km dalej niż do Pałczewa, koszt transportu byłby więc wyższy, ale za to miejsca na śmieci starczyłoby na co najmniej sto lat, tę dziurę będzie się tam kopać przez pół wieku, bo tyle jest węgla.
Pośród oklasków zebrani skierowali się do prawego skrzydła na degustację. Powiedziałem Telewizji, że Wojtek Kacperski, z kt6rym chodziłem do szkoły, jest właśnie kierownikiem zespołu „Rzgowianie". Anka Orzechowska obrzuciła nas krytycznym okiem prezenterki i oznajmiła, że ja wyglądam starzej. Ze wzruszenia zaplątałem się z nią w kablach. Ania szepnęła mi do ucha z pieszczotliwą obłudą że to nieprawda, ale ona miała to w scenariuszu, po czym rzuciła się do stołów, gdzie chłopcy robili jej kamerowe przebitki z samych kanapek. - Jezus Maria - wrzasnęła - nie samo żarcie, jedzących też!
Nad stołami unosił się dyskretnie zapach jarzębiny, lecz ja się z nim nie zderzyłem. Kanapki były bogato przekładane tym, co zrodziła natura na wsi, z wyjątkiem odrobiny śledzika z puszki. Natomiast wszystkie pyszne, pachnące ciasta pochodziły z domowego wypieku.
Tutaj jeszcze degustacja, a w sali słychać już Borynowe wesele! To rzgowska kapela uderza w instrumenty. Kapelusze, kontusze, śpiewający klarnet i z werwą dudniący bęben, tańce i śpiewy!
Sekretarz Skrzyński częstuje mnie prawdziwą wiejską kiełbasą. Innych wyrobów domowej produkcji nie skosztowałem, ponieważ bełchatowski lej depresyjny sięga już Bronisina, gdzie wysychają studnie, bliżej zaś woda zalatuje czymś, co docent Gałuszko nazywa skażeniem, i w Pałczewie już nie pędzą.
A w sali sama młodość, bo większość zespołu „Rzgowianie" jeszcze w podstawówce. Stroje, tańce, przyśpiewki w stylu mazowieckim. Dudni podłoga, świsty, gwizdy, pohukiwania, okrzyki radości wyrywające się z młodych piersi. Łza się w oku kręci. .. Zatrzymane to, co przemija ... · I nie są to chrapliwe, ponure wrzaski z rockowego rykowiska ...
Za oknami już noc, a ja stoję, słucham i myślę, że WK ZSL w Łodzi jest na dobrej drodze, aby odejść raz na zawsze od łopatologii, drętwoty. pustosłowia i zdemokratyzować w pełni życie polityczne w swoich szeregach. Ludzie nie cierpią suchego werbalizmu. Uczą się jednak chętnie wówczas, gdy interesuje ich temat wykładu i gdy mogą przy okazji połączyć przyjemne z pożytecznym.
A na estradzie barwne korowody i występy solistów. Teraz już czapki z piórami i stroje krakowskie, no i „Płynie Wisła, płynie", a potem jeszcze cały bogaty program z gaikiem. aż się w oczach mieni i nogi same podrygują do tańca.
Tak się tym wzruszyłem, że pojechałem z artystami do swoich, czyli do Rzgowa. Ale żaden rzgowski milicjant nie odprawił mnie z honorami z gospody prosto do wytrzeźwialni. Nie dlatego, że zmieniono tam komendanta, ani te MO nie wkracza na teren przykościelny, gdzie mieści się przystanek autobusowy. Ten pełen wrażeń dzień sprawił, iż w głowie miałem pełno muzyki. I jadąc miejskim autobusem linii 266 do miejsca zameldowania na pobyt stały, gdzie czekała na mnie wierna Penelopa bez ·ukrytych, pod szlafrokiem narzędzi tortur, myś!alem, te może nie będzie jeszcze tak źle. Zespół ,.Rzgowianie" swoją tkwiącą w tradycji świeżością i młodością jakby rozwiał nieco obraz tego, co nas czeka. W Brójcach mówiono o degradacji środowiska, o ginącej wodzie. chorobach. zamierającej roślinności, a ci młodzi ze Rzgowa znaleźli na to antidotum. znaleźli swój sposób na życie. Jakby na przekór wszelkiemu złu i na pocieszenie w ich muzyce. tańcu i śpiewie szumią jeszcze wierzby, płynie woda źródlana, falują łany zbóż i pachnie łąką..
Ciekawe, bardzo ciekawe, szczególnie w odniesieniu do ludzkich zachowań!
OdpowiedzUsuńSamo życie, tak się żyło, mieszkańcy byli biedniejsi, ale jak myślę, bardziej zadowoleni! Mnie urzekają zdjęcia, chociażby to z wielkim stogiem słomy i ziemniakami...Pozdrawiam!
Usuń