Tytuł: Pamiętnik znaleziony w.. nie Saragossie, lecz w kontenerze.
Szkoda, że jest tylko pierwszy tom, ale są w nim bardzo ciekawe zapiski, młodego człowieka urodzonego w Radomsku, jego tragiczne dzieje jako małego dziecka, I Wojna Światowa w Radomsku, wątek z Bełchatowa, służba wojskowa w artylerii polowej 7 p.a.p w Częstochowie, Wesołej , Kamiennej Polsce itp... Zachowałem oryginalną pisownię.Ten kto przeczyta te wspomnienia, uświadomi sobie, że obecnie żyjemy w przepychu, luksusach, jeszcze narzekamy...
Mój pamiętnik - Tom I - Stanisław Mastalerz Bieganowski.
Chwile pamiętne - z przeszłości i przyszłości.
Już temu parę lat, gdy miałem zamiar pisać pamiętnik, lecz tak zeszło. lecz gdy już ukończyłem służbę wojskową, później w rok potem, gdy kończyłem rok 25-ty życia, na pamiątkę 25 lat mego życia na ziemi piszę ten pamiętnik.
Rozdział 1-wszy.
Rozpoczynając ten pamiętnik cofam się myślą aż do dnia mojego dzieciństwa, do tych chwil, kiedy przeszedłem najsmutniejsze chwile życia, aczkolwiek wtedy nie rozumiałem tego wszystkiego, jak i myśli i zabawy dziecinne, wszystko dokąd tylko pamięć moja sięga.
Miałem dwa lata gdy mnie odumarł ojciec,- nie pamiętam śmierci ojca, ani nie pamiętam jak wyglądał, pamiętam tylko jak szedłem za trumną na cmentarz,- nie rozumiałem tego, że już nie mam ojca a żywiciela naszej rodziny, gdyż ojciec pracował w fabryce mebli giętych w Nowo-Radomsku, gdzie też ja na świat przyszedłem. Po śmierci ojca spadł cały ciężar utrzymania rodziny na matkę, a pozostało nas troje dziatek: siostra moja starsza Józia mająca 5 lat, ja 3, brat Stefan najmłodszy 1 rok. Biedna mamusia! - myśmy nie rozumieli co nas spotkało!. Płakaliśmy gdyśmy widzieli, że mama płacze, więc ocierała łzy płynące strumieniami z jej oczu i przybierała twarz weselszą, gdyż widząc nasze łzy, tem większość boleść jej sprawiało to, i choć na pozór zdawała się być uśmiechniętą, lecz w sercu kielich goryczy przepełniał się z każdym dniem. Pamiętam jedną chwilę kiedy mama weselsza była niż zwykle, a tą chwilą będę pamiętał do grobu. Gdyśmy byli wszyscy w mieszkaniu, a mama wzięła swą pierś w dłonie i poczęła na nas tryskać mlekiem, a myśmy się kryli po kątach- a ja to aż pod łóżko wszedłem- tylko w tą chwilę obraz matki wżył mi się głębiej w moją młodą wyobraźnię i dziś przypominam sobie mamę siedzącą na krześle, wysoką jej postać pełną wdzięków, twarz blada, smutna pociągła, pokryta cierpieniami, rysy twarzy szlachetne, rozummne, mające w sobie coś wyższego, klasycznego, oczy ciemne, włosy brunatne.
Więcej takich serdecznych obrazów rodzinnych nie pamiętam, gdyż była to scena weselsza rodzinna zdaje się ostatnia!. Biedna matka musiała się dla nas starać o wszystko,-musiała nas nakarmić, przyodziać, gdyż my upominali się o swoje prawa, a biedna matka zmuszona pracować ponad swoje siły, nie miała się przed kimś upomnieć o swoje prawa, nie miała skąd zaczerpnąć pomocy, gdyż bracia siostry matki tak samo musieli pracować na kawałek chleba, choć pomagali i raz i drugi, ale też nie zawsze. A w dodatku musiała chodzić do lasu po drzewo, odległego do dwóch kilometrów. Więc gdy już nigdzie nie mogła znależć nadzieji ratunku uciekała się myślą ku Bogu, tam widziała jedyną ucieczkę zbolałego serca, tam jedynie znajdowała nadzieję lepszego jutra, tam widziała deskę ocalenia dzieci i ... siebie.
I Bóg się zlitował nad naszą ukochaną matką, gdyż siły jej nie wytrzymały, nie mogły podołać wszystkiemu, a na dobitkę przyszła zima, a z nią mrozy, zawieje śniegowe, a matka musiała chodzić do lasu po drzewo, więc organizm nie wytrzymał- zaziębiła się i zachorowała na... śmierć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz