Jakie znakomitości przebywały podczas pamiętnych i tragicznych dni listopadowych 1914 roku w Bukowcu jest materiał z książki Adolfa Eichlera - Königsbach - rok wydania 1917
ZNISZCZENIE
W pierwszych miesiącach wojny Bukowiec był świadkiem wielu przemarszów oddziałów. W drugiej połowie sierpnia 1914 roku przeszły ostatnie oddziały rosyjskie w marszu. Wkrótce potem pojawiły się niemieckie oddziały wyprzedzające. Ale już dwa dni później słabe linie niemieckie cofnęły się przed nacierającymi masami rosyjskiej kawalerii. Pod koniec września Rosjanie rozpoczęli drugi odwrót, a na początku października znów można było zobaczyć niemieckich żołnierzy. Myślano, że czas zagrożenia minął i że są bezpieczni za frontem walki, gdy nastąpiła kolejna zmiana: pod koniec października przez wieś przemaszerowały wyczerpane oddziały niemieckie wracające z Warszawy. W ślad za nimi podążały ściśle setki Rosjan, którym chętnie i tak długo, jak pozwalały na to zapasy, oferowano żądaną przez nich żywność. Jeszcze nie zdążyli się otrząsnąć po trudach, jakie ponieśli, gdy rozpoczęła się bitwa łódzka, ponownie wprowadzająca do akcji wielkie masy wojska. Teraz również Königsbach miał zostać wciągnięty w wir wojennych wydarzeń. W południe 22 listopada przez wieś przemaszerowały oddziały niemieckie. Należały one do Korpusu Schäffera-Boyadel, który posuwał się w kierunku Rzgowa, by okrążyć Rosjan pod Łodzią.
Spójny obraz ówczesnych wydarzeń można uzyskać z relacji niektórych Königsbacher, ale przede wszystkim z relacji pani Wildemann, która mieszkała na Chausse i przebywała z rodziną w swoim domu przez całe dni walk. Późnym popołudniem tego dnia pani Wildemann siedziała zrozpaczona przy kuchence. Niemieccy żołnierze, którzy od kilku godzin odpoczywali w jej domu, opowiadali jej o okrucieństwach popełnianych przez Rosjan w Prusach Wschodnich. Podpowiadali, że spokojne Königsbach znajdzie się wkrótce w samym środku bitewnego szaleństwa. Na dodatek od innych sąsiadów wsi dochodziły plotki o zemście Rosjan, bo niemieccy osadnicy byli zbyt gościnni dla swoich polno-szarych współplemieńców. Po raz kolejny okropności wojny w Prusach Wschodnich wzniosły się w jej oczach i dopiero teraz ujawniła się przed nią pełna rzeczywistość. Pamiętała o swoim synu, który w chwili wybuchu wojny musiał wraz z innymi rezerwistami z Königsbacher wstąpić do rosyjskiej armii. Broniła go i wszystkich innych synów niemieckich matek, którzy walczyli po stronie rosyjskiej przeciwko niemieckim żołnierzom i z płomiennym oburzeniem zaprzeczała możliwości, że oni również dopuścili się takich okrucieństw.
Ze zmysłów wyrwało ją wejście kilku oficerów. Chciała zaprowadzić ich do salonu. Ale młody oficer, który wszedł pierwszy, odmówił: "Jest nam zimno; chcemy zostać z panem w kuchni! Ona i jej dzieci zrobiły miejsce dla gości przy kuchence. Funkcjonariusz zapytał o nazwisko gospodarza. "A więc Wildemann to twoje nazwisko! W tym tygodniu byłem już na kwaterze u Wildemanna pod Brzezinami". Teraz jedno słowo prowadziło do drugiego. Tymczasem mówca rozejrzał się po mieszkaniu i teraz wyrażał się przyjaźnie o zamiłowaniu gospodyni do porządku.
"Dawno nie stwierdziłem, że jest tak czysto. Tak jak w domu!"
W wyniku sympatii gościa gospodyni straciła cały swój przygnębienie. Chętnie zaproponowałaby panom jedzenie. Ale kuchnia i piwnica stały się puste podczas ciągłych przemarszów wojsk. Bałamutna i zakłopotana zapytała, czy gościom zostaną podane ziemniaki. Jej propozycja została przyjęta z podziękowaniem. Kiedy ziemniaki były już prawie gotowe, pojawiło się nowe zakłopotanie; nie wiedziała, co chce z nimi zaproponować. Powiedziała więc wiernie:
"Nie wiem, z czym panowie będą jeść ziemniaki!".
Goście roześmiali się. Mówca odpowiedział:
"Z czym? - No, oczywiście rękami!".
Była całkiem zadowolona, gdy przypomniała sobie o wciąż ukrytej kiełbasie. Rozcięła go i otrzymała wiele pochwał. Chwalono również jej chleb. A gdy młody oficer usłyszał, czy następnego dnia chce się wykąpać, poprosił ją, by upiekła dla niego cztery bochenki chleba; przyślę po nie w ciągu dnia, jeśli nic się nie zdarzy, że następnego wieczoru również przyjdzie na kwaterę. Gospodyni musiała dużo opowiadać o swoim życiu, lokalnych warunkach i niebezpieczeństwie grożącym niemieckim osadnikom. Kiedy powiedziała, że tylko Bóg zapewnia ochronę przed złośliwością sąsiadów, jeden z pozostałych oficerów zgodził się z nią i powiedział:
"Masz rację. My również zdajemy się wyłącznie na Boga, który już nam cudownie pomógł!"
O czwartej rano panowie pozwolili się obudzić. Kiedy się żegnali, młody oficer powiedział: "Jak daleko podróżowałem, nigdzie nie cieszyłem się tak bardzo jak z wami! Po wojnie znów tu przyjadę. Musicie też stąd uciec; jesteście zbyt dobry jak na tutejsze warunki! Tuż przed ich wyjściem jeden z żołnierzy szepnął do niej:
"Czy wiesz, kto to jest? - To królewski książę! Dlaczego nie masz czegoś zapisanego?
Fryderyk Zygmunt Hohenzollern (1891-1927)
Zdjęcia: Wikipedia
Była zszokowana, że odezwała się do księcia jak do jednego ze swoich i nie okazała należytego szacunku. Jej mąż wszedł jednak do pokoju księcia i poprosił o kilka linijek reminiscencji. Gość chętnie się zgodził i napisał na widokówce: "W przyjaznej pamięci z Königsbach. Fryderyk Zygmunt, książę pruski". Następnie panowie odeszli.
Przez cały dzień w okolicy prowadzony był ogień armatni. Nie było już możliwości, aby książę dostał się do zamówionej przez siebie kwatery. Z uwag żołnierzy, którzy w ciągu dnia przechodzili przez wieś, mieszkańcy Königsbach wywnioskowali, że oddział niemiecki został otoczony przez Rosjan. Następnie pani Wildemann i wiele innych kobiet wzniosło gorące modlitwy do Boga o ochronę i zachowanie dla swoich ukochanych gości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz