Ciekawa historia związana z Kurowicami wydarzyła się w początkach roku 1930. Za pomocą podkopu skradziono Władysławowi Frączkowskiemu 3 krowy! Słyszałem o podkopach - tunelach podczas napadów na banki, ucieczki więźniów, jednak o podobnej historii nie słyszałem!
Cała ta smutna historia dla gospodarza zakończyła się jednak wykryciem sprawców, co udało mi się odnaleźć w innym artykule z końca tego roku. Przeczytajcie sami, ciekawe!
Echo. 1930-03-06 R. 6 nr 64
PODKOP ZIEMNY POD OBORĄ
ZUCHWAŁA KRADZIEŻ TRZECH KRÓW
Łódź, 6 marca. Ubiegłej nocy policja powiatowa, zaalarmowana została wiadomością o zuchwałej kradzieży z włamaniem dokonanej we wsi Kurowice-rządowe, gminy Brojce — w powiecie łódzkim. Niewykryci dotąd sprawcy, wytruwszy kiełbasą psy podwórzowe dostałi się do zagrody Władysława Frączkowskiego, któremu za pomocą podkopu ziemnego wyprowadzili 3 krowy W chwili dokonywania kradzieży przebudził się chłopiec służący, śpiący w oborze, rabusie jednak zakneblowali mu usta i skrępowanego sznurami pozostawili na miejscu. Kradzież zauważono nad ranem. Poszkodowany
zaalarmował niezwłocznie policje, która posuwając sie po śladach złoczyńców natrafiła na kałuże krwi i jelita zwierzęce. Tu złodzieje zabili jedną krowę i załadowawszy ją na oczekujący wóz uciekli. Dalsze ślady doprowadziły do szosy, tam jednak zatarły sie zupełnie. Zarządzona za złoczyńcami obława również pozostała bez skutku.
Ilustrowana Republika. 1930-12-05 R. 8 nr 333
Szajka włamywaczy przed sądem. Skazano ich na karę ciężkiego więzienia.
W styczniu i w lutym b .r- władze policyjne w Łodzi niemal dzień w dzień otrzymywały meldunki o zuchwałych włamaniach do mieszkań i przedsiębiorstw handlowych, znajdujących się na terenie naszego miasta. Ustalono, iż wszystkie te wyprawy były dziełem jednej, sprężyście zorganizowanej szajki, posiadającej na swych usługach cały sztab ludzi i operującej narzędziami najnowszej
konstrukcji, sprowadzonemi z zagranicy. Złoczyńcy ukrywali się w melinach na Bałutach. Policja kilkakrotnie dokonywała obławy w całej tej dzielnicy, lecz włamywacze za każdym razem wymykali się z zastawionych sieci. W marcu zuchwała szajka wreszcie zakończyła w Łodzi swą działalność. Policja przestała już otrzymywać meldunki o jej występach. Jak następnie ustalono, włamywacze wyczuli, iż władze są już na ich tropie i z tego względu opuścili teren Łodzi przenosząc się na prowincję, gdzie groziło im mniejsze niebezpieczeństwo. Wkrótce otrzymano meldunek o pierwszym ich występie prowincjonalnym. Włamali się oni w nocy do budynków Władysława Frączkowskiego we wsi Kurowice i uprowadzili bydło, które odwieźli furmanką do Łodzi. Żywy ten łup oddali pod opiekę Ottona i Zygmunta Arndtów, zamieszkałych przy ul. Pomorskiej Nr- 122. Tym razem policja wpadła już na ślad całej bandy. Wszyscy jej członkowie, z wyjątkiem jednego, odgrywającego rolę herszta. dostali się w ręce władz. Osadzono ich w więzieniu. Wczoraj wszyscy włamywacze stanęli przed łódzkim sądem okręgowym, który sprawę tę rozważał pod przewodnictwem sędziego Wileckiego, w asyście sędziów Halickiego i Maurera. Oskarżał prokurator Kubiak. Włamywacze na sprawie nie przyznali się do inkryminowanych im przestępstw. Każdy z nich starał się wykazać swoje alibi, dowodząc iż w czasie gdy włamania zostały popełnione, znajdował się w innej miejscowości. Świadkowie ustalili jednak udział większości oskarżonych we włamaniach. Sad skazał Orłowskiego na 5 lat, Jaworskiego na 9 lata. Wolskiego na rok i 6 miesięcy. Majczaka na rok, Zvgmunta Arndta na sześć miesięcy więzienia. szym ich występie prowinctonalnym. Ottona Arndta i Wielgusa uniewinniono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz